logo
Czwartek, 28 marca 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Dlaczego zło się udaje, a dobro niekoniecznie?
Autor: che_burashka (---.net.lannet.org)
Data:   2020-05-08 18:25

Dlaczego jest tak, że np. idzie staruszka rano po bułki na śniadanie i po drodze łamie nogę? A idzie bandyta kogoś zabić i nic złego mu się nie stanie? Robi swoją "robotę", inkasuje pieniądze i spokojnie żyje dalej. A staruszka trafia na SOR, jest tam traktowana jak zło konieczne i słyszy, że "takiej starej jeszcze się chce żyć". Oczywiście staruszka może swoje cierpienia ofiarować w dobrej intencji. Człowiek zabity z pewnością był w stanie łaski, a bandzior cudownie się nawróci np. dzięki cierpieniu staruszki. Ale jakoś trudno mi w to uwierzyć.
Niestety, ze mną jest tak, że jeśli istnieje choć cień szansy, że coś mi się nie uda, to nie uda się na sto procent (nie zdążę, coś mi spadnie, wyleje się, wysypie, wyłączy się, nie włączy się itp, itd). Przecież ja nie chcę zrobić niczego złego! Ostatnio nie padało u nas wiele, wiele tygodni. Zaczęło padać, a właściwie lunęło, gdy podjechałam pod dom i zmokłam jak przysłowiowa kura. Szłam do domu w maseczce, z pełnymi siatami, pudłem z tortem i wyłam: "Boże, dlaczego?". Mogło zacząć padać 5 minut później? Z pewnością, ale dla kogo? Dla mnie?? Kilkanaście dni później chciałam iść do kościoła przed pracą, na Mszę św. i do spowiedzi. Byłam gotowa do wyjścia i... straszny ból brzucha, sprint do łazienki, no i niestety, do kościoła nie zdążyłam. Tak, wiem, mogłam mieć np. wypadek po drodze. No ale ta druga osoba (ew. uczestnik wypadku) mogła dostać biegunki, wrócić się do domu np. po komórkę itd, i wypadku by nie było. Ja widzę to tak, że Panu Bogu nie zależało, żebym się wyspowiadała i przyjęła Go w Komunii św., i jest mi z tego powodu ogromnie przykro.
Dlaczego jak ktoś robi coś złego, to mu się zawsze (lub w większości) udaje, a jak ktoś chce zrobić coś dobrego, to niekoniecznie?

 Re: Dlaczego zło się udaje, a dobro niekoniecznie?
Autor: Hanna (---.wtvk.pl)
Data:   2020-05-16 16:04

Zmoknięcie kilka minut przed wejściem do domu dla zdrowej osoby, w dobrej kondycji psychicznej, nie jest powodem do wielkiego dramatu, choc bywa nieprzyjemne. Jeśli dla Ciebie to powód do wycia, to znaczy prawdopodobnie, że masz problem nie z deszczem, ale z siłami psychicznymi i z nastawieniem do świata. I nad tym trzeba byłoby się pochylić.

"Ja widzę to tak, że Panu Bogu nie zależało, żebym się wyspowiadała i przyjęła Go w Komunii św., i jest mi z tego powodu ogromnie przykro." Rozumiem, że jest Ci przykro, ale posądzanie Pana Boga o złośliwość (czego nie napisałaś) albo o to, że Mu nie zależy na Tobie, jest sprzeczne z wiedzą o Bogu zawartą w Ewangelii. Bogu bardzo, bardzo zależy, aż do przelania własnej krwi. Twoja interpretacja jest wynikiem Twojego nastawienia, nie jest natomiast odzwierciedleniem rzeczywistej postawy Pana Boga. Sorry, ale setki razy tuż przed wyjściem dopada nas nasza fizjologia, gubią się klucze, zauważam, że mam bardzo podarte rajstopy itp. i muszę się przebrać, plamię bluzkę itd. - i naprawdę nie jest to dowód na brak zaangażowania boskiego.

Nie podajesz obiektywnych dowodów, statystycznych, na to, że zło się przeważnie udaje, a dobro nie. To jest odczucie.
Jest też taki mechanizm, zwany samospełniającą się przepowiednią. Nastawiamy się na niepowodzenie (i tak się nie uuuuuda) i jesteśmy tak spięci itd., zamknięci, nieufni, wycofani, roztrzęsieni itd., że wywołujemy kłopoty. Zob. np.
(klik).

 Re: Dlaczego zło się udaje, a dobro niekoniecznie?
Autor: Margaret (---.wieszowanet.pl)
Data:   2020-05-16 20:02

Zmień patrzenie na rzeczywistość, bo jest mocno skrzywione. To nie działa tak jak opisałaś.

 Re: Dlaczego zło się udaje, a dobro niekoniecznie?
Autor: B. (---.24.44.245.ipv4.supernova.orange.pl)
Data:   2020-05-16 21:19

"A idzie bandyta kogoś zabić i nic złego mu się nie stanie? Robi swoją "robotę", inkasuje pieniądze i spokojnie żyje dalej."
Skąd taki wniosek? Więzienia są przepełnione.

"staruszka trafia na SOR, jest tam traktowana jak zło konieczne i słyszy, że "takiej starej jeszcze się chce żyć""
Czy naprawdę słyszałaś takie słowa? Byłam kilka razy na SORze, ale takich słów nie słyszałam nigdy. Czy słyszałaś to osobiście?
Szłaś z "pudłem z tortem i wyłaś: "Boże, dlaczego?".
A czy podziękowałaś Bogu za ten tort? Czy widziałaś może kiedyś kolejki przed jadłodajnią np. Sióstr Albertynek? Tych ludzi na tort nie stać...

"chciałam iść do kościoła przed pracą, na Mszę św. i do spowiedzi. (…) straszny ból brzucha, sprint do łazienki, no i niestety, do kościoła nie zdążyłam. (…) Ja widzę to tak, że Panu Bogu nie zależało, żebym się wyspowiadała i przyjęła Go w Komunii św."
A może nie miałaś jeszcze w sobie np. wystarczającej miłości bliźniego w sercu? A może Pan Bóg słyszał, jak Go oskarżałaś o deszcz i dał Ci czas na dogłębniejsze zrobienie rachunku sumienia przed spowiedzią?
Życzę, aby Twoje serce przepełniło się życzliwością dla bliźnich i wdzięcznością dla Chrystusa.
Pozdrawiam.

 Re: Dlaczego zło się udaje, a dobro niekoniecznie?
Autor: orelka (---.merinet.pl)
Data:   2020-05-17 00:01

"chciałam iść do kościoła przed pracą, na Mszę św. i do spowiedzi. (…) straszny ból brzucha, sprint do łazienki, no i niestety, do kościoła nie zdążyłam. (…) Ja widzę to tak, że Panu Bogu nie zależało, żebym się wyspowiadała i przyjęła Go w Komunii św."

A wolałabyś tego strasznego bólu brzucha, który musiał zakońćzyć się sprintem dostać w kościele podczas Mszy? Czy wiedziałabyś, gdzie biec?

Widzisz, to wszystko może zależeć od tego, jak się patrzy. Ty w takiej nagłej niedyspozycji żołądkowej widzisz rzucane CI kłody pod nogi, a równie dobrze można na to popatrzeć jako na szczęśliwy traf, że stało się to jeszcze przed wyjściem z domu.

Ty w ulewie, która następuje po wielu tygodniach suszy widzisz dopust Boży, ktoś inny - tak samo przemoczony, będzie widzieć łaskę, że wreszcie spadł deszcz.

Mój mąż w różnych takich sytuacjach jak właśnie to zmoknięcie tuż przed przyjściem do domu, zapominanie o czymś, czy rozlewanie się i rozsypywanie różnych rzeczy powtarza zawsze - obyśmy tylko takie problemy mieli. Zawsze jak coś takiego Ci się nie uda pomyśl sobie - masz dach nad głową, masz co jeść (nawet od czasu do czasu tort ;) ), masz dostęp do internetu i pewnie jeszcze wiele innych rzeczy. Jak się zaczyna analizować sytuację od tej strony, to wiele różnych przykrych zdarzeń zaczyna być w istocie drobiazgami.

 Re: Dlaczego zło się udaje, a dobro niekoniecznie?
Autor: che_burashka (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2020-05-17 20:31

Do B: słowa, że takiej starej chce się żyć, usłyszała babcia koleżanki. Na SOR trafiła o ile dobrze pamiętam z chorymi nerkami. Także do orelki: nie wolno mi jeść tortu, bo jestem chora. Hanno, nie nastawiam się na niepowodzenie. Ale przypomniałaś mi pewien fakt sprzed kilku lat. W poprzedniej pracy co roku mieliśmy oceny pracownika. Szłam na rozmowę z szefową pewna siebie. Wiem, że cały rok solidnie pracowałam i nikt nie mógł niczego zarzucić. A tu szefowa wystawiła mi same oceny dostateczne. Co się po jakimś czasie okazało? Osoba, która była oceniania przede mną oczerniła mnie. Nakłamała, że ja nic nie robię, a ona wykonuje za mnie moją pracę. Hanno, ja raczej niczego nie brudzę, nie drę, nie gubię i nie zapominam. "Fizjologia dopadła mnie" chyba po raz pierwszy odkąd pracuję, czyli ponad 20 lat. No i akurat wtedy, gdy miałam iść do kościoła. Przypadek? Nie ma przypadków, wszystko jest precyzyjnie zaplanowane przez Boga.

 Re: Dlaczego zło się udaje, a dobro niekoniecznie?
Autor: po prostu (---.centertel.pl)
Data:   2020-05-17 22:52

"Fizjologia dopadła mnie chyba po raz pierwszy odkąd pracuję, czyli ponad 20 lat. No i akurat wtedy, gdy miałam iść do kościoła. Przypadek? Nie ma przypadków, wszystko jest precyzyjnie zaplanowane przez Boga."

Błąd. Zupełnie nie tak. Tłumaczyłam to w tym drugim wątku, kiedy pisałam, że Bóg zasadniczo nie ingeruje w prawa fizyki, chemii, czy biologii, które sam stworzył. Fizjologia podpada pod biologię - zazwyczaj takie nagłe biegunki są spowodowane, albo konsekwencją zjedzenia przez nas czegoś nie do końca świeżego, albo niewłaściwym połączeniem jakichś potraw, albo wirusem grypy żołądkowej. Bóg nie planuje nam biegunki (jeszcze szatana mogłabym o to podejrzewać, ale to rzadkie przypadki). Bóg nie ingeruje w prawa, rządzące światem, które sam stworzył. Bóg jedynie towarzyszy w naszych zmaganiach z nimi, współodczuwajac nasz ból i radość - bo stał się Czlowiekiem. Deszcz spadnie dokładnie wtedy, kiedy zbierze się odpowiednia ilość pary w chmurze, która wywoła reakcję fizyczną. Bóg tego ani nie odracza, ani nie przyspiesza. Pozwala prawom fizyki się dziać. Nie ingeruje też zresztą w konsekwencje ludzkich wyborów. Np. fakt, że dziecko ma przemocowego rodzica z pewnością nie jest planem Bożym - tym bardziej jakimś precyzyjnym (!). Przeciwnie - Bóg tego baaaardzo nie chce... ale jednocześnie nie ingeruje - nie objawia sie nagle takiemu rodzicowi wśród gromów i nie ciska w niego piorunami. Natomiast jest z tym dzieckiem i cierpi razem z nim... nie zmieniając zasadniczo sytuacji - pozwalając, by to ludzie pomogli. Przyjaciele, policja, terapeuci. Cokolwiek uczynią tym najmniejszym, Jemu uczynią, bo On w nich współcierpi i potrzebuje pomocy. Bóg - owszem - może natchnąć odpowiednich ludzi... może też konsekwentnie poruszać sumienie przemocowego rodzca, zwłaszcza, jak ktoś sie za takiego grzesznego rodzica modli - ale to od człowieka ostatecznie zależy, czy tego sumienia poslucha.

 Re: Dlaczego zło się udaje, a dobro niekoniecznie?
Autor: che_burashka (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2020-05-18 12:41

To dlaczego przemocowym, patologicznym rodzicom rodzi się dziecko (często co rok prorok), a znajomi - zdrowi, dobrze sytuowani, inteligentni, żyjący w sakramentalnym małżeństwie, oczekujący dziecka przez wiele lat z ogromną nadzieją, nie doczekali się potomka? O zanoszonych modlitwach w tej sprawie nie wspomnę. Pewnie wina grzechu pierworodnego.

@B Twoje słowa "Więzienia są przepełnione." przypomniały mi zdarzenie sprzed lat. Byłam studentką. Pojechałam na rekolekcje do Niepokalanowa. Tam ktoś ukradł mi portfel. Zostałam bez pieniędzy na pobyt i powrót. W portfelu były pieniądze na zimowe buty, które miałam nadzieję kupić w Warszawie (czasy wówczas były takie, że sklepy świeciły pustkami). Gdy pożaliłam się jednemu z braci franciszkanów, ten odpowiedział, że chyba temu komuś były bardziej potrzebne pieniądze niż mnie. Doszłam więc do wniosku, że okradła mnie staruszka - emerytka, której zabrakło na leki. (Dla nieznających tamtych czasów dodam, że leki były wówczas tanie jak przysłowiowy barszcz, a renciści chyba mieli część leków gratis.) Może ten "mój" złodziej kiedyś wylądował w więzieniu, tego nie wie nikt (oprócz Boga).

 Re: Dlaczego zło się udaje, a dobro niekoniecznie?
Autor: che_burashka (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2020-05-18 12:46

Dziękuję za odpowiedzi na moje pytanie. Pozdrawiam.

 Re: Dlaczego zło się udaje, a dobro niekoniecznie?
Autor: A (---.dynamic.gprs.plus.pl)
Data:   2020-05-30 18:22

Nie wiem czy jeszcze zajrzysz do tego wątku i przeczytasz moją odpowiedź, ale po prostu chciałam się podzielić tym, jak ja to widzę. Takich parę myśli, które się we mnie pojawiły pod wpływem tego, co napisałaś. Wcześniej czytałam inny Twój wątek i teraz czytając ten przyznaję, że jestem trochę zaskoczona. Bo na podstawie tego, co pisałaś w tym drugim wątku, ten przykład z krzyżykiem, można byłoby myśleć - i tak pomyślałam - że Twoja relacja z Jezusem jest taka bardzo bliska, czuła. Taka intymna, bardzo wzruszająca. Że chyba jesteś z Nim bardzo blisko. A teraz czytając ten wątek jakoś tak jedno do drugiego nie bardzo pasuje. Taki trochę kontrast. Ale może miałaś po prostu trochę gorszy dzień pisząc. Nie wiem, po prostu byłam trochę zaskoczona czytając. Nie mówię, że nie jesteś blisko. Że ta relacja nie jest intymna. Bo myślę, że jest. Ale chyba jednak nie tak jak wtedy pomyślałam. I może Jezus zaprasza Cię do pogłębienia tej relacji. Do tego, żebyś spróbowała dostrzec Go obok siebie. Zawsze, w każdej sytuacji. Żebyś Go szukała, próbowała dostrzec nawet tam, gdzie w pierwszej chwili wydaje się, że Go nie widać.

Ten przykład z deszczem. Wiesz, ja bardzo często mam odwrotnie - zaczyna padać jak już jestem w domu. Albo np. jak jestem w pracy, to nagle niespodziewanie zaczyna padać, a ja nie mam parasola i zastanawiam się jak będę szła jak nie przestanie. Ale zdaję się na Jezusa mówiąc Mu - "Panie Jezu, Ty wiesz, że nie mam parasola" i staram się nie martwić i potem okazuje się, że jak mam już wychodzić z pracy, to deszcz ustaje i w dodatku wychodzi słońce :) Jakby taki Jego uśmiech, który mówi, że nad wszystkim czuwa. Naprawdę bardzo często tak jest. Ale nie piszę tego, żeby Cię pognębić, żebyś była w jakiś sposó zazdrosna czy żeby było Ci przykro. Nie. Bo czasem jest też inaczej. Można powiedzieć zupełnie odwrotnie. Idę w deszczu, z parasolem, który niewiele daje, bo leje z nieba jak pompa, auta chlapią, a potem jak już dochodzę do domu albo jak już jestem w domu okazuje się, że deszcz przestał padać i wyszło piękne słońce. Dopiero teraz, jak już jestem w domu. A jak szłam, to tak lało. Albo wczoraj - nie padało, ale całą drogę było tak ponuro, ciemno, szaro. A jak doszłam do domu, to nagle wyszło słońce i wszystko się zmieniło. Pomyślałam, że szkoda, że dopiero teraz. Dużo przyjemniej by się przecież szło w takim słońcu niż w tej ponurej, pochmurnej ciemności czy szarości. Ale może ona była w jakiś sposób potrzebna. Może On coś chciał mi przez to powiedzieć czy pokazać. I może dzięki niej ten późniejszy "uśmiech" w słońcu był jakby bardziej widoczny.

Wiesz, ja myślę, że Pan Bóg chce, żeby szukać Go wszędzie. Nie tylko tam, gdzie jest pięknie, przyjemnie. Co jest dla nas miłe. Ale starać się Go również dostrzec tam, gdzie zdaje się Go nie być, gdzie Go nie widzimy, nie spodziewamy się, że tam może być. A może właśnie jest. Np. właśnie w takiej nagłej, niespodziewanej ulewie, która Cię wtedy dopadła przed samym domem. Ty miałaś o to pretensje. Dlaczego ten deszcz nie mógł poczekać jeszcze chwilę. Żebyś zdążyła wejść do domu i wnieść spokojnie zakupy. Ale zobacz - jeśli w tym deszczu był On, w deszczu, którego jak napisałaś, dłuższy czas nie było, a więc który był wyczekiwany, który był bardzo potrzebny, jeśli On był w tym deszczu, jeśli potrafiłabyś tak spojrzeć, żeby Go tam dostrzec, to może chciał Cię jakby dotknąć tymi kroplami. Żebyś to poczuła. Ten dotyk. Żebyś była trochę jakby pierwsza, która może to poczuć. Jeszcze zanim te krople spadną na ziemię. Może najpierw chciał dotknąć nimi Ciebie. A jakby zaczęło padać te 5 minut później, tak jak chciałaś, to wprawdzie zdążyłabyś wnieść zakupy bez deszczu i weszłabyś do domu sucha, ale nie poczułabyś tego deszczu. Jego delikatnego dotyku. Potrafisz dostrzec Boga w kroplach deszczu, w promieniach słońca, w powiewie wiatru? Jest taka piosenka, która mi się teraz kojarzy:

"Twoja miłość jak ciepły deszcz. Twoja miłość jak morze gwiazd za dnia."

Albo ta, może ją znasz:

"Przyjdź jak deszcz, ożyw dziś
suchą ziemię naszych serc,
Przyjdź jak deszcz na spragniony świat
Dotknij nas, tak jak wiatr
Rozpędź smutek, otrzyj łzy,
Zabierz tam, gdzie się w radość zmienia strach."

Przyszedł w deszczu, a ty Go nie zauważyłaś, nie rozpoznałaś. Pytałaś Go - "Boże, dlaczego?" A On być może mówił - "Chciałem Ci zrobić niespodziankę i dotknąć Cię pierwszą. Żebyś pierwsza poczuła dotyk tych kropli - moich dłoni."

Albo ten drugi przypadek - z tym bólem brzucha. Ja bym się cieszyła, że stało się to jeszcze zanim wyszłam z domu. Bo zobacz - jakby dopadło Cię to gdzieś po drodze albo już w kościele, może nawet przy samym konfesjonale, to co byś zrobiła? Czy to nie tak, że Bóg właśnie czuwał nad Tobą? I uchronił Cię od nieprzyjemnej "katastrofy", która mogła się wydarzyć gdzieś po drodze albo w kościele. Ja bym Mu dziękowała, że stało się to jeszcze przed wyjściem.

A może jest też tak, że te sytuację, o których pisałaś - ta ulewa, ból brzucha, kradziesz pieniędzy - może są czymś w rodzaju takiej próby. Jak zareagujesz, czy "pogniewasz się" na Pana Boga, będziesz miała do Niego żal, a może spróbujesz Go w tym dostrzec, Jego pomoc, obecność. I może Mu za to podziękujesz. Albo po prostu Go tam dostrzeżesz.

Wiesz, ta sytuacja z portfelem przypomniała mi taką historię, którą kiedyś usłyszałam od pewnego księdza. Taki przykład z życia św. Rity. Który mówi o zaufaniu Bogu. Otóż kiedyś, gdy św. Rita wraz z siostrami jechała do Rzymu do Ojca św., wtedy w czasie podróży współsiostry zamartwiały się czy wystarczy im pieniędzy na całą podróż, pobyt i powtórną podróż do domu. Wówczas św. Rita wzięła pieniądze, które miały i z mostu, przez który właśnie przejeżdżali wyrzuciła wszystkie do rzeki i powiedziała, aby mieli więcej wiary w Opatrzność. Pojechały dalej, były w Rzymie u Ojca św. i z powrotem przyjechały i nic im nie brakowało. Bóg się wszystkim zajął i nad wszystkim czuwał.

 Re: Dlaczego zło się udaje, a dobro niekoniecznie?
Autor: che_burashka (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2020-05-31 19:13

"Nie wiem czy jeszcze zajrzysz do tego wątku i przeczytasz moją odpowiedź..."
Weszłam, przeczytałam i bardzo dziękuję.

"Ale może miałaś po prostu trochę gorszy dzień pisząc." Masz rację. Pod wpływem tych dwóch wydarzeń (deszcz i niemożność pójścia do kościoła) coś we mnie "pękło". Chciałam, żeby było "po mojemu". Byłam zmęczona, poirytowana, miałam swój precyzyjny plan działania i nawet do głowy mi nie przyszło poprosić: pomóż, bądź ze mną w tym wszystkim! Jest mi wstyd, że się tak zachowałam, że tak napisałam. Przecież modlę się codziennie: bądź wola Twoja. Teraz inaczej na to patrzę.
Tak ładnie napisałaś o tym deszczu... A na spowiedź to ja chyba byłam po prostu nieprzygotowana.

'Ale nie piszę tego, żeby Cię pognębić, żebyś była w jakiś sposób zazdrosna czy żeby było Ci przykro.' Nie jestem. Wiele razy miałam takie "przypadki", że trudno uwierzyć. Kiedyś np wracałam z rekolekcji (z dwoma przesiadkami, bo prawie z drugiego końca Polski), na przesiadkę miałam chyba z półtorej godziny, ale były takie straszne korki, bo to był koniec długiego weekendu, autobus jechał chyba 20 km/h, że stwierdziłam, że nie zdążę. Na początku podróży oczywiście poprosiłam o szczęśliwy powrót do domu. Ale na taki się nie zapowiadał. Chyba w połowie drogi, gdy czas odjazdu mojego pociągu niebezpiecznie się przybliżał, powiedziałam Jezusowi, że oddaję mu mój powrót do domu i jak się spóźnię na pociąg, to będzie mi musiał znaleźć hotel i pomóc załatwić urlop na dzień następny. Przyjechałam kilkanaście minut po planowym odjeździe pociągu i mimo wszystko poszłam na peron. Byłam w połowie schodów, gdy opóźniony pociąg wjechał na stację. Spokojnie znalazłam swoje miejsce w wagonie i szczęśliwie dojechałam na kolejną przesiadkę, tym razem już do mojego miasta.
A kiedyś w czasie Mszy św., gdy wróciłam do ławki po przyjęciu Pana Jezusa, słońce zaczęło świecić przez okno prosto na moją głowę (na nikogo więcej). Poczułam się wtedy tak cudownie, aż brak mi słów, żeby to opisać.

Wiem, że Jezus mnie kocha, że pragnie tylko mojego dobra. Ja kocham Go z całego serca, choć wciąż zbyt mało. Ale czasem potrafię się zachować jak dziecko, któremu mama nie chce dać nożyczek czy zapalniczki do zabawy. Modlę się o głębszą wiarę, gorętszą miłość i większą ufność. Proszę: Jezu, Ty się mną zajmij. Ale ciągle upadam. Dobrze, że jest Ktoś, Kto zawsze podaje rękę i pomaga mi wstać.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: