Autor: smutna (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2019-10-08 20:50
Do dzisiaj prawie codziennie uczestniczyłam we Mszy św. i przyjmowałam Pana Jezusa w Komunii. Wczoraj, gdy podeszłam do księdza (w tym kościele Komunię przyjmuje się na stojąco), Pan Jezus upadł na patenę. Odgłos był taki, że chyba w całej świątyni było słychać. Ksiądz coś powiedział, ale nie dosłyszałam co, taka byłam przerażona. Nie mogłam się pomodlić po Komunii, z oczu płynęły mi łzy. Teraz też płyną, gdy to piszę. Taka sytuacja zdarzyła mi się już drugi raz. Za pierwszym razem Pan Jezus upadł na podłogę. Znajoma teolog pocieszyła mnie wówczas, że takie rzeczy się zdarzają, że ksiądz jest już stary, więc palce ma niezbyt sprawne. Tym razem ksiądz był młody, a wszystko wyglądało tak, jakby mu ktoś wytrącił Ciało Pańskie z ręki w połowie drogi między puszką a moimi ustami. Chyba nie miałam przyjąć Komunii. Myślę, że popełniłam świętokradztwo. Rano w zdenerwowaniu zaczęłam krzyczeć do Pana Jezusa, że nigdy nie chce mi pomóc, wylałam z siebie nagromadzony latami żal. Wiem, Pan Bóg wysłuchuje wszystkich próśb, ale spełnia te, które pomagają nam w drodze do Nieba. Zaraz pożałowałam tych słów i przeprosiłam za nie. Później, jadąc do pracy, chyba ze trzy razy przejechałam na czerwonym świetle (wiem, V Przykazanie). No i z całym tym "bagażem" poszłam do Komunii. Chyba sam żal za grzechy to było za mało i Pan Jezus nie chciał przyjść do takiego grzesznika. Pójdę do Spowiedzi, ale do Komunii boję się pójść. Nie przeżyłabym kolejnej takiej sytuacj. Więc na Mszę św. już dzisiaj nie poszłam, bo po co, skoro do Komunii nie pójdę.
|
|