logo
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 'Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?'
Autor: Joanna (---.dynamic.gprs.plus.pl)
Data:   2021-03-27 21:15

Jak pogodzić obecną sytuację - tą pandemię - z tym, że Bóg jest dobry i że nas kocha? Że Mu na nas zależy. Jak to pogodzić? Ja sobie z tym nie mogę poradzić. Coraz bardziej. Nie mogę uwierzyć, że On na to wszystko pozwala. Przez tak długi czas. I na taką skalę. Jak może być obojętny wobec tego wszystkiego? Słysząc tyle próśb. Każdego dnia. I jednocześnie mogąc w jednej chwili wszystko odmienić. To jest niepojęte. Ja mam wrażenie jakbym znała innego Boga. Albo nie znała tego prawdziwego. Nosiła w sobie, w sercu, obraz Boga, którego nie ma, który w rzeczywistości wcale taki nie jest. W każdym razie wydaje się być zupełnie inny. Nie taki, jakiego można spotkać i poznać w Piśmie św.
Jakby wtedy był inny. Jakby, bo przecież tak nie jest. Ale taki się wydaje. Ja sobie z tym coraz bardziej nie radzę. Ostatnio coraz częściej czy mocniej wracają do mnie te słowa - "Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?" (Mk 4, 38) Słowa, które do Niego nie pasują. Które boję się do Niego kierować. Bo wiem, że bardzo Mu na nas zależy. Ale zestawiając to z tą pandemią wydaje się jakby było inaczej.

 Re: 'Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?'
Autor: Sarah (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2021-03-27 22:31

Ta pandemia to wyraz miłosierdzia Boga. Bo po pierwsze niektórzy ludzie uświadamiają sobie, że są śmiertelni, że mogą umrzeć i być może dzięki temu nawrócą się do Boga. Po drugie jest teraz lockdown, chyba wszędzie na świecie są jakieś ograniczenia i dzięki temu wiele złych rzeczy się nie dzieje. Np niektóre kobiety, gdy chcą dokonać aborcji a w kraju, w którym żyją jest nielegalna to wyjeżdżają za granicę, a teraz jak chcą tak zrobić to nie mogą bo granice zamknięte. Zamkniętych jest wiele miejsc, gdzie ludzie się gromadzili i robili złe rzeczy np dyskoteki. A w takich miejscach wielu ludzie przyjmuje narkotyki, współżyje z nieznajomą osobą itp. Ta pandemia to wołanie Boga o opamiętanie się ludzi i nawrócenie.

 Re: 'Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?'
Autor: Tomasz (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2021-03-27 23:27

W zasadzie każdy człowiek (z wyjątkiem tych, którzy doczekają końca świata) musi umrzeć. Czy umrze młodo, czy w późnej starości - to nie takie ważne.
Pytasz, dlaczego Bóg jakoś nadzwyczajnie nie interweniuje w sprawie koronawirusa - może dlatego, że przypadkiem każdego człowieka zajmuje się indywidualnie? Również na tym forum ludzie często pytają, dlaczego Bóg na coś pozwolił. Nie tylko jeśli chodzi o choroby. Dlaczego pozwala np. na wojny, obozy koncentracyjne, przestępstwa, zabijanie nienarodzonych itp. Może dlatego, że Ziemię oddał w ręce ludzi, a ludzie kiedyś postanowili żyć na własną rękę i Bóg to szanuje. Ale nie odmawia pomocy nikomu, kto się do Niego zwróci. Jeśli Ty sama masz problem z koronawirusem - powierz ten problem Bogu. Ale nie mniej do Niego pretensji, że nie rozwiąże tego problemu w skali globalnej.
Zauważ, że Jezus w odpowiedzi na podane przez Ciebie słowa ucisza burzę ratując swoich uczniów. Ale nie sprawia, że od razu w skali całego świata nikt nie zginie w burzy na jeziorze czy morzu. Bóg działa przede wszystkim indywidualnie, wobec ludzi, którzy się do Niego zwracają.
Bóg stworzył świat i prawa nim rządzące i oddał ten świat ludziom. Ludzie zdecydowali się żyć po swojemu. Dlaczego Bóg miałby w nadzwyczajny sposób zmieniać te prawa dla poprawy warunków życia ogółu ludzi? Tym bardziej, że ludzie wcale nie są zainteresowani życiem po Bożemu. Głośno domagają się np. nieskrępowanego seksu (w tym akceptacji czynów homoseksualnych), a jeśli w efekcie dojdzie do poczęcia nowego życia to domagają się prawa do zabicia tego życia. I takim ludziom Bóg miałby iść na rękę łamiąc ustanowione przez siebie samego zasady obowiązujące w świecie? Ma robić coś dla ziemskiego dobra ludzi, którzy ani nie chcą żyć po bożemu, ani nawet nie chcą się do Niego zwracać o pomoc?
Bóg robi dużo dla człowieka. Ale robi to z perspektywy wieczności. Nie likwiduje chorób, ale stara się tak przeprowadzić każdego człowieka przez chorobę, aby ten wszedł na drogę osobistego zbawienia. Bo nie ważne jest, czy człowiek będzie żył długo, czy krótko. Ważne, żeby osiągnął zbawienie. Bóg kocha ludzi i chce zbawienia wszystkich, również tych, którzy mają go gdzieś i np. świadomie kradną, gwałcą czy mordują innych. Jeśli np. lekarz dokonujący aborcji zachoruje na koronawirusa i poczuje, że wobec choroby jest tak bezbronny, jak dziecko w łonie matki, które zabił, pożałuje swojego postepowania i w ostatniej chwili się nawróci to choć może po ludzku umrze na tego koronawirusa to uratuje swoją duszę. Czy zatem ta choroba nie będzie dla niego łaską?

Napiszę jeszcze raz: Módl się o zachowanie od choroby czy też jej łagodny przebieg dla siebie i swoich bliskich. Ale staraj się nie mieć pretensji do Boga z tego powodu, że nie wyeliminuje On jednym "pstryknięciem palcami" tej czy innych chorób ze świata. Bóg do każdego człowieka podchodzi indywidualnie i działa w jego życiu tak, aby każdy człowiek, nawet po ludzku całkowicie zdeprawowany miał szansę na nawrócenie i zbawienie wieczne. I może On do tego wykorzystać również chorobę taką, jak koronawirus.

 Re: 'Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?'
Autor: ... (205.201.55.---)
Data:   2021-03-27 23:53

A może Jezus płacze nad nami/z nami, tak jak swego czasu zapłakał nad Jerozolimą...

Łk 19:
41 Gdy [Jezus] był już blisko [Jerozolimy], na widok miasta zapłakał nad nim
42 i rzekł: «O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi! Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami.
43 Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd.
44 Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia».

 Re: 'Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?'
Autor: Marek Piotrowski (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2021-03-28 05:17

Człowiek działa, kierując się przesłankami ze swojego "pola poznania" - czyli doczesnego poznania w tym miejscu (przestrzeni) i jedynie przypuszczając, jaki będzie wpływ jego działań w przyszłości. Co do Boga, działa on w znacznie szerszym (właściwie nieskończonym) "polu informacyjnym" i może kierować się dalekosiężnym spojrzeniem na skutki.

Z mojego punktu widzenia śmierć to rzecz straszna - i niemal w każdym wypadku, jeśli mam taką mozliwość, mam obowiązek bronić przed nią inną osobę.
Z punktu widzenia Boga śmierć może być dobrodziejstwem. Wybacz banalny przykład - jeśli Bóg wie, że człowiek w przyszłości uczyniłby coś, co spowodowałoby jego potępienie, a dziś jest w sytuacji niebezpiecznej, to zaniechanie ratowania może być przez Niego uznane (jak najbardziej słusznie) za coś dobrego.
(Oczywiście przykład jest głupi - to aż tak prosto nie działa - ale myślę że ułatwi zrozumienie tego, co chcę powiedzieć).

Taka historyjka z mojego podwórka - w pewnej firmie konsultowano modernizację systemu informatycznego. Po wykonaniu analizy, zarząd tej firmy dokonał w niej pewnej zmiany - postanowiono, że zakupią oprogramowanie (i trochę serwerów) dla Centrali i wszystkich oddziałów, z wyjątkiem tego w Łodzi. Nowy system miał zostać uruchomiony we wrześniu.

Konsultanci rwali sobie włosy z głowy - przecież to nie ma sensu, żeby jeden oddział działał na starym systemie, a reszta na nowym - wiąże się to z konwersją danych, do tego trzeba opłacac różne licencje, utrzymywać specjalnie kompetencje itd.

I tak wyrzekali na bezrozumność zarządu, dopóki w lipcu nie ogłoszono, że oddział w Łodzi przestaje istnieć od sierpnia...
Zarząd miał szersze "pole informacyjne" - dzięki niemu mógł podjąć lepszą decyzję niż wysoko kwalifikowani konsultanci, nie mający pełnej wiedzy.

=================================================
Oprócz tego warto przypomnieć rzecz oczywistą: Bóg stworzył wszystko dobre, "popsucie" świata jest skutkiem grzechu pierworodnego.

Błędem jest wyobrażanie sobie Boga jako "Wielkiego Brata" z programu telewizyjnego. Grzeszymy, bo jesteśmy wolni.
Obwinianie Boga za to, że kolega kopnął Cię w... powiedzmy: nogę, jest błędem.

Wyobraź sobie ojca, który daje dzieciom wykonany przez siebie super samochód (wyścigowa korweta, żyleta, nówka na dotarciu). Zastrzega jednak w instrukcji obsługi: "Przez pierwsze 10 000 km nie przekraczajcie 140 km/godzinę, jest na dotarciu, silnik może się zatrzeć" .
Dzieci jeżdzą samochodem bardzo intensywnie, wożą kolegów itd.
Koledzy podpuszczają: "eeee, taki wóz, a byle ford bierze nas na autostradzie."
Ale wóz jest na dotarciu! - odpowiadają dzieci.
Koledzy na to: "Co Wy, stary po prostu nie chce byście jeździli za szybko, to bujda z tym docieraniem silnika, na pewno nic się nie stanie"
Córka gościa się łamie: "Może i mają rację. Ciekawa jestem ile km/godzinę fabryka dała..."
"No dobra, ale tylko raz" - odpowiada jej brat i przyciska gaz.
Skutek łatwy do przewidzenia i taki jak mówił ojciec - silnik się zaciera i jest kompletnie zniszczony. Wspaniała korweta jest niemal wrakiem.

Czy powiesz, że "zatarcie samochodu powstało w wyniku aktywności ojca"?
Albo że "Ojciec ukarał dzieci zniszczeniem samochodu"?

To będzie daleka przenośnia, ale może pozwoli zrozumieć co chcę powiedzieć; wyobraź sobie świat jako wielką maszynę, a Boga - jako producenta.
Bóg zrobił tę maszynę - idealną - i nam ją dał.
Tyle że dał nam także "instrukcję obsługi" - czyli jak nie wykorzystać jej do zrobienia sobie (i jej) krzywdy.
Każdy grzech (choćby pozornie prywatny - np. grzech popełniony w zamkniętym pokoju przez osobę która z niego nie wychodzi) "psuje" tę maszynę. Nie w sposób "fizyczny" - lecz nadnaturalny, duchowy. Mój grzech tu może spowodować zło w Ameryce za 10 lat, czy złożyć się na wybuch wulkanu za rok w Japonii. Albo w zdrowiu sąsiada dzisiaj. Ale tak czy owak "psuje" ono świat.

Nie postępowaliśmy (jako ludzkość) zgodnie z Bożą "instrukcją obsługi" z Wszechświatem i się popsuł.
=================================================
Na szczęście Bóg nie zostawił nas samymi. Nie, nie będzie "wymieniał tłoków" w tym naszym wspólnym "aucie". On to załatwił GLOBALNIE, sam poddając się skutkom tego zepsucia Wszechświata. Poswięcił wszystko - umarł. W ten sposób, nie łamiąc naszej wolności, umożliwił nam wejście do stanu pierwotnego.
I to dokona się, kiedy przyjdzie, a my wstaniemy z martwych.

Podaruję Ci dwa fragmenty z Pisma:

"Sądzę bowiem, że cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się w nas objawić.
Bo stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych. Stworzenie bowiem zostało poddane marności - nie z własnej chęci, ale ze względu na Tego, który je poddał - w nadziei, że również i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych.
Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia.
Lecz nie tylko ono, ale i my sami, którzy już posiadamy pierwsze dary Ducha, i my również całą istotą swoją wzdychamy, oczekując przybrania za synów - odkupienia naszego ciała." /Rz 8,23/

"Jeżeli tylko w tym życiu w Chrystusie nadzieję pokładamy, jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania.
Tymczasem jednak Chrystus zmartwychwstał jako pierwociny spośród tych, co pomarli. Ponieważ bowiem przez człowieka [przyszła] śmierć, przez Człowieka też [dokona się] zmartwychwstanie.
I jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni," /1 Kor 15,19-22/

 Re: 'Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?'
Autor: nowy (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2021-03-28 07:52

Z powodu panującej sytuacji odczuwam niepokój, że ja albo moi bliscy utracimy zdrowie lub życie.
Z drugiej strony mój rozum, rozum osoby wierzącej, mówi mi, że śmierć ciała to nie koniec, ale początek. Rozum mówi mi, że nie powinienem obawiać się śmierci ciała - powinienem obawiać się braku stanu łaski uświęcającej. Tak długo jak jestem w stanie łaski uświęcającej nic mi się nie stanie. Dlatego bardzo dbam o to aby cały czas być w stanie łaski uświęcającej (pamiętam również, że jeśli nie mam dostępu do spowiednika to mogę wzbudzić żal doskonały).
Przekładając to na śmierć tak wielu osób z powodu pandemii. Jeśli te osoby dbały o swoją duszę to śmierć nie jest dla nich tragedią, ale początkiem życia wiecznego. Jeśli te osoby nie dbały o swoją duszę to nie ma gwarancji, że ich śmierć w innych okolicznościach niż pandemia zmieniłaby ich podejście, że lepiej by się do śmierci przygotowały. Nie wykluczone, że dzięki pandemii do śmierci jest przygotowanych więcej osób niż w normalnych warunkach ponieważ bardziej zdajemy sobie sprawę jak kruche jest nasze życie.

Pan Bóg o nas nie zapomniał. Dzięki śmierci Pana Jezusa na krzyżu osoby, które w ciągu życia dbały o swoją duszę w chwili śmierci spotyka nagroda, która wynagradza wszystkie cierpienia:
"ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują" (1 Kor 2, 9)

 Re: 'Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?'
Autor: NT (---.nonanet.net)
Data:   2021-03-28 09:53

Bóg nie jest od tego, aby nam umilać życie ziemskie, to my mamy żyć według Jego przykazań.
Sytuacja lockdownu i utrudniania życia religijnego jest za to dobrą próbą dla katolików i pokazuje, kto poważnie traktuje i kocha Boga.

 Re: 'Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?'
Autor: Karit (---.nat.dynamic.telkab.pl)
Data:   2021-03-28 12:45

Warto te słowa powiedzieć Jezusowi powiedzieć Mu, że są takie myśli, poprosić Go o pomoc, są chwile próby w życiu, z Nim się uda przetrwać, wołać Go i Maryję, można włączyć i posłuchać na youtube "Jezu Ty się tym zajmij" i nawet wbrew wszystkiemu mówić "Jezu ufam Tobie".
Maryja miała trudne próby, Anioł zwiastujący Maryi, że zostanie Matką Boga powiedział do Niej "nie bój się Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga" Łk 1,30 ( https://www.youtube.com/watch?app=desktop&v=3etP7s67Cb4 ), też Jej było trudno. Po ludzku myślimy, Pan Bóg wie lepiej, a człowiek to tylko człowiek i wygra jedynie z Bogiem. Módlmy się, prośmy Maryję o pomoc, sam Pan Jezus dał nam Ją jako Matkę i wierzmy, że Bóg wie co robi, a są siły przeciwne.

1 P 5:
5 "Wszyscy zaś wobec siebie wzajemnie przyobleczcie się w pokorę, Bóg bowiem pysznym się sprzeciwia, a pokornym łaskę daje.
6 Upokórzcie się więc pod mocną ręką Boga, aby was wywyższył w stosownej chwili.
7 Wszystkie troski wasze przerzućcie na Niego, gdyż Jemu zależy na was.
8 Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć.
9 Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu! Wiecie, że te same cierpienia ponoszą wasi bracia na świecie.
10 A Bóg wszelkiej łaski, Ten, który was powołał do wiecznej swojej chwały w Chrystusie, gdy trochę pocierpicie, sam was udoskonali, utwierdzi, umocni i ugruntuje.
11 Jemu chwała i moc na wieki wieków! Amen. "

 Re: 'Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?'
Autor: A2 (---.rogozno.vectranet.pl)
Data:   2021-03-28 17:20

"Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?" - no ale po tej modlitwie wstał, i dokonał takiego cudu, że szczeny opadły? Czyli jednak obchodzi, i to bardzo?
Ludzie za bardzo ufają sobie, nie Bogu. Może stąd jeszcze nie ma cudu.

 Re: 'Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?'
Autor: Marek (---.dynamic.gprs.plus.pl)
Data:   2021-03-28 17:59

"Jeśli jest prawdą, że wszyscy jesteśmy grzesznikami, to i wszyscy jesteśmy kuszeni do podejrzewania Boga i sprawdzania Go, czy On nas rzeczywiście kocha i czy jest On dość wszechmocny, by odmienić nasz los. I czy możemy na Niego liczyć i wydać się w Jego ręce? Mało tego. Wszyscy jesteśmy kuszeni, by buntować się przeciw Bogu, choć może niekoniecznie w sposób w otwarty, jawny. „Nasz bunt przeciwko Bogu zawsze maskujemy. Jesteśmy zbyt przeszkoleni i wytrenowani pod względem religijnym, aby buntować się otwarcie” (Piet van Breemen SJ)."
To fragment z artykułu na katolik.pl (dzisiejsze wydanie) pod tytułem "Jezus-przykład pokory do naśladowania".
Oczywiście warto przeczytać całość :-) (klik).

 Re: 'Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?'
Autor: Joanna (---.dynamic.gprs.plus.pl)
Data:   2021-04-04 22:24

Dziękuję wszystkim za odpowiedź. Zwłaszcza osobie, która podpisała się jako Karit. Dla mnie ta odpowiedź była - i jest - taka szczególna. W której jest jakby coś więcej. Jakby ten, kto ją pisał, w jakiś sposób mnie znał. I wiedział, że przytoczone fragmenty i słowa modlitwy są mi bardzo bliskie. I cały czas są gdzieś we mnie. Przytaczając je trochę jakby zobaczył je we mnie. Zobaczył i przypomniał. Trochę jakby zaświecając je we mnie. Albo podświetlając.
"Warto te słowa powiedzieć Jezusowi powiedzieć Mu, że są takie myśli (...) i nawet wbrew wszystkiemu mówić "Jezu ufam Tobie"." Dla mnie to było takie przytulenie przez Jezusa. Trochę jakby On upominał się w ten sposób o mnie. Wołał mnie do siebie. W ogóle samo pojawienie się tych odpowiedzi, ta reakcja na ten wpis, że nie został pominięty, przemilczany, niezauważony, że ktoś pisząc jakby podszedł i spróbował pomóc, nie przeszedł obojętnie, już samo to wiele dla mnie znaczy. Naprawdę bardzo dziękuję. To pierwszy wątek założony tutaj przeze mnie. Wcześniej pisałam, ale jako ta druga strona - próbując komuś pomóc. Odpowiadając na czyjeś wpisy. I to chyba jest łatwiejsze, bo jako autor wątku staje się trochę jakby na środku - a jednocześnie nieśmiało, cichutko gdzieś z boku - wystawiając się na słowa krytyki, które mogą się pojawić. Trochę jak kamienie. Albo po prostu zostać pominiętym, niezauważonym. Co też boli. I ja się tutaj z tym liczyłam, ale spotkała mnie bardzo miła niespodzianka. Jeszcze raz wszystkim dziękuję. Szczególnie Tobie, Karit.

Tak jeszcze wracam do tych odpowiedzi. Albo one do mnie. I muszę przyznać, że jedna z nich jest dla mnie całkowitym zaskoczeniem. Takie spojrzenie. Nie wiem, po prostu nie umiem na to tak spojrzeć - "Ta pandemia to wyraz miłosierdzia Boga." Wyrazem miłosierdzia to byłoby zlitowanie się nad nami i oddalenie tej pandemii. O co wiele osób się modli. "Miej miłosierdzie dla nas i całego świata." Jeśli to miłosierdzie miałoby się wyrażać poprzez tą pandemię - zgodnie z tymi słowami, że ona jest wyrazem miłosierdzia Boga - to można powiedzieć, że strach się modlić. Strach prosić o to miłosierdzie. Jeśli ono miało by się w ten sposób wyrażać. Nie wiem, ja nie potrafię na to tak spojrzeć. Że niby przez to ludzie mogą się nawrócić. Może mogą. Ale może być też tak, że niektórzy mogą tą wiarę stracić. Właśnie w wyniku tej pandemii. I tego wszystkiego, co ona ze sobą niesie.

 Re: 'Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?'
Autor: HalinaMR (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2021-04-09 23:48

Cóż, uważam, że ta pandemia jest okresem próby dla ludzi nie tylko w aspekcie wiary. W ekstremalnych warunkach człowiek sobie uświadamia co dla niego najważniejsze, co ma tak naprawdę sens i co jeszcze można dla innych i siebie zrobić póki jeszcze się żyje. Sądzę, że wielu ludzi ma świadomość, że jutro może się nie obudzić. Bo wróg, czyli niewidzialny wirus, może "mieszkać" w ciele każdego człowieka a to, że nie ma objawów nie oznacza, że jest się zdrowym. Ludzie teraz umierają nagle w różnym wieku, dojrzali, starzy i młodzi. Dopóki kościoły są otwarte mamy szansę przetrwać. Nadzieja jedynie w Jezusie i Maryi.

 Re: 'Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?'
Autor: Joanna (---.dynamic.gprs.plus.pl)
Data:   2021-04-10 12:57

"Dopóki kościoły są otwarte mamy szansę przetrwać."

Jakby kościoły były zamknięte to dalej byśmy tą szansę mieli. Zamknięcie kościołów nie odebrałoby nam tej szansy. Bóg na pewno by nas nie zostawił. Bo On przecież nie jest tylko i wyłącznie w kościele. Nie siedzi tam zamknięty. A wychodząc z kościoła nie zostawiamy Go tam. On wychodzi razem z nami. Jest z nami wszędzie. Zamknięte kościoły na pewno by tego nie zmieniły. "Nadzieja jedynie w Jezusie i Maryi." Tak, jak najbardziej. Ale modlić się i prosić o pomoc można nie tylko w kościele.

 Re: 'Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?'
Autor: HalinaMR (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2021-04-10 15:08

Joanno, mam w realu taką koleżankę, którą poznałam w szpitalu, która mówi, że Pan Bóg jest nawet w piwnicy i modlić się można wszędzie, nie trzeba w tym celu chodzić do kościoła.
To nie jest aluzja do Ciebie ani do Twoich poglądów. W czasie pandemii biskupi wielu diecezji zwolnili wiernych z obowiązku udziału we Mszy Św. Większość moich znajomych z tego korzysta. Jednak wielu osobom transmisja Mszy telewizyjna lub online nie wystarcza.

"A wychodząc z kościoła nie zostawiamy Go tam. On wychodzi razem z nami. Jest z nami wszędzie. Zamknięte kościoły na pewno by tego nie zmieniły."
Moim zdaniem zamknięte kościoły odebrały by wielu radość, pokój i siłę jaką daje wierzącemu Eucharystia.

"Jakby kościoły były zamknięte to dalej byśmy tą szansę mieli."
Rzeczywiście dalej byśmy tę szansę mieli, ale wg mnie mniejszą. I mam nadzieję, że do zamknięcia kościołów nie dojdzie.

Szczęść Boże.

 Re: 'Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?'
Autor: Joanna (---.dynamic.gprs.plus.pl)
Data:   2021-06-26 19:13

Wiem, że najprawdopodobniej już nikt tutaj nie zaglądnie, ale mimo to napiszę. Te słowa - "Nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?" Można ginąć wśród swoich myśli. Być zatapianym przez nie. Wiatr wątpliwości, który co jakiś czas wraca. Jak kolejne fale. Pytania, wątpliwości, próba szukania odpowiedzi, prośba o pomoc - nawet jeśli może niewypowiedziana tak wprost - i On obecny w tym wszystkim, który jest obok, ale zdaje się jakby spać. "On wstał, rozkazał wichrowi (...) i nastała głęboka cisza" (Mk 4,39). Wstał, zareagował. Dostrzegł człowieka, a w nim tą "burzę". Burzę czy wiatr. Dostrzegł i uciszył ją. Wstał. Ja mam wrażenie, że czasem to jest inaczej. Że On nie wstaje, tylko jakby chce, żeby człowiek położył się razem z Nim. I też "spał". Tak jak On. Jakby chciał go zabrać w swój "sen". W swoją ciszę. "nastała głęboka cisza". Jakby On chciał tą ciszę wlać w człowieka. "Nakarmić" go nią. Utopić w niej te wątpliwości? Bóg, który odpowiada ciszą. Który zdaje się jakby spać. Ale może nie śpi. Może właśnie w ten sposób odpowiada. Kolejne fale ciszy pojawiające się w odpowiedzi na czyjeś "wołanie", czyjś "wiatr". Może chodzi o to, żeby się poddać i jakby utonąć w tych falach. Zanurzyć się w nich. Pozwolić im się jakby zatopić. Zgodzić się na tą ciszę. Przyjąć ją jako odpowiedź. Dostrzec w niej tą odpowiedź. Albo może w ogóle Jego. Nawet jeśli się tego nie rozumie i jeśli ta cisza boli. Może boli dlatego, że się jej nie przyjmuje. Nie umie przyjąć. Nie widzi w niej tej odpowiedzi. Chciałoby się, żeby była inna.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: