Autor: Michał (---.static.ip.netia.com.pl)
Data: 2021-03-07 18:10
Może to będzie jakaś odpowiedź i coś wniesie, choć trudno mi to pisać.
Modlę się, bym chociaż tak właśnie nawet „po części” poznał, ale właśnie poznał już z ręki Pana Boga, aby to poznanie było dane od Pana Boga, nawet częściowe, ale abym też nie obracał się wstecz wątpiąc o Dobroci i Miłości Boga, analizując i badając i kontrolując Pana Boga, dochodząc przez to do poznania jego Dobroci i Miłości (nietrwale) przez ciało i krew, swoją własną mocą. Władca świata ma wszystko tylko i wyłącznie swoje, od szatana, a nie ma nic, co by miał od Boga: „…nadchodzi bowiem władca tego świata. Nie ma on jednak nic swego we Mnie.” – Jana 14,30b. A ja nie chcę być jak władca świata. Chcę i uznaję za śmieci wszystko co nagromadziłem przez ciało i krew. Nie chcę wspominać nawet, jak wiele potępiających Słów z Pisma ----- mówiących o szatanach i antychrystach, synach zatracenia, bestiach, władcy świata, ojcu kłamstwa właśnie, różnych wyroczni potępiających oraz jak z powodu tego co doświadczyłem i z powodu tego jaką pustkę w sobie odczuwałem i mrok, po tym co się ze mną stało te ponad 10 lat temu, po tym czego DOŚWIADCZYŁEM ----- jak przy czytaniu tych fragmentów z Pisma, pasowało wtedy to wszystko do mnie, jak odbierałem je do siebie, co prawie całkowicie mi odbierało nadzieję. Rok spędziłem w szpitalu psychiatrycznym. Teraz mam nadzieję, że to tylko szatan chciał tak to wszystko wykorzystać, abym całkowicie zwątpił. Wykorzystywał Słowo Boże do tego. Chcę znów wejść na drogę przyjaźni z Panem Bogiem, którą wierzę miałem. Gdzie cieszyłem się Jego Dobrocią i Miłością i miałem pokój i nie badałem Pana Boga. Wciąż mam na to nadzieję, czuwam, szukam, staram się zachować cierpliwość. Nie chcę już rozwijać opowiadania o tym co mi się stało, ale powiem w skrócie, że mam podejrzenie, że spożyłem z drzewa poznania dobra i zła i zgrzeszyłem przestępstwem na wzór Adama. Mam poczucie/doświadczenie poznania zła i poznania dobra, przez ciało i krew, z powodu wybiegania zbytnio na przód i nie trwania w Nauce Pana Jezusa. Nie mam Ojca i nie mam Syna. Tak podejrzewam. Poznania zła, które jest kłamstwem o tym, że Bóg nie kocha i że jest zły, i poznania dobra, które jest prawdą o tym, że Kocha i że jest Dobry. Ale było to tylko poznanie przez ciało i krew, spożycie z drzewa poznania dobra i zła, przestępstwo na wzór Adama, przez wybieganie zbytnio na przód. Tak to przynajmniej na dzień dzisiejszy widzę.
Rzymian 5,14a: „A przecież śmierć rozpanoszyła się od Adama do Mojżesza nawet nad tymi, którzy nie zgrzeszyli przestępstwem na wzór Adama.”
2 Jana 1,9: „Każdy, kto wybiega zbytnio naprzód, a nie trwa w nauce [Chrystusa], ten nie ma Boga. Kto trwa w nauce [Chrystusa], ten ma i Ojca, i Syna.”
Wierzę, że gdyby Adam i Ewa byli cierpliwi i ich dzieci by zaludniały ziemię, to kiedyś być może w bardzo, nawet bardzo dalekiej przyszłości, gdy ludzie by dojrzeli, dorośli w relacji z Bogiem, byli jednym słowem gotowi, to sam Pan Bóg objawiłby im tę tajemnicę Zła, dałby im poznanie dobra i zła, Prawdy i Kłamstwa o Bogu. Kłamstwa, którego ojcem jest szatan. Pan Bóg wyjaśniłby im skąd się to Kłamstwo wzięło. Ale wybiegali na przód, i otrzymali poznanie dobra i zła za szybko, z ręki szatana, przez ciało i krew i zniszczyło ich to, bo nie byli na to gotowi i szatan o tym wiedział i Pan Bóg też. Tak samo jak pierwotnie zniszczyło to szatana, który być może właśnie wybiegał na przód i był niecierpliwy. Wierzę, że gdyby byli gotowi, to sam Pan Bóg by im kiedyś objawił Dobro i Zło, gdyby byli na to gotowi, i wtedy nie było by grzechu pierworodnego i Adam i Ewa i ich dzieci, nie mieliby powodu czuć się nadzy i ukrywać przed Panem Bogiem, bo nie byłoby tego przestępstwa. Znali by w pokoju i spokoju Dobro i Zło, Prawdę i Kłamstwo o Bogu, ale otrzymali by to od Pana Boga w odpowiednim czasie z ręki Pana Boga, i nie zniszczyło by ich to wtedy, bo byliby gotowi na przyjęcie tego poznania. A mnie poznanie przez ciało i krew tego kłamstwa o Bogu zniszczyło. Wierzę, że gdyby za 3 miliardy lat (powiedzmy) stworzenia Boże były gotowe otrzymać od Pana Boga poznanie prawdy o kłamstwie na Jego temat, kłamstwie o tym, że nie kocha i jest zły, to zakładam, że przyjęły by to jako ot taką ciekawostkę, taką opowiastkę, zwykłą informację, która by ich w ogóle nie ruszyła, nic by im nie zrobiła, a już na pewno nie zaburzyła by ich zaufania do Pana Boga. Pan Bóg wie po co by im to objawił i byłoby to tylko na korzyść ludzi, Jemu znaną, a nie na szkodę.
Muszę wrócić - mam nadzieję wrócić - do Pana Boga, przez gorliwość, odpokutowanie tego wszystkiego i upokorzenie mojego umysłu, rozumu, by zdać się na Pana Boga, by Bóg pociągnął mnie znów do Pana Jezusa, bo wiem skąd spadłem, wiem czego doświadczyłem, pamiętam jak krótki czas miałem pokój i znałem Pana Boga, bo odpuścił mi wszystkie grzechy ---> tylko z tego Go znałem i ufałem Panu Jezusowi. Chciałem biegać po świecie i krzyczeć z radości i mówić każdemu co uczynił mi Pan Bóg, Pan Jezus – mianowicie, że odpuścił mi wszystkie grzechy. Tylko to mi uczynił i jednocześnie TAK WIELE mi uczynił. I miałem olbrzymią radość i wdzięczność dla Niego. A dalej co się stało, to za trudno mi napisać, i za dużo być może pisania. Nie wiem też co tak dokładnie się stało i ile do tego całego zła mojego przyczyniło się z czystej mojej winy a ile wpływu złego na to zło moje było z zewnątrz ---> bo w tamtym czasie poszukiwałem ciekawsko wielu odpowiedzi, pod wpływem być może ucisku i pośpiechu jaki dawali mi obcy pasterze, prorocy z YouTube z USA, których wtedy słuchałem. Działo się to w pośpiechu i był to pewien ucisk i wtedy właśnie wybiegałem zbytnio na przód i nie trwałem w Nauce Pana Jezusa. Czy postępowałbym tak, gdybym nie był pod wpływem tego pośpiechu i ucisku z ich strony, nie wiem.
Tak Jagodo, mam odczucie śmierci duchowej, czuję się tak jakbym nie miał Ducha Świętego w sobie. Mam pustkę i ciemność. Jednak staram się temu nie przyglądać i trzymam się nadziei, że Pan Bóg da mi światło, że mnie przeprowadzi przez to. Ta nadzieja daje mi siłę, i ćwiczę się w cierpliwości stale szukając Pana Boga. Czasem też tracę nadzieję, cierpię wtedy, jednak sprzeciwiam się temu stanowi, przywołuję Słowo Boże. Bezustannie staram się czuwać i wytężać słuch i wzrok na Pana Boga.
Gdy prawie nie miałem nadziei, to była też konieczna pomoc właśnie lekarza. Pomagała też wspólnota. Grupa wsparcia, wsparcie rodziny. Nadal to mi pomaga, jednak Słowo Boże jakie przebijało się do mojego serca w tych latach, Słowo, którym wierzę Pan Bóg do mnie mówił na czytaniach i w różnych innych sytuacjach, to wszystko odbudowywało moją nadzieję najbardziej i bardzo starałem się uczepiać tego Słowa. Ważne jest myślę też bardzo to, by unikać grzechu ciężkiego, grzeszenia świadomie i dobrowolnie. Świadectwo też innych osób, echo Słowa, to jak inni dają świadectwo o tym, jak wierzą co do nich mówi Pan Bóg przez Słowo Boże, było bardzo uzdrawiające.
Inne Słowa których się uczepiłem, to między innymi:
Apokalipsa 3,19: „Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę. Bądź więc gorliwy i nawróć się!”
Apokalipsa 2,2-5: „Znam twoje czyny: trud i twoją wytrwałość, i to że złych nie możesz znieść, i że próbie poddałeś tych, którzy zwą samych siebie apostołami, a nimi nie są, i żeś ich znalazł kłamcami. Ty masz wytrwałość: i zniosłeś cierpienie dla imienia mego - niezmordowany. Ale mam przeciw tobie to, że odstąpiłeś od twej pierwotnej miłości. Pamiętaj więc, skąd spadłeś, i nawróć się, i pierwsze czyny podejmij! Jeśli zaś nie - przyjdę do ciebie i ruszę świecznik twój z jego miejsca, jeśli się nie nawrócisz.”
Nie wiem co więcej napisać. Próbowałem na spowiedzi powiedzieć o tym wszystkim co mi się stało, już nawet kilka razy na przestrzeni tych lat. Powracałem do tego. Jednak nie umiem dokładnie o tym powiedzieć, bo sam tego nie rozumiem, jakieś wielkie rany się potworzyły we mnie i szatan natworzył jakieś warownie w moim umyśle i sercu, i potrzeba pewnie uzdrowienia, by otrzymać je od Pana Boga na przestrzeni dłuższego czasu. Dlatego korzystam z sakramentów. Księża odpuszczali mi to co mówiłem jak potrafiłem o tamtym zdarzeniu, tak jak opisywałem, jednak rany nie są tak do końca zaleczone, a mam nadzieję ciągle na uzdrowienie i zmianę myślenia, zaufanie Panu Bogu, pozbycie się wszystkich śmieci mojego rozumu. Szukam cały czas powrotu do pierwotnej Miłości. Księża mówili podczas nauki, tak jak się naucza o grzechu przeciw Duchowi Świętemu, że jest to nie chcenie przyjęcia Miłosierdzia Bożego, trwanie w złu, i pocieszali mnie, że ja przecież przychodzę i spowiadam się.
Czasem mam nadzieję, że z grzechem przeciw Duchowi Świętemu rzeczywiście sytuacja jest poważna, bardzo, bardzo poważna, ale nie beznadziejnie ostateczna. Wtedy powaga tego ostrzeżenia o tym grzechu przez Pana Jezusa zachowuje swoją siłę w Słowie Bożym. Mianowicie, że właśnie osoba, która obelżywie zachowa się wobec Ducha Łaski, i doświadczy – trzeba to dobrze rozumieć – doświadczy zranienia tym grzechem, powinna odczuwać przeraźliwe oczekiwanie Sądu i Ognia, bo sytuacja jest poważna i wina wielka, i gdyby nie podjęła pokuty i próby nawrócenia, to rzeczywiście nie będzie jej ten grzech wtedy odpuszczony w tym wieku, a już i wtedy w przyszłym też nie będzie odpuszczony. Wiec czasem mam nadzieję, że właśnie popełniłem ten grzech przeciw Duchowi Świętemu (choć w cale tego nie chciałem i się z tego nie cieszę), i że właśnie doświadczam jak trudne jest z niego nawrócenie i powrót do Łaski Pana Boga. Jak wspaniała okazała by się Dobra Nowina i Miłosierdzie Pana Boga, że można by było wrócić, i jak mocne i ostre pozostało by Słowo ostrzegające o ogromnych ranach i cierpieniu grzesznika, po popadnięciu w ten grzech i trudach powrotu. Hebrajczyków 10,29: „…O ILEŻ SUROWSZEJ KARY STANIE SIĘ WINIEN TEN, kto by podeptał Syna Bożego i zbezcześcił krew Przymierza, przez którą został uświęcony, i obelżywie zachował się wobec Ducha łaski.”. Sąd wierzę dopiero zamyka możliwość nawrócenia, a sądu jeszcze nie było nade mną ani nad Tobą (a przeraźliwe oczekiwanie Sądu i Ognia, to ciągle tylko OCZEKIWANIE, czyli Sąd się nie odbył jeszcze, a przeraźliwe pozostanie to oczekiwanie jeśli się nie odbędzie pokuty i się nie nawróci, a jak się nawróci, i odpokutuje, to oczekiwanie na Sąd będzie tylko radością, będzie to radosne oczekiwanie, bo będzie momentem utwierdzenia wiecznego zostania z Bogiem). Dlatego staram się zaufać Panu Bogu i dać Mu wszystkie moje rany do uleczenia do póki żyję i nie ma Sądu. Można by jeszcze rozważać o tej niemożliwości nawrócenia, o której mowa w Liście do Hebrajczyków 6, 4-6. Wierzę, że po tym zbezczeszczeniu Krwi Przymierza (Hbr 10,29), gdy nie ma się dla siebie już ofiary przebłagalnej za grzechy - jak tam jest też napisane w Liście do Hebrajczyków 10,26 - konieczne jest położenie fundamentu po raz drugi, o czym w liście do Hebrajczyków jest też mowa. Potrzebna jest wierzę odbudowa wszystkiego w człowieku od nowa. Zaczynając od ponownego położenia fundamentu. Bez tego to nawrócenie jest niemożliwe - w tym stanie – nie ma na nie miejsca (Hbr 12,17).
Hebrajczyków 6,1-3: „Dlatego pominąwszy podstawowe nauki o Chrystusie przenieśmy się do tego, co doskonałe, nie zakładając ponownie fundamentu, jaki stanowią: POKUTA za uczynki martwe i [wyznanie] wiary w Boga, nauka o chrztach i nakładaniu rąk, o powstaniu z martwych i sądzie wiecznym. A i to uczynimy, jeśli Bóg pozwoli.”
Uczep się Słów Bożych. Modlę się też za Ciebie. Kiedyś będziemy się śmiać mam nadzieję. Być może Twoja sytuacja jest inna. Ty wiesz czego doświadczyłaś, skąd spadłaś. Ja widzę mojego wroga w tym, że wciąż za bardzo polegam na swoim rozumieniu, i widzę jedyny ratunek w tej całej sytuacji w pokucie i w całkowitym zdaniu się na Rozum Pana Boga, że On Rozumie czego doświadczyłem i Wszystko Wie i może mnie uleczyć i dać nawrócenie. Staraj się zachować spokój i cierpliwość i rób co możesz, co jesteś w stanie. Gdzieś u podstaw uleczenia leży wiara w Dobroć i Miłość Boga. Bez tego to chyba nie możliwe. Ten właśnie punkt zaatakował mnie mój grzech.
Bardzo opisuje wiele z tego to nauczanie dzisiejsze:
https://www.youtube.com/watch?v=1FFiJ-ukks0&list=WL&index=3
Być może za dużo napisałem. Nie wiem co więcej napisać.
Chciałbym tylko dodać. To znaczy – tak jak się naucza o grzechu przeciw Duchowi Świętemu, że jest to nie chcenie przyjęcia Miłosierdzia Bożego, trwanie w złu, to uważam, że jest to właściwe opisanie tego stanu, ale być może jednak tylko pod pewnym względem. Rzeczywiście jest tak jak to jest opisane uważam że trafnie, że ten grzech nie może być odpuszczony ze względu na swój charakter, że właśnie nie chce się przyjąć Miłosierdzia Bożego i to nie-chcenie jest kluczem, ta postawa. Jednak to z czym się bym jedynie mógł nie zgodzić, to to, że stawia się temu łatwe rozwiązanie, że wystarczy jedynie postanowić w swojej woli w sposób łatwy, że zaprzestaje się tego nie-chcenia przyjmowania Bożego Miłosierdzia, prostym aktem woli i wychodzi się wtedy spod tego grzechu i z tego stanu. Otóż wydaje mi się, bo sam tego doświadczam, że mam w sobie taką ranę wewnętrzną, postawę buntu, która objawia się być może właśnie w tym, o czym mówimy, że nie ma się żalu za grzechy, choć się spowiada i że nie chce się przyjąć Miłosierdzia Bożego, bo zachodzi takie wewnętrzne skłócenie z samym sobą . Mówię, że chcę, żałuję, ale tylko zewnętrznie, a wewnętrznie tego nie chcę.
Pewien ksiądz parę lat temu jak się u niego spowiadałem, to wyczuł coś takiego we mnie i zadawał mi tym wiele cierpienia na spowiedziach, bo mówił mi w nauce po spowiedzi wiele razy, że: „ale ty nie chcesz, ale ty nie chcesz” – odnośnie tego, że mówiłem, że chcę powrócić do Pana Boga.
Tu jest ta trudność w tym wewnętrznym skłóceniu, że chcę, ale tak naprawdę nie chcę. Marka 3,23-26: „Wtedy przywołał ich do siebie i mówił im w przypowieściach: «Jak może szatan wyrzucać szatana? Jeśli jakieś królestwo wewnętrznie jest skłócone, takie królestwo nie może się ostać. I jeśli dom wewnętrznie jest skłócony, to taki dom nie będzie mógł się ostać. Jeśli więc szatan powstał przeciw sobie i wewnętrznie jest skłócony, to nie może się ostać, lecz koniec z nim.”
Dlatego o ile zgadza się, że w grzechu przeciw Duchowi Świętemu jest postawa nie chcenia przyjęcia Bożego Miłosierdzia, to być może sednem jest to, że gdy jest się naprawdę w stanie takiego grzechu, to różnica polega na tym, że właśnie nie jest łatwo z tego nie-chcenia wyjść ot tak. I do póki ten stan nie zostanie uleczony/odpuszczony, i to „w tym wieku” jeszcze, to nie ma Życia. Być może potrzebna jest właśnie większa pokuta, położenie ponownie fundamentu i wszystko inne co do tego potrzebne.
Dopiero jak ten stan będzie odpuszczony, uleczony, to będzie żal za grzechy i chcenie Zbawienia, Miłosierdzia i Życie.
Być może taki grzech może popełnić właśnie tylko przyjaciel Pana Boga, a ateista takiego grzechu nie może popełnić. Bo to chrześcijanin może zbezcześcić Krew Przymierza, przez którą został uświęcony, bo wcześniej nawiązał relację z Panem Bogiem, a nie ateista, który tego nie miał.
Są to wszystko tylko moje obserwacje, sam staram się to tylko obserwować, a nie uznawać za pewność. Gdyż wracając do tego co na początku pisałem w tym wątku, wolałbym jednak zostawić to wszystko Panu Bogu, i nie budować na moim rozumieniu, lecz uspokoić swoje serce i rozum przed Panem Bogiem, i oddać mu całego siebie, bym miał tylko to co On mi daje. Taka postawa najbardziej mnie uzdrawia i wierzę, że powinienem taką postawę przyjąć.
Chciałbym jeszcze tylko na koniec podać pieśń, którą lubię, a według której słów, wierzę, że Pan Bóg chce abym taką postawę przyjął. To znaczy, abym jednak siadł samotnie i w milczeniu, i schylił w proch usta i zostawił Panu Bogu to wszystko.
Pieśń: Siedź samotnie i w milczeniu (Lm 3,1 33)
1.
Bóg, Bóg
mnie zaprowadził, mnie zaprowadził
w ciemności.
Sprawił dla mnie jarzmo
i ścisnął moją głowę, moją głowę
i szczękę.
Bóg napiął swój łuk
i uczynił mnie celem
swoich strzał.
Nawet gdy jęczę i krzyczę,
On tłumi, On tłumi
moją modlitwę.
Widzieć, do czego mnie doprowadził
w mym życiu zbłąkanym:
jest piołunem i żółcią.
Co ja pocznę,
jeśli mnie opuści nadzieja,
nadzieja,
która przychodzi od Pana,
która przychodzi od Pana.
Ref:
Siedź samotnie i w milczeniu,
skoro Bóg ci to nałożył.
Schyl w proch twoje usta
może jest nadzieja.
Nadstaw policzek temu, kto cię bije:
bo Pan, bo Pan na zawsze nie odrzuca,
nawet gdy zasmuca, okazuje potem litość.
Bo Pan, bo Pan na zawsze nie odrzuca,
nawet gdy zasmuca, okazuje potem litość,
według wielkiej swej miłości.
A tu można posłuchać tej pieśni: https://www.youtube.com/watch?v=Xq2nmu6zCVs
Może jest nadzieja. Bo Pan, bo Pan na zawsze nie odrzuca, nawet gdy zasmuca, okazuje potem litość, według wielkiej swej miłości.
Coś jeszcze zapomniałem napisać, ale postaram się zostawić to Panu Bogu i właśnie schylić w proch usta i pozostać w tym milczeniu jak do tej pory przez długi czas to robiłem i pozostać w postawie oddawania tego wszystkiego Panu Bogu, że On Wie Najlepiej. Tak jak pisałem o tym na początku w pierwszym wpisie.
Z Panem Bogiem.
|
|