Autor: Mateusz (31.42.18.---)
Data: 2019-09-17 17:00
"Mam 40letnią córkę jest panną, mieszka sama. Jest mądrą wartościową dziewczyną, pracuje ale po pracy zamyka się w domu nigdzie nie wychodzi".
Paradoksalnie to dobrze, że córka mieszka sama, skoro jest panną. W ten sposób może korzystać z sakramentów, a dostęp do nich ma kluczowe znaczenie, nawet jeśli pozostałe sprawy nie układają się po naszej myśli. Oczywiście uważam, że gdyby była zamężna (mam tu na myśli małżeństwo z wyboru, a nie tzw. z rozsądku, bo jest się już w takim a takim wieku, gdyż takich nie polecałem nigdy, nikomu), w wielu sytuacjach życiowych byłoby jej po prostu łatwiej. Pewnie podzielasz tę opinię, przynajmniej częściowo. Bardziej martwi kolejne zdanie, w którym mowa o izolowaniu się córki od ludzi. Nie przeczę, że w życiu można zawieść się, nawet bardzo, na kilku, kilkunastu, nawet kilkudziesięciu osobach. Niezależnie jednak od ich liczby, wciąż nie są to wszyscy mieszkańcy ziemi, spójrzmy na to w innej skali, nawet nie wszyscy, którzy zamieszkują dany kraj, czy miasto. Po prostu nie można zrażać się do nich jako ogółu, bo to oznaczałoby wyrządzenie krzywdy samemu sobie. Trzeba dać im drugą szansę, w zachęceniu do czego dużą rolę może odegrać rodzina. Nie muszę dodawać, że brak ruchu spowodowany zamykaniem się w domu także nie prowadzi do niczego dobrego, szczególnie gdy dodatkowo wykonuje się siedzącą pracę. A w takim centrum fitness (kobiety zdają się dość dobrze tam odnajdywać), czy nawet na zwykłym spacerze też można kogoś poznać. Nie twierdzę, że ma to być od razu kandydat na męża lub przyjaciółka na całe życie, ale od czegoś trzeba zacząć, prawda?
"Raz pojechała sama na wczasy ale powiedziała, że to dla niej straszne przeżycie, że jest sama więc woli nigdzie nie bywać".
Wczasy to straszne przeżycie? Straszne, bo...? Ciężko było jej zabrać się z bagażami? Jeśli jest ich dużo, problem ten dotyczy nie tylko osób samotnych. A może chodziło o to, że nagle dookoła siebie widziała same szczęśliwe rodziny z gromadkami dzieci? Że nawet ptaki na gałęziach drzew wydawały się siedzieć w parach? Niektórzy naprawdę tak mają, gdy są samotni i nie dają sobie z tym rady. Gdy problem ten jest bardzo głęboki, rozwiązaniem pozostaje być może psycholog. Ja jednak nie polecam go nigdy w pierwszej kolejności. Gdyby Twoja córka spróbowała - nie twierdzę, że musiałoby się to udać - uświadomić sobie, że rodziny, które spotyka na swojej drodze składają się z takich samych ludzi, jak ona sama, być może byłoby inaczej. Oni też mają swoje wady, swoje problemy, nie żyją w raju, tylko na tej samej ziemi, co Twoja córka. Ich życie potoczyło się inaczej, niż jej, ale to nie znaczy, że ma tylko z tego powodu się czuć gorsza i rezygnować na przykład z urlopowego wypoczynku w obawie przed spotkaniem z nimi.
"Chcieliśmy żeby pojechała z nami powiedziała, że to dla niej jeszcze gorsze".
Odmowa wspólnego wyjazdu w sytuacji, gdy Wy jako rodzice wyciągnęliście rękę do córki, aby przynajmniej w jakiejś części zaradzić jej samotności musiała być przykra dla Was, nie pomogła również jej samej. Czy wiadomo, dlaczego taka była jej odpowiedź? W miejscu, do którego byście się udali i tak przecież nikt by Was nie znał, córka również nie ma napisanej na czole historii swojego życia. A nawet, gdyby tak było, to nazywanie kogoś dajmy na to "nieudacznikiem", bo nie osiągnął czegoś w życiu nie leży w gestii przypadkowych przechodniów, których ten ktoś spotyka po raz pierwszy w życiu. Jak najbardziej istnieje zatem szansa na efektywny wypoczynek w takiej formie. Trzeba tylko dać sobie szansę, aby wypocząć, odkładając na pewien czas troski na bok.
|
|