logo
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Zdrada przed ślubem a ratowanie związku.
Autor: Anna (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2019-01-07 23:33

Witajcie. Mam pewien problem, który postaram się opisać. Chciałabym poznać opinię ludzi wierzących na ten temat - opinie niewierzących już znam, ale ciężko ich porady zastosować do sytuacji, która wymaga właśnie Miłości Bożej.

Ponad rok temu zaręczyłam się z moim ówczesnym chłopakiem. Układało się między nami dobrze, byliśmy razem 2 lata, a znaliśmy się 3, oboje chcieliśmy budować coś poważniejszego. Ślub miał być za 8 miesięcy, większość już zaplanowaliśmy. Podchodziłam bardzo poważnie do tematu małżeństwa, chciałam się dobrze do niego przygotować. Mój narzeczony mniej, ale zachęcałam go do tego i modliłam się za niego. Jeżeli chodzi o duchowość, Bóg zawsze był dla mnie ważny. Mój narzeczony pochodził z katolickiej rodziny, chodził do kościoła i wierzył, lecz była to raczej bardzo płytka wiara. Szanowałam jego poglądy i modliłam się za niego.

8 grudnia, w godzinę łaski, pojechałam do kościoła modlić się nasze przyszłe małżeństwo, za nawrócenie nas obojga (moja wiara w ostatnim czasie także uległa spłyceniu), o to, aby Bóg stał się celem i osią naszego przyszłego małżeństwa. Pan wysłuchał moich próśb, nigdy jednak nie spodziewałabym się, że w taki sposób.

Krótko potem, przed świętami, zepsuł mi się telefon - brak zasięgu, ciężko było dodzwonić się gdziekolwiek. Narzeczony pożyczył mi swój stary telefon, a na nim znalazłam, o zgrozo,o dowody zdrady. Oczywiście szok, ból i niedowierzanie - jak to możliwe?

Pominę wszystkie rozmowy, jakie przeprowadziliśmy, generalnie okazało się jednak, że niemal 4-letni związek budowaliśmy na całkowitym kłamstwie. Stopniowo, rozmowa za rozmową, przyznawał się do wszystkiego. Mój narzeczony kłamał od początku w wielu sprawach, dotyczących jego i jego przeszłości. Przyznał, że kłamał, bo chciał się wydawać lepszy, bo zawsze zżerała go zawiść i żądza pieniądza i zazdrość do bliźnich i wręcz chora satysfakcja, gdy ktoś miał mniej. Przyznał też, że pisał z kilkoma koleżankami, a z niektórymi z nich w sposób zupełnie bezwstydny. Był też uzależniony od pornografii, chociaż nigdy nie chciał się do tego przyznać, mimo że wyczuwałam to już wcześniej. Aż wreszcie to wszystko, pół roku po naszych zaręczynach, doprowadziło do zdrady fizycznej - po prostu umówił się na seks z dziewczyną, którą też wykorzystał (ona chciała czegoś więcej). Mam podstawy twierdzić, że po tej zdradzie męczyły go wyrzuty sumienia - zerwał kontakty z dziewczynami, z którymi pisał o seksie, a pozostałym napisał, że ma narzeczoną. Jednak nie przyznał się do niczego, tylko kłamał nadal, nie zerwał też całkowicie kontaktów ze wszystkimi koleżankami, z którymi pisał. Jak twierdził, dla niego były to tylko znajome, dopiero kilka wysłanych przeze mnie prostych smsów pokazało mu, że tamte koleżanki jednak w jakiś sposób liczyły na rozwinięcie tej znajomości w coś więcej. On chyba naprawdę dopiero wtedy uświadomił sobie, że tak też nie powinien robić. Jak ja mogłam tego wszystkiego nie widzieć? Sama nie wiem, może za bardzo ufałam, może byłam naiwna, może nie przypuszczałabym, że człowiek może być zdolny do takiego zła.

Generalnie to oprócz ogromnego bólu, zawodu i poniżenia, poczułam się tak, jakbym stanęła ze złem twarzą w twarz. Po ludzku w żaden sposób nie potrafiłabym znieść tylu kłamstw i oszustw i chciałam odejść, w tym wszystkim jednak stał się cud - oboje zwróciliśmy się ze swoim bólem do Boga. Oboje zaczęliśmy modlić się za siebie, poszliśmy do spowiedzi, zaczęliśmy chodzić o wiele częściej na Msze Święte i przystępować do Komunii. Mój narzeczony powiedział, że dopiero teraz otworzyły mu się oczy na to, w jak ogromnym zakłamaniu i zniewoleniu żył. Że to było pierwsze Boże Narodzenie, które przeżył naprawdę.

Podjął też pierwsze kroki, aby wreszcie stać się prawdziwym mężczyzną, a nie zniewolonym chłopcem - przyznał się do wszystkiego zarówno moim, jak i swoim rodzicom, zmienił przy mnie numer telefonu, a starą kartę pociął i wyrzucił do kosza. Dał mi dostęp do swoich kont na portalach społecznościowych, a następnie je usunął, również w mojej obecności. Każdego dnia stara mi się pokazywać, że naprawdę chce zmienić swoje życie i że odnalazł w nim Boga.

Ja ze swojej strony wiem, że potrafiłabym nadal go kochać, mimo tego, że jest zupełnie innym człowiekiem niż myślałam, mimo tego, że zobaczyłam wszystkie jego słabości i cały bałagan w głowie. Cały swój ból ofiarowałam Bogu za przemianę jego serca i w głębi serca wybaczyłam, bo wiem, że był bardzo zagubiony. Czuję też w pewnym sensie odpowiedzialność za duszę człowieka, którego pokochałam mimo wszystko i nadal chcę dać mu mój czas i modlitwę. W naszym związku dostałam też od niego wiele dobra: czułość, opiekę, wsparcie, mnóstwo wspólnych pasji, wielką radość ze wspólnie spędzanego czasu, pomoc w każdej sekundzie, gdy tylko go potrzebowałam.

Mimo to pojawia się strach i wiele wątpliwości: Czy na pewno da radę wyzwolić się z takiego kłamstwa, czy w chwili oddalenia od Boga nie zrobi tego znów, czy na pewno cała jego przemiana jest szczera, czy on w jakiś sposób nie próbuje znów wykorzystać mojego zaufania, manipulować mną, jak mu zaufać całkowicie i nie chcieć go sprawdzać na każdym kroku. Nie rozumiem też, dlaczego kłamał i zdradzał, chociaż było między nami naprawdę dobrze i nigdy nie przeszło by mi przez myśl, że czegoś mu brakuje. On sam nie potrafi podać jednoznacznej przyczyny swojej zdrady - kłamstw tak, ale zdrady nie do końca. Myślałam być może nad jakąś psychoterapią, bo teraz widzę, że on zupełnie nie był gotowy na poważny związek, on jednak nie chce, mówi że nie otworzy się przed obcą osobą. Nie mam pojęcia jak wyobrażał sobie zamieszkanie razem po ślubie i dalsze okłamywanie mnie. Jestem mimo wszystko wdzięczna, że dowiedziałam się o wszystkim.

Pozostaje też temat ślubu - na dzień dzisiejszy nie chciałabym stanąć przed ołtarzem z człowiekiem, za którego tak bardzo nie jestem pewna, a jednak nie potrafię podjąć jednoznacznej decyzji. Z jednej strony chciałabym wszystko odwołać lub przesunąć, bo jestem świadoma, że sakrament zwiąże mnie z tym człowiekiem do końca mojego życia, a zbyt mało o nim wiem, aby się na to zdecydować. Z drugiej wydaje mi się, że być może on potrzebuje mojej bliskości nie jako dziewczyny na dojazd, ale jako żony, że może sakrament ze swoją mocą i miłością Boga pomoże to wszystko scementować.

Niby 8 miesięcy to dużo, ale i niedużo, zwłaszcza, że za miesiąc trzeba wpłacać kolejne zaliczki, które wynoszą mnóstwo pieniędzy jak na nasze możliwości. Staram się zaufać Bogu, ale jednocześnie miotam się między swoimi myślami i nie chcę dać się znowu wykorzystać i zranić.

Przepraszam za tak długi wątek, będę wdzięczna za wszelkie obiektywne spojrzenie z boku i wszelką pomoc i opinie. Z góry bardzo dziękuję.

 Tematy Autor  Data
 Zdrada przed ślubem a ratowanie związku. nowy Anna 
  Re: Zdrada przed ślubem a ratowanie związku. nowy Hanna 
  Re: Zdrada przed ślubem a ratowanie związku. nowy Rosalinda 
  Re: Zdrada przed ślubem a ratowanie związku. nowy justyna 
  Re: Zdrada przed ślubem a ratowanie związku. nowy Ka 
  Re: Zdrada przed ślubem a ratowanie związku. nowy Nadia 
  Re: Zdrada przed ślubem a ratowanie związku. nowy danusia 
  Re: Zdrada przed ślubem a ratowanie związku. nowy Mateusz 
  Re: Zdrada przed ślubem a ratowanie związku. nowy Magdalena 
  Re: Zdrada przed ślubem a ratowanie związku. nowy Tionne 
  Re: Zdrada przed ślubem a ratowanie związku. nowy Gosia 
  Re: Zdrada przed ślubem a ratowanie związku. nowy Estera 
  Re: Zdrada przed ślubem a ratowanie związku. nowy Ewa 
  Re: Zdrada przed ślubem a ratowanie związku. nowy Aniela 
  Re: Zdrada przed ślubem a ratowanie związku. nowy ghgh 
  Re: Zdrada przed ślubem a ratowanie związku. nowy Marta 
  Re: Zdrada przed ślubem a ratowanie związku. nowy arte 
  Czy Pan Bóg założył że ludzie będą grzeszyć? nowy Benek 
 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: