logo
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Czy Bóg pomaga sobie radzić z konsekwencjami złych wyborów?
Autor: Aga (---.centertel.pl)
Data:   2023-01-13 15:57

Szczęść Boże,
jest mi bardzo ciężko - przez to, że sama byłam głupia, wplątałam się w nieboży związek i teraz bardzo cierpię i jeszcze sprawiłam cierpienie innym. Wiem, że to konsekwencje mojego nieposłuszeństwa względem Bożej woli i że muszę je teraz dźwigać. Jak jednak z modlitwą w takiej sytuacji? Czy mogę modlić się o odjęcie ciężaru psychicznego, ciężaru wspomnień, poczucia winy, o pomoc w tej sytuacji, czy raczej powinnam dzielnie cierpieć, w ramach "picia piwa, które sama nawarzyłam"? Jestem ciekawa Waszego zdania. Sama w głębi serca czuję, że Bóg ze mną w tym chce być i przez to ze mną przejść, ale czasem też czuję się po prostu wobec Niego głupio prosząc o pomoc w posprzątaniu bałaganu, który sama, wbrew jasnym Bożym wskazówkom, narobiłam w życiu swoim i cudzym.

 Re: Czy Bóg pomaga sobie radzić z konsekwencjami złych wyborów?
Autor: o. Dysmas de Lassus (---.nyc.res.rr.com)
Data:   2023-01-13 16:07

Kościół w Polsce jeszcze się nie uwolnił od jansenizmu, czyli myślenia typu: "musisz zasłużyć na niebo, musisz wycierpieć się, musisz przejść jak najwięcej upokorzeń, musisz doznawać bólu: duchowego, fizycznego. Wtedy Pan Bóg jest zadowolony".

Cytat z książki o. Dysmasa de Lassus (przeor Wielkiej Kartuzji) 'Zagrożenia i wypaczenia życia zakonnego' (klik).

 Re: Czy Bóg pomaga sobie radzić z konsekwencjami złych wyborów?
Autor: elina (77.111.246.---)
Data:   2023-01-13 17:18

@de Lassus

Pan Bóg nie jest zadowolony, ale tak to już jest, że trzeba ponosić konsekwencje swoich grzechów i często cudzych. Nie sądzę byśmy w taki sposób mogli "zasłużyć" na niebo, bo wydaje mi się, że najważniejsze to mieć z Jezusem relację, a nie nie popełnić żadnego grzechu. W ten sposób grzesznik może wejść do nieba. Tak jak łotr na krzyżu, zrobił coś złego, może latami to robił, ale w ostatniej chwili zdążył wejść w relację z Jezusem i za to tylko poszedł do nieba. Przyznał, że zgrzeszył, ale nie zdążył już zadośćuczynić za swoje grzechy.

Idąc tym tokiem myślenia można dojść do wniosku, że właściwie najważniejsze jest się modlić i być blisko Jezusa, a poza tym robić co się chce, nie licząc się z nikim i niczym, ale wydaje mi się, że nie można osiągnąć tej bliskości, postępując w taki sposób. Jedno musi współgrać z drugim, choć na pewno będą błędy i upadki.

@Aga

Nie ma nic złego w proszeniu Jezusa o sprzątanie bałaganu, sama posprzątaj, jeśli coś się da zrobić, módl się za osoby, które skrzywdziłaś, ale cierpienie lepiej przeżyć do końca i nie uciekać od niego. Jakiś czas temu doznałam krzywdy i nic z tym nie zrobiłam. Bardzo mnie to bolało i płakałam, ale bardzo nie chciałam okazać tamtej osobie, że mnie ta krzywda zabolała. Nic nie zostało wyjaśnione ani powiedziane głośno. Teraz od czasu do czasu śnią mi się sny, w których wrzeszczę i straszliwie przeklinam, czasem na tą osobę. Mój organizm domaga się uzewnętrznienia emocji. Więc jak widzisz, organizm i psychika radzą sobie jak mogą. Nie taplaj się w tym, ale też nie udawaj, że nic się nie stało. Bo się stało.

 Re: Czy Bóg pomaga sobie radzić z konsekwencjami złych wyborów?
Autor: Hanna (---.wtvk.pl)
Data:   2023-01-13 17:19

Modlić się oczywiście możesz. Nie musisz "dzielnie cierpieć". Pan Bóg jest z nami. Sam zadecyduje, co i kiedy, jak uczyni. Tak, Pan Bóg przebacza grzech, gdy o to prosimy i to jest bez-gra-nicz-ne dobrodziejstwo.
Ale to jednak nie oznacza, że Pan Bóg z zasady likwiduje wszystkie skutki naszych błędów i grzechów.

 Re: Czy Bóg pomaga sobie radzić z konsekwencjami złych wyborów?
Autor: Mateusz (---.dynamic.mm.pl)
Data:   2023-01-13 17:44

Skoro tkwisz w związku niesakramentalnym, to po prostu go zakończ. A potem się módl. Obecną sytuację można porównać do takiej, w której Ty sama jedną ręką rozsypujesz coś po podłodze, a drugą starasz się to posprzątać. Najlepsze rozwiązanie: odejść skutecznie od mężczyzny, który nie jest Twoim mężem i udać się do spowiedzi. No chyba, że w międzyczasie pojawiły się dzieci, bo ich nie da się po prostu "wymazać" i zacząć wszystkiego od początku. Ze związku wolnego, czy sakramentalnego - są, żyją i trzeba się nimi zająć. Nawet jeśli to zajmowanie się miałoby oznaczać wyłącznie łożenie na ich utrzymanie. I tak, jak kiedyś mówiłem to innej osobie, możesz zakończyć (?) ten związek i rozpocząć nowy z kimś stanu wolnego albo wrócić do męża, jeśli już komuś ślubowałaś, ale od tego mężczyzny nie uwolniłabyś się już całkowicie, ze względu na wspólne dzieci. Skoro jednak Ty nic o nich nie piszesz to zakładamy, że nie doszło do ich poczęcia. W takiej sytuacji jedynym problemem byłby rozwód cywilny, ale on może zostać orzeczony bez orzekania o winie jednej ze stron, za ich obopólnym zgodą. W tym momencie pytanie brzmi, czy byłabyś w stanie wytłumaczyć partnerowi (bo nie mężowi), że podjęta przez Ciebie decyzja była błędem i najlepiej będzie to zakończyć jak najszybciej, a on by takie tłumaczenie przyjął.

 Re: Czy Bóg pomaga sobie radzić z konsekwencjami złych wyborów?
Autor: Aga (---.centertel.pl)
Data:   2023-01-13 18:51

Tkwię w związku z osobą stanu wolnego, sama też jestem stanu wolnego, dzieci nie ma.
Nie współżyjemy, ale upadamy ciągle pod względem czystości, wszystko się u nas źle zaczęło, za szybko była bliskość fizyczna (pocałunki, przytulanie, pieszczoty) i teraz się od tego nie możemy uwolnić, zwłaszcza że druga stronie nie rozumie mojego rygoryzmu (tj. zgadza się na brak współżycia, ale powstrzymywanie się od innych rzeczy jest dla niego głupotą - plus jego "językiem miłości" jest dotyk).
Jestem po lekturze książek J. Pulikowskiego, państwa Wołochowiczów, ks. Dziewieckiego, które czytałam niestety dopiero w trakcie związku, żeby go lepiej budować, i podczas tej lektury mnie olśniło, że u mnie wszystko jest nie tak, a naprostować się nie da, bo druga strona tego nie rozumie (jak i ja długo wcześniej nie rozumiałam).
Z drugiej strony mi zależy na tym człowieku, a już na pewno nie chcę go ranić. Jestem w matni, bo pewnie należy w takiej sytuacji odejść, a jest to dla mnie trudne, bo tłumacząc powody chyba tylko zniechęcę jeszcze bardziej do chrześcijaństwa osobę, która i tak jest z tym na bakier. A jednocześnie pozwalając sobie na bliskość fizyczną krzywdzę i jego i siebie i Boga grzechem, narażeniem na ryzyko wielkich zranień w przypadku rozstania.
Tak więc de facto pozwalając sobie na bliskość nieadekwatną do etapu znajomości skrzywdziłam już i siebie, i jego, rozum każe odejść, serce wciąż nie pozwala, dysonans mnie wykańcza.

 Re: Czy Bóg pomaga sobie radzić z konsekwencjami złych wyborów?
Autor: Hanna (---.wtvk.pl)
Data:   2023-01-13 21:29

Nie do końca rozumiem, więc napiszę, jak to czytam.
Myślisz, że "krzywda" (dyskomfort uczuć) wynikająca z rozstania się jest większa od krzywdy grzeszenia? Mieszasz poziom psychologiczny (ból emocji) z poziomem odpowiedzialności moralnej. Trochę na zasadzie: lepiej grzeszyć, żeby komuś nie było przykro, że przestajemy trwać w grzechu.

Moim zdaniem nie jest argumentem, że krzywdzisz "narażeniem na ryzyko wielkich zranień w przypadku rozstania". Krzywdzicie się już teraz, wciąż, mimo że jedna ze stron uważa takie życie za normalne i przyjemne. Ucięcie relacji budowanej na fatalnych zasadach, na grzechu, może zaboleć, ale nie jest gorsze od skutków życia w tym grzechu i w uwikłaniu emocji. Nie odejdę, nie uporządkuję, bo odchodząc i nie grzesząc - krzywdzę? To jest fałszywa motywacja. Zastanów się. I to teraz, póki rozum w miarę klarownie działa.

Wyjścia:
a) albo kończycie relację, bo Ty przeżywasz ją jako grzeszną, choć partner nie
b) albo kończycie takie zachowania, które Twoje sumienie ocenia jako grzech, i budujecie relację bez nich (trochę wątpię w szanse, bo sama piszesz, że naprostowac się tego nie da)
c) albo odchodzisz od Boga, męczysz się i krzywdzisz nie wiem jak długo świadomością utrwalania grzechu, uporczywego trwania w grzechu, od którego nie odchodzisz pod pretekstem: jak się rozstaniemy, to będzie to raniące.

 Re: Czy Bóg pomaga sobie radzić z konsekwencjami złych wyborów?
Autor: Aga (---.centertel.pl)
Data:   2023-01-13 22:18

Dziękuję Hanno za odpowiedź.
Tak, wiem, że już teraz się krzywdzimy. Po prostu z uwagi na to, że mi na tej konkretnej osobie zależy, ciągle szukam rozwiązania impasu (tj. tego, jakby tu wdrożyć rozwiązanie b podane przez Ciebie). Wiele osób, nawet wierzących, mówi mi, że przesadzam, że mam skrupuły, i wtedy zaczynam to rozważać od ich strony. Z drugiej strony to, co przeczytałam w tych książkach, jest jasne i klarowne.

 Re: Czy Bóg pomaga sobie radzić z konsekwencjami złych wyborów?
Autor: Hanna (---.wtvk.pl)
Data:   2023-01-13 22:33

No dobrze. Walcząc potencjalnie o wyjscie b), ustalmy, na czym komu zależy. Serią pytań.

1) Ty.
- Tobie zależy na tej konkretnej osobie - co to znaczy, że Ci zależy? Konkretnie?
- Tobie też chyba, chyba równocześnie jakoś zależy na życiu w czystości.
- Tylko nie wiem, na kim // na czym bardziej Ci zależy. A Ty wiesz?
No bo nie da się, jak mawiają, zjeść jabłka i mieć jabłka.

2) On.
Tej konkretnej osobie, chłopakowi, zależy na? Nazwij to sobie.

 Re: Czy Bóg pomaga sobie radzić z konsekwencjami złych wyborów?
Autor: Aga (---.centertel.pl)
Data:   2023-01-13 23:00

Najpierw myślałam, że da się to połączyć - bycie z nim i czystość. Na samym początku sobie nie daliśmy szansy, bo on nie widział się w związku bez współżycia, i wtedy ja się wzniosłam nad emocję i po prostu poszliśmy na jakiś czas swoimi drogami. Bardzo cierpiałam, ale o nic nie błagałam, nie przekonywałam na siłę, zerwaliśmy na jakiś czas kontakt. Potem on jednak sam z siebie stwierdził, żeby spróbować żyć ze mną w czystości - tylko wtedy tę czystość ja sama opacznie rozumiałam, jako po prostu brak współżycia i pieszczot, które wiążą się z erotycznym podnieceniem. Tymczasem okazuje, że również czynności takie jak spanie w jednym łóżku (co się nam zdarza od czasu do czasu, gdyż dzieli nas na ten moment spora odległość), czy jakieś pozbawione erotycznego kontekstu pieszczoty, mocniejsze pocałunki to grzech, bo np. mogą nas do nieczystości pobudzić, a poza tym budują bliskość, która kiedyś może odbić się czkawką (właśnie np. na wypadek rozstania).

Przechodząc do pytań:
Zależy mi na nim w tym sensie, że dobrze się ze sobą czujemy, mamy podobny tryb spędzania czasu, zainteresowania, w sumie mimo pewnych różnic w poglądach też podobną wizję rodziny. Mam z nim więź i na poziomie umysłu, i ciała (niestety nie mam w kwestii wiary - na początku mi to nie przeszkadzało, teraz im więcej czytam świadectw, tym bardziej się zastanawiam). Jest jedyną osobą, która tak mi zaprzątnęła głowę, a znamy się już 2,5 roku, więc nie jest to chwilowe zauroczenie (razem jesteśmy krócej). Zależy mi też na tym, by był szczęśliwy w życiu i chciałabym też mu w tym pomagać jako towarzyszka tego życia. Wiem, że nie pomagam, będąc wspólniczką w grzechu, tym bardziej mnie to boli. Z drugiej strony on braki w zaangażowaniu na stopie fizycznej źle znosi.
Zależy mi bardziej na czystości, dlatego nigdy nie godziłam się na współżycie, bardziej zaawansowane pieszczoty, nagość, itp. Po prostu ostatnio stałam się jeszcze bardziej radykalna, co spotyka się z totalnym niezrozumieniem wszystkim poza tymi najgłębiej wierzącymi (choć nawet wśród wierzących reakcje są różne).

Jemu? Zależy mu chyba na mnie, bo mimo że z wieloma rzeczami się nie zgadza, ogólnie stara się dopasować do moich surowszych reguł moralnych. Ale i mnie samej głupio jest od niego ciągle tego wymagać - jeszcze w kwestii pocałunków i dotyku. Bo z jednej strony chcę go chronić przed jego własnym grzechem, z drugiej zaś muszę szanować, że ktoś ma inny ogląd na sprawę.

Może ktoś mi przynajmniej doradzi jak się rozstać, żeby nie zrobić z siebie znerwicowanej dewotki... (niestety, taka opinia już o mnie jest nawet w domu, wierzącym i praktykującym).

A Tobie Hanno bardzo dziękuję za wszystkie wypowiedzi; przyznaję, że jestem Twoją "fanką" na tym forum i często czytam :)

 Re: Czy Bóg pomaga sobie radzić z konsekwencjami złych wyborów?
Autor: Hanna (---.wtvk.pl)
Data:   2023-01-14 00:38

"żeby nie zrobić z siebie znerwicowanej dewotki..."
Co to właściwie znaczy?
Obawiasz się opinii, tego, że ludzie tak Cię ocenią, i to liczniejsi niż domownicy?

 Re: Czy Bóg pomaga sobie radzić z konsekwencjami złych wyborów?
Autor: Hela (---.10.69.8.ipv4.supernova.orange.pl)
Data:   2023-01-14 03:36

A ja nie rozumiem. Jesteście oboje wolni, dorośli. Dlaczego nie możecie się po prostu pobrać, zamiast się rozstawać? Czy to założenie, że będzie luźny związek? Czy on nie chce ślubu? Czy widzisz problemy w przyszłym życiu (np. żądanie przerywania ciąży, żądanie antykoncepcji, niezgoda na wychowanie dzieci w wierze itp.)? Nie rozumiem, dlaczego to nie idzie w kierunku małżeństwa.

 Re: Czy Bóg pomaga sobie radzić z konsekwencjami złych wyborów?
Autor: Aga (---.play-internet.pl)
Data:   2023-01-14 07:38

Hanno,
bardziej mi chodzi o to, jaką zrobię opinię o naszej wierze. Tak, jestem znerwicowana, bo raz że męczy mnie ten dysonans, rozdźwięk między emocjami a wiarą, dwa że sama nie byłam wcześniej aż tak rygorystyczna i trudno mi przyjąć pewne prawdy (wiem, pycha się kłania), trzy - nakładają się na to różne inne, pozaduchowe sprawy. Wyjdzie że religia to faktycznie, tak jak wielu dziś sądzi, to źródło opresji i nerwic, a nie taka jest moją intencja. Chłopak wie, że ja jestem znerwicowana, w domu też wszyscy wiedzą, ponoć jestem normalna jak nie czytam tych religijnych rzeczy, a jak się za nie zabieram od razu płaczę, gorzej wypełniam obowiązki, itp. Byłam z tym nawet psychologa katolickiego, ale pani też stwierdziła, że zbyt rygorystycznie patrzę na wszystko i dziwiła się tym opiniom o związkach, które przeczytałam, kazała odstawić. Jak odstawie jest dobrze, ale czuję jakbym przez to zamiatała Boże prawo pod dywan. Przez to że nikt mnie - poza ludźmi w internecie - nie rozumie, też się dodatkowo nerwicuje. Chrześcijanin powinien ze swojej wiary czerpać radość , z przekonaniem żyć drogą Bożą, a mną już szatan tak obraca, że wszystko jest na opak.

Helu,
Rozmawialiśmy nieraz o tych sprawach, niby jest porozumienie, ale o ślubie jeszcze dużo za wcześnie myśleć, a nie chce żyć rok, dwa w ciągłym grzechu

Wracając natomiast do sedna mojego pytania z posta na samej górze, nie liczę, że Bóg zdejmie całkiem konsekwencje z mojego życia, liczę się np. z tym że będę miała trudność w zbudowaniu innego zwiazku, że będę samotna ze skutkami swojej decyzji, natomiast chciałabym tylko by mnie Bóg uwolnił kiedyś od nerwicy, poczucia winy i niszczącego poczucia spaprania sobie i komuś części życia.

 Re: Czy Bóg pomaga sobie radzić z konsekwencjami złych wyborów?
Autor: Aga (---.play-internet.pl)
Data:   2023-01-14 13:08

Oj, coś się za dużo wersji naklikalo. Czy moderator mógłby pousuwać zbędne? Dziękuję

 Re: Czy Bóg pomaga sobie radzić z konsekwencjami złych wyborów?
Autor: Hanna (---.wtvk.pl)
Data:   2023-01-14 13:30

"chciałabym tylko by mnie Bóg uwolnił kiedyś od nerwicy" -

Cuda się zdarzają, Ago, ale wiesz, są rzadkie, a choroby się z założenia leczy. Nie zaś czeka na cud, na "kiedyś".
No i twardo to zabrzmi, ale rozmowy anonimowych osób w necie tak po prostu chorób nie leczą. Wcale też nie ma pewności, że ludzie w internecie Cię naprawdę rozumieją. Obawiam się budowania życia na takich złudzeniach. Nie zawieszaj się lepiej na necie, bo żyjesz w realu.

 Re: Czy Bóg pomaga sobie radzić z konsekwencjami złych wyborów?
Autor: Aga (---.play-internet.pl)
Data:   2023-01-14 17:01

Leczyć się będę niezależnie. Korzystałam z psychologa, zamierzam i z psychiatry. Teraz tak sobie myślę, że może to jest właśnie ta moja konsekwencja - niekoniecznie wiecznie cierpienie, a po prostu potrzeba leczenia, co też się wiąże z jakimś wysiłkiem...

 Re: Czy Bóg pomaga sobie radzić z konsekwencjami złych wyborów?
Autor: Ζ (---.res.spectrum.com)
Data:   2023-01-14 18:51

"Tymczasem okazuje, że również czynności takie jak (...) jakieś pozbawione erotycznego kontekstu pieszczoty (...) to grzech, bo np. mogą nas do nieczystości pobudzić, a poza tym budują bliskość, która kiedyś może odbić się czkawką (właśnie np. na wypadek rozstania)".

Obawiam się, że nie do końca uchwyciłaś, na czym polega czystość przedmałżeńska. Dlatego bardzo zachęcam Cię do zapoznania się z artykułem "O bliskości cielesnej w czasie chodzenia ze sobą i narzeczeństwa – między czułością i zmysłowością" (klik). Myślę, że ta lektura nie spowoduje pogłębiania się w Tobie lęków, a wręcz może zadziałać odwrotnie. W dalszej kolejności polecam też inne artykuły z tej samej kategorii (klik). Niekoniecznie wszystkie i niekoniecznie natychmiast - jesteś chyba w gorącej wodzie kąpana ;) Najpierw spokojnie przemyśl ten pierwszy.

 Re: Czy Bóg pomaga sobie radzić z konsekwencjami złych wyborów?
Autor: Ζ (---.res.spectrum.com)
Data:   2023-01-14 19:12

@elina

Czy mogłabyś wyjaśnić, w jakim celu napisałaś "@de Lassus"?

 Re: Czy Bóg pomaga sobie radzić z konsekwencjami złych wyborów?
Autor: elina (77.111.246.---)
Data:   2023-01-14 22:43

@Z

@ "Znak pochodzi z łacińskiej ligatury zastępującej w średniowiecznych i renesansowych rękopisach handlowych słowo „ad” (do, przy) i oznaczające m.in. odbiorcę przesyłki." (z Wikipedii) W internecie użycie tego znaku oznacza, że zwracam się do użytkownika o nicku (ang. pseudonimie) "de Lassus".

Inni oczywiście też mogą poczytać. W końcu to publiczne forum.

 Re: Czy Bóg pomaga sobie radzić z konsekwencjami złych wyborów?
Autor: Ζ (---.res.spectrum.com)
Data:   2023-01-15 00:31

@elina

Pytam, w jakim celu zwracasz się na tym forum do przeora Wielkiej Kartuzji. Czy wydaje Ci się, że on to przeczyta? ;)

 Re: Czy Bóg pomaga sobie radzić z konsekwencjami złych wyborów?
Autor: Hanna (---.wtvk.pl)
Data:   2023-01-15 04:47

"Korzystałam z psychologa, zamierzam i z psychiatry."
No to wciel zamiary w życie. Zacznij starania o wizytę w najbliższy poniedziałek. I nie przestawaj, zanim nie znajdziesz terminu. Skoro masz dostep do internetu, a może i telefonu, to organizacyjnej wymówki nie ma. Szkoda czasu na trwanie w kłopotach.

Poza tym znajdź stałego spowiednika, bo niewykluczone, Aleksandro, że coś wyolbrzymiasz i budujesz błędnie poczucie winy.

 Re: Czy Bóg pomaga sobie radzić z konsekwencjami złych wyborów?
Autor: Aga (---.play-internet.pl)
Data:   2023-01-15 10:46

Wybieram się, jutro się umawiam na wizytę. Nerwica wypływa z wielu rzeczy, ale z tej też. Co do artykułu zaproponowanego przez Z. Znam go, od niego zaczynałam i właśnie też w oparciu o niego na pewne rzeczy się godziłam. Aczkolwiek sumienie i tak "na wszelki wypadek" kazało nie chodzić do komunii po tym. Parę razy na pewno przekroczyłam granicę, ale jest multum przypadków gdzie po prostu nie wiem. Potem natknęłam się na te bardziej radykalne książki i choć kiedyś bym się śmiała z aż takiego rygoryzmu, to teraz przynajmniej przy mojej nerwicy taki rygoryzm chyba by był wskazany. Na spowiedziach też trafiałam albo na księży rygorystycznych albo na takich co udawali że moich pytań ni słyszą, albo na takich co ciągle mówili jakbym współżyła już (a do tego się ani nie zbliżyłam). Nerwica to właśnie też skutek rozdźwięku między tym co czytam na szansie spotkania a co w książkach. I tu mnie boli, jak to wyjaśnić chłopakowi, skoro de facto przez religijne treści rozwinęło mi się lękowe podejście do życia. Dla kogoś kto głębiej tego nie rozumie stanowię w swoim obecnym stanie idealny przykład na potwierdzenie lewackich teorii że religia jest toksyczna i jest przyczyną zaburzeń.

Ze stałym spowiednikiem muszę pomyśleć. Swoją drogą jak to jest? Do księży przychodzi dużo ludzi, nie sądzę żeby pamiętali akurat mnie (jak ledwo przez kratki czasem mnie widzą;)) i moje problemy. Sorki, bo temat się trochę zaczyna rozrastać na kwestie poboczne.

 Re: Czy Bóg pomaga sobie radzić z konsekwencjami złych wyborów?
Autor: elina (77.111.246.---)
Data:   2023-01-15 10:47

@Z

Przeor zapewne nie przeczyta, ale całkiem możliwe, że przeczyta osoba, która użyła takiego nicka:

Autor: o. Dysmas de Lassus (---.nyc.res.rr.com)
Data: 2023-01-13 16:07

Dziwny/a jesteś. Nie wiem o co ci chodzi.

 Re: Czy Bóg pomaga sobie radzić z konsekwencjami złych wyborów?
Autor: Ζ (---.res.spectrum.com)
Data:   2023-01-15 20:26

"Potem natknęłam się na te bardziej radykalne książki i choć kiedyś bym się śmiała z aż takiego rygoryzmu, to teraz przynajmniej przy mojej nerwicy taki rygoryzm chyba by był wskazany."

Wskazana jest praca nad Twoimi problemami pod okiem specjalistów, a nie ucieczka w rygoryzm, a raczej w przesadę (tak postrzegam ten Twój rygoryzm). Bo choć daje Ci to prawdopodobnie poczucie jakiegoś bezpieczeństwa, Twoich problemów nie rozwiąże.

"I tu mnie boli, jak to wyjaśnić chłopakowi, skoro de facto przez religijne treści rozwinęło mi się lękowe podejście do życia".

Może powinnaś najpierw przyznać przed sobą, że nie do końca dobrze pojmujesz to, co czytasz.

"albo na takich co ciągle mówili jakbym współżyła już (a do tego się ani nie zbliżyłam)"

Temu podejściu się nie dziwię, bo tak rozpaczasz nad swoimi doświadczeniami, jakby to miało miejsce.

"Ze stałym spowiednikiem muszę pomyśleć. Swoją drogą jak to jest?"

Poczytaj wątki na ten temat.

 Re: Czy Bóg pomaga sobie radzić z konsekwencjami złych wyborów?
Autor: yeah (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2023-01-17 19:07

Znacie się 2.5 roku, jesteście ze sobą niewiele krócej. Dlaczego nie dążycie do małżeństwa? Jakie są realne przeszkody? Studia? Brak lokum? Brak pracy?
Czy dawanie sobie czasu i brnięcie w lęki i skrupuły ma sens w Waszym przypadku? Myślę, jak inni przedmówcy, że Twój rygoryzm i zaczytywanie się w pożytecznych skądinąd lekturach nie prowadzą do wzrostu miłości, bo w prawdziwej miłości nie ma miejsca na lęk. Zadaj więc sobie pytanie, czy kochasz tego mężczyznę (a on Ciebie) i stosownie do tego uczyń(cie) kolejny krok - jaki? Wy wiecie najlepiej. Związek musi być dynamiczny, więc do czegoś ma prowadzić (wizja, cel bliższy lub dalszy), a u Was chyba taka stagnacja i ciągłe obwinianie siebie za coś, co nie tyle ma miejsce, co mogłoby mieć itd. To nie jest zdrowe podejście do związku, do życia. Poczytaj może ks. Malińskiego, np. "Zanim powiesz kocham"i inne jego książki w tym temacie https://www.malinski.pl/

 Re: Czy Bóg pomaga sobie radzić z konsekwencjami złych wyborów?
Autor: Aga (---.centertel.pl)
Data:   2023-01-18 09:46

Jesteśmy ze sobą o wiele krócej, bo jakieś 9 miesięcy. W dodatku to związek na odległość, a wcześniej znaliśmy się tylko przez internet jako zwykli koledzy, wtedy to do związku nawet nie dążyło mimo pewnej fascynacji drugą osobą (w realu zdążyliśmy się widzieć z 8 razy, choć były to spotkania na kilka dni, tydzień). Odległość to kwestia przejściowa, ale na razie żadne z nas nie przeskoczy ze względu na pewne zobowiązania. Dlatego na małżeństwo za wcześnie :)
Ale dziękuje @yeah za cenne uwagi, bo mimo że staż mamy nie najdłuższy, to stanie w miejscu dla mnie też jest niepokojące - zwłaszcza że żadne z nas najmłodsze nie jest.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: