logo
Niedziela, 16 listopada 2025
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 
 Lęk przed zranieniem rodziców a potrzeba niezależności
Autor: Rafał (---.mynet.com.pl)
Data:   2025-09-12 16:29

Dzień dobry,

jestem jedynakiem, mam prawie 30 lat. Póki co nie jestem w związku. Nie czuję zbytnio powołania do małżeństwa. Był okres, że myślałem o kapłaństwie. Ale to chyba też nie to. Wydaje mi się, że bezżenność jest tym, co Pan Bóg wybrał dla mnie i wcale nie czuję się z tym źle, jestem z tą myślą pogodzony i spokojny.

Obecnie mieszkam z rodzicami. Wcześniej - w czasach studenckich - mieszkałem w innym mieście, co pozwoliło mi poznać smak niezależności, aczkolwiek niemal co tydzień wracałem do domu rodzinnego. Moja mama bardzo boi się o mnie, co staram się rozumieć i akceptować, chociaż czasem jest mi trudno. Nasze relacje są bardzo dobre, chociaż - oczywiście - nie obywa się bez kłótni. Większość czasu spędzamy wspólnie (codzienność, wyjazdy wakacyjne, czas wolny). Relacje między moimi rodzicami są raczej normalne, chociaż jak mi się wydaje w dużej mierze "z przyzwyczajenia". Skutkuje to tym, że większość uczuć mojej mamy skupia się wyłącznie na mnie.

Od pewnego czasu nieśmiało błąkała się w mojej głowie myśl, że kiedyś przyjdzie moment na wyprowadzkę, próbę usamodzielnia się. We wrześniu jednak ta myśl uderzyła we mnie z ogromną siłą. W pół godziny zburzyła cały mój spokój i zaczęła domagać się uwagi nie "kiedyś, później", co "tu i teraz". Przyszła w momencie, który nie był naznaczony konfliktem, więc nie po to, żeby zrobić rodzicom na przekór. I z tą samą mocą trwa do dzisiaj.

Natomiast ogromnie boję się powiedzieć o tym rodzicom, zwłaszcza mamie. Oczami wyobraźni widzę jej ogromny żal. Słyszę teksty: "skoro tak źle ci z nami..." albo krótkie "nie zgadzam się", z którym nie będę miał siły dyskutować. Pamiętam rozmowy z czasów liceum, gdy myślałem o kapłaństwie. Były bardzo trudne, wynikał z nich ogromny lęk - o mnie, o nich jako rodziców jedynaka, o samotność moją i ich... To też w jakiś sposób zostawiło ślad. Doskonale wiem, że poruszenie tematu nie obędzie się bez skrajnych emocji. I to nie ze złej woli, ale z naturalnych ludzkich obaw, lęków...

Moi rodzice wyprowadzili sie z domu rodzinnego po ślubie, była to więc naturalna kolej rzeczy. U mnie może to brzmieć jak fanaberia. Jestem samotny, więc w ich perspektywie naturalne jest, że mieszkam z nimi. Moje samodzielne mieszkanie na studiach też było konsekwencją danej sytuacji, w dodatku miało charakter tymczasowy. Boję się (a jestem niemal tego na 100% pewny), że taka rozmowa głęboko zrani mamę. Może to być rana, która - raz otwarta - już się nie zagoi. Droga bez powrotu, za którą nic później nie będzie już takie jak wcześniej. Boję się, że ją skrzywdzę, stracę, że po tym, co dla mnie zrobiła, ile wyrzeczeń poniosła - "podziękuję" jej w taki sposób. Generalnie z samą tą myślą już czuję się okropnie...

Nie planuję wyprowadzki do innego miasta. Chciałbym pozostać blisko, jak się uda - nawet na sąsiednim osiedlu. Poza tym są telefony. Niedzielne obiady, wspólna Msza w niedzielę, jakaś kolacja raz w tygodniu - nie odcinam się zupełnie, wręcz przeciwnie - ja chcę być blisko. Wydaje mi się, że taka relacja byłaby nawet zdrowsza. Byłaby relacją opartą na potrzebie, a nie konieczności. Mimo tylu argumentów czuję się fatalnie. Na samą myśl rozmowy paraliżuje mnie strach. Jestem przekonany, że zabraknie mi odwagi, że mi to przez usta nie przejdzie - tak silny jest lęk przed skrzywdzeniem, przed stratą, przed odrzuceniem... Na domiar złego jestem skrupulantem, więc dodatkowo dochodzi kwestia wrażliwego sumienia...

Pomyślałem sobie, że idealnym momentem na tę rozmowę byłoby kilka dni po moich urodzinach, do których pozostało kilkadziesiąt dni. Jako naturalna konsekwencja przemyśleń o życiu w związku z kolejnymi urodzinami. Przez ten czas przygotowałbym się do tej trudnej rozmowy - prośba o rady u przyjaciół, może nawet kapłana, psychologa, modlitwa... Jednym z pierwszych kroków mojej odwagi jest napisanie tej wiadomości na forum... Bardzo proszę o wszelkie rady, jak podejść do tego tematu, ale też i ocenę tej sytuacji. Może pragnienie niezależności tak przysłania mi oczy, że coś ginie z pola widzenia?

Proszę o pomoc...

 Re: Lęk przed zranieniem rodziców a potrzeba niezależności
Autor: hanna (---.wtvk.pl)
Data:   2025-10-07 23:25

"nie odcinam się zupełnie, wręcz przeciwnie - ja chcę być blisko. Wydaje mi się, że taka relacja byłaby nawet zdrowsza. Byłaby relacją opartą na potrzebie, a nie konieczności." Świetnie!

Problem zapewne nie w mamie i nie w jej tekstach typu "nie zgadzam się", tylko w tym, że w jakimś sensie tkwi w Tobie chłopiec, który boi się reakcji mamusi. Sam piszesz o strachu.
Tak, warto się wyprowadzić i warto się do tego sensownie, niespiesznie i systematycznie przygotować, aby nie dobijały Cię, nie hamowały, nie więziły i nie przeciążały ostatecznie opinie rodziny...

A teraz twardo: tekst typu "skoro tak źle ci z nami..." - to bywa po prostu szantaż emocjonalny. Wstrętny, choć typowy.
Czasem jednak rzeczywiście jest jakoś źle, mniej lub bardziej, niekomfortowo, nierozwojowo i może warto to (choćby sobie) powiedzieć...

 Re: Lęk przed zranieniem rodziców a potrzeba niezależności
Autor: Marek (---.dynamic.play.pl)
Data:   2025-10-08 09:40

Rodzice osiągają dojrzałość w swojej funkcji gdy dzieci odchodzą z domu.
Pozwól im w tym sensie osiągnąć pełnię rodzicielstwa.
To bywa bolesne, ale tak się dzieje z każdym przełomem - rodzimy się bólu i zadając ból matce, ale przecież z tego powodu nie odmawiamy wyjścia na świat...

 Re: Lęk przed zranieniem rodziców a potrzeba niezależności
Autor: Danusia (178.219.104.---)
Data:   2025-10-14 18:38

Rafale, trudny temat, gdyż w Twoim opisie niezwykle uczuciowy. Zrozumiałe jest że więzi matki z dzieckiem są istotne. Przychodzi czas że stajemy na własnych nogach by brać odpowiedzialność za swoje wybory.
Mnie, w Twoim opisie zaintrygowało przeżycie zmiany, usamodzielnienia się: "We wrześniu jednak ta myśl uderzyła we mnie z ogromną siłą. W pół godziny zburzyła cały mój spokój i zaczęła domagać się uwagi nie "kiedyś, później", co "tu i teraz".

Takie natchnienie oczywiście trzeba poobserwować, skąd ono pochodzi?
Wracając do rodzinnej sytuacji, to myślę że nie powinieneś mieć wyrzutów, co do "opuszczenia" Rodziców, gdyż emocjonalnie mogą jeszcze być razem. Ty jesteś ich dzieckiem w wieku na wylocie. Oczywiście, jeśli warunki bytowe pozwalają Ci na bycie niezależnym, to zwyczajnie powiedz Mamie o swoich marzeniach, i zapytaj, co o tym sądzi?, czy poradziłaby sobie z tym że synuś... A tak w ogóle to, jako ludzie się przyzwyczajamy i do dobrych jak i złych rzeczy. Może w tych pomysłach zmiany, zaproponuj to jako na razie, coś na próbę, gdyż w życiu nic nie jest na zawsze, można w jednej chwili przekreślić i zacząć na nowo.
Tak bywa w nawróceniach, ale tu chodzi u Ciebie, że boisz się utracić maminych uczuć. Bardzo to analizujesz. A może Mama się ucieszy że idziesz naprzód ? Nie dowiesz się, póki jej nie opowiesz o swoich pomysłach.
Teraz od siebie, tak osobiście Ci powiem że czytam ostatnio książkę pt."Świadectwo" autorką jest Alicja Lenczewska.
Pan Jezus jej przekazuje jak ludzie połączeni ze sobą w Bogu nigdy się nie rozstają, choćby byli od siebie w odległości tysiąca mil. Taka mistyczna więź na pewno istnieje między Wami. Bogu trzeba dziękować. Jeszcze robiłam porządki w zapiskach i trafiłam na rozważanie ks. Grzywocza na temat samotności i niezaspokojonych głodów ludzkich, nawet w małżeństwie, bo właśnie osoby nie potrafią "wiedzieć", że ten głód, tylko Bóg zaspokoi a nie człowiek.
W modlitwie poproszę Boga, byś rozeznał wolę Bożą.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: