Autor: Bea (---.centertel.pl)
Data: 2021-10-22 23:59
Jasna, Kl, Ona
Obym znalazła tę siłę w sobie
Hanna
1) Jego cechy są z obserwacji i tak prezycyzyjne, na ile moja idealistyczna, dokładna i analizatorska natura była w stanie zsyntetyzować doświadczenia płynące z kontaktu z nim. Nie są przesadzone, aczkolwiek wyłaniały się subtelnie, z niuansów. On przecież nie przedstawiał mi siebie słownie w ten sposob. W spektrum emocji, które wcześniej opisywałam, a dane mi było przeżyć dzięki lub przez niego, na początku, w stanie jeszcze euforii, przez rok napisałam ok.100 wierszy, nie mając wcześniej doświadczenia. O mim, dla niego i z jego powodu. Później, gdy tęsknota, rozczarowanie i inne trudne emocje zaczęły mną targać, gdy nadzieja gasła, przestałam. Najbardziej wyniszczające było ciągłe trwanie w napięciu oczekiwania, w niewiedzy co będzie.
Margines) Ten kolejny post z cechami na plus jest uzupełnieniem. Uznałam, że trzeba uczciwie i z każdej strony przedstawić osobę, jeśli ma zostać oceniona pod kątem szans na bycie nawróconym. (Na marginesie, nie traktowałam nawracania, jako usprawiedliwienia kontynuacji kontaktu z nim. To było moje zamierzenie w formie działania "zza kulis", już po zerwaniu relacji).
Wracając do tematu, ta lista cech +, jego opis również nie jest wyssana z palca, ani przesadzona. To człowiek złożony i zaskakujący. Dysonans poznawczy występował u mnie często w kontacie z nim.
2) Wszystko racja, do "często". Czy nachalnie, nieprzyjemne - pewnie z zewnątrz, obiektywnie - tak, lecz ja tego tak nie odczuwam, bo "lubię ten smak". Uzależniony nie skarży się na urodzaj swojej używki. Przeciwnie - wciąż mu mało.
A on wie, sam to niegdyś wyartykułował - "uzależniajsz się, masz obsesję". Ja też to miałam na uwadze, analizując swoje wnętrze, starając się walczyć z tym.
3) Odczuwam cierpienie fizycznie, ono jest stałe, od lat codziennie wewnętrznie płaczę, wręcz wyję i to nie jest przenośnia. Ścisk w gardke i w żołądku i rozpacz w środku. Tym trudniej jest zrezygnować z kogoś, właściwie jedynej osoby, że nie ma się wkoło nikogo, zero znajomych i przyjaciół, nigdy nie miałam. Normalnie funkcjonujący człowiek tego nie rozumie, nawet nie zastanawia się nad takimi podstawami, bo ich brak w życiu, to absurd. To jest udręka, rozpacz, piekło. Mówiłam Bogu, «mam nadzieję, że policzysz mi to za część kar czyśćcowych. A jeśli moja wieczność miałaby być stałym odcięciem od Miłości, to już teraz mam jej przedsmak.» Bo piekło, to brak Boga, brak obecności, osamotnienie, tylko towarzyszenie własnych przewin, cielesności, grzechów, słabości i nędzy. Obłęd.
Wielokrotnie w ciągu życia pytałam Boga, dlaczego. Kiedy życie będzie dla mnie wreszcie dostępne, bez zbędnego filozofowania? Kiedy dane mi będzie minimum, podstawa, tak po prostu. Emocjonalna, ludzka, obecność. Ja rozumiem, że mam wiele, jeszcze jako takie zdrowie, wykształcenie, pracę, dom, dziecko, rozum. Lecz chodzi mi o co innego. Strawę duszy, kontakt. Nawet z punktu widzenia medycyny i psychologii, dotyk, przytulenie, bywają uzdrawiające, dają ukojenie, rozwijają, itd. Niemowlęta pozbawione dotyku, czułości, chorują, nie rozwijają się, cierpią... tak samo dorosły potrzebuje tego, sama duchowość nie wystarczy. A ja jestem całe życie obserwatorem, pustelnikiem, wygnańcem, jestem sama i już z ludźmi nie potrafię. Pragnę, a nie mam predyspozycji, sił, wiary, nie potrafię. Także w tym kontekście - tak, on trafił na podatny grunt człowieka wygłodniałego, uschniętego. A taki to nawet ze śmietnika zje.
Jestem ślepa, tak. Od zawsze. Kiedyś na wielu rekolekcjach wołałam Boga, płakałam, wczuwałam się do bólu, chcąc poczuć jego obecność, doświadczyć czegoś. I nic. Inni zasypisli w Duchu Św., przemawiali językami, modlili się na głos, wygłaszali świadectwa. Ja bym musiała udawać, robić to na siłę. Nie czułam nic, nie czułam Boga, ani nie otrzymałam charyzmatów. Nic, prócz zawodu i smutku. Nawet myśląc o swoim ewentualnym świadectwie, czułam, że to byłoby oszustwo, na wzrost, bo nie miałabym co przekazać. Z perspektywy lat myślę, że byłam zbyt dosłowna, chciałam dotknąć palcem Boga. Niewierny Tomasz. Inni, może byli zbyt wyluzowani, nie podchodzili z należytą powagą, zbyt lekko to traktowali. Może wszystkim nam brakowało tego środka, punktu równowagi. Po tym moim usilnym wołaniu i szukaniu Boga, przyszło życie z realnymi problemami; już nie było czasu na idealizm. Ono zweryfikowało zasady, wiarę, przekonania. Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono. Zostałam sprawdzona i nie dochowałam wierności ideałom. Rozczarowanie, że życie jedzie po mich jak walcem. Napotkałam problemy, które nie mają dobrych rozwiązań, pytania, na które nie ma trafnych odpowiedzi. Sytuacje, niemożliwe do jednoznacznej oceny moralnej.
Nie wiem, jak będzie dalej, zastanawiam się nad wieloma aspektami życia. Nad sobą. I tak po ludzku, prócz glodu i tęsknoty, odczuwam lęk przed samotnym niedołęstwem, chorobą i śmiercią w opuszczeniu. Lecz tu nie zdecydował strach, tylko szczere uczucia.
|
|