logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Co wydarzy się za czasów Antychrysta?
Autor: Kacper (---.76.62.15.ipv4.supernova.orange.pl)
Data:   2021-03-12 22:35

Witam czy należy się bać Antychrysta i jego panowania? Czy to będzie coś bardzo strasznego? Wiem że Chrześcijanie będą prześladowani ale to tylko tyle, ale jak będą się odbywały itp.? Proszę o odpowiedź.

 Re: Co wydarzy się za czasów Antychrysta?
Autor: o. Augustyn Jankowski OSB (---.tor-exits.alec.ninja)
Data:   2021-03-12 23:25

Jak to będzie na końcu świata, czyli co Apokalipsa mówi naprawdę.
z o. prof. AUGUSTYNEM JANKOWSKIM OSB biblistą, tłumaczem Apokalipsy rozmawiają Sławomir Rusin i Marcin Jakubionek

Ojcze, odmawiając Ojcze nasz, mówimy: „przyjdź Królestwo Twoje”. Tylko że po lekturze Apokalipsy można się nieco przestraszyć tego przyjścia.

Ten lęk na pewno jest niesłuszny. Z jednej strony rzeczywiście mówi się, zwracając uwagę na katastrofy, które nas spotykają, że żyjemy w czasach apokaliptycznych, ale z drugiej strony — te wszystkie okropności ukazane w Apokalipsie trzeba sobie odpowiednio przetłumaczyć. Gatunek literacki, jakim jest apokalipsa, nie dopuszcza dosłowności, tymczasem większość ludzi chce ją tak właśnie czytać. Trzeba również pamiętać, w jakich warunkach powstawała ta księga i na czym zależało św. Janowi, kiedy wybrał akurat ten gatunek literacki, a nie inny, żeby przedstawić swoje orędzie.

To znaczy, że nie zrozumiemy Apokalipsy bez uchwycenia historycznego kontekstu, w którym ona została napisana?

Rzeczywiście, pod koniec I w. w Cesarstwie Rzymskim miały miejsce prześladowania chrześcijan. Dotknęły one także św. Jana. Był za stary, żeby go skazać na śmierć, więc cezar Domicjan ograniczył się do wygnania go na wyspę Patmos. Jan, będący ostatnim żyjącym Apostołem, pełnił dotąd rolę — dzisiaj powiedzielibyśmy — metropolity. Z wygnania chciał wpłynąć na Kościół w Azji Mniejszej. Na Patmos otrzymał też wizje, które potem spisał. Co ważne, ich celem wcale nie było straszenie ludzi, ale podtrzymywanie w nadziei prześladowanych chrześcijan. „Wiem, że wam jest ciężko, przeżywacie trudne chwile, ale pamiętajcie: Chrystus jest z wami, spotka was nagroda, a zło zostanie ukarane” — takie jest mniej więcej przesłanie Apokalipsy.

Czyli pierwsi chrześcijanie odczytywali ją zupełnie inaczej niż my.

Wystarczy przeczytać obydwa listy św. Pawła do Tesaloniczan i od razu widać, że perspektywa Paruzji była wtedy inna: Nie przeznaczył nas Bóg, abyśmy zasłużyli na gniew, ale na osiągnięcie zbawienia przez Pana naszego Jezusa Chrystusa (1Tes 5, 9).

Pierwsi chrześcijanie spodziewali się, że dzień sądu nadejdzie lada moment. Paweł przestrzegał przed takim podejściem: prosimy was, bracia, abyście się nie dali zbyt łatwo zachwiać w waszym rozumieniu ani zastraszyć bądź przez ducha, bądź przez mowę, bądź przez list, rzekomo od nas pochodzący, jakoby już nastawał dzień Pański (2 Tes 2, 2). Po śmierci św. Jana, kiedy jego uczniowie zobaczyli, że zapowiadana Paruzja nie nadchodzi, szybko zdali sobie sprawę, że nie można Apokalipsy brać dosłownie.

To znaczy, że proroctwa się nie spełniają?

Niektóre z biblijnych proroctw spełniły się już za ich czasów. Na przykład w Ewangelii św. Marka Jezus tak zapowiada koniec świata, że nie sposób oddzielić go od zapowiedzi zburzenia Jerozolimy w 70 r. (Mk 13, 14-23). W tym wypadku skończył się pewien świat, ale jeszcze nie cały. To rozróżnienie musimy mieć ciągle na oku. Dzisiaj też pojawiają się zdarzenia o typie apokaliptycznym, ale to nie znaczy, że ostatecznym.

Czas jest bliski (por. Ap 1, 3), tyle że dla Pana Boga słowo „bliski” znaczy zupełnie coś innego niż dla nas. To wyrażenie oznacza, że dla Niego te sprawy już są postanowione i spełnią się niezawodnie.

Ale czy kataklizmy, których jesteśmy świadkami: huragany, trzęsienia ziemi, tsunami, nie są oznakami zbliżającego się końca świata? Wielu ludzi tak je postrzega.

Są, ale niekoniecznie rychłego. Ludzie często trafnie je odczytują jako znak od Boga, jest to bowiem rodzaj Bożego wołania o opamiętanie. Ale to wcale nie znaczy, że już zbliża się dosłownie koniec świata. Ludzie żyją tak, że trzeba ich upominać językiem mocnym, zarówno językiem zdarzeń, jak i słów, jak to ma miejsce np. w Apokalipsie.

Czy to napominanie musi być aż tak drastyczne? Przecież Bóg jest Miłością.

Zgoda, Bóg jest Miłością, nie zamierzam tego zakwestionować. Tylko że w Bogu miłość i sprawiedliwość są tym samym. Nie rozumiemy tego, bo są to dla nas rzeczy niepojęte, ale tak jest. Św. Bernard z Clairvaux mówił: „Całuj obie stopy ukrzyżowanego Zbawiciela, z których jedna oznacza miłosierdzie a druga sprawiedliwość”. Obie stopy — piękna synteza. I nie wolno przesładzać obrazu Serca Jezusowego, bo obok słów pocieszenia, są też inne: Idźcie precz ode mnie, przeklęci, w ogień wieczny (Mt 25, 41). To też są słowa Jezusa. Nie można jednostronnie brać pewnych rzeczy, bo wtedy rozminiemy się z prawdą.

Człowiek na dobrą sprawę nie wie, co to grzech, jaka to straszna rzeczywistość, skoro Ojciec Niebieski chciał, żeby grzech był właśnie przez Jego Syna w tak okrutny sposób odpokutowany. Te klęski są wołaniem do każdego z nas: „Opamiętaj się, bo do czegoś innego jesteś przeznaczony. Sam nie wiesz, czym jest grzech, i dlatego muszę ci to powiedzieć”. Apokalipsa ilustruje, jak dalece grzech przeszkadza nam w tym, aby miłość Boga mogła nami całkowicie owładnąć.

Jednakże, jak mówiłem, te kataklizmy wcale nie oznaczają, że możemy się spodziewać prędkiego ostatecznego przyjścia Chrystusa.

Skąd takie przekonanie, Ojcze Profesorze?

Ciągle jeszcze nie dokonało się na przykład zapowiadane powszechne nawrócenie Żydów (Rz 11, 26) i nie sądzę, żebyśmy w najbliższym czasie mogli się tego spodziewać.

Ale jest spełniona inna zapowiedź końca: Ewangelia jest głoszona na wszystkich krańcach ziemi.

Rzeczywiście, niektóre zapowiedzi są już częściowo zrealizowane. I w praktyce niewiele jest zakątków ziemi, gdzie Ewangelia nie była słyszana, ale jednak są takie miejsca. Ostatnio czytamy w naszym klasztorze, podczas posiłków książkę Marka Koprowskiego pt. „Za Bajkałem”. Autor, człowiek świecki, który zjeździł Syberię, Kamczatkę i Sachalin, opisuje, jak w tych rejonach wygląda głoszenie Słowa Bożego. Tu i ówdzie Ewangelia jeszcze nie dotarła.

Powiedział Ojciec, że Apokalipsy w żadnym wypadku nie wolno brać dosłownie. Ale czy te zapowiedzi kar i plag należy rozumieć jedynie jako symbole? Pamiętam, że po katastrofie w elektrowni atomowej w Czernobylu pojawiły się głosy, że wydarzenie to zostało zapowiedziane w Apokalipsie. Słowo „czernobyl” można ponoć przetłumaczyć jako „piołun”, a tak nazywa się jedna z gwiazd, spadających na ziemię, o czym mówi 11 wers. w 8 rozdz. Apokalipsy.

Bo to słowo rzeczywiście znaczy „piołun”. Więc niektórzy stwierdzili: „Patrzcie, sprawdziło się dokładnie”. Był nawet jeden naukowiec, niemiecki fizyk, który napisał książkę mówiącą o tym, do jakiego stopnia Apokalipsa realizuje się na naszych oczach. Niektórzy uczeni zajęli wobec jego książki bardzo krytyczne stanowisko, ale trzeba przyznać, że ten świecki człowiek, katolik, potrafił umiejętnie połączyć pewne fakty. Wolno myśleć tak jak on, ale Kościół się w tej kwestii nie wypowiedział.

Moim zdaniem, trzeba zgrabnie połączyć jedno i drugie. Apokalipsa to opisana w symbolicznej szacie rzeczywistość duchowa.

Rzeczywistość duchowa — a czy można powiedzieć, że także rzeczywistość historyczna?

Oczywiście że tak. Na przykład słynne tysiącletnie panowanie Chrystusa (Ap 20, 1-6). Są dwie interpretacje tego fragmentu, obie pełnoprawne. Pierwsza mówi, że tysiąc lat to nie jest czasokres, tylko pewien aspekt życia Kościoła; druga — że przed samym końcem świata będzie jakiś wyjątkowo szczęśliwy okres w jego dziejach, a po nim nastąpi ostateczna walka z szatanem, jego przegrana i Sąd Ostateczny. Jedno i drugie jest możliwe.

Ja jestem zwolennikiem tej pierwszej interpretacji.

Millennium istnieje cały czas od powstania Kościoła. Ono istnieje dla tych, którzy polegają tylko na Bogu, dla nich życie jest już królowaniem z Chrystusem na ziemi. Dla nich „przyjdź Królestwo Twoje” oznacza nic innego jak łagodne przejście stąd — tam. I wówczas obraz Niebiańskiej Jerozolimy, ukazany na końcu w Apokalipsie, to po prostu nasza praca nad Kościołem.

Bo za tą socjologiczną, widzialną fasadą Kościoła buduje się Nowe Jeruzalem, i każdy z nas, choć nie jest pewny w jakim stopniu, ale to przyszłe Jeruzalem tworzy. Apokalipsa z tymi optymistycznymi wizjami ma nam tutaj bardzo dużo do powiedzenia: mamy być radosnymi budowniczymi przyszłej rzeczywistości, która już tu się zaczyna i nigdy się nie skończy. My, ochrzczeni, już jesteśmy obywatelami Królestwa Bożego. Każdy z nas ma w ręku „bilet do nieba”, ale najważniejsze, żeby go nie stracił. Słowa „przyjdź Królestwo Twoje” tracą w tej perspektywie negatywne skojarzenia.

Jak ta Niebiańska Jerozolima będzie wyglądała? Św. Jan opisuje ją bardzo barwnie.

Tak, tyle że znów nie należy tych opisów brać dosłownie. Te bogactwa, drogie kamienie, to nic innego jak symbol: tak cenne rzeczy, jakimi są na ziemi dla wielu klejnoty, będą dla nas — w wymiarze duchowym — nieustanną rzeczywistością. Pan Jezus zawsze był bardzo powściągliwy, kiedy mówił o szczęściu, które na nas tam czeka. Pozostawił takie wyrażenia, jak „dom Ojca”, „przy Moim stole” — bardzo skąpe opisy.

Apokalipsa mówi troszkę więcej, ale też niewiele. Jej końcowe fragmenty, które poruszają ten temat, zostały niestety źle zredagowane przez uczniów św. Jana. Są tam dwie wizje niebiańskiej Jerozolimy. „Jeruzalem czasów mesjańskich”, która pojawia się jako druga, jest tak naprawdę wprowadzeniem, a początek rozdz. 21. „Nowe stworzenie — Jeruzalem Niebiańskie” to — krótko mówiąc — sedno, wizja nowego nieba i nowej ziemi, przyszłości, która nas czeka. I to trzeba, oczywiście symbolicznie, ale jednak odbierać jako rzeczywistość. Tak będzie: przemieniony kosmos, przemieniona ziemia.

Co to znaczy „przemieniona ziemia”?

Jan pisze: I ujrzałem niebo nowe i ziemię nową, bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły i morza już nie ma (Ap 21, 1). Morze (które chyba powinno być tu pisane z dużej litery) jest symbolem chaosu, zagrożenia. Apostoł mówi przez ten fragment, że w Nowej Jerozolimie nie będzie groziło człowiekowi żadne zagrożenie. Inny opis, mówiący o zstępującym z nieba Mieście, przystrojonym w różnorakiego rodzaju klejnoty, niczym oblubienica dla swojego męża (por. Ap 21, 2b), oznacza po prostu Lud Boży, złożony z wszystkich ludzi, a nie tylko z jednej rasy. To nowe Zgromadzenie jako całość jest Oblubienicą Chrystusa.

To są nasze interpretacje, ale pamiętajmy: ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, co jest dla nas przygotowane. Zaufajmy Bogu. Będzie tak, jak sobie tego nawet nie wyobrażamy...

W tej Nowej Jerozolimie, co ciekawe, Jan nie zauważył świątyni, kościoła.

Świątynia jest znakiem opiekuńczej Obecności Boga, więc tak długo jest nam potrzebna, jak długo człowiek potrzebuje się w niej schronić, jak długo istnieje niebezpieczeństwo. W Niebiańskim Jeruzalem niebezpieczeństwa już nie będzie, a Bóg będzie wszystkim we wszystkich (1 Kor 15, 28), On sam będzie Świątynią, więc ona w dawnej postaci nie jest potrzebna.

Ale żeby zamieszkać w Nowym Jeruzalem, trzeba najpierw przejść pozytywnie przez Sąd Ostateczny. Jak on będzie wyglądał?

Podczas Sądu Ostatecznego Pan Bóg pokaże, wobec wszystkich ludzi wszystkich czasów, że miał rację — po prostu.

W powszechnej świadomości Sąd Ostateczny będzie wyglądał tak jak na obrazach Hansa Memlinga czy fresku Michała Anioła z Kaplicy Sykstyńskiej — groźny Sędzia stanowczym ruchem rozdziela zbawionych od potępionych...

To są obrazy jednostronne, niepełne. W Apokalipsie jako Sędzia ostateczny pojawia się Syn Człowieczy. Obraz ten stanowi ostatni z trzech wątków mesjanizmu biblijnego. Pierwszy to wątek królewski — to, co Dawid usłyszał od Natana: wspaniała przyszłość dynastii Dawidowej (2 Sm 7, 13). Pojawia się on też przy Zwiastowaniu, kiedy Anioł mówi do Maryi: Pan Bóg da Mu tron jego praojca Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca (Łk 1, 32 n). Drugi wątek stanowią cztery pieśni o Słudze Jahwe z księgi Izajasza — Mesjasz cierpiący. A trzeci — to właśnie Mesjasz transcendentny, Syn Człowieczy na obłokach niebieskich z proroctwa Daniela i Apokalipsy. Z tych trzech wątków splata się jeden jakby sznur, tworzący pełny mesjanizm biblijny. I dopiero wtedy, kiedy wszystkie wątki razem się zejdą, mamy do czynienia z prawdziwą eschatologią i prawdziwym sądem.

Czy akcent położony na trzeci wątek mesjański — Syna Człowieczego — ma tutaj jakieś znaczenie?

W Ewangelii według św. Jana jest następujące zdanie: [Bóg] przekazał Mu władzę wykonywania sądu, ponieważ jest Synem Człowieczym (J 5, 27). Wyrażenie „ponieważ jest Synem Człowieczym” ma — jak to często u Jana bywa — dwie płaszczyzny. Pierwsza — realizacja mesjańskich wątków Syna Człowieczego, a druga płaszczyzna, psychologiczna, wskazuje, że Jezus jako Człowiek zna nas od wewnątrz, naszym sędzią będzie zatem Ten, który jako Człowiek zna nas lepiej. Potwierdzenie tego znajduje się w Liście do Hebrajczyków: A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa z tego, co wycierpiał (Hbr 5, 8). Czego Bóg miałby się nauczyć? Bóg niczego, ale człowiek tak. I Człowiek-Jezus przez swoje doświadczenia nabył świadomość tego — jak pisał Tomasz z Akwinu — „jak ciężko jest słuchać” Boga. O tym mówi też scena w Ogrójcu, kiedy Jezus wyraźnie prosi o oddalenie Męki.

W teologii pojawia się teza, że to my sami będziemy siebie osądzać, a Chrystus ten wyrok zatwierdzi.

O tym mówi 12. rozdz. Ewangelii Jana: słowo, które wygłosiłem, ono to będzie go sadzić w dniu ostatecznym (J 12, 48). Czyli sąd, nawet ten szczegółowy, będzie wyglądał mniej więcej tak: staniemy przed Panem, a On powie: „Ja ci powiedziałem to i to, a ty teraz popatrz na swoje życie i powiedz, jak wygląda twój bilans”. W obliczu doskonałości Boga zobaczymy swoją niedoskonałość.

Nie należy tutaj zapominać, że Apokalipsa mówi nie tylko o sądzie na końcu czasów, ale też o tzw. indywidualnej Paruzji, o tym, że na każdego z nas przyjdzie koniec świata w godzinie śmierci. W praktyce nasz ziemski świat wówczas się skończy. Dlatego Apokalipsę warto też czytać jako rodzaj lektury rekolekcyjnej, która ma nas przygotować na dobrą śmierć

Jak wygląda relacja między Apokalipsą a objawieniami maryjnymi? Przesłanie niektórych z nich jest bardzo podobne do wizji z Objawienia św. Jana. Czy można szukać między nimi jakichś analogii?

Wolno to robić, ale to wcale nie znaczy, że objawienia maryjne są realizacją tej księgi Pisma Świętego. Opowiem tu moją rozmowę z Janem Pawłem II. Kilka lat temu siedzieliśmy tylko we dwóch w jego prywatnej bibliotece. To było tuż przed podróżą Papieża do Fatimy. Sam rozpoczął rozmowę. Powiedział: „Zaraz lecę do Fatimy, i tam będę musiał powiedzieć, co to znaczy, że Kościół zatwierdza objawienie prywatne. A znaczy to tylko tyle, że w tym objawieniu nic się nie sprzeciwia Objawieniu Bożemu, obowiązującemu w Kościele”. To znaczy tylko tyle, a szczegółów wcale nie trzeba brać pod uwagę. Nie są one na tym samym poziomie objawienia.

Ojcze, a czy mamy jakiś wpływ na to, kiedy nastąpi koniec świata?

Oczywiście że tak. W Piśmie Świętym jest fragment, który dokładnie o tym mówi. Jego autorem jest św. Piotr: „przez świętość postępowania i pobożność staracie się przyspieszyć przyjście Pana naszego” (por. 2P 3, 12). Nasze dążenie do świętości przybliża przyjście Chrystusa.

o. Augustyn Jankowski, benedyktyn z Tyńca, biblista, profesor Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie, redaktor naukowy Biblii Tysiąclecia, autor wielu książek teologicznych

 Re: Co wydarzy się za czasów Antychrysta?
Autor: Maria Miduch (---.nyc.res.rr.com)
Data:   2021-03-12 23:37

Boisz się? Bóg objawiony w Apokalipsie patrzy w przyszłość za ciebie

Atmosfera jest napięta, koronawirus szaleje, nie wszyscy członkowie rodziny czują się dobrze. Moja siostra zwierzyła się jej, że ze zdenerwowania nie spała. Na co ona bardzo spokojnie stwierdziła: „Nie ma się co denerwować na zapas, bo może będzie wszystko dobrze. A jeśli nie, to razem z tym, co się stanie, przyjdzie łaska”. Genialne!

Zamknij oczy i spróbuj sobie wyobrazić, jak wygląda troska. Jak ty okazujesz troskę, jak chciałbyś, żeby była okazywana tobie. Nie śpiesz się. Spójrz na swoje życie, przypomnij sobie te wszystkie momenty, w których ktoś się tobą dobrze opiekował, w których troska towarzyszyła ci w odczuwalny sposób. Mnie z troską kojarzą się momenty, kiedy byłam chora albo byłam w jakiejś innej trudnej sytuacji i sama nie dawałam sobie rady. Gdy wszystko układa się pomyślnie, miło jest wiedzieć, że jest ktoś, na kogo możemy liczyć, gdyby coś się zawaliło, ale troska jest nam najpotrzebniejsza w sytuacjach kryzysowych. Może się wyrażać w różny sposób, zależnie od sytuacji, w której się znaleźliśmy. Inaczej przechodzimy przez ekstremalne doświadczenia, jeśli mamy obok siebie kogoś, kto się o nas troszczy. Ludzkie zainteresowanie, pomoc i czułość są nieocenione, ale… Na tym nasze wsparcie się nie kończy. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy, że jesteśmy otoczeni troską, choć to dzięki niej żyjemy. Są takie rzeczy, które stanowią pewnik, mimo że na pierwszy rzut oka ich nie widać. Widzisz powietrze? Nie, ale ono jest. I dzięki niemu żyjesz. Podobnie jest z troską Boga. Spróbujmy się jej przyjrzeć, otwarłszy rozdział 7 Apokalipsy.
Najlepsze!

Bóg jest osobą czynu. Nie ma mowy o stagnacji czy zrezygnowaniu, On ciągle działa. A to, co czyni, jest ukierunkowane na nas. To nie są jakieś własne robótki na boku albo prywatne hobby, które nie ma nic wspólnego z nami. Stworzenie jest oczkiem w głowie Najwyższego. On się nie męczy, nie musi odpoczywać. Nie ma tu też mowy o wypaleniu zawodowym. O nie! On takim prawom nie podlega!

Podejmujemy własne decyzje i mierzymy się z ich konsekwencjami, często bardzo bolesnymi, ponad nasze siły. Tak działa nasza wolna wola. Nie myślmy jednak, że będziemy się sami z nimi mierzyć, a Bóg będzie w tym czasie stał z założonymi rękami. Nie, to nie w Jego stylu. Może przyzwyczailiśmy się do tego, że ze wszystkim musimy sobie radzić sami, w szczególności ze swoimi błędami, ale to przyzwyczajenie jest złe. Dobrze jest umieć prosić o pomoc. To może ocalić życie

Najwyższy nie wchodzi w nasze problemy nieproszony, nie pcha się z butami do naszego życia. On stoi i puka (pamiętacie? por. Ap 3,20). Możemy go wpuścić albo i nie. Tu znów jest nasz wybór. On nie chce przyjść na gotowe, wysprzątane, pozamiatane i pięknie udekorowane. To nie ten typ gościa. On chce sprzątać z nami, bo wie, że jeśliby miał czekać, aż my wysprzątamy, to nigdy by się nie doczekał. Są rzeczy, które potrafi zrobić tylko On, my jesteśmy bezradni. On przecież jest wszechmocny! I miłosierny.

Właśnie o tym jest rozdział 7 Apokalipsy. O Bogu, który jest wszechmocny i może wyciągnąć swoich wiernych z najgorszych tarapatów. Trzeba tylko należeć do właściwego „obozu”, czyli być w przymierzu z Bogiem. Mówiąc jeszcze inaczej, trzeba Go po prostu zaprosić do swojego życia, poprzez chrzest, codzienne wybory, własną wolną wolę. Wtedy możemy być pewni, że bez względu na to, z czym przyjdzie nam się zmierzyć, On będzie stał po naszej stronie, użyje swojej siły, swojej wszechmocy ku naszemu dobru. I to dobru pisanemu przez duże „D”.

Różne mamy doświadczenia życiowe. One nieraz kształtują obraz Boga, jaki nosimy w głowie i sercu. Mam to szczęście, że mam wspaniałego tatę. I nietrudno mi sobie wyobrazić, jak wspaniały jest Bóg. Chociaż i tu muszę uważać, bo chociażby mój tato był najwspanialszy na świecie, to i tak nie będzie tak wspaniały jak Bóg Ojciec. Mój tato popełnia błędy, może coś przeoczyć, nie dostrzec niebezpieczeństwa, które mi zagraża, i nie umieć mu zaradzić, ale i tak wiem, że jest cudowny i najlepszy! Wielokrotnie zdarzyło mi się coś zawalić, wpakować się w nieciekawą sytuację, ale wiem, że zawsze mogę liczyć na mojego tatę. Jest ostatnią osobą u mnie w rodzinie, która by powiedziała: „A nie mówiłem? Ostrzegałem! Ja wiedziałem, że tak będzie. To mi się od początku nie podobało”. Kiedy myślę o tych wszystkich sytuacjach, ogarnia mnie radość, bo wiem, że Bóg po prostu musi być lepszy od mojego taty! Gdy kiedyś przed Nim stanę, On wcale nie będzie mi prawił kazań, pytał, jak mogłam, i nie przeczyta mi raz jeszcze przykazań ze szczególnym naciskiem na te, które złamałam. On mi powie, że naprawdę cudownie było ratować mnie z opresji, wyciągać z niebezpieczeństwa i da mi nową szatę, sandały i pierścień (por. Łk 15,11–32). Na tym polega Jego miłosierdzie.

Bóg chce nam je objawić także w apokaliptycznym obrazie, który maluje nam przed oczami św. Jan. To niewątpliwie obraz Boga, który wkracza do akcji, kiedy Jego dzieciom grozi zło. Nie znaczy to, że usuwa wszystko, co trudne, z drogi, ale pomaga przejść przez to bezpiecznie.

W ostatnim czasie przyjaciółka mojej siostry powiedziała nam kapitalną rzecz. Atmosfera jest napięta, koronawirus szaleje, nie wszyscy członkowie rodziny czują się dobrze. Moja siostra zwierzyła się jej, że ze zdenerwowania nie spała. Na co ona bardzo spokojnie stwierdziła: „Nie ma się co denerwować na zapas, bo może będzie wszystko dobrze. A jeśli nie, to razem z tym, co się stanie, przyjdzie łaska”. Genialne! Mogę się zadręczać tym, co będzie, ale teraz nie towarzyszy mi łaska potrzebna temu wyzwaniu. Łaska przychodzi, kiedy stajemy przed trudnością, a nie wtedy, kiedy z wyprzedzeniem się nią katujemy. Przyjaciółka mojej siostry miała rację. Mało tego, patrząc na jej życie i problemy, z jakimi mierzy się na co dzień, wiem, że to u niej w życiu działa!

Objawiony w Apokalipsie Bóg patrzy w przyszłość za nas. My nie musimy ze strachem myśleć o jutrze. Zanim świat powstał, Bóg już widział to jutro i zatroszczył się o nie. Przygotował łaskę specjalnie na nie. Oczywiście ciągle mamy wybór: przyjąć ją albo odrzucić.
Spójrz na wschód

To, co odczytujemy w pierwszych wersach rozdziału 7, może sprawić, że poczujemy się zagubieni. Musimy więc najpierw wyjaśnić pewną rzecz. Język biblijnego objawienia jest specyficzny i bardzo często będzie przypisywał konsekwencje naszych wyborów działaniu Boga. To pewien sposób myślenia i mówienia ludzi Biblii. To, iż przeczytamy o aniołach mających moc wyrządzić szkodę stworzeniu (por. Ap 7,2b–3), wcale nie oznacza, że Bóg nakazał zniszczyć stworzenie. To z jednej strony podkreślenie mocy owych posłańców*, a z drugiej – wskazanie na coś, co ma nastąpić. Nie przypisujmy od razu aniołom będącym na usługach Najwyższego niszczycielskich chęci. Nie przypisujmy ich też Bogu. Tu należy przełożyć akcent z postaci na wydarzenie. Ma się coś stać, ale… I tu właśnie kryje się najważniejsza rzecz. Wczytajmy się dobrze w tekst.

Aniołów jest czterech, bo taka liczba oznacza stworzenie. To, co ma się stać, ma dotknąć świat stworzony. Aniołowie stoją w narożnikach Ziemi. Trudno nam sobie to wyobrazić, ponieważ my wiemy, że Ziemia jest kulą, lecz w czasach, kiedy powstawała Apokalipsa, nie było to takie oczywiste. Aniołowie stoją jak strażnicy na murze. Z pozycji pierwszego widać drugiego i tak dalej. Mają wszystko pod kontrolą, nic im się nie wymknie. To znak, że przed tym, co ma się stać, nie ma ucieczki. Wszystkie drogi są obserwowane, nawet mrówka nie przemknie. Moc owych czterech posłańców jest wielka. Wstrzymują wiatry wiejące nad ziemią i morzem. Wiatr jest tutaj symbolem tajemniczej mocy, której starożytni nie umieli ujarzmić. Aniołowie to potrafią. Dają sobie radę z tym, co człowiekowi w głowie się nie mieści. Wielka jest ich siła! Aż strach pomyśleć, co będzie, kiedy zaczną działać… A to, co się ma stać, wcale przyjemnie nie wygląda. Chodzi o zagładę, o zniszczenie. Nie brzmi optymistycznie, prawda?

Ale oto nadchodzi inny anioł. Zatrzymajmy się chwilę przy nim. Bardzo ważny jest kierunek, z jakiego przybywa. Od wschodu słońca! Nie, tu bynajmniej nie chodzi o romantyczną scenerię różowych zórz, które zwiastują dzień, na ciemnym niebie. Kierunek działania jest bardzo, ale to bardzo symboliczny. Nam, Polakom, być może to, co przychodzi ze wschodu, nie kojarzy się dobrze ze względu na naszą historię. Ale Izraelici mają zupełnie inne skojarzenia. Wschód jest kierunkiem działania Boga. Jeśli ma nadejść pomoc od Najwyższego, to nadejdzie od wschodu. Tak jak wschodzi słońce i rozświetla ciemność, tak samo działa Bóg. Przychodzi, by pokonać ciemności zła.

Tutaj nie ulega więc wątpliwości, z czyjego rozkazu działa ten anioł. To niewątpliwie posłaniec Boga. Może jednak zrodzić się w nas pytanie, dlaczego Stwórca działa przez posłańców, a nie bezpośrednio? I znów w tym miejscu musimy się zmierzyć ze specyfiką języka biblijnego. Po pierwsze, teksty apokaliptyczne lubią sięgać po obrazy pośredników boskiego działania. Rozbudowują świat duchów niebieskich, tworząc w ten sposób dystans wobec Stwórcy. Po prostu zdaniem autorów Apokalipsy nie wypada przedstawiać Boga bezpośrednio zaangażowanego w jakieś działanie. On jest królem, a więc ma cały swój dwór, zadania do wykonania rozdysponowuje pomiędzy swoje sługi. Po drugie, kiedy przyjrzymy się tekstom biblijnym, zauważymy, że Anioł Pański bardzo często jest tożsamy z Bogiem. Po prostu Boga działającego i zaangażowanego w dzieje człowieka autorzy tekstów Pisma Świętego bardzo często nazywają posłańcem. To trochę tak, jakby chcieli podkreślić ukierunkowanie tego działania. Posłaniec zawsze jest posłany dla kogoś, w jakimś celu.

Doskonale zgadza się to z przesłaniem Apokalipsy. Anioł wstępujący od wschodu ma cel, ma misję, którą musi wypełnić. Bóg w swoim działaniu jest ukierunkowany na człowieka, na ratunek dla swoich dzieci, niezależnie od tego, w co się wpakowały wskutek swoich własnych wyborów. W pojawiającym się na wschodzie posłańcu objawia się nam twarz miłosiernego Boga przybywającego z pomocą. Tak, będzie strasznie, będzie przerażająco, bo taki los zgotowaliśmy sobie swoimi wyborami. Nie ci dalecy nam źli, niewierzący, ale my wszyscy. I ci, którzy żyją z dala od Boga, i my, którzy żyjemy blisko. My też wybieramy to, co przynosi opłakane skutki. Różnica między tymi, którzy należą „do obozu Boga”, i tymi, którzy są Mu przeciwni, jest jednak taka, że my powinniśmy wiedzieć, do kogo się zwrócić, jeśli zaplątaliśmy się w sidła złych wyborów. I możemy być pewni, że Bóg przyjdzie nam z pomocą, nie zostawi nas na pastwę tego, co sami sobie nawarzyliśmy. To jest miłosierdzie Boga! Nie wyciąga z opresji tylko sprawiedliwych (takich zresztą nie ma, każdy, nawet święty kanonizowany przez Kościół, popełniał grzechy), ale tych, którzy należą do Niego, którzy Go wpuścili do swojego życia.

*Słowo „anioł” pochodzi z języka greckiego, gdzie angelos oznacza po prostu posłańca.

Fragment książki Apokalipsa. Księga miłosierdzia (Wydawnictwo WAM)

 Re: Co wydarzy się za czasów Antychrysta?
Autor: Maria Miduch (---.nyc.res.rr.com)
Data:   2021-03-12 23:37

Apokalipsa? Trzeba „odczarować” tę księgę
Maria Miduch

Gdyby tak się dało zapomnieć o wszystkim złym, co słyszeliśmy na temat Apokalipsy! Gdyby słowo „apokalipsa” przestało nas martwić i wywoływać dreszcz przerażenia, a raczej wzbudzało ciekawość i nadzieję! Wtedy mielibyśmy szansę na odkrycie, jak naprawdę na kartach tej księgi przedstawia się nam Bóg.

Muszę się do czegoś przyznać. Nowy Testament zawsze sprawiał mi trudności. Lepiej odnajdywałam się w Starym. Od dziecka zwracałam się w modlitwie do Boga, mówiąc: „Boże Abrahama, Izaaka, Jakuba i mój Boże!”. I nie była to wyuczona formułka, ale płynące z serca wołanie do Boga, który do mnie przychodził przez postaci ze Starego Testamentu. Abraham, Izaak, Jakub nigdy nie byli dla mnie abstrakcyjnymi figurami w biblijnym przekazie. Oni byli i są dla mnie żywymi konkretnymi osobami, których historia była mi znana od najmłodszych lat. Pewnie dlatego, że mama czytała mi opowiadania biblijne, kiedy byłam bardzo mała. Później to właśnie na Starym Testamencie, na opowieści o patriarsze Jakubie i jego synach, uczyłam się czytać. Składanie liter szło mi bardzo opornie, ale wiedziałam, że jeśli będę wytrwała, jeśli poświęcę czas na ćwiczenia, zyskam nieograniczony dostęp do tych wszystkich opowieści zawartych w grubej księdze. Nowy Testament też się pojawił i też kojarzy mi się z dzieciństwem, ale… to Stary pozostawał tym ukochanym, bliskim, takim moim. Nigdy co prawda nie rozumiałam czynionego przez wiele osób rozróżnienia na Boga Starego Testamentu i Boga Nowego Testamentu, bo intuicyjnie czułam, że coś tu jest nie tak. I doskonale wiedziałam, że Bóg, z którym spotykam się w historiach patriarchów, to ten sam Bóg, który posyła swojego Syna, powołuje apostołów i czyni cuda. (...)

Tak było dość długo, aż do momentu, kiedy odkryłam rodowód Jezusa Chrystusa zamieszczony w Ewangeliach (św. Łukasza i św. Mateusza). Jakiś mój wewnętrzny głos szeptał: nie słuchaj, co inni mówią o Jezusie, odkryj, jak On sam się przedstawia. Zaczęłam lekturę Ewangelii, które już wcześniej znałam, ale teraz czytałam je w nowy sposób. Starałam się odnaleźć Jezusa Żyda, syna Abrahama, syna Izaaka, syna Jakuba i Józefa z Nazaretu! Przecież On właśnie w tę rodzinę wszedł! Oprócz tego, że jest Bogiem, jest także człowiekiem. Narodził się z Żydówki oczekującej Mesjasza, która myślała, modliła się, żyła po żydowsku. Tak jak Jej rodzice i rodzice Jej rodziców. Wychowywał Go Józef, który miał żydowski sposób patrzenia na świat, który również – jak cały Izrael – oczekiwał Mesjasza!

Potem przyszedł czas na Dzieje Apostolskie – było trudno, ale w końcu zachwycił mnie rozmach realizacji starotestamentalnych proroctw. I tu można odkryć Jezusa nieodartego ze swojego ziemskiego dziedzictwa! Z Listami było różnie, zresztą do tej pory jest różnie. A potem przyszedł czas na Apokalipsę! Znałam ją, czytałam już wiele razy, ale kiedy „tropiłam” Jezusa Żyda, oniemiałam! Trzeba było zacząć w innej kolejności. Trzeba było zacząć od Objawienia św. Jana!

Apokalipsa to najbardziej żydowska księga Nowego Testamentu! Cudowny portret Boga autorstwa Ducha Świętego. Mogłabym ją czytać od początku do końca i od końca do początku – tu żywotność Słowa wydaje się widoczna gołym okiem! Z Biblią nieraz bywa tak, że musimy się mocno wgryźć w tekst, pochodzić z nim kilka dni, miesięcy czy nawet lat, by doświadczyć tego, że jest to Słowo Żywe. A tu? Właściwie już w pierwszym przeczytanym fragmencie mogłam to zobaczyć. Od razu zaznaczę, że wcale nie uważam, że inne fragmenty Biblii są mniej żywe, chcę jedynie powiedzieć, że ja tego tajemniczego życia Bożych słów w spotkaniu z Apokalipsą doświadczyłam bardzo intensywnie. Co więcej, uważam, że każdy może go doświadczyć! Trzeba tylko pozwolić Jezusowi pozostać sobą. Przyjąć Jego objawienie, nawet jeśli nie mieści nam się w głowie i w sercu. Trzeba „odczarować” tę księgę, która zupełnie niesłusznie wywołuje u niektórych uczucie strachu. Trzeba zacząć czytać ją w całości, to znaczy nie odrywając od Starego Testamentu. Wtedy znaki, symbole, sposób mówienia wydadzą się jaśniejsze, odsłonią przed nami rąbek tajemnicy o Bogu, który jest miłością. Tak! Nie mylę się, On w Apokalipsie objawia swoje kochające, miłosierne serce. Ta straszna księga wcale nie jest straszna.

Gdyby tak się dało zapomnieć o wszystkim złym, co słyszeliśmy na temat Apokalipsy! Gdyby było można odczarować w naszych głowach sam tytuł tej księgi! Gdyby słowo „apokalipsa” przestało nas martwić i wywoływać dreszcz przerażenia, a raczej wzbudzało ciekawość i nadzieję! Ach! Wtedy mielibyśmy szansę na odkrycie, jak naprawdę na kartach tej księgi przedstawia się nam Bóg.

Czasem bywa tak, że gdy się czegoś boimy, wolimy nawet o tym nie myśleć, nie rozmawiać o tym, nie poruszać tego tematu. To nasz sposób radzenia sobie ze strachem. Ale z doświadczenia mogę powiedzieć: lepiej zmierzyć się z tym, co nas przeraża, stanąć oko w oko z „potworem”. Wtedy nagle może się okazać, że nie ma się czego bać, że kiedy wyciągniemy na światło dzienne to, co nas przerażało, paraliżowało, odbierało nam energię, okaże się, że to wcale takie straszne nie jest! W wypadku Apokalipsy okazuje się, że nie dość, że nie jest straszna, to jeszcze może być radosna! To nam dodaje nadziei, napełnia naszą codzienność pewnością bycia kimś wyjątkowym i ważnym w oczach Boga.

Bóg jest nieopisywalny. Możemy o Nim mówić na różne sposoby, ale i tak nigdy nie uda nam się w pełni Go opisać, wypowiedzieć ludzkimi słowami Jego istoty. Możemy ugrzęznąć w swoich ludzkich wyobrażeniach o Nim, kurczowo trzymać się swoich definicji, słów, które Go opisują. Jesteśmy tylko ludźmi, nasze poznanie jest ograniczone. To jednak wcale nie oznacza, że mamy zrezygnować z wysiłków w szukaniu oblicza Boga. Jemu zależy na tym, byśmy Go poznawali, więcej: Jemu zależy bardziej niż nam! Problem w tym, że często, zabierając się do poznawania Boga, traktujemy Go, jakby był dziedziną nauki do opanowania, sprawnością do zdobycia. Jeśli zapisuję się na kurs tańca, to po zakończeniu go chcę umieć tańczyć. Jeśli robię prawo jazdy, to po to, żeby nauczyć się prowadzić samochód. Jeśli idę na zajęcia z ceramiki, to liczę na to, że nauczę się obróbki gliny i będę tworzyć małe arcydzieła do wypalania w piecu. Pochodzę przez jakiś czas na zajęcia, poćwiczę. To może trwać miesiąc, rok albo i kilkanaście lat, zanim osiągnę jakąś sprawność. Będę jeździć samochodem, świetnie tańczyć i lepić garnki. Umiejętność zdobyta! Owszem, może przez całe życie będę ją doskonalić, ale na pewnym osiągniętym poziomie już niewiele mnie zaskoczy. Będę mistrzem w swoim fachu. I to właśnie pułapka w kontakcie z Bogiem. On nie jest umiejętnością do zdobycia, poznanie Go to nie nauka języka obcego, który z mniejszym lub większym trudem po wielu latach nauki jesteśmy w stanie opanować. Kontakt z Nim to nie podążanie za muzyką i stawianie kroków na parkiecie. On nie zachowuje się jak glina – przewidywalnie w konkretnych warunkach. Ziemskiego życia nie starczy, żeby zdobyć poziom mistrzowski w poznawaniu Go. To może nas – „zadaniowców” – przestraszyć. Niekończąca się praca! Niekończąca się podróż. Jest w tym w ogóle sens? Niepojęty Bóg nas jednak do tej podróży zachęca. On widzi jej sens, chce nam się objawiać, chce dawać się poznawać, ale jeśli to ma się udać, musimy Mu dać wolność. Pozwolić Mu pozostać sobą: Bogiem nieogarnionym, niepojętym, wielkim, wszechmocnym. Nie wszystko w Nim zrozumiemy, nie wszystko mieści się nam w głowie i w sercu. Pozwolimy Mu na to?

Doświadczenie miłosierdzia to klucz do drzwi, za którymi czeka niepojęty Bóg. On sam lubi objawiać właśnie tę część swojej tożsamości. W Bogu wszystko jest spójne. On zawsze jest miłosierny, w Apokalipsie też (a może właśnie przede wszystkim tam) objawia swoje miłosierne oblicze! Tylko trzeba chcieć Go takim zobaczyć! Dać Mu szansę na wyjrzenie spoza naszego strachu, z jakim bierzemy do rąk Księgę Apokalipsy.

Fragment książki "Apokalipsa. Księga miłosierdzia" (wydawnictwo WAM)

 Re: Co wydarzy się za czasów Antychrysta?
Autor: David Reagan (---.nyc.res.rr.com)
Data:   2021-03-12 23:40

Szatańskie zwiedzenia
Szatan nie chce, by ktokolwiek czytał Apokalipsę św. Jana. Wiesz dlaczego? Dlatego, że ona mówi jak się wszystko zakończy. Szatan chce cię utrzymywać w stanie zawieszenia. Chce, byśmy nieustannie snuli domysły. On chce, żeby nasz wzrok był skupiony na zepsutym świecie, w którym żyjemy, tak żebyśmy myśleli, że zło ostatecznie zatryumfuje. On ma nadzieję, że porzucisz nadzieję i postanowisz związać swoje losy z ludźmi upadłymi. Szatan nie chce, byśmy czytali Apokalipsę, ponieważ stwierdza ona w sposób bezdyskusyjny, że zostanie on totalnie pokonany, a Jezus Chrystus odniesienie całkowite zwycięstwo. Apokalipsa ujawnia, że wielka kosmiczna bitwa, która toczy się we wszechświecie od początku czasu, będzie wygrana przez Boga Ojca, Stworzyciela wszystkiego co istnieje. Apokalipsa ogłasza też, że ci, którzy opowiedzieli się po stronie Boga, uznając Jego Syna za Pana i Zbawiciela, będą z Nim wiecznie rządzić. Apokalipsa zawiera bardzo dobre wieści dla tych, którzy są Bożymi dziećmi. Duch Święty wzywa nas do czytania jej, wierzenia jej i czerpania z niej nadziei. Księga ta zawiera też bardzo smutne wieści, ponieważ ukazuje drastyczny obraz wylania Bożego gniewu. Czy na wszystkich? Nie - tylko na tych, którzy odrzucili Jezusa. Gniew i chwała – to treść Apokalipsy. Chwała tryumfalnego powrotu Chrystusa i Jego rządów nad całym światem, to coś, co chrześcijanie powinni przyjąć do wiadomości, a nawet tego tęsknie wyczekiwać. Jednak dla wielu będzie to bardzo trudne, jeśli nie niemożliwe, żeby uwierzyć w samo pojęcie Boga wylewającego swój gniew.

Jak Bóg miłości może też być Bogiem gniewu? Jedno, co musimy zrozumieć, to fakt, że natura Boga ma dwa aspekty. Z jednej strony jest On pełen łaski, miłosierdzia i miłości, miłości tak wielkiej, że swojego jednorodzonego Syna wysłał na śmierć za grzechy wszystkich ludzi, mimo że nikt z nas na to nie zasłużył. Jest jednak jeszcze inny aspekt Boga. Druga strona natury Boga decyduje o tym, że jest On doskonale sprawiedliwy i doskonale święty. I jeśli taki jest, oznacza to, że nie zgodzi się On na żaden grzech. Bóg postępuje z grzechem na jeden z dwóch sposobów: albo w oparciu o Jego święty gniew, albo w oparciu o łaskę
"Kto wierzy w Syna, ma życie wieczne; kto zaś nie wierzy Synowi, nie ujrzy życia, lecz grozi mu gniew Boży" (J 3:36). Jeśli znajdujesz się łasce Bożej, w łasce uświęcającej, Pan Jezus powróci jako twoja błogosławiona nadzieja. Jeśli jednak znajdujesz się w grzechu śmiertelnym, pod Bożym gniewem, Pan Jezus pojawi się jako twój największy koszmar, twoja ostateczna kara. Pan Jezus uosabia zarówno Bożą miłość jak i Boży gniew. Za pierwszym razem, 2 tyś lat temu Jezus przyszedł jako cierpiący Baranek, by umrzeć za grzechy ludzkości. Jak Baranek w milczeniu szedł na krzyż, gdzie przelał swą krew, aby umożliwić nam pojednanie się z naszym stworzycielem, Bogiem. Jezus nie powróci wszakże jako cierpiący Baranek. Nie, On pojawi się jako zwycięski lew (Jr 25:30-31). Wyda swój potężny lwi ryk z nieba i wyleje gniew Boga na tych, którzy odrzucili łaskę, miłosierdzie i miłość Najwyższego (Ap 19:11-18). Zrównoważony obraz Boga Chciałbym wszystkim mocno uświadomić, że przyjdzie czas, gdy Bóg rozprawi się z grzechem.

z książki 'Gniew i chwała'

 Re: Co wydarzy się za czasów Antychrysta?
Autor: W (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2021-03-13 03:32

Kilka przemyśleń.
- "W teologii pojawia się teza, że to my sami będziemy siebie osądzać, a Chrystus ten wyrok zatwierdzi."

Jeśliby traktować to dosłownie i jednoznacznie, to ze mną (a i pewnie wieloma innymi ludźmi) kiepsko. Jestem w depresji. Sama swoje błędy, grzechy itp. traktuję i odczuwam jako głazy, a co zrobiłam dobrego, to albo nie pamiętam, albo nie wiem czy faktycznie było dobre, itp., tak więc - widok grzeszności mojej, przesłania mi to co jest dobre przeze mnie. Nie jest to potępianie się, ale coś innego. Ponadto kiepsko u mnie z ocenianiem czegokolwiek, a osądzać nie chce. W kontekście mojego życia - kompletnie zdaje się na Boga. Sama z siebie jestem marna.

- "Tak, tyle że znów nie należy tych opisów brać dosłownie. Te bogactwa, drogie kamienie, to nic innego jak symbol: tak cenne rzeczy, jakimi są na ziemi dla wielu klejnoty, będą dla nas — w wymiarze duchowym — nieustanną rzeczywistością."

Ile razy natrafiam, słucham opisy bogactwa - jakieś klejnoty i inne takie, to są to zwroty do mnie nie przemawiające ze względu na jakiś rodzaj mojej prostoty - nie lubię biżuterii, pieniędzy, skarbów, trofeów itp. Jedne co poza odzieżą noszę/nosiłam w ciągu życia, to: medalik z I lub II Komunii Świętej (nie pamiętam dokładnie); gumki do włosów (choć krótko, bo rzadko wiążę włosy i nie było wiele ku temu okazji); okulary. Inne przedmioty, które można określić jako (pomijając inne znaczenia, zastosowania) ozdoby - zbędne. Nie rozumiem obwieszania się złotem itp.

-"„Nowe stworzenie — Jeruzalem Niebiańskie” to — krótko mówiąc — sedno, wizja nowego nieba i nowej ziemi, przyszłości, która nas czeka. I to trzeba, oczywiście symbolicznie, ale jednak odbierać jako rzeczywistość. Tak będzie: przemieniony kosmos, przemieniona ziemia."
"Morze (które chyba powinno być tu pisane z dużej litery) jest symbolem chaosu, zagrożenia. Apostoł mówi przez ten fragment, że w Nowej Jerozolimie nie będzie groziło człowiekowi żadne zagrożenie."
"W tej Nowej Jerozolimie, co ciekawe, Jan nie zauważył świątyni, kościoła."

W aktualnej rzeczywistości dostrzegam coś na kształt iluzorycznego i wykrzywionego obrazu tego, co dopiero się stanie. Mianowicie, próby tworzenia rzekomo "nowego ładu", próby "przemieniania" świata, niszczenie kościołów i próby reorganizacji, by ludzie jeszcze mniej i jeszcze rzadziej odwiedzali kościół. Podobnie i "brak zagrożenia", kreowany przez tworzenie zamkniętych osiedli, powszechna jawna lub możliwa inwigilacja, pakiety ubezpieczeniowe itp. itd. które to są odpowiedziami (uspokajającymi i usypiającymi) na prawdziwe, możliwe lub urojone zagrożenia, lecz nie są "brakiem zagrożenia". Podstawowe zagrożenie - zagrożenie potępieniem. Wszelkie inne zagrożenia - wypadki, rozboje, kataklizmy, choroby itp. stają się błahe i choćby człowiek zabezpieczył się przed każdym zagrożeniem, a siebie skazał na potępienie - to na co to wszystko...

"My nie musimy ze strachem myśleć o jutrze. Zanim świat powstał, Bóg już widział to jutro i zatroszczył się o nie."

Ogólnie to nie. Może się zdarzy coś złego ze strony ludzi, świata, diabła i są to pewne powody do obaw, ale moim głównym - jestem ja sama, moja skłonność do grzechu, wady, problemy. Adama i Ewę, wąż-kusiciel nie napasł zakazanym owocem, lecz oni to uczynili. Ogólnie znam swoją skłonność i do których grzechów, ogólnie wiem, których nie popełnię i ogólnie wiem, ryzyko popełnienia których nade mną wisi.

"Różnica między tymi, którzy należą „do obozu Boga”, i tymi, którzy są Mu przeciwni, jest jednak taka, że my powinniśmy wiedzieć, do kogo się zwrócić, jeśli zaplątaliśmy się w sidła złych wyborów."
Rozmyślając nad swoją sytuacją, życiem, doświadczeniami, doszłam do wniosku, że o ile są "obozy tych, po stronie Boga" i "tych przeciwnych Bogu", to w praktyce przekłada lub przekładać może na:
- "obóz tych, po stronie Boga"
- "obóz jawnie przeciwnych Bogu"
- "obóz wilków w owczych skórach"
- "obóz wężowych języków"
przy tym wszystkim https://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1005
"9 Pojawieniu się jego towarzyszyć będzie działanie szatana, z całą mocą, wśród znaków i fałszywych cudów6, 10 [działanie] z wszelkim zwodzeniem ku nieprawości tych, którzy giną, ponieważ nie przyjęli miłości prawdy, aby dostąpić zbawienia." - podkreślając nacisk na zwrot "[działanie] z wszelkim zwodzeniem ku nieprawości". Także - fałszywe znaki, cuda, łaski. Tu trzeba rozeznania, roztropności i wytrwałości w odpieraniu tego, co od złego pochodzi.

Przykład z mego życia: lata temu miałam dziwny sen (taki, który odczuwa się, jakby "się było w tym śnie" - dwie ścierające się armie, ktoś a la Gandalf, coś w rodzaju lotu przez tunel różnokolorowych świateł i gwiazdek oraz słowa "musisz coś zrobić". Aktualnie, po swoich doświadczeniach rozeznałam, że nie był to "sen od Boga", natomiast wizja rzekomych dwóch armii, to w istocie jedna armia zła, która z jednej strony jest jawnie zła i mroczna, a z drugiej na pozór jasna i rzekomo dobra. aby w coś wmanewrować poprzez sugestie. Opisać inaczej można to jako metodę "dobry i zły glina" (tyle że nie o dobro chodzi).

W istocie więc, jest to nie "wybór": "czarne lub białe", lecz wybór "Jezus Chrystus lub (czarne lub białe)".

"Szatan nie chce, byśmy czytali Apokalipsę, ponieważ stwierdza ona w sposób bezdyskusyjny, że zostanie on totalnie pokonany, a Jezus Chrystus odniesienie całkowite zwycięstwo. Apokalipsa ujawnia, że wielka kosmiczna bitwa, która toczy się we wszechświecie od początku czasu, będzie wygrana przez Boga Ojca, Stworzyciela wszystkiego co istnieje."

Te zdania trochę tak jakby brzmią inną wersją chrześcijaństwa, tak jakby skażoną innymi nurtami religijnymi. Mianowicie (moimi prostackimi słowami):
- z tego co kojarzę z nauki chrześcijańskiej - szatan został pokonany dzięki Bogu, poprzez śmierć i zmartwychwstanie w osobie Jezusa Chrystusa
- sformułowanie "kosmiczna bitwa (...) od początku czasu" sugeruje dualizm... jakieś zeny, yingyang itp. bzdury.
- "będzie wygrana" - "Jest" wygrana - czas teraźniejszy, bowiem Bóg JEST, Bóg jest Bogiem, więc klęska szatana, węża zwodniczego "Jest" pewna, choćby nie wiem jak się pysznił, zwodził, kusił. Z ludzkiej perspektywy, z perspektywy stworzenia - dopiero przyjdzie moment, gdy zbawieni nie będą już zagrożeni, a szkodliwość szatańska się skończy.

"Najwyższy nie wchodzi w nasze problemy nieproszony, nie pcha się z butami do naszego życia. On stoi i puka (pamiętacie? por. Ap 3,20). Możemy go wpuścić albo i nie."

Tu zwrócę uwagę również na to, że opisana sytuacja również nie jest jednoznaczna. Mianowicie szatan w swej podstępności pcha się z butami, jak akwizytor puka i próbuje coś wymusić, wcisnąć - zwodniczo, podstępnie, natarczywie. Podobnie jak w historiach o wampirach - z pewnymi "ofertami", czeka na jakiś rodzaj zgody, wpuszczenia. Tylko że - J 10, 1-6 dobrze jest opisana sytuacja - głos Dobrego Pasterza owce znają, bramy otwierają i idą, choćby i popadając w swe grzechy, które spowalniają lub oddalają od Dobrego Pasterza. "Natomiast za obcym nie pójdą, lecz będą uciekać od niego". Głos obcego można opisać idiomem "something fishy". Temu się nie otwiera, nie wpuszcza, nie godzi na to co podejrzane, podstępne, natarczywe.

 Re: Co wydarzy się za czasów Antychrysta?
Autor: Kacper (---.76.62.5.ipv4.supernova.orange.pl)
Data:   2021-03-20 23:25

Dziękuję wszystkim za odpowiedzi podnoszące mnie na duchu, BARDZO DZIĘKUJĘ

Czy przepowiednie
/.../

Do postawienia pytania zapraszam obok: klik.
moderator

 Re: Co wydarzy się za czasów Antychrysta?
Autor: mary (---.dsl.bel)
Data:   2021-04-05 16:04

Aby lepiej zrozumiec Apokalipse, spojrzenie na swoj grzech widziany oczyma Boga polecem ksiazke Pani Christne Watkins "Ostrzezenie": (klik) (tylko dla ludzi o slnych nerwach ja plakalam dwa dni). Mozna zobaczyc nasze male niby grzeszki, jak bardzo ranimy Boga. Poki jestesmy na tym swiecie mozemy odwrocic sie od grzechu.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: