Autor: A (---.dynamic.gprs.plus.pl)
Data: 2020-05-30 18:22
Nie wiem czy jeszcze zajrzysz do tego wątku i przeczytasz moją odpowiedź, ale po prostu chciałam się podzielić tym, jak ja to widzę. Takich parę myśli, które się we mnie pojawiły pod wpływem tego, co napisałaś. Wcześniej czytałam inny Twój wątek i teraz czytając ten przyznaję, że jestem trochę zaskoczona. Bo na podstawie tego, co pisałaś w tym drugim wątku, ten przykład z krzyżykiem, można byłoby myśleć - i tak pomyślałam - że Twoja relacja z Jezusem jest taka bardzo bliska, czuła. Taka intymna, bardzo wzruszająca. Że chyba jesteś z Nim bardzo blisko. A teraz czytając ten wątek jakoś tak jedno do drugiego nie bardzo pasuje. Taki trochę kontrast. Ale może miałaś po prostu trochę gorszy dzień pisząc. Nie wiem, po prostu byłam trochę zaskoczona czytając. Nie mówię, że nie jesteś blisko. Że ta relacja nie jest intymna. Bo myślę, że jest. Ale chyba jednak nie tak jak wtedy pomyślałam. I może Jezus zaprasza Cię do pogłębienia tej relacji. Do tego, żebyś spróbowała dostrzec Go obok siebie. Zawsze, w każdej sytuacji. Żebyś Go szukała, próbowała dostrzec nawet tam, gdzie w pierwszej chwili wydaje się, że Go nie widać.
Ten przykład z deszczem. Wiesz, ja bardzo często mam odwrotnie - zaczyna padać jak już jestem w domu. Albo np. jak jestem w pracy, to nagle niespodziewanie zaczyna padać, a ja nie mam parasola i zastanawiam się jak będę szła jak nie przestanie. Ale zdaję się na Jezusa mówiąc Mu - "Panie Jezu, Ty wiesz, że nie mam parasola" i staram się nie martwić i potem okazuje się, że jak mam już wychodzić z pracy, to deszcz ustaje i w dodatku wychodzi słońce :) Jakby taki Jego uśmiech, który mówi, że nad wszystkim czuwa. Naprawdę bardzo często tak jest. Ale nie piszę tego, żeby Cię pognębić, żebyś była w jakiś sposó zazdrosna czy żeby było Ci przykro. Nie. Bo czasem jest też inaczej. Można powiedzieć zupełnie odwrotnie. Idę w deszczu, z parasolem, który niewiele daje, bo leje z nieba jak pompa, auta chlapią, a potem jak już dochodzę do domu albo jak już jestem w domu okazuje się, że deszcz przestał padać i wyszło piękne słońce. Dopiero teraz, jak już jestem w domu. A jak szłam, to tak lało. Albo wczoraj - nie padało, ale całą drogę było tak ponuro, ciemno, szaro. A jak doszłam do domu, to nagle wyszło słońce i wszystko się zmieniło. Pomyślałam, że szkoda, że dopiero teraz. Dużo przyjemniej by się przecież szło w takim słońcu niż w tej ponurej, pochmurnej ciemności czy szarości. Ale może ona była w jakiś sposób potrzebna. Może On coś chciał mi przez to powiedzieć czy pokazać. I może dzięki niej ten późniejszy "uśmiech" w słońcu był jakby bardziej widoczny.
Wiesz, ja myślę, że Pan Bóg chce, żeby szukać Go wszędzie. Nie tylko tam, gdzie jest pięknie, przyjemnie. Co jest dla nas miłe. Ale starać się Go również dostrzec tam, gdzie zdaje się Go nie być, gdzie Go nie widzimy, nie spodziewamy się, że tam może być. A może właśnie jest. Np. właśnie w takiej nagłej, niespodziewanej ulewie, która Cię wtedy dopadła przed samym domem. Ty miałaś o to pretensje. Dlaczego ten deszcz nie mógł poczekać jeszcze chwilę. Żebyś zdążyła wejść do domu i wnieść spokojnie zakupy. Ale zobacz - jeśli w tym deszczu był On, w deszczu, którego jak napisałaś, dłuższy czas nie było, a więc który był wyczekiwany, który był bardzo potrzebny, jeśli On był w tym deszczu, jeśli potrafiłabyś tak spojrzeć, żeby Go tam dostrzec, to może chciał Cię jakby dotknąć tymi kroplami. Żebyś to poczuła. Ten dotyk. Żebyś była trochę jakby pierwsza, która może to poczuć. Jeszcze zanim te krople spadną na ziemię. Może najpierw chciał dotknąć nimi Ciebie. A jakby zaczęło padać te 5 minut później, tak jak chciałaś, to wprawdzie zdążyłabyś wnieść zakupy bez deszczu i weszłabyś do domu sucha, ale nie poczułabyś tego deszczu. Jego delikatnego dotyku. Potrafisz dostrzec Boga w kroplach deszczu, w promieniach słońca, w powiewie wiatru? Jest taka piosenka, która mi się teraz kojarzy:
"Twoja miłość jak ciepły deszcz. Twoja miłość jak morze gwiazd za dnia."
Albo ta, może ją znasz:
"Przyjdź jak deszcz, ożyw dziś
suchą ziemię naszych serc,
Przyjdź jak deszcz na spragniony świat
Dotknij nas, tak jak wiatr
Rozpędź smutek, otrzyj łzy,
Zabierz tam, gdzie się w radość zmienia strach."
Przyszedł w deszczu, a ty Go nie zauważyłaś, nie rozpoznałaś. Pytałaś Go - "Boże, dlaczego?" A On być może mówił - "Chciałem Ci zrobić niespodziankę i dotknąć Cię pierwszą. Żebyś pierwsza poczuła dotyk tych kropli - moich dłoni."
Albo ten drugi przypadek - z tym bólem brzucha. Ja bym się cieszyła, że stało się to jeszcze zanim wyszłam z domu. Bo zobacz - jakby dopadło Cię to gdzieś po drodze albo już w kościele, może nawet przy samym konfesjonale, to co byś zrobiła? Czy to nie tak, że Bóg właśnie czuwał nad Tobą? I uchronił Cię od nieprzyjemnej "katastrofy", która mogła się wydarzyć gdzieś po drodze albo w kościele. Ja bym Mu dziękowała, że stało się to jeszcze przed wyjściem.
A może jest też tak, że te sytuację, o których pisałaś - ta ulewa, ból brzucha, kradziesz pieniędzy - może są czymś w rodzaju takiej próby. Jak zareagujesz, czy "pogniewasz się" na Pana Boga, będziesz miała do Niego żal, a może spróbujesz Go w tym dostrzec, Jego pomoc, obecność. I może Mu za to podziękujesz. Albo po prostu Go tam dostrzeżesz.
Wiesz, ta sytuacja z portfelem przypomniała mi taką historię, którą kiedyś usłyszałam od pewnego księdza. Taki przykład z życia św. Rity. Który mówi o zaufaniu Bogu. Otóż kiedyś, gdy św. Rita wraz z siostrami jechała do Rzymu do Ojca św., wtedy w czasie podróży współsiostry zamartwiały się czy wystarczy im pieniędzy na całą podróż, pobyt i powtórną podróż do domu. Wówczas św. Rita wzięła pieniądze, które miały i z mostu, przez który właśnie przejeżdżali wyrzuciła wszystkie do rzeki i powiedziała, aby mieli więcej wiary w Opatrzność. Pojechały dalej, były w Rzymie u Ojca św. i z powrotem przyjechały i nic im nie brakowało. Bóg się wszystkim zajął i nad wszystkim czuwał.
|
|