logo
Wtorek, 16 kwietnia 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Proszę o rady. A może raczej o kopa w d....?
Autor: Marcin81 (---.centertel.pl)
Data:   2020-01-09 19:23

Muszę opisać moją historię. Nie wiem czy proszę o rady, czy może raczej o kopa w d....?

Obecnie mam 38 lat, nigdy nie byłem w małżeństwie, zawsze mnie te "formalności" odrzucały. Dość długo w młodości żyłem bez zobowiązań i tak wyglądały moje związki.

Od 2 lat jestem z panią A. - rozwiedzioną samotną matką z dzieckiem. Była inna niż te wszystkie klubowiczki z mojej młodości. Pragnęła stworzyć dom, rodzinę. Postawiłem wszystko na jedną kartę, stwierdziłem że czas się ustatkować. Rzuciłem pracę (bo dojeżdżałem do innego miasta) i znalazłem gorszą pracę w naszym mieście, żeby z nią spędzać więcej czasu. Tę pracę ona mi załatwiła, u kogoś z jej rodziny. Moje mieszkanie było za małe, więc wprowadziłem się do nich. Do pani A. i jej dziecka. Syna. Już nastoletniego, bo 11-letniego.

Na początku - wiadomo sielanka. Nie będę o tym pisał, bo każdy wie jak jest na początku.

Z czasem - okazało się, że pani A. totalnie nie radzi sobie z wychowaniem syna. On się zachowuje jak książę, rozpieszczony jedynak, to akurat mnie jakoś bardzo nie dziwi, ale on nawet nie potrafi po sobie pozmywać (ani odnieść brudnego talerza, zostawia gdziekolwiek, a je wszędzie nawet na podłodze), schować ubrań do szafy (rzuca na podłogę!), czy spakować plecaka do szkoły (on nawet nie wie jakie jutro ma lekcje, bo zawsze ona mu sprawdza plan i co ma zadane). Ona dosłownie wszystko za niego robi, wszystko!

Jednocześnie on w ogóle jej nie szanuje: 11-latek potrafi odzywać się tak chamsko do matki, że mnie by nie przeszło przez myśl że tak można. Słowa "jesteś głupia" to drobnostka. Co mu za to grozi? Ano nic. Ona nie daje mu żadnych kar. Nic. Jedyne co to krzyczy "nie odzywaj się tak do mnie", na co on "dobra dobra" (czasem doda "spadaj") i idzie grać na playstation. Potem ona za niego odrabia lekcje o północy bo on cały wieczór grał i tak jakoś zeszło. To nie wyjątki, to codzienność.

Cały czas próbowałem z nią o tym rozmawiać, praktycznie od początku gdy to widzę, próbuję doradzać i tłumaczyć że powinna być konsekwentna i dawać kary (zabranie playstation i telefonu itd, odłączenie wifi, nie powinna za niego odrabiać lekcji, niech dostaje jedynki w szkole to zrozumie). Zawsze się kończy to tym, że ona mi robi awanturę że się wtrącam, a to nie jest moje dziecko, że nie mam pojęcia o dzieciach i jak tak mam jej doradzać to lepiej żebym się nie odzywał!

Więc od pewnego czasu przestałem zwracać na to uwagę i po prostu ignoruję zachowanie jej syna. Jak on krzyczy, wydziera się, czy z nią się kłóci - to ja po prostu ubieram się i wychodzę z domu. Nie tak bez celu, ale zawsze akurat zakupy w tym czasie robię, czy auto umyję, ogólnie to co miałem danego dnia zrobić. Siedząc w domu bym nie mógł nawet spokojnie popracować przy laptopie, bo ciągle bym słyszał krzyki i ich kłótnie, a mały potrafi się wydzierać solidnie. Nie mogę tego znosić psychicznie, ja bardzo lubię ciszę, dom traktuję jako miejsce do wyciszenia się po pracy. Więc krzyki psychicznie mnie rozwalają, a to jest niestety codzienność.

Dodatkowo ona robi mi właśnie o to awantury - że nagle wychodzę i że ją zostawiam z "problemem" - czyli że nie wspieram jej w wychowaniu jej dziecka. Że gdy oni zaczynają krzyczeć i się kłócić to ja wychodzę.
O to awantur ostatnio jest najwięcej - dlaczego nie pomagam jej w wychowaniu! Mówię że ile razy coś podpowiadałem, to według niej źle podpowiadam, więc przestałem podpowiadać. Na co ona mi robi jeszcze większe awantury, że nie może na mnie liczyć, że dziecko jej wchodzi na głowę a ja nic z tym nie robię, że potrafię tylko wyjść i znikać, itd, ogólnie że wszystko to moja wina, że nie jestem odpowiedzialny, że unikam problemów zamiast rozwiązywać (w sensie problemy z jej dzieckiem).

Kolejna sprawa - drugie dziecko. Prawie od początku gdy zamieszkałem z nimi, ona mnie namawia że chce mieć ze mną dziecko, ale tak silnie że jest to prawie główny temat (ona niedługo skończy 35 lat). Na początku nie byłem pewny, więc zaczęła mnie szantażować brakiem seksu. W sensie albo seks bez gumy albo wcale. Uległem. Tak naprawdę stwierdziłem ze jestem w takim wieku, że to czas na dziecko. Ale jednocześnie coraz bardziej widziałem jak ona zupełnie sobie nie radzi z wychowaniem swojego dziecka, to jak sobie poradzi z drugim? Nie no, ja sobie poradzę. Ja dam radę.
Jednocześnie nasz seks przestał być taki fajny jak na początku. Od pewnego czasu miał być tylko w konkretnym celu - robienia dziecka. Przestał mnie taki "zadaniowy" seks podniecać, to już nie była namiętność a "zadanie" typu rób mi dziecko i idź spać. Przez to miałem trochę problemów ze wzwodem (nigdy wcześniej mi się to nie zdarzało!) na co ona zaczęła również mi robić pretensje, że ona mnie nie pociąga, pewnie ją zdradzam, itd - co oczywiście powodowało jeszcze większe moje problemy.

I kolejna sprawa - jej ciągły foch, który od paru miesięcy trwa non stop. Nie ma już miłych śniadań przy kawie, nie ma miłych kolacji, na wszystko reaguje fochem, jest na wszystko zła i najmniejsza różnica zdań powoduje u niej złość. Potrafi się pokłócić o wszystko, o to że czegoś nie kupiłem, że czegoś zapomniałem, a nawet że coś źle zrozumiałem czy nie usłyszałem jak mówiła przez telefon.
Od paru miesięcy wygląda tak: rano ona się awanturuje z dzieckiem, ja milcząco jem śniadanie i uciekam do pracy. Po pracy jemy wspólny obiad, ona się awanturuje z dzieckiem, dziecko jej nie szanuje, więc ja wstaję i wychodzę gdzieś (zakupy, cokolwiek, byle wyjść). Wieczorem ona odrabia za dziecko lekcje, bo dziecku się zapomniało lub za długo grało w gry i na lekcje brakło czasu. Więc późnym wieczorem ona totalnie zmęczona jeszcze mi robi awanturę ze mnie cały dzień nie było, że jej nie pomagam, że wyszedłem jak oni się kłócili, że nie wychowuję jej dziecka, że jak to sobie wyobrażam że ona sama ma go wychowywać? Itd.

Kolejna sprawa. Czas wolny. Nie jest go wiele, ale gdy byłem singlem czas wolny zawsze spędzałem aktywnie. Na początku naszego związku też. Z czasem straciłem siły (chyba psychiczne) i się po prostu zasiedziałem. Od kiedy zdałem sobie z tego sprawę, to cały czas namawiam A. na chodzenie na siłownię albo wspólne ćwiczenie w domu (kupię sprzęt), ewentualnie chociaż regularne spacery. Oczywiście odpowiedź od zawsze jest ta sama "nie mam czasu/siły, ja wychowuję dziecko, nie wiesz jakie to męczące". Ok- to może w domu jakaś inna aktywność w wolnym czasie. Zaproponowałem wspólne uczenie się w domu nowego języka (hiszpański lub włoski, przyda się na wakacje). Oczywiście odpowiedź "nie mam czasu, jak Ty sobie to wyobrażasz". No tak, czasu brak. A jednocześnie... codziennie wieczorem ma parę godzin żeby oglądać seriale lub filmy w tv! To mnie strasznie wkurza, że jak chcę z nią spędzać czas tylko we dwoje to jedyna możliwość to oglądać z nią telewizor...

Jeszcze jedna sprawa, może błaha, ale strasznie się źle z tym czuję - wszyscy moi znajomi, cała moja rodzina. Wiem że w przypadku rozstania WSZYSCY staną po jej stronie, a mnie wręcz "odrzucą" bo ich zdanie jest takie, że całą młodość się bawiłem to na pewno nadal nie potrafię być odpowiedzialny i skrzywdziłem tę biedną kobietę i jej dziecko... Dla nich to był mój sukces że związałem się z nią na stałe, że zamieszkałem z nią, że mam taką wspaniałą kobietę (faktycznie takie wrażenie sprawia dla obcych, ideał), a jakby cokolwiek poszło nie tak - to dla wszystkich będzie to moja wina.

Panowie, co ja mam robić? Czy da się to naprawić? Wiele poświęciłem (rzuciłem dobrą pracę i zmieniłem na gorszą, żeby być bliżej niej), przeprowadziłem się do nich (moją własną ale małą kawalerkę wynająłem komuś). Mam 38 lat i nie wiem co dalej. Nie chcę zostać sam, a z drugiej strony czy da się to naprawić?

Wiem, że w przypadku rozstania stracę wszystko - ją i jej dziecko które polubiłem (mimo że nie mam na niego żadnego wpływu i staje się coraz gorszy), stracę pracę bo jestem w tej pracy tylko dla niej żeby być blisko i w dodatku mnie zatrudnia jej rodzina, stracę znajomych bo wszyscy staną po jej stronie (a moi znajomi zostali w innym mieście i urwały się kontakty), będę zaczynał całkowicie od zera, a za 2 lata będę miał 40 lat.
Również sobie zdaję sprawę z tego, że jeśli bym miał szukać nowej kobiety, to większość wolnych "po 30" to też samotne matki z dziećmi, więc mogę wpaść z deszczu pod rynnę...

 Re: Proszę o rady. A może raczej o kopa w d....?
Autor: Hanna (---.wtvk.pl)
Data:   2020-01-16 23:21

Po co Ty, Chłopie, żyjesz w konkubinacie (ewidentnie niemoralnym), w którym na dodatek jest Ci źle?
Trwasz w ciągłych domowych awanturach i Twoich ucieczkach. Superfajne, supermęskie, superperspektywiczne, no nie? I w erotycznych szantażach. Czy może ta pani potrzebuje Cię tylko do bycia ojcem następnego dziecka?
Tracisz co się da, lecisz w ogień...

Trwasz w tym zabałaganionym związku ze strachu przed samotnością? Opinią osób postronnych, które za wielki sukces uważają konkubinat? Nowym początkiem? Zamierzasz tak jeszcze dziesięciolecia?

A tę biedną kobietę już skrzywdziłeś, wprowadzając się do niej, budując konkubinat. Siebie przy okazji też. Jak bardzo, sam piszesz.

 Re: Proszę o rady. A może raczej o kopa w d....?
Autor: Kalina (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2020-01-16 23:51

Marcin, pośród wielu problemów jakie wymieniłeś, umknął Ci najważniejszy - żyjesz w związku cudzołożnym.
Prosisz o kopa w d... Pani A serwuje Ci go na co dzień, skorzystaj z tego i zakończ tę znajomość.
Nic nie wspominasz o wierze w Boga ale skoro trafiłeś na FPK, to można przypuszczać że Bóg jest w Twoim życiu, tylko pobłądziłeś.
Zmieniłeś życie na swoją zgubę w wieku 36 lat. Zmień swoje życie dla własnego dobra w wieku lat 38. To tylko albo aż 2 lata błędów. Jesteś nadal młodym mężczyzną, szukaj kobiety, z którą będziesz mógł żyć w małżeństwie sakramentalnym.

"24 Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. 25 Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony. 26 Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. 27 Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki"
(Mt 7, 24-27)

 Re: Proszę o rady. A może raczej o kopa w d....?
Autor: Ј (---.austin.res.rr.com)
Data:   2020-01-17 00:21

Czy Ty masz w ogóle świadomość, że napisałeś na forum katolickim? I moderowanym :) Bo piszesz w taki sposób, jakbyś nie miał o tym pojęcia.

Nie budowałeś swojego życia na Bogu ani nie widać, żebyś taki zamiar miał, no więc masz, co wybrałeś. Próbujesz teraz desperacko "ułożyć" sobie życie, a nie umiesz odnaleźć żadnego sensu w "nieułożonym" (bez partnerki). Masz klapki na oczach. Nawróć się, chłopie. Może wtedy Cię oświeci (prosiłeś o kopa. jakby co).

 Re: Proszę o rady. A może raczej o kopa w d....?
Autor: B. (---.24.60.160.ipv4.supernova.orange.pl)
Data:   2020-01-17 00:46

Marcin, napisałeś:
"Od 2 lat jestem z panią A. - rozwiedzioną samotną matką z dzieckiem"

Spróbujmy rozważyć Twoją sprawę, ale pod kątem uporządkowania, żeby zacząć żyć zgodnie z Prawem Bożym.

Ale brak jest podstawowej informacji. Czy małżeństwo pani A. było sakramentalne? Tzn. czy miała ślub kościelny?
Jeżeli tak, jeżeli mieli ślub kościelny i jeżeli jej mąż żyje, to ona nadal jest mężatką, bo małżeństwo sakramentalne jest dozgonne (mimo że wielu tego nie szanuje lub nie bierze pod uwagę). Małżeństwo sakramentalne trwa nawet po rozwodzie cywilnym.

Jakie są konsekwencje związania się z taką kobietą? Poważne (np. ani ona ani Ty nie otrzymacie odpuszczenia grzechów do czasu uporządkowania sprawy).

Ale nie będę rozwijać w ciemno. Podaj proszę tę informację.
Serdecznie pozdrawiam.

Ps. co do dziecka - gdy wychowanie uwzględnia Boże Prawo, to dziecko wie, że czwarte Przykazanie to "czcij ojca swego i matkę swoją". Na początek możesz podarować dzieciakowi prenumeratę "Miłujcie się" (zakładka "Zamów czasopismo"). Tam poczyta podobne świadectwa, pozna wartościowe ruchy młodzieżowe.
Jeszcze raz pozdrawiam :)

 Re: Proszę o rady. A może raczej o kopa w d....?
Autor: M. (---.play-internet.pl)
Data:   2020-01-17 09:24

Ludzie wychodzą z różnych opresji w relacjach, ale najlepiej gdy te relacje opierają się na Bogu. Do tego by oprzeć swoje życie i relacje z kobietą na prawach Bożych zachęcam Cię w pierwszej kolejności.
Nie chcę się zagłębiać w analizę Twojej obecnej relacji, bo nie jest to związek sakramentalny. Sugeruję natomiast przyjrzenie się samemu sobie i swoim błędom. Pewnie nie bez powodu w młodości żyłeś długo bez zobowiązań. Sama chęć wzięcia na siebie zobowiązań, nie świadczy jeszcze o tym, że umiemy im sprostać.

Jak wygląda Twoja sytuacja rodzinna? Rodzice są razem czy po rozwodzie, w nowych związkach? Jaki masz wzorzec rodziny wyniesiony z domu? W jaki sposób rodzice rozwiązywali problemy? Co dla Ciebie znaczy "ustatkować się"? Iść tam gdzie będzie sielanka? Czy może wzięcie odpowiedzialności za to jaki świat tworzysz? Bo ja tej odpowiedzialności nie widzę. Dosyć zgrabnie całą odpowiedzialność za obecny stan relacji przerzucasz na parterkę i jej dziecko. A Ty sam nie masz zbyt dużych umiejętności w nawiązywaniu relacji czy wywieraniu pozytywnego wpływu na innych. Można tu wymienić wychodzenie w sytacjach problemowych, doradzanie w wychowaniu bez doświadczenia, próby stosowania kar i nagród jako systemu wychowania dziecka które przeżyło odrzucenie i rozwód rodziców, nieumiejętność stawiania granic z szacunkiem wobec drugiej osoby.
Módl się o mądrość Ducha Świętego. Jeśli chcesz się ustatkować, to po pierwsze potrzebne jest nawrócenie, po drugie praca nad własną dojrzałością.

 Re: Proszę o rady. A może raczej o kopa w d....?
Autor: Mateusz (31.42.21.---)
Data:   2020-01-17 18:39

Z tą kobietą nic Cię nie wiąże. Ani ślub, ani dzieci, wspólne zobowiązania finansowe ani nawet podobieństwo charakterów czy tak zwanej wizji świata. A mimo to z nią jesteś. To jest samoudręczenie psychiczne na własne życzenie, aby jedynie być z kimś. Problem w tym, że chciałeś takiego "bycia" bez dołączonych do niego trudności, a tymczasem je dostałeś. Nie mam obrazu Twojego podejścia do spraw religijnych, ale skoro mówisz, że "formalności" (szeroko rozumiane) Cię odrzucają, to mam jakieś podstawy aby podejrzewać, że nie przywiązujesz do nich zbyt dużej wagi. Warto to zmienić, bo choć religia to nie czary, a wiara nie jest natychmiastowo działającym panaceum na wszystko, to jednak z pewnością stanowi lepsze oparcie w życiu niż związek, który Cię niszczy i Ty sam zaczynasz to dostrzegać (to jest nie tak, na to "A" się nie zgadza, na to mi nie pozwala i tak dalej). A przy okazji, wiara oferuje możliwość bycia zbawionym.

 Re: Proszę o rady. A może raczej o kopa w d....?
Autor: Estera (---.165.kosman.pl)
Data:   2020-01-17 21:33

Co Cię właściwie łączy z tą kobietą, poza łóżkiem? Bo, sorry za brutalność, ale mam wrażenie, że zostałeś sprowadzony do roli worka do bicia i samca rozpłodowego.
Zastanów się, czy chcesz z tą kobietą założyć rodzinę i mieć dziecko. Twoje dziecko będzie z dużą dozą prawdopodobieństwa wychowywane tak, jak jej pierworodny. Chcesz tego dla swego dziecka? Chcesz całe życie uciekać z własnego domu?
Ja rozumiem, że rodzina nie wszystko musi robić razem, ale co Ty robisz z tego, co byś chciał robić? Jak sobie wyobrażasz Wasze życie za 10 lat?
Pytanie nie są do odpowiedzi na forum. Po prostu się zastanów nad nimi.
P. S. Mam 43 lata, nie mam dzieci, nie miałam męża. Znam wartościowe kobiety w podobnym przedziale wiekowym. Zatem bez desperacji.

 Re: Proszę o rady. A może raczej o kopa w d....?
Autor: Magdalena (---.centertel.pl)
Data:   2020-01-17 23:35

Marcin 81,

Pomyśl o Bogu, pomyśl o nawróceniu, o Sakramencie pokuty i idź w tym kierunku. Czy jesteś ochrzczony? Czy jesteś katolikiem? Nic o tym nie piszesz.

"Jeżeli Pan domu nie zbuduje, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą. Jeżeli Pan miasta nie ustrzeże, strażnik czuwa daremnie". (Ps 127,1).

Chyba, ze przypadkiem wpadłeś na katolicki portal, a tak naprawdę to jesteś ateistą? Niemniej, otrzymałeś tu wiele mądrych rad, spróbuj je wykorzystać i zastosować w swoim życiu. Pozdrawiam

 Re: Proszę o rady. A może raczej o kopa w d....?
Autor: Margaret (---.wieszowanet.pl)
Data:   2020-01-20 12:50

Przesyłam kop, żebyś wyprowadził się z tego domu i zerwał relację z tą panią.

 Re: Proszę o rady. A może raczej o kopa w d....?
Autor: Asia (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2020-01-22 21:41

Jak wyżej, wyprowadź się. Nie widzę innego wyjścia, tym bardziej, że nie jesteście po ślubie. Pani jest mocno znerwicowana i najwyraźniej nie tylko nie radzi sobie z synem, ale też z sobą samą. A gdzie tata? Może on mógłby się rozmówić z synem i trochę go utemperować, bo jego (dzieciaka) zachowanie jest karygodne.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: