Autor: hanna (---.wtvk.pl)
Data: 2024-11-25 15:37
"Sytuacja jest strasznie skomplikowana, to chodzi o osobę z podejrzeniem choroby psychicznej, rano mówi, że pójdzie, a wieczorem - nagła zmiana zdania, sytuacja jest bardzo trudna i delikatna". - rozumiem. Nawet nie wiesz, jak bardzo.
Nie masz na tę sytuację wpływu. I kiepsko Ci z tym pewnie.
Nie trzeba urządzać żadnej bardzo wystawnej wieczerzy, Kate, nie trzeba. 9 godzin pracy w kuchni i do bólu to dla mnie jednak kompletny nonsens. Po co? Naprawdę: po co? Do zarżnięcia się? Paść na twarz? W imię czego? Bo w moim przekonaniu na pewno nie tego oczekuje Chrystus.
Zupełnie nie o to przecież chodzi w świętach. To nie jest ich istota. Raczej to byłby powód do żalenia się albo nawet do przyznania się do winy, że tak nieroztropnie postępowałaś. Nigdy więcej.
Być może masz, Kate, swoje mocno utrwalone domowe wyobrażenia i przyzwyczajenia co do świętowania, pomieszane z emocją (bo mama...), na granicy poczucia konieczności "bo to tak powinno wyglądać" - i doskwiera Ci pewnie, że się tak nie da. Chciałabyś, ale nie ma jak... Wszystko było domowe? Nie musi. Albo tylko jakieś minimum. Gotowiec nie grzech.
Porzuć te wizje, szczerze radzę. Masz na to miesiąc, by się pogodzić, zrezygnować z tych wielkich planów, godzin marnowanego zdrowia itd. Weź oddech.
To Twoje przyzwyczajenia są moim zdaniem istotnym problemem, nie zaś obecna sytuacja.
Wystarczy Wam skromna kolacja, może świąteczny obrus jako zewnętrzny symbol "innej oprawy" albo i nie (bez kolejnych godzin prasowania, błagam, ewentualnie na spokojnie wyprasować możesz tydzień przed i NIC złego się nie stanie). Opłatek. Ewentualnie gałązka zielonego drzewka i już. Nie musi przede wszystkim być iks dań. I symboliki liczb przechodzącej momentami w przymusową magię. Wymyślam od ręki plan minimum: jedna zupka, trochę chleba, jedna rybka, jedno ciacho, moooże jeszcze jedno "coś". (Nie wiesz, czy upieczesz, jak piszesz - to nie szkodzi. Są sklepy, jeśli chcecie mieć ciasto. Zakup to nie jest hańba!).
Nie musisz chorego nakłaniać do siadania przy stole. Nie jest w stanie, to nie. Przyjmij to. Nie warto się na pewno szarpać (psychicznie).
Uszy do góry, Kate, zrób sobie powoli plan minimum. Ale naprawdę minimum. Bardzo rozważnie. Szanuj swoje siły. Rozłóż w czasie. I nie martw się, jeśli zrealizujesz 2/3.
PS Spędzę wigilię w 3 osoby. Mama w niczym nie pomoże, jest osobą absolutnie zależną od innych. Trzecia osoba zorganizuje choinkę i zetrze kurze u mamy. Zakładam, że też coś kupi, jakoś to dogadamy.
Aha, prawdopodobnie w tym roku to ja kupię ciasto w dobrej cukierni - i teraz niech sobie krzyczą wniebogłosy wszyscy, których to boli :) mnie zupełnie nie.
Na większej wigilii (8 osób) byłam ostatnio jakieś hm, nie pamiętam, może 35 lat temu.
|
|