logo
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Pomoc przy cieżkim zerwaniu.
Autor: Paweł (---.dynamic.mm.pl)
Data:   2020-01-17 15:33

Szczęść Boże,

Niestety zmagam się z pewną sytuacja (nie chcę używać słowa problem). Niestety nie mam pomysłów co zrobić. Tak więc do rzeczy: Sytuacja z którą się zmagam powstała z mojej winy i mojej niedojrzałości. Sprawa jest dość złożona, ale postaram się bezstronnie (o ile to możliwe) opisać. Tak więc od 5 lat jestem z dziewczyną, z czego przez pierwsze dwa lata tworzyliśmy w miarę udany związek. Niestety nie kocham jej, i nie widziałem możliwości kontynuowania związku, po prostu nie pasowaliśmy do siebie, i rozsądniej było zerwać związek, zostać na stopie koleżeńskiej.
I tu się zrobił problem, bowiem powiedziałem jej o tym, a ona wpadła w rozpacz oraz w histerię, bowiem przez bardzo długi czas dostawałem sms o tym że się zabije, poza tym nastawiła swoich przyjaciół aby do mnie pisali jakim to jestem śmieciem że odchodzę kiedy ona mnie potrzebuje.
Było to związane z tym że jej matka się rozwodziła z ojcem i faktycznie mogła potrzebować wsparcia, niestety wyszło tak, jak wyszło czyli „straciła” mnie. I tutaj niestety złamałem się i wróciłem do niej. Tłumaczyłem sobie że może faktycznie mnie potrzebuje, że będę jej potrzebny itp. Jednak niestety nie dałem rady z nią być, brak miłości, uczucia, każde z nas miało swoje spojrzenie na świat. Poza tym ciągłe byłem obwiniany za moje zachowanie że Ją porzuciłem itp. (w towarzystwie znajomych parę razy usłyszałem że jestem kur***em,). Zaciskałem zęby i jakoś starałem się to przetrzymać bowiem nie chciałem aby sobie coś zrobiła itp. Niestety w tym czasie, nie byłem w stanie jej pomagać, wspierać jej tak jak tego potrzebowała, oraz można powiedzieć zaniedbywałem te relację wiedząc że jest to relacja stracona. Niestety dopiero niedawno zrozumiałem ten błąd, bowiem dałem jej nadzieję że wrócę do niej i będzie jak dawniej. Niestety zrozumiałem to za późno, bowiem nie był to pierwszy mój błąd w tej relacji.
Kiedy podjąłem kolejną próbę rozstania, była powtórka z poprzedniej sytuacji. Odsunąłem się od niej, mieliśmy długi czas ciche dni, ale ciągłe telefony i sms od niej sprawiały że zaś nawiązałem kontakt. Jakoś nie potrafiłem jej zbyć, bowiem ciągłe w głowie miałem jej problemy, to że potrzebuje wsparcia, pomocy, dobrego słowa itp.
Kiedy chciałem podjąć ostateczną próbę i rozejść się w miarę na ludzkich zasadach to niestety, zachorowała na nowotwór tarczycy, miała operację oraz radiojod (lekarze na wszelki wypadek po wycięciu organu z nowotworem podają pacjentowi radioaktywny jod, aby wytępić komórki nowotworowe które mogły się ukryć w węzłach chłonnych). Chce abym się wprowadził do niej, bo potrzebuje opieki, ciągłe słyszę o tym że jest to mój obowiązek jej pomagać itp.
Z jednej strony nie kocham jej i naprawdę nie wiem czy będę w stanie się nią zajmować, z drugiej strony czuję moralny obowiązek zaopiekowania się nią (ma niskie zarobki, do tego choroba, problemy z bratem, ja zaś dobrze zarabiam i nie mam problemów ze zdrowiem).
I naprawdę jestem w rozterce, żałuję że trzy lata temu nie odszedłem, bo teraz naprawdę nie wiem co zrobić, odszedłbym ale boję się potępienia ze strony ludzi (bo odszedł gdy go potrzebowała, zachował się samolubnie bo chciał mieć wolne od problemów itp.). Boję się też potępienia Bożego, bowiem czuję się że odmawiam pomocy potrzebującemu, w imię mojego egoizmu i samolubnego życia (parę razy słyszałem od niej że chcę nic dla mniej nie znaczę i tylko moje ego i moja osoba są ważne a ona nie)

Wiem że w dużej mierze to moja wina że ta sytuacja tak wygląda ale naprawdę nie mam pojęcia co mam zrobić. Zostawić Ją, ze świadomością że będzie sama, z nędzną pensją i samotnością (chciałem jej przelewać pieniądze na życie, ma też przyjaciół, więcej niż Ja, oraz znajomych ale wiadomo jak to jest .Ma też niestety dość trudny charakter i czasami bywa tak, że nawet z najlepszym przyjacielem się pokłóci ale sami wiedzie że relacje międzyludzkie nie są proste).

Jak rozmawiałem ze znajomymi, wielu radzi abym zerwał, ale boję się konsekwencji że np.: przerwie leczenie, zabije się, i będę miał ręce splamione jej krwią. Nie wiem naprawdę co zrobić:( Będę wdzięczny za wasze rady, pomoc i modlitwy w szczególności za „moją” dziewczynę.

Proszę o konstruktywne komentarze i ewentualne rady co zrobić, bo sam już nie mam na to pomysłów. Komentarze typu „ty chodzący śmieciu” nie pomogą bo wiem że tak mogę być odebrany i całkiem podobnie się czuję.

Dziękuję wam

 Re: Pomoc przy cieżkim zerwaniu.
Autor: Estera (---.147.99.191.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2020-01-28 21:02

Na szantażu, obwinianiu i wyzywaniu związku nie zbudujesz. Zachowanie dziewczyny ma swoją nazwę: przemoc psychiczna.
Fakt, moment trudny, ale... Choroba może trwać rok, a może też 10. A co potem? Myślę, że dobrze by było obgadać tę sprawę z przyjacielem i z psychologiem.
I nie, nie uważam Cię za śmiecia itp.

 Re: Pomoc przy cieżkim zerwaniu.
Autor: Margaret (---.wieszowanet.pl)
Data:   2020-01-29 00:54

Na pewno nie jesteś śmieciem. I na pewno się do niej nie wprowadzaj. Nie tylko dlatego, że nie jesteście małżeństwem. Trzeba, żeby się usamodzielniła.

 Re: Pomoc przy cieżkim zerwaniu.
Autor: %&§$ (---.67.90.149.rev.vodafone.pt)
Data:   2020-01-29 01:34

Porozmawiaj na ten temat z jakimś starszym księdzem - może zakonnikiem. Relacje międzyludzkie zawsze są trudne. Małżeństwo budujemy w oparciu o dojrzałość dwojga ludzi. Bez dojrzałości nie da się założyć i utrzymać rodziny, wychować dzieci.

 Re: Pomoc przy cieżkim zerwaniu.
Autor: Hanna (---.wtvk.pl)
Data:   2020-01-29 02:41

Facet, który od trzech lat udaje, że jest w związku, trwa na siłę przy niekochanej kobiecie, ulega szantażom - rzeczywiście wymaga pomocy.
Na pewno nie powinieneś się wprowadzać do dziewczyny. Na pewno nie powinieneś ulegać (który to już raz?) szantażom emocjonalnym. I moim zdaniem nie powinieneś organizować swego życia "pod tę dziewczynę", ze szczególnym uwzględnieniem jej sytuacji.

Myślę, że trzeba bardzo jasno postawić sprawy - nie ma, że boli. Powiedzieć dziewczynie jeszcze raz, wiążąco, wyraźnie, dobitnie, jaka jest Twoja decyzja (nie będzie związku, nie jesteście parą, nie będziecie razem mieszkać i nie będziesz się nią systematycznie opiekować, nie będziesz na każdy telefon) i dotrzymać. Żadnych nadziei. Przetrzymać płacze, krzyki i wyzwiska. Przetrzymać opinie i oskarżenia, także ze strony wspólnych znajomych. Niemiłe? Trudno. Cena dawnych błędów, o których sam wiesz.
Pozory autentycznej relacji trzeba uciąć.

Wydaje się, że warto skonsultować się z psychologiem ( z kimś o odpowiednich kompetencjach), żeby wiedzieć, jak bronić się przed naciskiem psychicznym i wpieranym poczuciem winy.
Jeśli chcesz jakoś pomóc tej kobiecie, to nie w sposób systematyczny, wyjątkowy, wiążący (bo utwierdzisz ją, że ma prawo do żądań). Jasno określić granice. To też warto skonsultować - jak pozostać wolnym w ewentualnym pomaganiu.

Nie daj się dalej uzależniać (już jesteś uwikłany). Nie buduj złudzenia, że coś z tego będzie, że jednak się podporządkowałeś, że ta pani ma nadal nad Tobą władzę, że ma prawo oczekiwać.
Nie Ty odpowiadasz za jej leczenie oraz za jej finanse.
To, że jesteś zdrowy i nieźle sytuowany, nie oznacza, że musisz się "dla wyrównania" zająć tą właśnie zaborczą osobą chorą, która przedstawia wyraźne roszczenia. Jak piszesz, ma ona krąg znajomych i przyjaciół. Sama nie zostaje. Trzeba, aby się nauczyła żyć bez Ciebie. Bo Ty nie wiążesz z nią swojej przyszłości.

Więcej. Jestem zdania (i przerobiłam), że niektóre znajomości trzeba zrywać ostatecznie, gdy dana osoba ze względu na swoje oczekiwania i roszczenia nie jest w stanie przyjąć koleżeństwa na dystans i próbuje wymusić na nas zaangażowanie, którego nie chcemy. Można nie odbierać telefonów i nie odpowiadać na smsy. I nie jest to niemoralne. Człowiek nie jest rzeczą, którą wolno sobie wziąć wbrew jego woli.

 Re: Pomoc przy cieżkim zerwaniu.
Autor: Anka (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2020-02-15 02:10

Nie jestem psychologiem ale moim zdaniem należy zrobić to etapami.
Powoli, małymi krokami jednak stanowczymi. Sugerującymi odchodzenie ze związku a nie wchodzenie w kolejne etapy związku.

Chcąc nie chcąc przyzwyczaiłeś ją do siebie a to odzwyczajanie jej od siebie będzie ją boleć. Miej tego świadomość i postaraj się być jak najbardziej to możliwe delikatny przy czym konsekwentny. Musiało Cię coś z nią łączyć skoro przez tyle czasu z nią zrywasz. Nie wierzę, że byłeś dla niej "zimny jak głaz" czy tylko jak kolega a ona się na Ciebie biednego uwzięła. I Ty biedny nie wiesz jak z tego się wyplątać. Jak ktoś mówi jasno "nie" i wie, że nikomu nie dawał świadomie nadziei (mówię tu o braku celowego działania by kogoś zauroczyć czy przypodobać się) to nie widzę większego problemu by zwiększać dystans. Widocznie te nadzieje dawałeś, spotykałeś się z nią itp. itd. W pewnym momencie, po dłuższym czasie, uznała Cię za swojego chłopaka. A Ty stwierdziłeś, że nie pasujcie do siebie ale nie umiałeś tego zakończyć... Mylę się?

Nie wiem na ile zachowanie "Twojej dziewczyny" tłumaczy choroba. Leczenie onkologiczne ma wiele skutków ubocznych. Jest wycieńczające a przebywanie w szpitalu wśród innych chorych często dołuje (nie mówiąc już o samym przebiegu choroby i jej wpływie na różne obszary życia). Dodatkowo jak np. ktoś miał naświetlania głowy to może być też na pewnym etapie leczenia agresywny - mówię tu o słownej agresji. Ogólnie ludzie poważnie chorzy nie mają cierpliwości, mają zmienne nastroje, niektórzy są trudni. Jeżeli choroba dotknęła tarczycy to wiedz, że tarczyca w bardzo dużym stopniu wpływa na nastrój. Być może "Twoja dziewczyna" od lat zmaga się z chorą tarczycą i ta tarczyca nie funkcjonując prawidłowo fundowała jej różne wahania nastroju. Ciężko stwierdzić czy "Twoja dziewczyna" ze zdrową tarczycą zachowywałaby się w miarę w porządku. Trudno stwierdzić ile można zrzucić na jej chorobę a ile na osobowość.

Wiem jedno. Jest w takim położeniu, że desperacko nie pozwala Ci odejść. Bardzo jej współczuję. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że błagam kogoś o miłość. To straszne. Myślę, że ona tym dodatkowo sprawia sobie ból - być może dochodzi do niej, że jej nie kochasz ale mimo to ciągle się upokarza i stara się Ciebie zatrzymać. Nie pomaga sytuacja dotycząca rozwodu rodziców. W tej kwestii również straciła grunt pod nogami. Jednak jest to osoba dorosła (która rozumie więcej niż dziecko i jest generalnie samodzielna) i wierzę, że kontakt z obojgiem rodziców ma. Mam taką nadzieję, że u nich może znaleźć również wsparcie.

Skoro już uwikłałeś się w tę historię to wyjdź z niej z honorem. Małymi krokami wyjdziesz z tej relacji ale nie zostawiaj tej dziewczyny samej sobie teraz. Oczywiście, nadejdzie taki moment, że i dla niej samej i dla Ciebie lepiej będzie jak zerwiecie totalnie kontakt. Jednak do tego totalnego zerwania polecam wcześniej przejść parę etapów, w których się powoli od siebie odzwyczajacie. Do dziewczyny dotrze w końcu, że ta relacja nie ma szans. Może to głupie ale słowo, "przepraszam, wybacz mi" skierowane do niej może coś da. Przynajmniej będzie wiedziała, że nie chcesz jej ranić ale nie widzisz swojego życia u jej boku mimo tego ile razem już przeżyliście przed chorobą.

Zerwania są trudne. Jeżeli jednak ta dziewczyna zachowała jakiś rozsądek to w końcu da Ci spokój. I sama odetchnie z ulgą jak o Tobie zapomni. Zajmie się ludźmi, którzy chcą z nią przebywać, ułoży sobie życie bez Ciebie.

Tobie również współczuję sytuacji ale jeżeli zachowasz się w porządku to nikt Ci niczego nie zarzuci. Nie masz obowiązku "chodzić" z kimś kogo nie kochasz. Możesz wpierać, możesz pomóc ale nie masz obowiązku być w tej relacji jako chłopak tej dziewczyny. Działaj w zgodzie ze sobą i z szacunkiem do drugiego człowieka. Osobiście uważam, że osobą chorym trzeba więcej wybaczyć niż tym zdrowym bo na prawdę często noszą ciężary w sercu o jakich innym się nie śniło.

Życzę dużo wytrwałości i pokory. Myśląc o innych nie zapominaj też o sobie. Twoja dobro jest tak samo ważne jak dobro tej dziewczyny. Wierzę, że dla Was obojga razem czy osobno nadejdą lepsze czasy.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: