Autor: Annika (185.13.106.---)
Data: 2019-01-31 02:52
Dziękuję Wam wszystkim za odpowiedzi. Nie wiem, czy ktoś jeszcze wróci do tego postu, spróbuję mimo wszystko przedstawić moje wątpliwości, bo mam ich dużo. W końcu każda zmiana na lepsze wymaga wymiany, dialogu. Człowiek sam i zdany na siebie często zmaga się z jakąś trudną kwestią, problemem, nawet rozpaczą niekiedy przez lata całe a mimo to nie znajduje wyjścia z trudnej sytuacji.
Na wstępie bardzo zdziwiły mnie słowa Karoliny o przyjmowaniu komunii św. nawet CODZIENNIE, gdy walczy z grzechem. Mnie zły duch trzyma w szachu. Gdy staczam ciężkie walki, jestem sama ze względu na niebezpieczeństwo popełnienia świętokradztwa przy pochopnym przyjęciu komunii 1. z nie wystarczającym żalem za grzechy, 2. gdy się pieklę a pieklę się stale i wciąż przeżywam wewnętrzne piekło, zewnętrzna powłoka mojego życia to do pewnego stopnia PIEKŁO, to piekło jakie stworzyli mi inni ludzie, którzy popełniają straszliwe grzechy, takie grzechy, że jeży się włos na głowie, jakie potrafią popełniać na ludzkim życiu. Obecność złego ducha to również cielesne "zaczepki". Czy pamiętacie, co przechodził św. Ojciec Pio? Ja też w kółko przechodzę napaści szatana i to od roku 2000, tylko trochę inne - charakterystyczne dla mojego profilu. Zły duch nieustannie usiłuje fizycznie wyrzucić mnie z kościoła, wszystkimi środkami zmusić do opuszczenia kościoła, gdzie odprawiana jest msza św. Wiele mnie kosztuje wytrzymywanie tego i jego znęcania - regularnego znęcania nade mną. Jest mi okropnie źle i nie wiem, jak to wszystko wytrzymywać. To prawdziwe piekło na ziemi, konsekwencja zła, jakie jeden człowiek potrafi uczynić drugiemu, w którym tkwiłam długi czas. Powinnam chyba nieustannie się spowiadać, bo nieustannie dzieje się coś niedobrego. Z reguły jest tak, że jedna spowiedź wystarcza mi do przyjęcia jednej komunii. I na tym koniec. Aż do kolejnej spowiedzi.
Jeśli chodzì o wspólnotę - jedną już opuściłam, była to dobra i piękna wspólnota, dopóki nie przyłączyli się do niej nieodpowiedzialni ludzie z niedobrą przeszłością, którzy niestety nie pracują nad sobą wystarczająco. Wyobrazili sobie, że wystarczy uwierzyć w Boga, żeby stać się dobrym człowiekiem. Niestety nie! Jeśli w przeszłości popełniło się jakieś wielkie grzechy i popełniało je przez lata całe,tkwiło w takich grzechach, to trzeba bardzo pracować nad sobą i swoim PRAWDZIWYM nawróceniem, nawet po to, żeby "odkleić" od siebie stare zło starego człowieka, stare nawyki, "chodzenie na skróty" gdzie za żadną cenę nie wolno tak czynić, stare złe zachowania i złe wybory poprzedniego grzesznego człowieka. Mój kolega z grupy religijnej do spółki z drugim po prostu przejechał się po mnie. Obaj właśnie dokładnie pasują do opisu powyżej. Było to bardzo bolesne. Nie reagowałam na sygnały ostrzegawcze, jakie sama sobie dawałam trochę wcześniej: że z chwilą pojawienia się jednego z nich w grupie nie warto już dłużej do niej przynależeć (znałam tego człowieka trochę wcześniej w związku z innymi podejmowanymi aktywnościami).
W tej chwili rozważam opuszczenie jeszcze innej formacji, której jeszcze nie opuściłam przez krótką chwilę tylko ze względu na wasz głos, bo znów mam silne sygnały ostrzegawcze, że dzieje się coś niedobrego. Ogromna to szkoda i strata, człowiek nie powinien faktycznie być sam. Tylko że nie jestem w stanie stanąć do otwartej konfrontacji z pewnymi ludzkimi wyborami, to nie dla mnie. Jednak po około tygodniu stwierdzam, że dalej chyba nie daję rady.
Obie formacje - bo ta również, są piękne, dobre i super interesujące, dające duchowy wzrost i rozwój. Tylko że to, co ludzie robią sobie nawzajem, jest mniej piękne. Nie jest to dobre, mimo że nosi pozory dobra i pretenduje do dobra, JEST JEDNAK DOTKLIWYM ZŁEM JEDYNIE POD POZOREM DOBRA. Z czymś takim miałam już wielokrotnie w życiu do czynienia, to zniszczyło moje życie. Mam maksymę: traktuj mnie tak, jak sam chciałbyś (jak sama chciałabyś) być traktowana przez innych, nie inaczej. Czyż nie tego uczył Pan Jezus: kochaj bliźniego swego jak siebie samego?. Nie kochaj go tak, żeby Tobie było w tej miłości bliźniego dobrze, żebyś dobrze o sobie myślał, że taki dobry jesteś i tak dobre rzeczy robisz. Kochaj go tak, żeby jemu było dobrze. A mnie jest źle i to bardzo źle.
Więc może któregoś dnia postanowię: dość! i zostanę sama. I mam już program na bycie samą: będę oglądać sobie regularnie różne prelekcje i wykłady chrześcijańskich mówców i egzorcystów na youtube i czytać artykuły z internetu, choćby na portalu: katolik.pl czy innych portalach, na które nigdy nie mam czasu. Lub z gazet katolickich dostępnych w internecie. Niekiedy kupię sobie książkę w takim stylu, jaki realizuje czy realizowała moja grupa i zrealizuję jej program sama. Nie będzie mi z tym gorzej a może będzie mi lepiej. To tylko problem czasowy: trzeba zarezerwować sobie z żelazną konsekwencją trochę czasu a potem zrobić to, co się zamierzało.
Zielona Mrówka, dziękuję za super ciekawą i wnikliwą ocenę: ja faktycznie koncentruję się na uwolnieniu mnie od zła i sposobach złagodzenia cierpienia. Pana Boga winiłam jakby chwilę wcześniej za wiele rzeczy, które przytrafiły mi się w życiu, niedobrych rzeczy. Za to, że patrzył na to,co inni ludzie mi robili i NIE REAGOWAŁ. Patrzył na moją bezradność, walenie głową w mur. To był ogrom cierpienia, jest nadal. Kilka lat temu nie zareagowałam na Jego wezwanie w pewnej kwestii. Żałuję już tego bardzo. Nie szukałam bliskości Boga. Mam chyba nie najlepsze stereotypy na temat Pana Boga, dotarło to już do mnie w roku 2016, gdy mój spowiednik wysłał mnie na rekolekcje na temat Pana Boga: kim On naprawdę jest, jaki On naprawdę jest. Podał mi te rekolekcje na talerzu, miałam tylko dojechać z Krakowa do Zakopanego. Niestety - ogromnie żałuję, nie zdołałam. Jest coś, co skutecznie eliminuje mnie z udziału w rekolekcjach, choćby były najlepsze, najwspanialsze, najbardziej odkrywcze. To znów działanie złego ducha. Kompletnie nie umiem sobie z tym poradzić. Nie znam rozwiązania dla takich sytuacji. Taka sytuacja ponownie pojawiła się w tym roku: musiałam przerwać coś w rodzaju rekolekcji, na których już byłam: tak silne było dręczenie, cierpienie, działy się tak złe rzeczy. Bardzo chciałam je kontynuować. Bardzo.
Zagadnienie woli i odpowiedzialności: bardzo dużo jest połamanych rzeczy w moim życiu, które chroniłam, w które włożyłam wiele pracy lub wysiłku. W wielu sferach życia. Zmagania na co dzień z MASYWNYM złem. To odbiera człowiekowi poczucie sprawczości, że coś znaczy w swoim życiu, że jest autorem swojego życia. Nie. Jest tylko ofiarą.
Dziękuję Danusia za linka, postaram się skorzystać.
Gosia, tak, piszę o czymś innym, piszę o walce o przetrwanie w warunkach dość ekstremalnych, gdzie dzieje się bardzo źle. Moje życie jest dość normalne i przeciętne, nawet nudne jak się patrzy na nie z boku, ja nie popełniam wielkich grzechów, pomimo to jak mogę nie trwać w cudzych grzechach? Przecież życie potrafią zniszczyć a nawet odebrać i przekreślić nie tylko własne grzechy. Nie znam rozwiązania dla tej sytuacji.
|
|