Autor: prime (59 l.) (---.centertel.pl)
Data: 2020-05-27 09:11
Witam wszystkich. Od pewnego czasu, bardzo długiego mam mocne wątpliwości, strach graniczący z przerażeniem że po śmierci nic nie czeka. Zawsze byłem katolikiem, czy bardzo wierzącym? Chyba jak każdy. Chociaż od dawna nie chodzę do kościoła. Wierzę w Boga nie w kościół. Chociaż muszę przyznać że przez zaistniałą sytuację bardzo zaczyna mi brakować chwilkę ciszy przed ołtarzem. Straciłem praktycznie wszystkich bliskich została mi tylko 1 osoba. Do tego niezbyt udane życie osobiste. Ale nigdy nie wątpiłem w to że bliscy odeszli na dobre, że ich świadomość odeszła. Wręcz przeciwnie jestem całkowicie pewny że istnieją gdzieś. A mimo to zacząłem panicznie się bać śmierci i tego że to całkowity koniec. Zawsze jako katolik miałem wpajane że diabeł i demony to zło a mi zaczęły dawać nadzieję że skoro inne jej coś takiego, istnieje zło ponad wszelkie zrozumienie to i dobro też musi być. To może głupie że facet 59 lat ma takie wątpliwości jednak dały mi one zrozumienie że nic się nie liczy jeśli nie ma nic po śmierci. Wszystko co robię bez Boga nie ma dla mnie sensu. Może mnie ktoś nazywać fanatykiem, nic to nie zmieni w moim myśleniu. Bóg jest jedynym sensem, bez Niego bez życia po śmierci nic nie ma sensu. Ktoś powie że można być dobrym człowiekiem, kochać bliskich, pewnie że można. Ale dla mnie to za mało. Mieć tylko jedno marzenie w życiu... Żeby Bóg lub inna osoba z tamtej strony powiedział że jest coś, że warto żyć. Sorry za te wywody ale trochę przeszedłem w życiu i zwyczajnie nie liczy się już dla mnie gonienie za jakimiś marzeniami, kasa, kariera czy inne sprawy. Chociaż może mam coś nie tak z głową bo mało kto ma takie rozważania nad życiem. Pozdrawiam wszystkich.
|
|