Autor: M. (---.play-internet.pl)
Data: 2019-11-09 08:51
Trudne sprawy. Twój mąż musiał szybko dorosnąć, z tego powodu może nie akceptować słabości u innych, wymaga, żeby inni byli równie twardzi jak on. Obraz małżeństwa jego rodziców nie jest sielankowy (na przykład obrażanie się jako sposób na rozwiązywanie konfliktów, który przenosi do Was do domu, może uda się uświadomić mężowi, że naśladuje ojca w tym momencie, może to go powstrzyma przed takim działaniem, bo chyba ojciec nie jest dla niego wzorem do naśladowania). Ty ze względu na brak ojca możesz mieć deficyty emocjonalne i niższe poczucie wartości, mąż ich nie uzupełni, musisz je w dużej części przepracować sama. Dobrze stawiać w małżeństwie wymagania, ale one nie mogą przekraczać możliwości drugiej osoby. Trzeba też nastawić się na dawanie, zamiast tylko na tym by skupiać się na stawianiu wymagań. Z drugiej strony ciężko dawać, gdy w młodości nie "naładowaliśmy akumulatorów". Zastanawiaj się codziennie co możesz dać od siebie. Może więcej uśmiechu, jakieś dobre słowo, brak podnoszenia głosu, ugryzienie się czasem w język, więcej dystansu, brak obrażania się, brak wypominania, zadbanie o dom, zaproponowanie spędzenia wspólnego czasu. Żeby coś się zmieniło, trzeba zacząć robić coś inaczej niż do tej pory. Pamiętaj, że do kłótni trzeba dwojga. Przemyśl na jakie złe sytuacje patrzą dzieci i myśl co Ty możesz robić aby uniknąć takich sytuacji.
Wracając do początku Twojego wpisu "Próbowałam robić coś na własną rękę, ale do tanga trzeba dwojga."
Myślę, że często na początku wystarczy praca jednej osoby. Tak, wiem, że my mamy tendencje do tego, żeby było "po równo", chcemy brać tyle samo ile dostajemy i żeby zmiany nastąpiły na już i u obu stron. Ale często tak się nie da. Możesz więc skorzystać sama z terapii. Polecam też wspólnotę sycharowską, na ich forum znajdziesz dużo polecanych lektur czy konferencji, także o stawianiu granic. Zrozumienie pewnych mechanizmów pozwala nam funkcjonować.
|
|