Autor: A. (---.dynamic.gprs.plus.pl)
Data: 2025-03-13 09:57
Przepraszam, ale czytam ten cały wątek i aż mi słabo.
I nie, nie jestem zazdrosną kobietą ;)
Przychodzisz do księdza aby poprawić życie duchowe, a być może i poprawić okazję do życia WIECZNEGO, a Ty tak przyziemnie patrzysz i jeszcze podświadomie szukasz sposobu jak sobie dodać w swoich oczach w sposób skojarzony z grzechem? Za chwilę odpiszesz, że wcale nie szukasz, ale zauważ na czym ciągle masz skupioną uwagę pisząc te odpowiedzi, jakoby to był jedyny problem i w ogóle, że jest to problem. Zastanów się czy bożka sobie nie zrobiłaś z tej całej "kobiecości" (swoją drogą, są kobiety, którym włosy całkowicie wypadły i czytając to zapewne poczuły się anty-kobietami).
Nie wiem czy sama sobie nie zaciskasz pętli na szyi, bo mam nadzieję, że nie jesteś później współodpowiedzialna (nieodpownim ubiorem albo zachowaniem) za zamieszanie w myślach księży, jak tak to pójdź do spowiedzi z tego powodu, zastanów się nad tym, bo możesz nawet nieświadomie coś robić. Ale jak już przeczytasz moją wypowiedź, to zostaniesz uświadomiona i warto to wziąć pod uwagę. Jeśli są jakieś konsekwencje, to człowiek później za to odpowiada, jak nie tutaj to w Czyśćcu. Jeśli ktoś pije i dzieci cierpią, to nawet jak przeprosi, zostają te konsekwencje. Na szczęście Bóg jest Miłością. Sama kiedyś kusiłam ubiorem dlatego twarz mnie to kłuje w oczy i boli.
Mam pomysł, poczytaj (są też audiobooki, np kanał kuBogu) o żywotach świętych, zwróć uwagę na czym oni się koncentrowali, jak chcieli każdy proch brudny z siebie wyrzucić i aby nie ranić Boga. Jak wrażliwa staje się dusza, która naprawdę chce być przy Bogu.
Zostaw ten temat, wygląd jest najbardziej płytkim sposobem odbierania rzeczywistości, który nudzi się po jakimś czasie.
I pierwszym, gdzie zaczyna się grzech, również pycha ukryta i samozachwyt.
Ja podejrzewam, że rozumiem o co Ci chodzi, ale jednocześnie po prostu spójrz na to z boku. Każdy z nas ma zakłamany obraz rzeczywistości o sobie. Każdy. I wcale nie piszę o wyglądzie tylko. Dlatego tak dość fajną sprawą są psychoterapie czy rozmowa z psychologiem dobrym, bo widzi z boku bez oceny gdzie człowiek przegina w jakąś stronę.
Też się zastanów czy długie rozmowy i analizowanie swojego życia to naprawdę jest coś, co przypadkiem nie podkręca pychy. Piszę to z własnego doświadczenia, najczęściej tak mają też ludzie po nawróceniu, którzy później wpadają w pychę (oni nie potrafią tego jeszcze rozeznać, że to pycha), że oni to będą teraz opowiadać o sobie ile to przeszli, jak Bóg pomógł itd. no właśnie - o sobie będą opowiadać. Na chwałę, ale SWOJĄ.
Ale jeśli już miałaś kierownika duchowego, to rozumiem, że została Twoja historia już przetrawiona? Dlaczego do tego znowu wracać? Pozostaje działać teraz, a nie ciągle opowiadać i wracać do punktu wyjścia. Ja tak miałam po nawróceniu, że przez półtora roku jeszcze cięgle mówiłam na spowiedzi, na jej początku, że jestem "ta nawrócona". Aż mnie tak coś ukłuło, po co ja to mówię, bo co - będę lepiej zrozumiana, bo będzie lżej, bo może właśnie ta pycha jest w środku i ksiądz powie: "pięknie, że wróciłaś" albo coś w tym stylu? To jest tak cienka granica, że bez "przegadania" tego z Jezusem np przed Najświętszym Sakramentem, małe są szanse żeby człowiek sam z siebie zauważył, że wpada w taką pychę.
|
|