Autor: W (---.6.166.150.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2022-01-16 23:51
Ze swoich studiów pamiętam np. sytuację, gdy miał nastąpić egzamin z przedmiotu o matematycznej konotacji (relatywnie prosty matematycznie w porównaniu z innymi o takiej konotacji). Niewiele umiałam, niewiele rozumiałam. Przed egzaminem zdarzyło się, że w akademiku zebrała się grupa osób uczących się wspólnie. Poszłam tam, ale czułam, że i tak nic nie umiem pomimo wspólnej nauki. Więcej też słuchałam niż byłam w stanie pomóc. Nie przypominam sobie, abym czuła się pewnie. Okazało się, że tamten przedmiot zdałam z dobrą oceną. Innym razem miałam ustny egzamin z profesorem, który miał renomę wymagającego. Nie przygotowałam się tak jak należy, przeczytałam tylko małą część materiału, a na egzaminie padły pytania właśnie z tej przerobionej przez mnie części. Dostałam dobrą ocenę, ale czułam i do dziś czuję, że niezasłużenie. Imo, ocena na studiach powinna jakoś odzwierciedlać wiedzę, umiejętności itp. Ja z tego przedmiotu posiadłam skromną wiedzę, a ocenę dostałam nieproporcjonalnie wysoką. Pomijając takie kwestie, licencjat ukończyłam, magisterki nie przeszłam, pracy zawodowej nie jestem w stanie podjąć (dużo komplikacji), został żal, że na studia (i nie tylko) zmarnowały się pieniądze rodziców, które mogli lepiej zainwestować.
Tak myślę, jako chrześcijanie mamy być jak lampa nie przykryta kocem, więc np. w trakcie egzaminu powinnam była nie skupić się na tym, by jakoś zdać, lecz na tym, by uczciwie przedstawić swoje zdanie np. słowami "Panie profesorze - nie zasługuję na taką wysoką oceną. W istocie uczyłam się niewiele i gdyby zadał profesor inne pytania, zdecydowanie bym oblała."
To przykład z mojego życia: błąd, żal, refleksja.
Nie wiem czy to coś pomoże.
|
|