Autor: #%@&* (---.17-3.cable.virginm.net)
Data: 2020-10-31 00:03
To znaczy ja bym bardzo prosił nie uogólniać. (Reszta nieistotna). Ja nie spotkałem drugiego takiego samego. Więc jeśli te "tysiące", to można wiedzieć gdzie? Chętnie poznam. Zawsze w kupie raźniej.
Co do władzy, to cóż, podobnie jak wyżej, każdy ma prawo do wyznawania dowolnych zabobonów. Do wiadomości: Zaraz po pierwszych studiach mogłem zostać dyrektorem, warunek był jeden - zapisać się do partii. I nie zostałem dyrektorem. To niewątpliwie moja największa tragedia życiowa. Nie byłem dyrektorem!
Podobnie w 1989 r. miałem propozycję wejścia w politykę (ganiał za mną niejaki Krzaklewski (musiałem się przed nim po kątach chować), oni wtedy rozpaczliwie potrzebowali ludzi (zawsze potrzebują)). Ja swoje "uprawianie" polityki zakończyłem nad ranem 5 czerwca 1989 r. I tyle mnie widzieli. Za bardzo się napatrzyłem na to co się działo (tak na marginesie organizowałem wtedy m.in. kampanię senatorowi Andrzejowi Wielowieyskiemu ojcu sławnej dziennikarki z Czerskiej, któremu zawdzięczamy wybór gen. Jaruzelskiego na prezydenta. Ja w trakcie tej kampanii wymogłem na nim publiczną obietnicę podczas wiecu wyborczego, że nikt z klubu Solidarności na Jaruzelskiego nie zagłosuje, to tyle odnośnie rodzinnej wiarygodności Wielowieyskich, być może po prostu Solidarność nie jedno ma imię) Patrząc na piękne kariery niektórych moich kolegów, którzy nie omieszkali skorzystać z okazji, do dzisiaj płaczę po nocach nad swoim zmarnowanym życiem. Wszak mogłem być politykiem!
Zwykle to jest tak, że projektujemy na innych swoje własne pragnienia. Ludzie jednak, wbrew pozorom nie są wszyscy tacy sami i mają różne pragnienia.
Co do mnie - w wieku 22-23 lat przyjąłem pewien plan na życie, cele, które są dla mnie ważne i które chcę zrealizować. Jak do tej pory udało mi się to w 95 %, tak mniej więcej (a ciągle jeszcze żyję).
Jeśli o O. Moderatora chodzi, to nie mam pojęcia, dlaczego "wszystko" mi puszcza. Nie zawsze tak było. Musi się sam wypowiedzieć. Ja mogę podejrzewać dwa powody. Rzeczy, które pisałem tu 15 lat temu i więcej są jakby ciągle aktualne, niektóre może nawet bardziej niż kiedyś. (Nie wiem, czy ktoś pamięta, ale ze 12 lat temu np. zapowiadałem Brexit i ponieważ uwierzyłem we własne zapowiedzi - wyjechałem do Anglii, wcześniej głosując przeciwko przystąpieniu Polski do UE [przeczytałem traktat akcesyjny i to co stanowiło później treść tzw. porozumienia z Janiny, oraz projekt konstytucji europejskiej, jakieś 10 tys. stron]) Odnoszę też wrażenie, że mamy z O. Moderatorem bardzo podobną wizję Kościoła, choć muszę przyznać, proszę Ojca, że coraz bardziej trąci ona myszką, co mnie bynajmniej nie przeszkadza (stare wino lepsze).
Doroto, przepraszam, ale ja tego nie śledzę, mam inne zajęcia i zainteresowania, pobyt tutaj, to rzadkie chwile przyjemności przypomnienia sobie starych czasów, które dawno minęły: "to se ne wrati". Przyszło wreszcie do Polski to nowe, które szło do niej latami. A to jeszcze nie koniec. Polskę czekają ciekawe czasy (to takie przekleństwo historyków: "Obyś żył w ciekawych czasach". Myśmy sobie jeszcze kiedyś na historii życzyli - tylko pamiętajcie, żeby nikomu nie przyszło do głowy być kimś ważnym - to jest największe przekleństwo historyków, którym się wydaje, że rozumieją i dlatego chcą poprawiać historię - historii nie da się poprawić) http://staropolska.pl/renesans/jan_kochanowski/piesni/piesni_31.html Dobrze, że mnie tam nie ma, bym się wkurzał, a tak to patrzę z coraz większym dystansem na to co w kraju i na to co tu, choć nie da się ukryć, że kibicuję Angolom w ich próbie wyrwania się z niemieckiego bantustanu, podobnie jak temu szalonemu Trumpowi w walce z wiatrakami.
Jedno co mnie nie przestaje zadziwiać, to nagłe rozpłynięcie się we mgle Kościoła katolickiego. Wprawdzie należało się tego spodziewać od lat co najmniej pięciu, kiedy to prysły ostatnie złudzenia, ale zawszeć jest to jakaś nowość: Ni z tego ni z owego nastąpił koniec Kościoła katolickiego (To nie Dan Brown, to sami katolicy, proszę Ojca). Ja rozumiem, gdyby zastąpiono go inną religią, niestety żyjemy w czasach, gdy rozum śpi snem głębokim, a harcują wyłącznie demony. Przecież, każdy kto nie wyłączył podstawowych funkcji mózgowych nie jest w stanie zaprzeczyć istnieniu Boga.
Taka anegdota, sprzed lat prawie 40-tu. Wtedy jeden ksiądz, krótko po święceniach, który miał spory problem w jednej z pierwszych na Śląsku grup Odnowy Charyzmatycznej, zadał pytanie: Co się dzieje? I odpowiedział bardzo zgrabną teorią teologiczną, którą bardzo dobrze sparafrazował pewien stary zborownik na wewnętrznym zebraniu wewnątrz zborowym w odniesieniu do bardzo podobnego problemu mniej więcej w tym samym czasie: Gdyby Pan Bóg chciał, żebyśmy się z nim komunikowali bezpośrednio, to zamiast mózgów wyposażyłby nas w antenki nastawione wyłącznie na odbiór, a że zamiast antenek wyposażył nas w rozum, to go używajmy. Zborownicy poszli za rozsądną radą swojego współbrata i przestali oczekiwać znaku z nieba, ksiądz niestety nie zastosował się do własnej teorii.
To doświadczenie mnie nauczyło jednego - warto znać teorię, ale nie należy przy tym zaniedbywać praktyki. Czego wszystkim życzę.
|
|