logo
Czwartek, 28 marca 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Zmierzam do piekła.
Autor: Pesymista (30 l.) (---.213.216.91.ip4.netico.pl)
Data:   2021-11-14 14:36

Cześć, od dłuższego czasu chciałem napisać na FPK, ale mam problem z napisaniem tego co jest we mnie a im dłużej z tym zwlekam tym trudniej, coś mnie męczy w środku. Napiszę tak jak mi umysł teraz pozwala.

Cały mój problem mógłbym streścić w pytaniu, czy jest sens iść do spowiedzi, w której Bóg przebacza, otrzymuję rozgrzeszenie ale ja nie potrafię tego przebaczenia przyjąć, nie potrafię sobie wybaczyć., zaakceptować siebie, swojego życia, sam siebie skreślam. Właściwie, Bóg mi przebaczy ale co dalej? To i tak nic nie zmieni, przegrałem i zniszczyłem swoje życie.

Mam 30 lat ale wewnętrznie czuję się na 10, moje życie to jeden wielki chaos i pomieszanie z poplątaniem. Jestem lękowcem, nałogowcem uzależnionym od sieci, ekranów, seksoholizmu. Wychowywałem się w dysfunkcyjnej rodzinie (rodzice emocjonalnie rozwiedzeni, rozwód w wieku 20 lat). Od małego nie akceptuję, odrzucam, neguję, samego siebie, nie wierzę w siebie, uważam że jestem do niczego. Odczuwam wrogość i obcość do samego siebie. Towarzyszy mi silne wyparcie samego siebie, autoagresja. Miało na to wpływ dzieciństwo w którym już próbowałem skończyć ze sobą. Sytuacja w domu, w szkołach, relacje z rówieśnikami. Nie potrafiłem sobie z tym poradzić i ciągle uciekałem, uciekam od życia, od siebie, od ludzi w nałogowe patrzenie w ekran, telewizor,komputer,komórka, gry pornografia, onanizm.
Nadal mieszkam w domu rodzinnym. Pracuję od skończenia szkoły, utrzymuję się sam. Moje życie towarzyskie społeczne nie istnieje. Praca-dom-izolacja-jedzenie-komputer-spanie-praca-dom-izolacja-jedzenie... I tak w kółko. Od małego czuję się niegodny miłości, żyję w przekonaniu, że nigdy się z nikim nie zwiążę, ożenię bo się boję tego. Boję się otworzyć na miłość. Nie wierzę w siebie, nie ufam nawet w dobre intencje ludzi. Mam przekonanie, że ludzie są zagrażający, nie można im ufać. W pracy jestem zamknięty, niedostępny dla ludzi. Jestem sztywny, nie odzywam się, nie umiem wyrażać tego co jest we mnie dlatego ukrywam to co jest we mnie, nie umiem wyrażać uczuć, śmiać się, rozmawiać, maskuję się przed ludźmi. Mam lęki wizerunkowe, wstydzę się siebie, swojego dotychczasowego życia, uzależnień. Zawsze w grupie mam pustkę w głowie, jestem małomówny, nie umiem się uśmiechnąć, uważa że tam nie pasuje. Trudno ze mną wytrzymać, i mi trudno wytrzymać z ludźmi i samym sobą. Odrzucam wszystko, palę za sobą mosty. Mam bardzo niskie umiejętności społeczne, interpersonalne nawiązywania kontaktów, rozmów.

Na dzień dzisiejszy nie wiem co ze sobą zrobić, towarzyszy mi silne poczucie braku sensu życia, przegrania swojego życia, wyizolowania, nie mam pasji, hobby zainteresowań. Sam sobie na to “ciężko” zapracowałem przez te 30 lat mojego nędznego życia. Moim jedynym przyjacielem od dziecka jest ekran, sieć komputer/komórka. Całe moje życie się wokół tego kręci, wokół nałogu. Jest dla mnie wszystkim. Cały wolny czas, większość swojego życia spędzam w domu, pokoju, ukryciu. Nie mam przyjaciół, znajomych. Wszyscy pozakładali rodziny, żyją swoim życiem. W wirtualnym świecie, izolacji czuje się jak ryba w wodzie, ale w rzeczywistym świecie wśród ludzi nie potrafię się odnaleźć, czuję się jak ryba bez wody, nie pasuję, czuję lęk i wstyd, szybko wracam do starego. Nie potrafię, żyć inaczej.

Od 4 lat, pracuję nad sobą na terapiach indywidualnej i grupowych, próbowałem farmakoterapii i psychiatry, ale dopiero teraz zacznę terapię grupową od uzależnień. Chodzę na mitingi.

Co do mojej wiary. Jestem ochrzczony, przyjąłem pierwszą Komunię świętą, bierzmowanie. Ale na dzień dzisiejszy chyba niewiele różnię się od ateisty. Nie przyjmuję sakramentów od około 7 lat. Właśnie wtedy jak zacząłem terapię byłem w takim stanie wyizolowania i wyobcowania, zdziczenia, że sam już nie wiedziałem kim jestem, i co jest ze mną, po co żyję, co ja tutaj robię.

Niby wychowywałem się w rodzinie katolickiej ale tylko z nazwy bo to nie miało z tym nic wspólnego. Do kościoła chodziłem bo rodzice kazywali, bo “tak trzeba” nigdy nie miałem żywej, prawdziwej relacji z Bogiem tak jak i nie mam z drugim człowiekiem, samym sobą. Od małego miałem do niego żal że mnie stworzył, dał mi taką rodzinę, taką osobowość,... itd. Dzisiaj wiem, że to ja jestem głównie odpowiedzialny za to, dlaczego i w jakim dzisiaj miejscu i stanie psychicznym jestem. Bierzmowanie było moim odejściem od kościoła. Pogrążałem się w nałogach, moje życie było podporządkowane grom, nałogom, rozpuście i przyjemności zatraciłem w tym się prawie całkowicie. Wróciłem po kilku latach do wiary, sakramentów bo miałem ważna sprawę na uwadze, walczyłem ze sobą, nałogami chodziłem do spowiedzi po kilka razy w tygodniu, spowiadałem się ciągle z tego samego. Po ponad roku czasu i nie spełnieniu mojej prośby poddałem się. Nic się we mnie nie zmieniło.
Po spowiedzi czułem się jeszcze gorzej niż przed, towarzyszyły mi natrętne myśli podczas mszy, spowiedzi, ogromne napięcie. Porzuciłem znowu wiarę, chodzenie do kościoła, wróciłem do starego.

Ja sobie nie daję rozgrzeszenia, nie potrafię sobie przebaczyć. Ja jestem swoim sędzią, celnikiem. Czyli nie przyjmuję, nie liczę się z tym co mówi, myśli o mnie Bóg. Ważniejsze jest to co ja o sobie myślę (czyli negatywizm, pesymizm, czarnowidztwo, agresja, sabotowanie siebie), a to leci z automatu i jeszcze w to wierzę. Ja bym sobie nie dał rozgrzeszenia, nie potrafię sobie okazać miłosierdzia. Nie potrafię stanąć w prawdzie przed Bogiem, samym sobą. Jestem zakłamany, całe życie się oszukuję.
Mam przekonanie, że idąc do spowiedzi powinienem mieć jakiś wgląd w siebie (w głowie), rachunek sumienia, a ja już nawet nie potrafię rozeznać co jest co.

Rozpisałem się chaotycznie, pewnie o czymś zapomniałem, jeśli znalazłaby się jakaś dobra dusza i napisała informację zwrotną, wyłożyła kawę na ławę. To będę wdzięczny. Pozdrawiam.

 Re: Zmierzam do piekła.
Autor: nowy (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2021-11-14 15:46

"Cały mój problem mógłbym streścić w pytaniu, czy jest sens iść do spowiedzi, w której Bóg przebacza, otrzymuję rozgrzeszenie ale ja nie potrafię tego przebaczenia przyjąć, nie potrafię sobie wybaczyć., zaakceptować siebie, swojego życia, sam siebie skreślam."

Tak, jest sens w takiej sytuacji iść do spowiedzi. Bóg podczas spowiedzi przebacza nawet jeśli sami uważamy, że na to przebaczenie nie zasłużyliśmy; nawet jeśli sami nie potrafimy sobie przebaczyć itd. Wynika to z tego, że Bóg jest miłosierny.
Mając na koncie trudne przeżycia i doświadczenia życiowe trudno jest zadbać o wiele aspektów życia. Jednak nawet w takiej sytuacji każdy człowiek może łatwo zadbać o swoją duszę - wystarczy pójść do spowiedzi. Dusza jest nieśmiertelna i dlatego warto o nią dbać.

 Re: Zmierzam do piekła.
Autor: kobiecymokiem (---.dynamic.kabel-deutschland.de)
Data:   2021-11-14 16:26

Pesymista, droga do nieba jest wąska, kręta, w wieloma przeszkodami. Droga do piekla szeroka i prosta. Z tego co piszesz starales sie isc po tej waskiej drodze, przez jakis czas, dopoki nie upadles I z niej zszedles, co sie zdarza. W kazdej chwili mozesz na nia wrocic. Kosciol jest dla grzesznikow, nie dla ludzi bez grzechu, bo ludzi bez zadnego grzechu na ziemi nie ma. Czasem ludzie pisza na forum ile to koronek nie zmowili, jakich modlitw nie wyszukali w internecie i dziwia sie Bog nie spelnia ich zyczen. Tymczasem wiara to nie zmowienie kilku zdrowasiek, w oczekiwaniu na nagrode, ale prawdziwa wiara to nieustanna walka ze soba, wstawanie mimo upadkow, nie poddawanie sie, wracanie na dobra sciezke mimo niepowodzen, tak jak Ty to robisz. Szacunek za to, ze sie nie poddajesz I myslisz o tym by powrocic na wlasciwa droge. Jesli nie wiesz co zrobic modl sie do Boga swoimi slowami tak jak potrafisz, powiedz o tym co Co lezy na duszy, zacznij znowu czytac Pismo Swiete. To wlasnie dla jakich ludzi jak Ty Bog wyslal swojego syna by umarl na krzyzu by odkupic Twoje i nasze grzechy. Nie zrazaj sie jesli zrobisz krok w przod, a pozniej kilka krokow w tyl. Wazne by zawsze mimo wszystko starac sie wrocic na ta wlasciwa sciezke. Pomodle sie za Ciebie.

 Re: Zmierzam do piekła.
Autor: Ona (---.146.162.234.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2021-11-14 17:11

Bardzo odnajduję się w Twojej historii. Poruszasz tu wiele wątków, ale ja skupię się na tym: "Cały mój problem mógłbym streścić w pytaniu, czy jest sens iść do spowiedzi, w której Bóg przebacza, otrzymuję rozgrzeszenie ale ja nie potrafię tego przebaczenia przyjąć, nie potrafię sobie wybaczyć., zaakceptować siebie, swojego życia, sam siebie skreślam. Właściwie, Bóg mi przebaczy ale co dalej? To i tak nic nie zmieni, przegrałem i zniszczyłem swoje życie.". Dopóki żyjesz, nic nie jest przesądzone, wiele rzeczy da się naprawić. Ale nie zrobisz tego sam. Dzisiaj musisz tak naprawdę doświadczyć tego, że Bóg jest większy od Ciebie i to On jest Panem Twojego życia. Potrzebujesz poczuć na sobie Jego pełne miłości spojrzenie. Spróbuj znaleźć w swojej okolicy mądrego księdza, z którym będziesz mógł przegadać tematy, o których piszesz, i który pomoże Ci się przygotować do spowiedzi, jeżeli się na nią zdecydujesz. Spowiedź, to nie czysta kartka, tylko spotkanie z Tym, który oddał swoje życie, żebyś Ty mógł żyć. Rozumiem, że możesz czuć niechęć, ale warto ją przełamać. Warto również, żebyś bardzo szczerze powiedział Panu Jezusowi o tym wszystkim, o czym tu napisałeś. Może jest w Twojej okolicy jakaś kapliczka czy krzyż, gdzie możesz pójść sam i na głos odpowiedzieć o tym, co boli. Ważne, żebyś to zrobił na głos, dlatego nie piszę o kościele. Do bólu szczerze, tak jak to dzisiaj czujesz. Kiedy kilka lat temu, zdecydowałam się na taką "rozmowę", zaczęła się ona od bluźnierstw, a skończyła cudem doświadczenia Jego dobroci. Bo On wykorzysta każdą szansę, na kontakt z Tobą

 Re: Zmierzam do piekła.
Autor: Estera (---.165.kosman.pl)
Data:   2021-11-14 18:00

Zacząłeś już porządkować swoje życie duchowe i osobiste. Spowiedź to kolejny etap. Ponieważ to ma być spowiedź po latach, wybierz się w czasie, kiedy ksiądz będzie Ci mógł poświęcić więcej niż 5 minut, najlepiej w czasie dyżuru w konfesjonale w dzień powszedni.. Opowiedz o swoich wątpliwościach.
Widzisz, jak to dobrze, że Bóg Ci przebacza niezależnie od tego, co Ty o sobie myślisz? On widzi w Tobie dziecko, które się pogubiło i chce wrócić i cieszy się z tego powodu.
Postaw Boga w pozycji Boga. To nie Ty jesteś Bogiem, tylko On. Skoro mówi, że przebacza, to przebacza i nie ma tu z czym dyskutować i nad czym rozmyślać, trzeba to przyjąć.

 Re: Zmierzam do piekła.
Autor: Danusia (178.219.104.---)
Data:   2021-11-14 21:53

To co napisałeś jest już stanięciem w prawdzie o sobie, więc jedno mamy już z głowy. Moja mama była nauczycielką i mi opowiadała jak są uczniowie zdolni ale leniwi, zrobią szybko, efektownie a są tacy którzy bardzo się starają ale im nie wychodzi. Wkładają jednak dużo wysiłku i pracy i tych szczególnie jako nauczyciel nagradzała, by nie tracili wiary w siebie.
Dlatego stawiam sprzeciw, na obrzucanie siebie samego błotem:) Dajże spokój. Podejmij wysiłek w nawróceniu z tej drogi do piekła i poprzez spowiedź świętą i pracę nad sobą pozbywaj się tego co Cię dołuje. Bóg jest wielki i sobie z Tobą poradzi, tylko nie bądź uparty jak ten przysłowiowy osiołek, że ani w te ani wewte.

Drugi człowiek w Twoim życiu, to wybawienie od samego siebie i mnożenia myśli na swój temat, jaki to nie jestem. Wyjdź na zewnątrz i rozejrzyj się jak wygląda świat i inni ludzie, może zagadasz do kogoś w kolejce czy gdziekolwiek i zaczniesz komunikować się z innymi. Realne życiowe sytuacje poza wirtualnym życiem, okażą się wyzwalające z napięć i sprowadzą Cię na ziemię, na której żyjemy. Zrób detoks od elektroniki.
Powodzenia.

 Re: Zmierzam do piekła.
Autor: Pax (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2021-11-14 23:07

Skoro latami pracowałeś na swój stan to teraz trzeba popracować nad dojściem do normalności. z grzechami i nałogami trzeba walczyć, umiejętności interpersonalne trenować, lęki pokonywać itd. Trzeba teraz zawalczyć o siebie, nikt tego za Ciebie nie zrobi. Terapie, psycholog bardzo dobrze, spowiedź koniecznie, zamiast komputera - adoracja, codzienna MSza, MSza o uzdrowienie, różaniec, medytacja biblijna. Zamiast jedzenia trochę postu i wyrzeczenia - tak na silną wolę. Zamiast pracoholizmu - miłosierdzie wobec biednych, zrób coś dla bezdomnych - choćby kanapkę, zrób komuś zakupy, zobacz, że są ludzie, którzy mają większe problemy i się nie poddają. Ubodzy nie gryzą, nie ma się co ich bać - ich już życie nauczyło pokory. To co wybierasz, stare czy nowe życie?

 Re: Zmierzam do piekła.
Autor: Małgosia (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2021-11-15 13:44

Wszystko jest możliwe, bo dla Boga nie ma nic niemożliwego. Uwierz, wiem co mówię. Jezus wyciągnął mnie ze strasznego bagna. Ale wiem, że łatwo się mówi - zmień swoje życie, ustaw odpowiednio swoje wartości, odrzuć to co złe itd. itd. Wiadomo, sam musisz włożyć ogrom pracy a nawet potem, gdy wyprostujesz swoje ścieżki i będziesz szedł razem z Bogiem to też będziesz musiał nawracać się cały czas. Bez tego się nie da. Ale jedno jest pewne - najpierw porozmawiaj z Bogiem, tak prosto, jakby stał przed Tobą. Potem spowiedź, do której przygotuj się solidnie. I najlepiej byłoby gdybyś na taką spowiedź umówił się z księdzem indywidualnie. I może dobrze byłoby gdybyś poszukał księdza, zakonnika, z którym będziesz mógł porozmawiać, który pokaże ci właściwą drogę do relacji z Bogiem. Coś w rodzaju kierownika duchowego. Może jakaś wspólnota? Może wolontariat? Wyjdź z domu, rozejrzyj się, zacznij działać, nie wszystko naraz, krok po kroku realizuj swoje cele. I módl się, dużo się módl. Jezus Cię nie zostawi, a Maryja na pewno pomoże.

 Re: Zmierzam do piekła.
Autor: Justyna (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2021-11-17 11:53

Dla mnie osobiście wnioski są dwa
1. Bóg Cie kocha - wiadomo - ale jeszcze coś ważnego - on Cię zna, całego, prawdziwego, nie udawanego - i nadal Chce i nadal chciał umrzeć za Ciebie.
2. Za dużo myślenia "ja", ja jestem nie taki, nie ważny, ja się nie liczę a tak na prawdę cały czas JA JA JA. Można wbrew pozorom międlić to negatywne ja na swój temat i to też będzie egoizm. Trzeba koniecznie przestać się ciągle oglądać pod lupą złego którą Ci tak chętnie podtyka a zacząć słuchać co mówi Ten Dobry :-) Moim zdaniem to on Cię ciągnie do kościoła, jeszcze i nigdy z Ciebie nie zrezygnuje, pogódź się z tym.
Żebyś coś znaczył w oczach Boga nie musisz mieć pracy, rodziny, przyjaciół, pieniędzy, ale rzeczywiście musisz postawić Go na pierwszym miejscu, przed komputerem i telefonem. Inaczej się nie da.

 Re: Zmierzam do piekła.
Autor: Marek (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2021-11-17 13:19

Nie rozumiem. Nie przyjmujesz lekarstw (sakramentu Pokuty), nie przyjmujesz Pokarmu Nieśmiertelności (Komunia Święta) i narzekasz, że jesteś chory duchowo.

One są po to, byś wyzdrowiał. Jak będziesz czekał z przyjmowaniem lekarstwa aż będziesz zdrowy, to rzeczywiście będzie trudno o uleczenie.

Dobrze, że leczysz się w sposób świecki (terapie itd) - to ważne, ale to nie wystarczy.
Idź na ewangelizację, przyjmij Chrystusa, przyjmuj sakramenty.
Upadki nie są ważne, póki wstajesz.

 Re: Zmierzam do piekła.
Autor: Pesymista (---.centertel.pl)
Data:   2021-11-19 11:07

Dziękuję za wszystkie odpowiedzi.
Nie wiem co powiedzieć. Moja największą przeszkodą jest mój umysł, chory umysł, lata nałogu i izolacji, wypaczone myślenie. Nie radzę sobie z nim. No tak jak będę czekał z przyjmowaniem sakramentów to będzie trudno o uleczenie. A z drugiej strony nie potrafię iść do spowiedzi. Bo nie potrafię wykonać rachunku sumienia, nie potrafię rozeznać czy coś było grzechem czy nie albo to co było dla mnie kiedyś grzechem już nie jest, czy to zaistniało czy nie problemy z pamięcią. Nie czuję żalu za grzechy. To od razu krytyk się włącza nawet nie żałujesz to się nie liczy, spowiedź nie ważna. Mocne postanowienie poprawy? Nie istnieje, u mnie. Np. po każdym upadku w pornografii mówię sobie że tego juz nie zrobię a i tak upadam. Nie mówiąc już o innych kwestiach. Tak samo spowiedź nie ważna.
Ja chyba nie chcę aby stary człowiek umarł we mnie. Albo chce zjeść ciastko i mieć ciastko. Nie potrafię zaprzeć się samego siebie.

--------

BŁĘDNE UJĘCIA RACHUNKU SUMIENIA:
- ograniczanie się do przygotowania do spowiedzi
- liczenie grzechów.

Więcej o rachunku sumienia: (klik).
moderator

 Re: Zmierzam do piekła.
Autor: Pesymista (---.213.216.91.ip4.netico.pl)
Data:   2021-11-21 07:56

Dziękuję moderatorowi za publikację o rachunku sumienia. Przeczytałem cały i wszystkie podstrony. Ale dla mnie to jakiś totalny kosmos. Tylko bardziej się zdołowałem, zamieszałem i utwierdziłem w przekonaniu o własnej beznadziejności.

 Re: Zmierzam do piekła.
Autor: Alina (---.toya.net.pl)
Data:   2021-11-21 23:23

Gdybyś próbował rozmowy z księdzem, to polecam ks. Tomasza Klina z Jastrzębiej Góry. Może mógłbyś zarezerwować sobie tam nocleg, pojechać na kilka dni. Ksiądz ten miał zwyczaj prowadzić rozmowy wieczorne z każdym, kto tylko potrzebował takiej rozmowy. Wielu ludzi lgnęło i lgnie do niego.

 Re: Zmierzam do piekła.
Autor: Jola (---.tfi.com.pl)
Data:   2021-11-24 13:26

Zmierzasz w stonę Nieba... właśnie zacząłeś tą drogę.
jezeli mogę Ci poradzic
- zrob detoks od elektroniki, zacznij od jednego dnia. Zanurz sie w ciszy, tylko wtedy Bog mówi. Uda sie jeden dzien zrob jeszcze jeden. Cisza to czas kiedy mozemy uslyszec siebie, swoje pragnienia no i porozmawiac z Bogiem tak na powaznie a nie "klepiac" zdrowaśki w natłoku dzwiekow ekranów
- po druge pomodlę się dzis za Ciebie żebyś pozostał na trudnej krętej drodze do Nieba.

 Re: Zmierzam do piekła.
Autor: Brygida (---.43.44.56.ipv4.supernova.orange.pl)
Data:   2021-11-28 07:50

Dwa dni temu poszłam do spowiedzi po kilku latach przerwy. Było mi ciężko się zebrać. Napisałam do księdza, żeby się z nim umówić, bo inaczej dalej bym odkładała. Kiedy poszłam, powiedziałam mu, że na to chyba nigdy nie będę gotowa.
Spróbuj i ty. Idź do spowiedzi, Bóg na ciebie czeka. Bóg ci pomoże, tylko pokaż Mu, że ci na Nim zależy. Módl się codziennie, chodź na Msze, przyjmuj sakramenty.

 Re: Zmierzam do piekła.
Autor: Pesymista (---.213.216.91.ip4.netico.pl)
Data:   2021-11-28 16:41

Danusia - wychodzi na to, że nie jestem osiłkiem. Tylko upartym osłem.

Ja już odpadam na starcie. Na samą myśli o spowiedzi jest mi słabo i czuję ogromne napięcie i zesztywnienie. Nie potrafię nawet wykonać rachunku sumienia. Modlę się do Ducha Świętego i Anioła Stróża przecież podobno jest moim stróżem od poczęcia aż do śmierci. Modlę się swoimi słowami, aby pokazał mi mój grzech, gdzie się mam nawrócić, pokaż mi moje zakłamanie, i całe zło jakie wyrządziłem swoimi grzechami, nałogami, postępowaniem względem ciebie, drugiego człowieka i samego siebie. I nic, cisza.

Nie chcę, żeby ta spowiedź była taka sama jak wszystkie, które odbyłem czyli wyliczeniem grzechów z książeczki i wyznaniem w konfesjonale. Bo to nic we mnie nie zmienia. Albo inaczej to ja nic nie zmieniam w swoim życiu. Z góry zakładam, że będzie taka sama jak wszystkie do tej pory bo nie chcę żyć inaczej, nie potrafię. Moja niewiara w samego siebie jest nie do przeskoczenia dla mnie.

Nie potrafię określić postanowienia poprawy, już nie wiem jak się zmienić, czy w ogóle chcę się zmienić, czy czegoś chcę od życia, gubię się we własnej głowie. Boję się nowego życia, ludzi, nawet nie próbuję i szybko wracam do starego życia.

Od razu zakładam, że jak idę do spowiedzi to muszę się doskonale przygotować, wszystko pamiętać, szczerze wyznać, czuć żal za popełnione grzechy i mieć określone postanowienie poprawy a ja nie wiem czego chcę. Jak małe dziecko, co ja tu robię w ogóle. Po co ci ten Bóg? No nie wiem. Żyję bo muszę, nie dlatego że chcę.

Ciągnie mnie do tej spowiedzi nie z powodu Boga, tylko lęku przed potępieniem i piekłem.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: