logo
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Duże, nieporadne dziecko w ciele 34 latka. Jak żyć?
Autor: Rafał (34 l.) (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2019-02-28 08:10

Drodzy forumowicze,

Od dłuższego czasu zbieram się do napisania tego, co leży mi na sercu, ale ciągle się wahałem, czy jest w ogóle sens wywlekać swoje osobiste sprawy.
Nawet nie wiem, czy pisanie o tym cokolwiek zmieni w moim życiu, lecz chciałbym po prostu, aby ktoś wysłuchał, a raczej przeczytał o mojej historii, której jak dotąd nikomu nie opowiedziałem od A do Z.
Jest to historia mojego życia, zagmatwanego, bardzo nieidealnego i odważyłbym się użyć słowa "przegranego", gdyż tak się właśnie czuję na chwilę obecną.
A więc zaczynając od nowa. Urodziłem się 34 lata temu w jednym z większych Polskich miast, w statystycznie normalnej polskiej rodzinie. Od samego początku byłem dzieckiem dość skrytym, nieśmiałym, przejawiajacym cechy wycofanego, wystraszonego chłopaka. Nie umiałem sie bawić z rówieśnikami, a wręcz nie odczuwałem takiej wewnętrznej potrzeby. Dorastałem jako jedynak, więc w domu moje aspołeczne predyspozycje tylko się pogłębiały. Lubiłem przebywać w swoim świecie wyobraźni i własnych zabaw..nikt jednak z tego powodu nie panikował i nie próbował mnie wtedy "naprawiać". Powiedzmy, że gdy zaczęła się szkoła, już tak skrajnie aspołecznych zachowań nie przejawiałem, jednak odkąd pamiętam towarzyszyło mi poczucie bycia gorszym od swoich rówieśników, niedopasowanym do reszty, słabszym i głupszym.
Niektórzy wykorzystywali to i okres podstawówki był naznaczony nieprzyjemnymi zdarzeniami, jak np wyłudzanie pieniędzy, szantażowanie, różne szturchanki na przerwach, itp. Na lekcjach wf-u byłem totalną fajtłapą, nie umiejącą grać w gry zespołowe, a to tylko pogłębiało moje poczucie bycia wybrakowaną jednostką.
Dla chłopaka w wieku dorastania przynależność do grupy rówieśniczej jest bardzo ważna, a ja..odkąd pamietam, ciągle nosiłem ten cięzar bycia słabeuszem, niezdarą, ofermą..i można tak długo wymieniać.
Wiara w moim życiu była obecna, choć wychowywałem się w rodzinie tzw katolików niepraktykujących, czyli nikt mnie do kościoła nie wyganiał, gdy np w niedzielę wolałem pograć na komputerze zamiast iść na Mszę, jednak coś mnie ciągnęło do kościoła i z własnej woli starałem się szukać Boga na swój sposób.
W liceum mój stosunek do siebie i rówieśników również nie uległ zmianie, a poza tym trafiłem do klasy, w ktorej nie umiałem się odnaleźć. Koledzy zachowywali się w sposób prymitywny, ciągle głupie żarty robili, a ja znów czułem się jak w cyrku wśród małp.
Nie chodzi o to, że miałem wygórowane mniemanie o sobie i czułem się od nich mądrzejszy, ale nie tolerowalem pewnego typu żartów, jednak aby nie dać się zgnoić w tej klasie, zacząłem sam zakładać maski i zachowywać sie trochę jak pajac, aby mnie nie gnębili tak jak w podstawówce.
Perspektywa najbliższych 4 lat jako ofiara losu nie była dla mnie zbyt optymistyczna, więc tak grałem swoją rolę, aby mnie akceptowali.
W mlodym wieku, gdy człowiek powinien nawiązywać pierwsze poważniejsze relacje, moim priorytetem było jedynie tak udawać, aby nie być znów poniewieranym i jakoś przepchnąć to liceum do końca. Poza szkołą oczywiście żadnych aktywności nie miałem, jedynie siedzenie w domu, tworzenie muzyki i ewentualnie komputer.
Do czego zmierzam pisząc to wszystko? Do tego, że gdy minely czasy licealne, nie czułem się na siłach, aby iść na studia, choć zdałem maturę..nie miałem pomysłu na siebie i swoje życie..zniszczona psychika przez lata szkolne nie pozwoliła mi na umiejętne podjęcie decyzji odnośnie kolejnych lat edukacji i swojego samorozwoju. Muszę też nadmienić, że kontakt z rodzicami miałem nie do końca taki, jaki być powinien. Z ojcem sporadyczne rozmowy, bo głównie pracował w delegacji, a nawet jak był, to nie miałem odwagi zwierzać mu się ze swoich porażek..mamie również nie chciałem opowiadać o tym co mnie gryzło i tak przez większość czasu dusiłem w sobie wiele rozterek
Wracając do tematu dalszej drogi edukacyjnej to szczerze mówiac chciałem mieć swiety spokój, bo nie było mi łatwo uwierzyć, ze nagle wszystko się odmiieni i zacznę świetnie sie dogadywać z ludźmi.
Z nauką również mi szło raczej słabo, bo z natury jestem osobą rozkojarzoną, która ma problemy z dłuższą koncentracją uwagi na jednym zadaniu, więc w kwestii ocen, również to u mnie wyglądało nieciekawie.
Wiem..czytając to, pewnie mogą się Państwo zastanawiać, dlaczego to wszystko piszę, a tak mało jest tematu Pana Boga i wiary.
Otóż chcę ten wątek również poruszyć. Mając 20 lat zacząłem poważniej się zastanawiać nad moim rozwojem duchowym i przeżyłem pewnego rodzaju nawrócenie - wyspowiadalem się po kilku latach, poczułem, ze wiara może nadac życiu sens i kierunek. Moje serce zostało wypełnione radością i lekkością oraz pragnieniem poznawania Boga.
Nie chcę zbytnio się wdawać w szczegóły, bo musiałby powstać z tego niezły elaborat. Ten okres pełnego powrotu na łono kościoła po dłuższym czasie bez spowiedzi przyniósł mi wiele wewmętrznych pocieszeń, poczucia odkrycia sensu życia. Przez jakieś 2 lata żyłem w takim stanie, choć oczywiście zdarzały sie rozterki i trudności jak u każdego, jednak po krótkim czasie dochodziłem do siebie.
Niestety historia zatoczyła krąg i potem wszystko zaczęło mi się sypać w życiu.
jeszcze zanim to nastąpiło, znalazłem swoją pierwszą pracę jako ochroniarz w centrum handlowym - szło mi tam całkiem nieźle jako osobie , która raczej siebie oceniała jako aspołeczną, a byłem codziennie wystawiony na kontakt z wieloma osobami. To mi podniosło samoocenę i poczucie, że jednak mogą być ze mnie ludzie. Oprócz aspektu wiary i pobożności, spory nacisk kładłem na to, czy jestem w stanie sobie radzić w codziennych czynnościach zyciowych, bo co komu po człowieku rozmodlonym, który jest niezaradny, zalękniony i nic mu się nie udaje.
Niestety..cała sielanka trwała kilka miesięcy, a potem wszystko zaczęło się sypać jak domek z kart - wróciłem do grzechu nieczystego, z którym sobie już jako tako zaczynałem radzić. Masturbacja znów zaczęła być ważną częścią mojego życia i przez to moja relacja z Bogiem zeszła na dalszy plan..po pewnym czasie zaczęły się również problemy w pracy i w domu, które nasiliły moją potrzebę ucieczki w fantazje.
W domu czułem sie coraz gorzej, ponieważ mama popadła w tarapaty finansowe przez własną lekkomyślność. Narobiła długów, przez co między rodzicami dochodziło do częstych kłótni na tym tle..a potem uruchomiła się już cała lawina problemów. Dałem się nakłonic mamie na wzięcie 2 kredytów, z czego 1 spłaciłem, a z drugim miałem problem i sprawa wylądowała u komornika.
Nie chcę się wdawać w szczególy, bo doszło do tego po części z mojej winy - zwolniłem się z pracy w ochronie bo juz nie dawałem rady psychicznie.
Generalnie znów moje życie zaczęło przypominać to z młodszych lat - poczucie bycia kopanym w d** przez ludzi i w dodatku przez najbliższą rodzinę.
Do Boga probowałem wracać cały czas, ale już z wewnętrznym żalem w sercu, że dopuścił do tak złych rzeczy.
Potem znalazłem pracę na produkcji, gdzie wytrzymałem ponad 4 lata. Ogólnie nie był to jakiś zły czas, ale negatywnych doświadczeń również nie zabrakło.
Wtedy pojawiły się również pierwsze podejrzenia depresji i nerwicy u mnie. Zacząłem mieć coraz częściej stany totalnej niechęci do robienia czegokolwiek, notorycznego zmęczenia, a nawet drażliwości.
Zacząłem planować poważnie wyprowadzke z domu rodzinnego, choć nie opłacało się to zbytnio finansowo, jednak czułem coraz większą potrzebę odseparowania się od rodziców, a konkretnie od matki. Cały czas przewijał się żal w sercu o to, że namówiła mnie na kredyt i że mam przez nia problemy.
Nic z tego jednak nie wyszło - zabkrało mi determinacji w dążeniu do celu.
Juz nie chcę przedłużać tego wpisu, więc przyspieszę fakty Teraz jestem osobą bezrobotną, pracującą dorywczo w róznych miejscach, aby jakoś mieć na życie, bez pomysłów na siebie, swoją teraźniejszość i przyszłosć, bez pewności siebie. Nawet głupia rozmowa kwalifikacyjna mnie stresuje, bo tam trzeba się produkować jakim to się jest bystrzakiem, a ja nie mam nic do zaoferowania.
Problemy z koncentracją, pamięcia, rozdrażnienie, to moi stali przyjaciele teraz, więc nawet pozornie prosta praca na kasie odpada, bo przecież tam jest kontakt z pieniędzmi i trzeba myśleć co się robi.
Czuję się jak duże, nieporadne dziecko w ciele 34 latka, w na dodatek dochodzą z każdym rokiem coraz większe problemy..coś na wzór efektu śnieżnej kuli. Mam coraz mniej sił, bo to wszystko dźwigać, już nawet nie wiem kogo miałbym prosić o pomoc. Chodzilem przez jakiś czas do psychologa przy poradni rodzinnej w parafii, ale poza miłą rozmową, takie spotkania w moim życiu zbyt wiele nie zmieniły.
Czasami myślę, że musiałbym chyba mieszkać w jakimś ośrodku, gdzie inni nakładali by na mnie dyscyplinę, pewien rodzaj zadań do wykonania..I może wtedy bym wyszedł na ludzi,. bo sam w domu przy mamie, czy nawet bez niej..mam tendencję do pobłażania sobie, do ulegania wewnętrznej niemocy, która już nie wiem na ile jest chorobą, a na ile zwyczajnym lenistwem.
Wiara w Boga obecnie jest dla mnie czymś bardzo kruchym. Nie umiem kochać Boga, nie umiem już nawet modlić się do niego, choć codziennie wylewam litanię pytań "dlaczego" i żalu o to, jak moje życie się potoczyło.
Ja wiem, że każdy jest kowalem swojego losu, ale chciałbym mieć po prostu jakiś punkt zaczepienia. Zanosiłem wiele modlitw w osatnim czasie o poprawę mojej sytuacji, a wydaje się, ze nic nie drgnęło w tym temacie. Czuję się zawiedziony Bogiem.
Wiem, że Bóg to nie jest maszynka do zaspokajania ludzkich pragnień, jednak ja proszę jedynie o wyrwanie z tego marazmu, aby poczuć się szczęśliwym.
Już nawet zapomniałem co to znaczy, gdyż każdego dnia zmagam sie z napięciem, smutkiem lub niechęcią,. Ta ciągła batalia z własnymi emocjami potrafi wykończyć.
Już nawet przewijają się w mojej głowie myśli o śmierci, że jeśli nadal nic nie ulegnie zmianie, to wolę umrzeć..Nie mam jednak odwagi, aby popełnić samobójstwo, a poza tym - ja w głębi serca bardzo chcę żyć. Chcę życ, jednak to jak to życie wygląda od kilku lat przypomina wegetacje. Czuję się jak więzień bez wyroku, niby na wolności, ale zamknięty w niewidzialnej klatce, z której nie widze drogi wyjścia.

Przepraszam za przydługi wpis.
Może to nie jest właściwe miejsce na takie wywody, ale musiałem gdzieś dać upust moim kłębiącym się myślom.

Bóg zapłac tym, którzy dotrwali do końca :)

 Re: Duże, nieporadne dziecko w ciele 34 latka. Jak żyć?
Autor: SzczePan (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2019-02-28 14:22

Może za bardzo w swoim życiu wszystko analizujesz. Może trzeba się po prostu cieszyć chwilą. Tak czasami analizujemy swoje życie na dziesiątą stronę że pół życia nam na tym zejdzie i zapominamy o cieszeniu się nim. Nie tylko Ty jesteś małym dzieckiem w ciele 34-latka. Każdy niezależnie od wieku tak ma. W głębi duszy jesteśmy dziećmi, które starają się udawać dorosłych, jednym to udawanie dorosłych lepiej wychodzi, innym gorzej. Nie jest z Tobą tak źle.

 Re: Duże, nieporadne dziecko w ciele 34 latka. Jak żyć?
Autor: Wojtek (185.135.2.---)
Data:   2019-02-28 16:58

Cześć Rafal, dzięki za wielką odwagę podzielenia się z nami swoją historią. Z mojej strony ważne żebyś znalazłem sobie jakieś hobby ja proponuję rower, dla mnie świetna odskocznia od problemów dnia codziennego, a takich mam sporo między innymi choroba nowotworowa :) no i modlić się nie z wyrzutami ale z pokorą i ufnością :) pozdro i trzymaj się będzie dobrze :)

 Re: Duże, nieporadne dziecko w ciele 34 latka. Jak żyć?
Autor: B. (---.191.89.12.ipv4.supernova.orange.pl)
Data:   2019-02-28 19:25

Zachęcam Cię gorąco do zaprenumerowania dwumiesięcznika "Miłujcie się". Tam znajdziesz dobre odpowiedzi na nurtujące Cię problemy.
Serdecznie pozdrawiam :)

https://milujciesie.org.pl/
https://zamow.milujciesie.org.pl/pl/

 Re: Duże, nieporadne dziecko w ciele 34 latka. Jak żyć?
Autor: Estera (---.146.57.106.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2019-02-28 22:49

Idź do psychologa, proponuję też skontaktować się z psychiatrą. Psycholog pomoże uporządkować emocje. Obaj specjaliści znają się też na myślach samobójczych.

 Re: Duże, nieporadne dziecko w ciele 34 latka. Jak żyć?
Autor: ja (---.maszyna.pl)
Data:   2019-03-01 11:35

Napiszę najkrócej jak się da - idź do psychiatry, nie potrzebujesz skierowania ani nie musisz czekać w kolejce, wiem co mówię bo osoba mi bardzo bliska jest w podobnej sytuacji. Zanim targniesz się na swoje życie zrób krok do wyzwolenia i daj sobie pomóc specjalistom. Powodzenia, pamiętam w modlitwie

 Re: Duże, nieporadne dziecko w ciele 34 latka. Jak żyć?
Autor: Mateusz (84.38.84.---)
Data:   2019-03-01 15:56

W rozwiązywaniu każdego problemu ważna jest właściwa kolejność podejmowanych działań. W Twoim przypadku wyglądałaby ona tak:
wizyta u specjalisty (polecałbym psychiatrę, naprawdę nie warto się wstydzić zwrócenia po pomoc właśnie do niego) -> wdrożenie odpowiedniego leczenia problemów, które się rozwinęły -> kiedy uda się je nieco opanować tak, abyś mógł przyjmować zadania w sposób odpowiedzialny, bez obaw, że przeszkodą będą jakieś lęki czy chęć uciekania w wyimaginowany świat, poszukanie pracy dla siebie. Jeśli twierdzisz, że nie przepadasz za bezpośrednimi kontaktami z ludźmi, mogłoby to być coś tymczasowego, abyś zarobił pieniądze potrzebne do zrobienia prawa jazdy, mam na myśli konkretnie kategorię C lub jeszcze lepiej C+E. Posiadając je, mógłbyś zostać przewoźnikiem i dostarczać na miejsce różne towary, a kontakt z innymi osobami byłby ograniczony do niezbędnego minimum (odebranie towaru/listu przewozowego i zdanie go u celu).

 Re: Duże, nieporadne dziecko w ciele 34 latka. Jak żyć?
Autor: katoliczka (---.dynamic.mm.pl)
Data:   2019-03-01 16:39

Bardzo dobrze, że tu napisałeś. Nie napiszę nic nowego, zaufałam Jezusowi, bo on jest lekarzem najlepszym i obrońcą słabych, pokrzywdzonych, nieumiejętnych. Uwierzyć, na podstawie tego co powiedział: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Wemijcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie” (Mt 11, 28-30).
Paradoksalnie jesteś w najlepszej sytuacji, żeby powiodło się tobie, bo... 'Moc w słabości się doskonali' (2 Kor 12,9). Cała swoja uwagę poświęć pragnieniu poznania Boga, czytaj, słuchaj, módl się wytrwale z dziękczynieniem.Bóg jest dobry, miłujący.
Dziś pomodlę się za ciebie w pierwszy piątek miesiąca na Mszy św.
Z Bogiem.

 Re: Duże, nieporadne dziecko w ciele 34 latka. Jak żyć?
Autor: Marta (---.dynamic.gprs.plus.pl)
Data:   2019-03-01 19:38

Cześć Rafał,
Weź się w garść. Jesteś zdrowy umysłowo, masz dobre serce i życie cię przygniotło. Jak nic z tym nie zrobisz, nic się nie zmieni i koniec ot cała filozofia. Nie rozumiem po masz iść do psychiatry to strata czasu. Sam musisz sobie pomóc nikt za ciebie tego nie zrobi. Jesteś inteligentnym człowiekiem tylko uwierz w siebie w Boga już wierzysz. Faceci maja więcej szans na wyjscie z marazmu.

Głupie prawo jazdy na tira otwiera perspektywy pracy na całym świecie! Jeździsz zarabiasz kase i masz wszystkich gdzieś. Olej ludzi i wspomnienia ze szkoły to jałowe i bardzo negatywne. Zadbaj o siebie. Zamiast do psychiatry zacznij uprawiać sporty - jakiekolwiek, co lubisz. Sport to zdrowie, w zdrowym ciele ..... a gdy duch zdrowy to i myśli inne, jasne i optymistyczne. Odżywiaj się dobrze, wyeliminuj do zera cukier (mowie poważnie to narkotyk zabójca) nie pij alko, nie pal. Wierz mi tylko ty możesz coś zmienić.

Bóg i przykazaania to kierunkowskaz, kod którym ty musisz sam się posługiwać nikt za ciebie żyć nie będzie. Bądź jak Ben Hur, silny, odważny, mocny duchem. Ogarnij się i przyj, nie oglądaj się za siebie. Nikt co nic więcej nie powie, takie życie. Określ dokładnie cele - to mega ważne i wszystko się ułoży. Życie bez celu, planu, pomysłu jest właśnie takie, pełne lęku i depresji.

Pozdrawiam

 Re: Duże, nieporadne dziecko w ciele 34 latka. Jak żyć?
Autor: refleksja (---.centertel.pl)
Data:   2019-03-02 17:24

Tak to już jest, że spotkania z psychologiem w poradni przykościelnej niewiele dają. Częstotliwość takich spotkań jest ograniczona, więc zazwyczaj kończy się na "miłej rozmowie". Trudno w tym wypadku mówić o długotrwałej, systematycznej relacji terapeutycznej (raz w miesiacu a nawet raz tygodniu - przez rok lub dluzej) - a tylko taka jest w stanie trwale pomóc. Trzeba by szukać - np. - pod hasłem: "Stowarzyszenie Psychologów Chrześcijańskich". W internecie jest informacja, gdzie znajdują się takie placówki. Ale to pomoc odpłatna. Ewentualnie na fundusz zdrowia w zwykłej świeckiej przychodni rejonowej - jednak wtedy ilość spotkań również jest ograniczona i moze nie być wystarczająca. Spróbować można.

 Re: Duże, nieporadne dziecko w ciele 34 latka. Jak żyć?
Autor: Gosia (---.wieszowanet.pl)
Data:   2019-03-03 19:09

Marto, potrafisz żyć tak, jak zalecasz Rafałowi? Jeśli tak, to super, ale to nie znaczy, że każdy tak jest w stanie. I może autor wątku nie. Najpierw trzeba rozwiązać obecne problemy - rozkojarzenie, ucieczki w fantazje itp. Zdrowy tryb życia jak najbardziej, ale to za mało w tym wypadku.
Psychoterapia na NFZ jest ograniczona czasowo to jedno, ale na indywidualną czeka się najczęściej bardzo długo. Szybciej na grupową, która może być bardzo pomocna w budowaniu umiejętności relacji. Tyle, że tam jest ciężka praca i trudne emocje, a nie miła rozmowa, jak w parafii.
Dobrze, że choć dorywczo pracujesz, że nie utknąłeś w marazmie na dobre. Szukaj w realu ludzi, którzy by fachowo mogli Ci pomóc. Możesz zmienić swoje życie. Tylko tak trzeba: nie tylko, że chcesz zmiany (Panie Boże daj), ale sam chcesz się zmienić i wkładasz w to tyle siły, ale w tym momencie masz. I małymi krokami idziesz ku lepszemu.

 Re: Duże, nieporadne dziecko w ciele 34 latka. Jak żyć?
Autor: Ј (---.austin.res.rr.com)
Data:   2019-03-03 22:24

Rafale, opisałeś swoje życie w samych czarnych barwach. Być może ma to związek z Twoim obecnym stanem emocjonalnym (depresja?). Ale jest też możliwe, że to jest "wypracowany" pesymizm. Albo jedno i drugie.

Twoją ewentualną depresją powinien zająć się specjalista w realu (idź na konsultacje). Natomiast pozytywne strony własnego życia możesz zacząć odkrywać sam (o tym w dalszej części).

Czytając Twój wpis, odniosłam wrażenie, że masz wygórowane oczekiwania od życia. Oto parę przykładów:

"Jest to historia mojego życia, zagmatwanego, bardzo nieidealnego i odważyłbym się użyć słowa "przegranego", gdyż tak się właśnie czuję na chwilę obecną".

Czyżbyś uważał, że życie powinno być proste i zbliżone do wymarzonego ideału? Co takiego musiałbyś osiągnąć, żeby nie czuć się człowiekiem przegranym? Potrafisz to nazwać?


"Nawet głupia rozmowa kwalifikacyjna mnie stresuje"

A uważasz, że nie powinna (jeśli zależy Ci na otrzymaniu pracy, o którą się starasz)? Naprawdę wydaje Ci się, że każdy ubiegający się o pracę ma tak wygórowane mniemanie o sobie, że go taka rozmowa wcale nie stresuje?


"Wracając do tematu dalszej drogi edukacyjnej to szczerze mówiac chciałem mieć swiety spokój, bo nie było mi łatwo uwierzyć, ze nagle wszystko się odmieni i zacznę świetnie sie dogadywać z ludźmi".

Dlaczego miałoby być od razu świetnie? Czy lepsze relacje z niektórymi osobami nie byłyby dla Ciebie powodem do zadowolenia?


"Potem znalazłem pracę na produkcji, gdzie wytrzymałem ponad 4 lata. Ogólnie nie był to jakiś zły czas, ale negatywnych doświadczeń również nie zabrakło".

Cztery lata pracy nie miały Ci przynieść żadnych negatywnych doświadczeń? Dopiero taka sytuacja byłaby dla Ciebie do zaakceptowania?


Zacznij stopniowo zmieniać swoje nastawienie do życia. Zamiast koncentrować całą swoją uwagę na tym, co trudne, ucz się dostrzegać pozytywne strony tego, co Cię spotyka.

"Wiara w moim życiu była obecna, choć wychowywałem się w rodzinie tzw katolików niepraktykujących [...], jednak coś mnie ciągnęło do kościoła i z własnej woli starałem się szukać Boga na swój sposób".

Otrzymałeś od Boga łaskę wiary. Czy umiesz to docenić? Dziękujesz Mu za ten dar?


"Poza szkołą oczywiście żadnych aktywności nie miałem, jedynie siedzenie w domu, tworzenie muzyki i ewentualnie komputer".

Przyznałeś się między wierszami do talentu muzycznego. Czy ten dar od Boga masz za nic?


"codziennie wylewam litanię pytań "dlaczego""

Zmień pytania. Zacznij Go pytać "po co"? Pytania "dlaczego" to nakręcanie własnego żalu. Trzymają Cię w miejscu. Dołują. Pytania "po co" mogą Ci pomóc ruszyć do przodu.
I zacznij uczyć się dziękować Bogu. Bądź kreatywny. Staraj się wciąż znajdować nowe powody do wdzięczności.


"wróciłem do grzechu nieczystego, z którym sobie już jako tako zaczynałem radzić"
Przeczytaj rady: (klik).

I rozejrzyj się za jakimś wolontariatem. W dużym mieście na pewno znajdziesz miejsce, w którym będziesz mógł przyjść innym z pomocą. Takie oderwanie się od siebie Tobie też wyjdzie na dobre.

 Re: Duże, nieporadne dziecko w ciele 34 latka. Jak żyć?
Autor: Marti (---.static.qld.asp.telstra.net)
Data:   2019-03-05 01:25

Rafale,
jestem wielkim dzieckiem bez przyjaciol w wieku 35 lat. Jedyna roznica jest taka ze nie brakuje mi pieniedzy, ale wierz mi to niewiele zmienia. Wiem ze kazdy chce to sam sprawdzic, ale pieniadze szczescia nie daja. Szczescie znajdziesz w wewnetrznym nastawieniu do zycia i relacji z Bogiem i niestety bliznimi. Pracuje nad tym i jestem na samym poczatku bardzo wyboistej drogi. Sugerowalbym wizyte w psychiatry na samym pocztku, on pomoze Ci odpalic ten proces, czasem lekkie leki pomagaja zaczac zmieniac swoje myslenie i postrzeganie swiata. Ale to dlugi proces. Ja juz myslalem ze cos mi sie udalo, bo znalazlem kogos kogo blednie uznalem za przyjaciela. Ta osoba z dnia na dzien zerwala bez wyjasnienia ze mna kontakt 3 miesiace temu i do dzis nie odpowiedziala nawet na zyczenia Swiateczne. Czasem czlowiek traci wiare w ludzi, bo jezeli tak postepuja ci ktorzy sa wolontariuszami, pomagaja innym i sa bardzo wierzacy, to az strach sie bac i komus zaufac. Ale trzeba probowac mimo lez, i poczucia bezsensu. Czasem wrecz jestem "zly" na Boga bo troche czuje sie tak jak w tym zdaniuz Bibli "Panie do kogo pojdziemy" ze tak naprawde nie mam alternatywy, bo jest tylko Bog i szatan. Wiec ze lazami w oczach o 5 rano inde na spacer odmawiac rozaniec bo nic innego juz mi nie zostaje odebranie sobie zycia to zadna alternatywa bo jak to zorbisz to raz ze juz nigdy go nie odzyskasz a do tego zadeklarujesz sie sam po stronie szatana, wiec przegrywasz i tu i w wiecznosci. Wiec badzmy dzielni, damy rade, jakos, kiedys... Przepraszam za brak polskich znakow i bledy, ale mieszkam za granica i bardzo zadko posluguje sie jezykiem polskim, nie mam nawet polskich czcionek.

 Re: Duże, nieporadne dziecko w ciele 34 latka. Jak żyć?
Autor: patrycja (---.lightspeed.cicril.sbcglobal.net)
Data:   2019-03-07 20:00

Rafal, Za duzo sie skupiasz na sobie a malo na Bogu. Za duzo jest tego JA. Zdecydowales byc nieszczesliwy a o tym nawet nie wiesz. Jak siadziesz przed Najswietszym Sakramencie na Adoracji to patrz na Jezusa i medytuj nad Jego czystoscia. Odmawiaj Rozaniec Swiety i medytuj nad zyciem Jezusa i Maryi. Jak zapomnisz o sobie i oddasz sie calkowicie Jego sercu to odnajdziesz siebie na nowo narodzonego. Tego potrzebujesz. Narodzic sie na nowo. Powiedz Jezusowi : Nie wazne co ja chce ale co Ty chcesz. Niech Twoja wola bedzie. TY sie za bardzo trzymasz strachu, bolu, rozaczarowan, narzekan itp..za bardzo sie skupiasz na sobie. Pamietaj ze samobojstwo to grzech pychy i egoizmu.

 Re: Duże, nieporadne dziecko w ciele 34 latka. Jak żyć?
Autor: Magda (---.hsi06.unitymediagroup.de)
Data:   2019-03-11 17:31

Czytajac tytuł pomyślałam o autyzmie. Po przeczytaniu proszę - zrób test aq i poczytaj jasnastronaspektrum.pl. Nie wiem, czy to Ciebie dotyczy, ale brzmi jak wiele podobnych historii osób, które spotkałam w ostatnim czasie.

Często słyszałam, że "za dużo analizuję". Mówiły to tylko osoby, które nie maja pocięcia o byciu w spektrum autyzmu. Ten typ tak ma, że musi wszystko przeanalizować, żeby zrozumieć i się odnaleźć. W ten sposób nadrabia się deficyty w rozumieniu społecznych zachowań, które dla większości ludzi sa oczywiste.
Pytanie jest takie, czy analizowanie Ci pomaga czy męczy?

 Re: Duże, nieporadne dziecko w ciele 34 latka. Jak żyć?
Autor: mama autysty (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2019-03-14 17:36

Mi również to bardzo wygląda na zaburzenia ze spektrum autyzmu (mam syna z tą diagnozą). Postaraj się o diagnozę, możesz dostać orzeczenie o niepełnosprawności i wynikające z tego przywileje dotyczące zatrudnienia albo rentę socjalną. Dołącz też do jakiejś grupy wsparcia przy ośrodkach zajmujących się tym tematem albo na facebooku. Tam znajdziesz wiele cennych porad dotyczących możliwości terapii i ogólnie - poprawy funkcjonowania.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: