Autor: krucha (---.eaw.com.pl)
Data: 2019-07-22 15:32
Proszę o pomoc; radę. Odwiedzając znajomych, czy szukając wolontariatu, byłam już w domu opieki społecznej, na oddziale udarowym, w ośrodku alzheimerowskim oraz w ośrodku dla niepełnosprawnych intelektualnie. We wszystkich tych miejscach ludzie zachowywali się jak we śnie, snuli się po korytarzach, czasem płakali. Zachowywali się jak żywi umarli. Serce mnie bolało, próbowałam być blisko nich, wspierać. Brałam ich za ręce, śpiewałam im. Ale równocześnie to samo serce zamierało mi ze strachu na widok tych ludzi. Ten strach na chwilę Pan Bóg mi opancerzał, abym mogła im śpiewać i być blisko. Ale za to, gdy wychodziłam z takiego ośrodka, to ja sama byłam jak snujący się cień. Z tych miejsc wychodziłam pusta: bez wiary i nadziei. Gdy wracałam tam ponownie, strach już przed bramą wysuszał mi usta; i serce waliło mi młotem. Ale trzeba było np. odwiedzać starszą znajomą – ona miała gorzej, niż ja. Ona była po udarze i miała kontakt z taką atmosferą 24h na dobę, a ja tylko godzinkę - dwie; co jakiś czas. Za każdym razem będąc w takich miejscach miałam poczucie, że tak właśnie wygląda piekło – ludzie się snują i co jakiś czas rozdzierają ciszę krzykiem.....
I tu moje błagalne pytanie: jak pomóc tym ludziom, a jednocześnie nie ulegać przerażeniu na ich widok - i nie zniszczyć siebie? Jak pogodzić się z tym, że ci ludzie już do śmierci będą się tak snuć i będą bez kontaktu?
I jeszcze gorący apel: módlmy się za rodziny takich chorych i za pracowników takich ośrodków. Oni wszyscy tak bardzo potrzebują wsparcia, a często go nie mają wcale.....
|
|