logo
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Wiem, że Bóg istnieje, ale nie jest On miłosierny.
Autor: Artur (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2007-09-27 15:38

Byłem człowiekiem bardzo wierzącym jeszcze do niedawna. Nastąpiła taka chwila, w ktorej cały świat zawalił mi się na głowę. Straciłem wszystko, pracę, rodzinę, szacunek, samochód itp, itd. Nie jestem alkoholikiem i nie biorę narkotyków. Starałem się żyć godnie. Modliłem się, często się modliłem. Ale teraz jest pustka, modlę się ale czuję się jednocześnie, jakbym wołał na pustyni. Nikt mnie nie słucha. Mało tego, wyraźnie czuję, że Bóg nie chce abym ciągle prosił. Jestem dla Niego intruzem.
Tak odbieram moje modlitwy. Powiem więcej, im gorliwiej się modlę, tym więcej spotyka mnie nieszczęść, jeżeli przestanę się modlić, to dzień minie jakoś lepiej.
ZARAZ ZWARJUJĘ myślę o najgorszym, bo po co mam tak dłużej żyć. Przynajmniej przestanę być ciężarem dla innych, a takim teraz jestem.
Nawet nie wiecie jak to jest, żyć ze świadomością, że nic dookoła nie ma. Wszystko to, w co się wierzyło przestało istnieć.
Co mam robić? modlitwa nie pomaga, psycholog nie pomaga, ktoś chciał zdjąć klątwę, ale też nic z tego. Każdy dzień jest gorszy od poprzedniego. Już nie mam sił.
Artur.

 Re: Wiem, że Bóg istnieje, ale nie jest On miłosierny.
Autor: Ala (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2007-09-27 21:28

Kiedy papież Benedykt XVI był w Polscce mówił o budowaniu na skale. Może ty wcześniej tego nie robiłeś? Może praca, samochód, twój wizerunek były gdzieś wyżej niż Bóg. Może posiadanie tych dóbr czyniło cię szczęśliwym i kiedy było dobrze to widziałeś obecność i miłość Boga. Bóg dał, Bóg zabrał. To co tobie wydaje się tragedią może być darem, straciłeś wiele, może Bóg chce dać ci jeszcze więcej? Wydaje mi się, że traktujesz Boga w sposób magiczny, że skoro modlisz się, prosisz to powinno się spełnić, a jak nie to odbierasz tak, że Bóg ma cię już dość. Bóg nie jest od spełniania zachcianek, to my mamy realizować Jego wolę. Buduj na skale, odgrzeb sobie gdzieś to przemówienie papieża i przeczytaj.

 Re: Wiem, że Bóg istnieje, ale nie jest On miłosierny.
Autor: Teofil Jan S. (tis) (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2007-09-27 21:38

Kiedyś, dawno temu, na łamach "Tygodnika Powszechnego" był taki cykl o nazwie POCZTA OJCA MALACHIASZA. I pamiętam jeden z listów w których autor opisał sytuację podobną do Twojej, z tym, że konkluzją autora było stwierdzenie: "Już modlić się nie potrafię. Jedyne słowa które jeszcze Bogu powiedzieć potrafię, to: BĄDŹ WOLA TWOJA". A Ojciec Malachiasz odpowiedział: Jakże dużo Pan potrafi Bogu powiedzieć. Dlatego spróbuj Arturze pogodzić się z wolą Bożą i powiedz Bogu "Bądź wola Twoja". Ręczę ci, że za niedługo zrozumiesz na czym polega Boże miłosierdzie w odniesieniu do Ciebie. Zrozumiesz co naprawdę jest dla Ciebie dobre.

 Re: Wiem, że Bóg istnieje, ale nie jest On miłosierny.
Autor: 38 na karku (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2007-09-27 22:18

Jestem w sytuacji podobnej do Ciebie, ale staram sie przezyc jakos spokojnie ten kryzys. Modle sie slowami J.H.Newnmana, ktora gdzies w tych dniach znalazlam, choc czasem emocje prawie zabijaja rozsadek, wiec trudno sie modlic inaczej - "Kazdy dzien mojego zycia jest strzezony w Twym sercu, moj Boze. Caly spoczywam w Twoich rekach."
Powiem Ci jeszcze, ze kryzys jest po to, zeby zmienic swoje myslenie na bardziej dojrzale. Wez sie w garsc i szukaj Boga na nowo.
Pozdrawiam

 Re: Wiem, że Bóg istnieje, ale nie jest On miłosierny.
Autor: marta-maria (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2007-09-27 22:49

Arturze, piszesz: "Nawet nie wiecie jak to jest, żyć ze świadomością, że nic dookoła nie ma. Wszystko to, w co się wierzyło przestało istnieć". Powtórzę, o czym już tu wspominałam jakiś czas temu - WIEM, JAK TO JEST. Nie chciałabym wchodzić w szczegóły, ale uwierz mi - wiem. I żyję. I wierzę. I nie tylko ja - wiele osób tutaj wylewa swój ból. Nie jesteś sam. Nie znam szczegółów Twojej sytuacji, ale i tak pewnie nic mądrego nie byłabym w stanie Ci powiedzieć, bo nie chcę być "złym przyjacielem Hioba", gdyż na własnej skórze odczułam, ile dodatkowego bólu sprawia takie wymądrzania się. Bardzo cierpisz, a ja mogę tylko tyle zrobić: powiedzieć, że ja też znam cierpienie, i że w w swoim cierpieniu nie jesteś sam. Kierujesz do Boga prośby, ale możesz też toczyć z Nim spór, możesz wylewać przed Nim swoje żale i pretensje. Ja nie zamierzam Go tłumaczyć, czy jest, czy nie jest miłosierny, bo "Jam mały, cóż Ci odpowiem? Rękę przyłożę do ust. Raz przemówiłem, nie więcej, drugi raz niczego nie dodam" Hi 40,4-5.

 Re: Wiem, że Bóg istnieje, ale nie jest On miłosierny.
Autor: Filonek (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2007-09-28 07:53

Znalazłam Ci fragmenty z Biblii.
Pamiętaj. Że to tylko rzeczy. Idz może do spowedzi? Tam Cię Pan Bog pokrzepi.

"Szczęśliwy ten, kto myśli o biednym i o nędzarzu, w dniu nieszczęścia Pan go ocali. Pan go ustrzeże, zachowa przy życiu, uczyni szczęśliwym na ziemi i nie wyda go wściekłości jego wrogów. Pan go pokrzepi na łożu boleści: podczas choroby poprawi całe jego posłanie. Mówię: O Panie, zmiłuj się nade mną; uzdrów mnie, bo zgrzeszyłem przeciw Tobie! Nieprzyjaciele moi mówią o mnie złośliwie: Kiedyż on umrze i zginie jego imię? A jeśli przychodzi któryś odwiedzić, mówi puste słowa, w sercu swym złość gromadzi, a skoro wyjdzie za drzwi, wypowiada ją. Szepcą przeciw mnie wszyscy, co mnie nienawidzą i obmyślają moją zgubę: Zaraza złośliwa nim zawładnęła i Już nie wstanie ten, co się położył. Nawet mój przyjaciel, któremu ufałem i który chleb mój jadł, podniósł na mnie piętę. Ale Ty, Panie, zmiłuj się nade mną i dźwignij mnie, abym im odpłacił. Po tym poznam, żeś dla mnie łaskawy, że mój wróg nie odniesie nade mną triumfu. A Ty mnie podtrzymasz dzięki mej prawości i umieścisz na wieki przed Twoim obliczem. Błogosławiony Pan, Bóg Izraela, od wieku aż po wiek! Amen, amen." Ps 41,1-14.
"Szczęśliwy ten, komu została odpuszczona nieprawość, którego grzech został puszczony w niepamięć. Szczęśliwy człowiek, któremu Pan nie poczytuje winy, w którego duszy nie kryje się podstęp. Póki milczałem, schnęły kości moje, wśród codziennych mych jęków. Bo dniem i nocą ciążyła nade mną Twa ręka, język mój ustawał jak w letnich upałach. Grzech mój wyznałem Tobie i nie ukryłem mej winy. Rzekłem: Wyznaję nieprawość moją wobec Pana, a Tyś darował winę mego grzechu. Toteż każdy wierny będzie się modlił do Ciebie w czasie potrzeby. Choćby nawet fale wód uderzały, jego nie dosięgną. Tyś dla mnie ucieczką: z ucisku mnie wyrwiesz, otoczysz mnie radościami ocalenia. Pouczę cię i wskażę drogę, którą pójdziesz; umocnię moje spojrzenie na tobie. Nie bądźcie bez rozumu niczym koń i muł: tylko wędzidłem i uzdą można je okiełznać, nie zbliżą się inaczej do ciebie. Liczne są boleści grzesznika, lecz łaska ogarnia ufających Panu. Cieszcie się sprawiedliwi i weselcie w Panu, wszyscy o prawym sercu, wznoście radosne okrzyki!" Ps 32,1-11

"Pociągnij mnie za sobą! Pobiegnijmy!
Wprowadź mnie, królu, w twe komnaty!
Cieszyć się będziemy i weselić tobą,
i sławić twą miłość nad wino;
[jakże] słusznie cię miłują!
Śniada jestem, lecz piękna,
córki jerozolimskie,
jak namioty Kedaru,
jak zasłony Szalma.
Nie patrzcie na mnie, żem śniada,
że mnie spaliło słońce.
Synowie mej matki rozgniewali się na mnie,
postawili mnie na straży winnic:
a ja mej własnej winnicy5 nie ustrzegłam.
O ty, którego miłuje dusza moja,
wskaż mi, gdzie pasiesz swe stada,
gdzie dajesz im spocząć w południe,
abym się nie błąkała
wśród stad twych towarzyszy" PnP 1,4-7.

 Re: Wiem, że Bóg istnieje, ale nie jest On miłosierny.
Autor: szafarz Jacek (212.160.172.---)
Data:   2007-09-28 07:58

Witaj
Arturze Pan jest z Tobaą, tylko ufaj. On strzeże wszystkich kórzy Go miłują.
Ja tez w swoim życiu miałem takie chwile jak Twoja, jedno co zawsze mówiłem niech Twoja a nie moja wola się dzieje, kiedy wychodziłem na prostą i patrzyłem na to co się stąło, zawsze Bogu dziekowałem za dośwadczenie, bo zazwyczaj okazywało się to dobrą szkołą aby coś zrozumieć, wydaje mi się ze nic nie dzieje się bez przyczyny. A kiedy jest mi bardzo żle zawsze sięgam do mojego ulubionego tekstu który zawsze przynosi mi ulge, i wywołuje łzy i radość:)
Bóg z Tobą, powierzam Cię w swojej modlitwie.

"Pewnego dnia śniło mi się,
Że spacerowałam plażą z Panem,
Na ciemnym niebie rozbłyskiwały sceny z mego życia.
Po każdej z nich na piasku pojawiały się dwie pary stóp:
jedne należały do mnie
a drugie do Pana.
Kiedy błysnęła przede mną ostatnia scena,
Spojrzałam znowu za siebie.
Nie zauważyłam śladów stóp Pana.
Uświadomiłam sobie, że był to najgorszy
i najsmutniejszy czas w moim życiu.
Nigdy nie mogłam o nim zapomnieć.
'Panie – rzekłam – kiedy postanowiłam iść za Tobą,
powiedziałeś mi, że zawsze będziesz przy mnie.
Jednak w najtrudniejszych chwilach mojego życia
na piasku widniały ślady tylko jednych stóp.
Panie, dlaczego, gdy najbardziej Cię potrzebuję,
Ty mnie zostawiasz?'.
'Moje drogie dziecko – wyszeptał – kocham cię
i nigdy cię nie opuszczę, nigdy i nigdzie
w chwilach prób i doświadczeń.
Gdy widziałaś ślady tylko jednych stóp
to znak, że Ja niosłem cię na swoich ramionach'."

 Re: Wiem, że Bóg istnieje, ale nie jest On miłosierny.
Autor: Maria (145.253.3.---)
Data:   2007-09-28 09:53

Ślady na piasku


We śnie szedłem brzegiem morza z Panem
oglądając na ekranie nieba całą przeszłość mego życia.
Po każdym z minionych dni zostawały na piasku
dwa ślady: mój i Pana.
Czasem jednak widziałem tylko jeden ślad
odciśnięty w najcięższych dniach mego życia.
I rzekłem:
"Panie postanowiłem iść zawsze z Tobą
przyrzekłeś być zawsze ze mną;
czemu zatem zostawiłeś mnie samego
wtedy, gdy mi było tak ciężko?"
Odrzekł Pan:
"Wiesz synu, że Cię kocham
i nigdy Cię nie opuściłem.
W te dni, gdy widziałeś jeden tylko ślad
ja niosłem Ciebie na moich ramionach."

 Re: Wiem, że Bóg istnieje, ale nie jest On miłosierny.
Autor: Mati (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2007-09-28 12:08

Trzeba Ci zmienić swoje myślenie bo inaczej nie wyjdziesz z tych nieszczęść o których piszesz. Im bardziej czarno widzimy swoją rzeczywistość tym więcej niepowodzeń nas spotyka bo je po prostu przyciagamy. Módl się i nie ustawaj nawet wtedy gdy przychodzą oschłości i trudności na modlitwie. Z Bogiem.

 Re: Wiem, że Bóg istnieje, ale nie jest On miłosierny.
Autor: Michał (---.zabrze.net.pl)
Data:   2007-09-28 12:30

Diagnoza Twojego stanu jest prymitywnie prosta (źle się modlisz). Ja jednak chciałbym o czymś innym, czymś, co mnie zadziwia u każdego, kto tak pisze i mówi, choć gdy u osób młodych to wywołuje to uśmiech, u starszych sprawia, że mam ochotę taką osobę trzasnąć. Piszesz "Byłem człowiekiem bardzo wierzącym". Kłamiesz! Gdzie w takim razie podziała się Twoje wiara, gdy przyszła chwila próby? Sparaliżowało Cię? Leżysz na śmietniku i gnijesz jak Łazarz? A może na dokładkę zabito wszystkie Twoje dzieci, jak Hiobowi? A może ubiczowano Cię i przybito do krzyża, jak Jezusa? Jak do tej pory wszyscy, którzy Ci odpowiedzieli mają problemy, nie mniejsze od Twoich, ja też. Uśmiałbym się, gdyby to napisała egzaltowana 12-tka, ale Ty nie jesteś egzaltowaną 12-tką. Nie jesteś też starą bardzo wierzącą i dzwoniącą do radia babcią, która dzwoni tylko po to, by przez godzinę obgadywać swoją rodzinę i sąsiadki i żalić się na swój los. Nie jestem w stanie powiedzieć o sobie, że jestem "bardzo wierzący", choć widziałem w życiu uzdrowienia chromych, niewidomych i głuchych oraz jak uciekają złe duchy. Ale - mam to za nic, jaki to jest powód do chwały, że Bóg odpowiada na modlitwy? Jeśli z czegoś mam się cieszyć, to z tego, że Jezus umarł za moje grzechy, że moje imię jest zapisane w niebie. Ale - to oznacza, że nie mam prawa oczekiwać lepszego losu, niż ten, jaki spotkał Jezusa i proroków. To oznacza, że bez przerwy zmagam się ze swoją wiarą. Nie jestem bardzo wierzący! Ty natomiast potraktowałeś chrześcijaństwo, jako polisę na życie TU. Chrześcijaństwo nie jest polisą na życie TU. Takie polisy (bez pokrycia) wystawia szatan. Nie dano Ci gwarancji, że nic złego Ci się nie przytrafi, tylko, że nie będziesz kuszony ponad miarę, którą jesteś w stanie znieść. Twój kielich goryczy, będzie pełny, ale ani kropla się nie przeleje. Co to jest za próba, że tak jęczysz? A jak przyjdzie większa? A, wiem, Ty po prostu przyjąłeś chrześcijaństwo na takiej zasadzie: będę chrześcijaninem, o ile nic złego mnie nie spotka i będzie mi dobrze. Ta modlitwa brzmi trochę inaczej: Panie oddal ode mnie ten kielich, ale nie moja, a Twoja wola niech się stanie. Bóg odebrał Ci jedną podpórkę (nie nie wszystkie, dobrze się rozejrzyj ile Ci zostało i pomyśl, co byś zrobił, gdyby Bóg Ci to wszystko zabrał, a przecież jest to darem), po to byś zaczął choć trochę opierać się na Nim. Ja bym na Twoim miejscu podziękował, zamiast tych durnych złorzeczeń. Katolicy..., a podobno tu na forum, oprócz mnie nikt nie ma problemu z modlitwą! Tylko jeden Tis w miarę prawidłowo reaguje, no ale On ma już swoje lata, co niektórych denerwuje, więc nie dziwota, Jest Jurek, który dobrze szuka, ale to też niektórych denerwuje, bywała tu kiedyś Bogna, ale coś, gdzieś ją wywiało. Reszta ma błogostan. Panie Boże, czemu ja nie mam? I czemu ta wiara jest taka trudna? Ludzie jak chciałbym wam powiedzieć, to co Wam tak łatwo przechodzi, a mnie momentalnie zakrztusza: 'jestem wierzący - niepraktykujący'. Niestety, zrobiłeś mi Panie kuku, zupełnie jak ci, co mi podsyłają przewrócone szóstkodziewiątki, albo taką trójkę, co jak 'm' wygląda. Źle się modlisz, facet. Uczniowie prosili: "Panie naucz nas się modlić" Łk 11,1.

 Re: Wiem, że Bóg istnieje, ale nie jest On miłosierny.
Autor: Bogumiła (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2007-09-28 15:54

Arturze, nikt nie jest w stanie dać ci tego, co zabrało ci życie. Twój list brzmi dramatycznie, choć nie wiem co dokładnie mówi. Może to być na przykład sytuacja, gdzie w wypadku samochodowym straciłeś rodzinę, zdrowie, narzędzie pracy, jeśli uważasz, że i szacunek - to mogło to być z twojej winy. Ale nie piszesz tego, więc mogło być zupełnie inaczej, może nawet chodzić o sprawy drobne, które wyolbrzymiasz. Być może są to straty, których już nigdy nie odzyskasz, dlatego czujesz, że zawaliło się wszystko. Nie wiem też co to znaczy, że jesteś ciężarem dla innych: finansowym ciężarem, czy nie możesz się poruszać. Nie wiem więc czy to może się z czasem zmienić.
Za dużo niewiadomych, nie będę się więc odnosić do tych ziemskich strat. Jakkolwiek by było, teraz nie to jest najważniejsze. Skoro czujesz, że straciłeś tak wiele, najważniejsze teraz - to nie stracić Boga. Bóg jest tak wielkim Bogactwem, że każde cierpienie i strata staje się przy Nim mniejsze. Nie mówię, że obecność Boga (raczej świadomość obecności Boga, bo On przecież zawsze jest obok), że obecność Boga sprawi, że nagle staniesz się szczęśliwy i radosny. Tak nie jest. A raczej: tak może być, ale w drobniejszych problemach albo dopiero za jakiś czas. Nie wtedy, gdy przeżywamy swoje dramaty na świeżo. Ale Bóg nadaje sens życiu, każdemu życiu, także takiemu życiu, które po ludzku biorąc nie za bardzo ma sens.

Dlatego postaw teraz wszystko na Boga. Wiem, jak to trudne w takiej chwili, ale zrób wszystko, żeby zatrzymać w sobie Boga. Pamiętaj: NIGDY nie będziesz dla Boga intruzem. To On przecież chciał cię Mieć. I zawsze cię będzie kochał. Ta straszna pustka wcale nie musi pochodzić od Boga, nie musi też być prawdziwa. Sam piszesz: tak to CZUJESZ. Uczucia nas często zwodzą. Uczucia często są chwilowe. Ileż to razy człowiek zakochuje się (uczucie) a chwilę potem to mija. Ile też razy nie lubimy kogoś (uczucie), a wystarczy, że przeżyjemy wspólnie miłe chwile, albo ktoś nam się zwierzy i nagle zaczynamy go lubieć. Uczucia są bardzo ważne, niekiedy bardzo mocne, zazwyczaj pomagają albo przeszkadzają - ale nie można zawierzyć uczuciu. Bo są zmienne. Poza tym do naszych uczuć ma dostęp szatan. Podsuwa obrazy, które manipulują naszymi uczuciami.

Nie do końca widzę, czy w twoim przypadku tych uczuć jest za wiele czy za mało. Człowiek w cierpieniu dużo czuje i dużo rozmyśla, dlatego wydaje mu się, że za chwilę zwariuje. Dobrze jest trochę to myślenie ograniczyć, czymś się zająć, właśnie po to żeby nie zwariować. Inna rzecz, że organizm sam siebie ratuje. Gdy przekraczamy pewien próg własnych możliwości dźwigania cierpienia, przestajemy płakać, rozmyślać, pragnąć. To jest o wiele gorsze. Blokada cierpienia (otępienie)oznacza, że cierpienie jest ponad siły i najczęściej tu już pomoże tylko lekarz. Ale z tego co piszesz wygląda na to, że ta pustka dotyczy raczej nie twojej psychiki tylko relacji z Bogiem. To wcale nie jest tak źle.

Szatan wie, kiedy uderzyć. Nie przychodzi, kiedy jesteś wypoczęty i radosny. Ale tam, gdzie jest ból, smutek, nieszczęście, tam zawsze diabeł cię odwiedzi. Przyjdzie i powie: no widzisz? i gdzie ten twój Bóg? Dalej myślisz, że cię kocha? Teraz już chyba nie uwierzysz w te bajki? - Kiedy stanie się nieszczęście, małe czy duże, bądź pewien, że szatan zadzwoni do drzwi.
Arturze, Jezusa też szatan kusił nie wtedy, kiedy strugał z Józefem deski, ani gdy ludzie Mu śpiewali hosanna. Szatan kusił, gdy Jezus był głodny, spragniony, zmęczony 40-dniowym postem.

A czasem jest tak, że te trudne chwile Bóg "wykorzystuje" by oczyścić naszą wiarę. Nam się to często wydaje okrutne. Właśnie to co nazywamy "Bóg nas nie słucha, Bóg nas opuścił, Bóg nas nie kocha". To są nasze małe ciemne noce. Wiem, słowo "małe" wydaje się być nie na miejscu, odczuwamy to jako coś ogromnego. Ale mówię "małe", bo najczęściej Bóg nam jednak coś ludzkiego zostawia. Wielkim świętym zabierał dużo więcej, noc była czarniejsza, oni po takim ogołoceniu byli już święci. Nam Bóg te ciemne noce dozuje często po kawałku, bo nie umielibyśmy ich znieść. Kiedy tracimy w życiu to, co dla nas najcenniejsze, kiedy wali się wszystko, na czym opieraliśmy swoje życie, swoje szczęście, sens istnienia - wtedy się okazuje, że kochaliśmy Boga za cukierki. Wierząc oczywiście, że jest inaczej. Zbyt wierzymy własnym uczuciom. Mamy dobrą wolę i trudno nam uwierzyć, że często kochamy Boga tylko dlatego, że nam z Nim jest dobrze. Każdy to "dobrze" inaczej czuje, rozumie. Czasem to są wysłuchiwane modlitwy, czasem to są uczucia na modlitwie (choćby "niewysłuchanej"), czasem to jest własna duma (jaka to nie jestem święta), czasem zachwyt i pochwały innych, czasem odnalezienie swojego miejsca na ziemi (praca w parafii, wspólnota bliskich). Kiedy tych rzeczy zabraknie, albo z powodu tragedii przestają one być ważne - może się okazać, że sam Bóg, bez tych cukierków, jest dla nas nikim. Trzeba pomyśleć, czy wujek, który już nie przynosi prezentów, nadal jest kochanym wujkiem czy tylko nudnym facetem. Dopiero teraz okazuje się ile jest warta nasza wiara. Czy dalej uklęknę do modlitwy.

To dlatego szatan tak nas męczy. Bo potem będziesz silniejszy. Szatan pociesza szybciej niż Bóg. Atakuje zmysły. Jest tyle przyjemnych rzeczy, pomagających zapomnieć. Bóg cię nie kocha, a ja moge ci tyle dać. Nie potępiajmy tych, którzy dali się skusić. Nigdy nie wiemy czy w ich sytuacji mielibyśmy więcej siły. Może przy nas szatan nie był aż tak agresywny.
Szatan pociesza szybciej niż Bóg, ale tylko na chwilę. Tylko Bóg pociesza naprawdę. Trzeba jednak na nowo w Niego uwierzyć. Na nowo uwierzyć w Jego miłość. Trudno uwierzyć, gdy się widzi pustkę. Przychodzi wiara połowiczna, tak jak piszesz. Wiara w Boga tak, ale w Boga, który mnie nie kocha. Jeśli się nie próbuje tego zmienić - kolejnym etapem jest utrata wiary. No bo doskonale wiemy, że nie ma Boga, który nie kocha. Jeśli nie kocha to Go nie ma.

Arturze, walcz o Boga. Piszesz: im gorliwiej się modlę, tym więcej spotyka mnie nieszczęść, jeżeli przestanę się modlić, to dzień minie jakoś lepiej. To może się czasem zdarzyć (tak samo jak i odwrotnie), ale może też być inaczej. Gdy się modlisz - podświadomie liczysz na poprawę, na coś dobrego, lepszego. Gdy nie przychodzi - czujesz się gorzej niż wtedy gdy się nie modlisz. Gdy się nie modlisz - nie czekasz na zmiany, poddajesz się życiu, a wtedy mniej czujesz, rezygnujesz z oczekiwania na coś. Nie sugeruj się takimi odczuciami. To tak jak wierzyć w czarnego kota. Przecież czasem możesz złamać nogę. Zapominasz jednak, że tysiące razy nogi nie złamałeś. Pomimo czarnego kota, trzynastego, piątku, przejścia między dwiema kobietami itp.

Arturze, czujesz się jak na pustyni, bo jesteś na pustyni. To bolesne, ale nie musi być złe. Choć w tej pustce nie widzisz Boga, ani nie czujesz - mów do Niego. On sam o to prosił. On mówił, że cię kocha. Nie słuchaj głupot szatana. Uwierz Bogu. Ja wiem, jakie to strasznie trudne - modlić się "w pustkę". Ale to ty Go nie słyszysz, a On słyszy.
Wiesz, wyobraź sobie, że masz przed sobą dużo rozbitego szkła, albo gwoździe. Możesz iść po tym pomaleńku, stopkami, i rozważać każdy odcień bólu. A można przeskoczyć. Wielkie cierpienie nie jest dobrym czasem na roztrząsanie wszystkiego. W to wchodzi szatan z pokusami. O wszystkim pogadacie z Bogiem, jak będzie lepiej. Teraz spróbuj uwierzyć omijając przeszkody. Przeskoczyć wątpliwości. Zawiesić wątpliwości. Zostawić je na później. Uwierzyć, że po drugiej stronie przepaści jest Bóg i cię złapie. Nie wiem jak to powiedzieć. Jeśli modlisz się choć nie wierzysz, to znaczy, że wierzysz. I odwrotnie.
Musisz podjąć decyzję. Czy chcesz Boga zostawić, czy chcesz nadal wierzyć. Jeśli chcesz wierzyć, to zachowuj sie dokładnie tak, jak wtedy, kiedy wierzyłeś, że cię kocha. Przekrocz własną niewiarę. Ja nie umiem tego opowiedzieć, jak to się robi, ale ja wiem że się da. Ja to kiedyś zrobiłam. Bo bałam się, że Go stracę. Tylko nie myśl, że to jeden krok. To może trwać długo. Ale żyj tak, jakbyś wierzył w Jego miłość, a On pokaże ci drogę.

Wielu rzeczy da się nauczyć. Chodziłeś kiedyś po ściernisku? Ja jestem z dużego miasta, ale do 15 r.ż. całe wakacje spędzałam na wsi, ciężko pracując w polu z innymi. W polu pracowało się w butach, ale w wolne wieczory biegaliśmy na bosaka, to wielka przyjemność. Czasem na drodze było ściernisko. Chłopcy ze wsi przebiegali po nim bez mrugnięcia okiem. A ja? Po czterech krokach chciało mi się płakać z bólu. Stopy bolały coraz bardziej, nim zrobiłam następny krok, już wcześniej czułam jak ten krok boli, stawianie nogi trwało całe wieki. Chłopcy mieli radochę. Skręcali się ze śmiechu widząc, jak ja wykręcam stopę próbując stanąć pomiędzy jedną słomką a drugą. A potem się tego nauczyłam. Nauczyłam się, że nie trzeba stawać z góry tylko z boku, jeździć jak na łyżwach, iść szybko i stanowczo, że nie trzeba myśleć o bólu, że łatwiej biegać niż iść i że jest wtedy krótszy ból.

Czasem człowiekowi wydaje się, że czegoś się nie da. Ale to dlatego, że nie widzi celu. Wtedy droga może się wydawać ponad siły. Jeśli jednak jest coś, czego chcesz, to drogę znajdziesz i będzie ona do przebycia. Jeśli na razie straciłeś ziemskie cele, uratuj w sobie Boga.
Uwierz, że cię kocha. Co to znaczy? Nie rozmyślaj o tym, że Go nie ma, ale że jest, nie że nie kocha, tylko na czym teraz może polegać Jego miłość, nie że nie słucha, tylko czego może teraz ode mnie chcieć. Jeśli nie słyszy, to widać trzeba podejść dwa kroki dalej, to usłyszy. Jeśli nie widzi, to pewnie trzeba się wdrapać schodek wyżej, to zobaczy. Dopóki wierzysz, że Bóg jest, - naprawdę jest dużo łatwiej. Bądź z Nim, bo potem możesz przestać wierzyć, że jest. Jeśli trudno ci uwierzyć, że Bóg cię kocha, przykucnij pod Jezusowym krzyżem i wsłuchuj się, jak On mówi do Ojca: "Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił..." (Mk 15,34). Czy nie czujesz się właśnie dokładnie tak samo? To są uczucia. To jest jęk człowieczego serca. A potem było zawierzenie: "W ręce twoje oddaję..." (Łk 23,26).
Bo tak naprawdę, to wierzę, że Ty mnie kochasz, Boże.

 Re: Wiem, że Bóg istnieje, ale nie jest On miłosierny.
Autor: Barbara Karpińska (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2007-09-28 18:27

Witaj Artur,
Nie wiem jak, ale Pan Bóg w jakiś sposób do Ciebie dotrze.
4 lata temu straciłam prace, samochód, przez 3 lata żyłam z tego co dobrzy ludzie i kosciół dał. Przyjaciele i rodzina odsuneli sie w niebyt, jakbym byla tredowata. Jeśli obcy dobrzy ludzie nie pojawiali się na czas, miałam odłaczane po wiele razy, prad, gaz, telefon, o internecie nawet nie mowie, zdrowie padło, na lekarstwa nie było mnie stac, niewiele brakowało a byłabym eksmitowana. Były dni gdy zwyczajnie nie mialam co jesc i widzac ludzi z pelnymi siatkami tylko przelykalam łzy i szybko wracalam do domu.
Modlilam się, czekalam na odmiane, szukalam jak moglam pracy. I wygladało to jak bicie glowa w mur. Ci co czytali moje cv mowili z niedowierzaniem to nie mozliwe ze nie mozesz znalezc pracy. Moj kierownik duchowy w tym najtrudniejszym momencie zapytal - a co zrobisz jesli tak bedzie do konca Twoich dni? Rok temu zaczelam wychodzic z dolka. A raczej Pan Bog mnie z niego pomalu wyciaga.
Wiele razy mowilam "Jezu ufam Tobie", ale kiedy przyszło do przejscia przez ciemna doline, wiedzialam juz ze słowa swoje, a ja swoje. Te trzy lata, to byl moj najlepszy czas w szkole Jezusa, indeks tej uczelni zawiera w sobie mase poprawek i braki zaliczen. Bog cierpliwie uczył i nadal uczy mnie ufnosci i wiem juz kiedy indeks wraca z zaliczeniem, a kiedy moge sie spodziewac kolejnego sprawdzianu (czyli sprawdzenia na ile zrozumiałam co nieco z Bozych prawd). Dzis moge powiedziec jedno, nie zamieniłabym tego najgorszego czasu (z ludzkiego punktu widzenia) na zaden inny.
Prawdopodobnie nie uwierzysz.
Podejmuje modlitwe w Twojej intencji. I jesli nie masz nic przeciwko temu przekaze Twoja intencje mniszkom benedyktynkom.
Z Bogiem
BK

 Re: Wiem, że Bóg istnieje, ale nie jest On miłosierny.
Autor: Inka (---.centertel.pl)
Data:   2007-09-28 22:18


"Tak odbieram moje modlitwy. Powiem więcej, im gorliwiej się modlę, tym więcej spotyka mnie nieszczęść, jeżeli przestanę się modlić, to dzień minie jakoś lepiej."

Po doskonałych odpowiedziach Bogumiły trudno jest jeszcze coś mądrego napisać, ale skoro masz nicka (lub imię?) mojego brata :)), to chcę też coś od siebie dodać.
Zwróciłam uwagę na to, co piszesz o modlitwie. Ja też zauważam taką prawidłowość: im bardziej zbliżamy się do Boga, tym trudniejsze zadania On przed nami stawia. To początkowo może przerazać, ale z czasem człowiek się przyzwyczaja i zaczyna uczyć się, jak korzystać z Bożej pomocy i jak ją w ogóle zauważyć. W końcu zaczynamy przekraczać swoje własne granice. Granice, które tkwiły w naszej głowie, w przyzwyczajeniach i stereotypach. Wtedy nieustannie zdarza się coś, co nas zmusza do postępu, którego się naprawdę boimy. To, że to wszystko dzieje się, gdy poprzez życie modlitwą czujemy się blisko Boga, sprawia, iż Bóg zaczyna wydawać się nam daleki i nieczuły. Niemiłosierny.
Mówisz, że jeśli przestajesz się modlić, to dzień staje się łatwiejszy do przeżycia. Mogło przypadkowo coś takiego zdarzyć, ale to zwykle złudzenie, po którym przebudzenie jest koszmarem.
Z mojego doświadczenia (prywtnego, dodam) wynika, że Bóg zsyłając na nas cierpienie, zwykle pozbawia nas tego, co najbardziej cenimy i co przez tę swoją "cenność" najbardziej nam Go zasłania. Znaleźlibyśmy setki wymówek, by te skarby zatrzymać. Im bardziej coś jest cenne dla nas, tym droższe jest też dla Boga. Myślę, że tylko nasza gotowość do poświęcenia Mu wszystkiego z miłości, bez warunków i kalkulacji, jest remedium na tę zachłanność. Kiedy uwalniamy się od chęci posiadania, Bóg przestaje mieć "konkurenta"- zajmuje odtąd należne Mu miejsce.
Być może niektórzy Święci przeszli bez wielkich zmagań taką drogę. Jednak z pewnością niewielu z nich.
A my, zwykli ludzie również powołani do świętości? O nas świadczyć będzie sposób, w jaki podejdziemy do cierpienia, czy ból z powodu opuszczenia ofiarujemy Bogu, czy pozwolimy by cierpienie nas zniszczyło.
"Nawet nie wiecie jak to jest, żyć ze świadomością, że nic dookoła nie ma. Wszystko to, w co się wierzyło przestało istnieć."
Nie wiem, czy to może Ci w jakiś sposób pomóc, ale chyba wszyscy przeżyliśmy taki stan. Przeżyliśmy. Przeżyliśmy, chociaż wielu pewnie myślało, że nie da się przez to przejść, albo że nie warto.
Życzę Ci, żebyś odczuł kochającego Cię, miłosiernego Boga. I żebyś sam mógł tu kiedyś, komuś zrozpaczonemu napisać kilka pokrzepiających słów opartych na Twoim doświadczeniu Jego Miłosierdzia.
Z Panem Bogiem,
Inka

 Re: Wiem, że Bóg istnieje, ale nie jest On miłosierny.
Autor: Michał (---.zabrze.net.pl)
Data:   2007-09-28 22:54

Nareszcie zaczynamy tu mieć prawdziwy obraz chrześcijaństwa, bez lukrowania. Dziękuję Pani Barbaro. Cóż mogę dodać? Każdy by chciał, by życie nie bolało, ale musi boleć, jesteśmy Po grzechu pierworodnym. Otrzymujemy ciosy od innych i sami je im zadajemy, czy tego chcemy, czy nie. Jednak chrześcijaństwo to nie ból (życie to ból, to śmiertelna choroba roznoszona drogą płciową), chrześcijaństwo to zmartwychwstanie. Wszyscy jesteśmy trupami, szkieletami, które Bóg przyobleka w ciało i tchnie w nie ducha. W sensie światowym, chrześcijanie nie walczą walką światową, poddają się, jednak w świecie rzeczywistym, który tu jest zaledwie swoim cieniem, toczą walkę na śmierć i życie o najwyższą stawkę. Jeśli chcesz być chrześcijaninem, to wstań i walcz (nie powiem nie bądź babą, bo właśnie Baba, Cię zawstydziła). Przyszło nam żyć w międzyepoce, kiedy wali się stary świat, a nowego jeszcze nie widać. Europa i znaczna część świata zachodniego już jest martwa, ten taniec to na Tytaniku, ale przecież nie wszyscy utonęli, nieliczna część ocalała. Ta zabawa, ta orkiestra, to mamidło. Ratuj się, póki jeszcze możesz! Mogą sobie Europejczycy przeforsowywać dowolne prawa i bezprawie, ale to im nie pomoże, tylko żyje się ciężej. Jakie to ma znaczenie, że tu stracimy coś z tych rzeczy, których i tak tam nie zabierzemy? Otwórz dłonie, wypuść to, co tak kurczowo ściskasz i bądź wolny. Kiedy jeszcze nie było telewizji i Internetu, ludzie ze sobą rozmawiali, pamiętam te czasy. Wtedy ten najlepszy ustrój na Ziemi, zwany ustrojem sprawiedliwości społecznej, nazywaliśmy totalitaryzmem. Teraz żyjemy w demokracji, do której okrucieństwo niewolniczego Cesarstwa Rzymskiego się nie umywa. To współczesne niewolnictwo jest nieporównywalne ze starożytnym. Tyle, że opakowanie się zmieniło. Zamieniliśmy papierek na sreberko i celofan. Te opakowania są trwalsze.

 Re: Wiem, że Bóg istnieje, ale nie jest On miłosierny.
Autor: Filonek (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2007-09-29 00:25

Choć temat poruszony przez kogoś innego, ale dziekuje Wam za odpowiedzi.

 Re: Wiem, że Bóg istnieje, ale nie jest On miłosierny.
Autor: ajoklyt (---.stargard.mm.pl)
Data:   2007-09-29 13:13

Bóg jest miłosierny. Pragnie dla nas szczęscia, ale szczęscia wiecznego. Nie jest On od spełniania naszych zachcianek, lecz my jestesmy od pełnienia Jego woi. Z Jezusem trzeba być zawsze i kiedy jest dobrze i kiedy jest zle. Apostołowie byli z Nim przez cały czas. Kroczyli z Nim kiedy uzdrawiał, nauczał i potem poszli za Niego na śmierć. My też musimy trwać bez względu na to czy jest dobrze czy zle. Pan Jezus zmartwychwstał, i tego samego pragnie dla nas.
Jeśli coś jest przeszkodą w dążeniu do Świętości Jezus może to usunąć z naszego życia. Ale to dla naszego dobra. Dziś mówie dziękuje Ci Panie, że osoba którą kocham nie jest ze mną. Żylibyśmy w grzechu. Dziękuje, że czasem brakuje mi pienięzdy, przecież i tak mam pełno nowych ubrań, tylko próżna sie staje. Dziękuje, że rozbolała mnie głowa i nie poszłam na dyskoteke, tam było złe towarzytwo. Dziękuje, za cierpienie, za łzy. Było cięzko, ale czegoś sie naczyłam. Po części zrozumiałam Twoje cierpienie.
Poza tym pamiętaj, że trudnośi mijają. Nadal proś Boga, o to co jest Ci potrzebne. Jesli tego nie dostaniesz od razu nie przejmuj sie. Są ludzie, którzy nie mają nawet gdzie mieszkać. Pomyśl co taki człowiek przeżywa. Poza tym, nawet jakbyś miał wille z basenem i najpiękniejszą żone, a nie żyłbyś z Bogiem, nie byłbyś szczęśliwy. Człowiek ma to do siebe, że ciągle pragnie więcej. Tylko z Bogiem można być w pełni szczęsliwym. Właśnie takiego szczęscia ci życze. A swoją drogą pomodle sie za Ciebie.

 Re: Wiem, że Bóg istnieje, ale nie jest On miłosierny.
Autor: Maria (---.siec2000.pl)
Data:   2007-09-29 18:22

Arturze, jestem w podobnym stanie jak Ty. Wszystkim wokoło latwo się mówi, zrob to czy tamto, módl sie, ufaj, jeszcze wiecej, inni maja gorzej od ciebie sa na dnie itp. Wielu po prostu rani nie zdając sobie z tego sprawy. Jednak w największym buncie człowiek zwraca swoje myśli ku Bogu i za chwile idzie do spowiedzi św. Jeśli masz jeszcze parę zł na lekarstwa, idz do psychiatry bo jestes zapewne w depresji, to leczenie może potrwac długo ale Ty juz w międzyczasie trochę okrzepniesz i zaczniesz sie rozgladac za pracą im pozytywniej będziesz nastawiony do życia tym wieksza szansa na działanie. Nie rozumiem jak straciłes rodzinę ale moge sie domyślić bo ja tez straciłam. Pozdrawiam Maria.

 Re: Wiem, że Bóg istnieje, ale nie jest On miłosierny.
Autor: Marek (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2007-09-29 19:49

Arturze,
zawsze mam problem co powiedzieć ludziom którzy znajdują się w podobny do Ciebie stanie.
No bo całe moje doświadczenie mówi - "powiedz im że nie mają racji, że Bóg ich kocha i jeśli Mu pozwolą i okażą trochę cierpliwości, zobaczą do jak wspaniałych rzeczy ich doprowadzi".
Z drugiej strony wiem, że trudno Ci to przyjąć w stanie w jakim jesteś - i entuzjastyczne porady zaufania Bogu itd mogą zupełnie w tej chwili do Cienie nie trafiać (jest taki b. mądry werset w Księdze Przysłów 25,20:
"Jak płaszcz zdejmować w dzień mroźny lub ocet wylewać na ług, tak pieśni śpiewać znękanym.")
Rada : powiedz Mu to wszystko. Że masz dość, że już nie możesz, że wątpisz w Jego Miłość. To nie ma być psychoterapia - mów do Niego. Szczerze. Grzecznie (w końcu to Bóg) ale powiedz Mu szczerze za co masz do Niego żal. Pamiętaj - do Niego.
Pozwól też Mu mówić.
pozdrawiam Cię serdecznie
Marek

P.S. Bądź też cierpliwy. Nie wszystko musi rozwiązać się i wyjaśnić już dziś. Odłóż na trochę - niektóre sprawy rozwiązują się same jak o nich przez jakiś czas nie myśleć

 Re: Wiem, że Bóg istnieje, ale nie jest On miłosierny.
Autor: marta-maria (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2007-09-29 23:02

Do tego, co napisała Maria. Uważam, że w sytuacjach kryzysowych nie należy zbyt pochopnie sięgać po leki psychotropowe. Jeśli już, to polecałabym łagodne środki uspakajające - dopóki można w sposób SENSOWNY przetrwać kryzys, przepracować wewnętrznie to, co się dzieje. Leki psychotropowe przynoszą ulgę, ale też są rodzajem ucieczki - zabierają szansę na prawdę dogłębnego przemyślenia i przemodlenia tego, co Bóg do nas przez ten kryzys czy katastrofę mówi. Dwa razy w życiu musiałam zmierzyć się z sytuacjami, w których wielu ludzi - jak mówią statystyki - kończy samobójstwem. Wytrzymałam bez psychotropów. Można.

 Re: Wiem, że Bóg istnieje, ale nie jest On miłosierny.
Autor: Karmelka (---.icm.edu.pl)
Data:   2007-09-30 00:27

Szukasz miłosierdzia, zapewnienia, że On jest, szukasz oparcia, nadziei. W obliczu Twojego cierpienia niewiele mogę powiedzieć, a może nawet nie chce, bo byłyby to tylko MOJE słowa.
Mnie w trudnościach i beznadziei trzymają słowa Jezusa skierowane do s. Faustyny:
"nie za pomyślny wynik nagradzam, ale za trud podjęty dla Mnie - z miłości".
Pamiętaj, że teraz zmierzasz się z chyba najtrudniejszą próbą, bo 'zwątpieniem'. Nie mam lekarstwa na 'niewiare', jedynie ratuje mnie postawa ŚWIĘTEGO (jakby nie było) Tomasza Niewiernego, który AUTENTYCZNY przed Panem przyznał się do swojej nędzy. Bądź prawdziwy przed Bogiem, nie usprawiedliwiaj się, ale walcz o każdą chwile spedzoną przy Nim i pamiętaj: nie za pomyślny wynik nagradzam, ale za trud podjęty dla Mnie - z miłości.
Pokój Tobie.

 Re: Wiem, że Bóg istnieje, ale nie jest On miłosierny.
Autor: Bogumiła (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2007-09-30 00:32

Też bym chciała do Marii, ale nie tylko, to tylko pretekst.

Nie znamy tego, kto zakłada wątek. Czasem nasze rady nie trafiają w dziesiątkę. Czasem możemy z tego powodu zranić.
Ale nie znamy też tych, którzy odpowiadają, mając dobrą wolę pomocy. Ich też możemy zranić.
Piszesz: "Wszystkim wokoło latwo się mówi, zrob to czy tamto, módl się, ufaj, jeszcze wiecej, inni mają gorzej od ciebie są na dnie". Skąd wiesz, czy łatwo? Oczywiście, może być tak, że napisze ktoś, kto zna życie tylko z opowiadań, posługuje się sloganami i według niego wszystko jest proste. Ale może pisać ktoś, kto przed napisaniem "łatwych słów", przez całe lata wył z rozpaczy do Nieba i mówił Bogu, że Go nienawidzi. Nie wszystkim, Mario, łatwo się mówi to, co brzmi jak łatwe słowa. Nie trzeba odrzucać wszystkich rad w stylu: "zrób to czy tamto, módl się, ufaj, jeszcze więcej". Czasem są to naprawdę bolesne doświadczenia ludzi, którzy potrafili przez podobne czy nawet gorsze przejść.

Wbrew pozorom takie zdanie "Wszystkim wokoło latwo się mówi..." nie pomaga. Owszem, sugeruje, że "nareszcie ktoś mnie rozumie". Ale odbiera nadzieję. Skoro inni mieli łatwo, tylko ja tak ciężko, to znaczy, że choć innym się udało, mnie się nie uda. Bo moja sytuacja jest wyjątkowa. A wierząc, że inni podobne przeżyli i znów potrafią być szczęśliwi - uwierzę, że i mnie to może spotkać.

Proszę nie odbierać tego listu jako dramatycznego wołania o sprawiedliwość w ocenie :)))). Nawet gdy znamy człowieka, możemy źle ocenić jego słowa, a co dopiero na forum, gdy znamy tylko te słowa, które napisał. Zawsze tak może być, że komuś niechcący sprawimy przykrość. Chodziło mi raczej o spojrzenie z różnych stron.
Osobiście widzę w tej "krzywdzie" coś pięknego. Jeśli po czyjejś odpowiedzi sądzę, że "łatwo mu się mówi", a ktoś naprawdę wiele przeżył, to jak wiele, bardzo wiele musiał w nim uczynić Bóg, że on już potrafi "łatwo o tym powiedzieć".

 Re: Wiem, że Bóg istnieje, ale nie jest On miłosierny.
Autor: Barbara Karpińska (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2007-09-30 09:33

Od siebie pozwolę sobie polecić krótką refleksję Łaska kryzysu zamieszczoną wiosną 2002 na portalu opoka. Kiedy pisałam wtedy, tamte słowa nie wiedziałam, że w niedługim czasie będę przeżywała swoją osobistą Łaskę kryzysu.
Pozdrawiam
BK
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/laska_kryzysu.html

 Re: Wiem, że Bóg istnieje, ale nie jest On miłosierny.
Autor: Michał (---.zabrze.net.pl)
Data:   2007-09-30 14:43

Świetny tekst P. Barbaro. Właściwie, wszystkie nasze tu wywody są niepotrzebne. To jeszcze raz dowodzi, że nie czytamy, nie rozmawiamy. Staliśmy się społeczeństwem medialnym, bez historii, i sobie nie radzimy, bo uważamy, że my sami musimy wszystkiego na sobie wypróbować i sprawdzić czy działa. Zanika cała mądrość pokoleń i wymiana międzypokoleniowa. Zanika przekazywanie doświadczeń, to jest typowe budowanie bez fundamentów, na piasku. Dopóki jeszcze jakoś to idzie, no to idzie, ale jak się zaczyna walić, to się wali, bo nie ma się na czym oprzeć. Mnie szczególnie przeraża to, że z Polski znikają normalne rodziny, bo te wielopokoleniowe to znikneły jakiś czas temu. Ten rozpad rodzin stał się katastrofą na Zachodzie dla całego społeczeństwa, a teraz staje się dla nas. Ludzie są zagubieni i nie mają znikąd oparcia, bo w wierze też oczywiście nie, bo jest to wiara nieugruntowana, bez biblijnych korzeni, o których tak ładnie Pani pisze.

 Re: Wiem, że Bóg istnieje, ale nie jest On miłosierny.
Autor: Ewa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2007-09-30 21:39

Wiele rzeczy zostało juz tutaj powiedzianych, dlatego nie będę się powtarzać. Wklejam tylko jedną modlitwę św. Edyty Stein, która również przeżywała wewnętrzną ciemność i lęk.

Pobłogosław pochyloną głowę cierpiących,
trudną samotność ludzi,
niespokojny byt,
cierpienie, którego nikt nikomu nie powierzy.
Mnie nigdy jeszcze nie odebrałeś smutku.
Ciąży on mi nieraz bardzo,
lecz dajesz siłę, więc go niosę.
Pobłogosław teraz mój sen.
Pamiętaj, co Twój Syn wycierpiał
w śmiertelnym lęku.
Daj wszystkim zmarłym pokój.

(św. Edyta Stein)

 Re: Wiem, że Bóg istnieje, ale nie jest On miłosierny.
Autor: Małgorzata (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2007-09-30 21:46

Drogi Arturze
Uderzyło mnie jedno zdanie z Twojego wyznania: "ktoś chciał zdjąć klątwę, ale też nic z tego". Ktoś chciał zdjąć klątwę. Jeśli "ktoś", to chyba jednak nie katolicki ksiądz egzorcysta, który robi to w imieniu Kościoła. A tylko taki sposób zdjęcia klątwy jest dopuszczalny dla katolika. Możliwe, że wplątałeś się w jakieś świeckie egzorcyzmy, które mogą jedynie bardziej zaszkodzić, ale nie pomóc. Niewykluczone, że zetknąłeś się z jakimś prądem otwierającym na duchowość i nieświadomie dałeś się wciągnąć w jego szkodliwy nurt: amulety, horoskopy, bioenergoterapia, wschodnie sztuki walki i prądy filozoficzne, parapsychologia... Jest tego całe mnóstwo. Pełną listę znajdziesz na stronie http://www.newage.info.pl/. To jedna strona medalu, a druga, budząca większą nadzieję, to ta, że przechodzisz stan, który św. Jan od Krzyża nazywa "nocą ciemną". Podobne do Twoich doświadczenia opisuje św. siostra Faustyna w swoim Dzienniczku. A wszystko po to, żebyś stał się doskonalszy i bliższy Bogu. "Przez to wartość Twojej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które przecież próbuje się w ogniu, na sławę, chwałę i cześć przy objawieniu Jezusa Chrystusa" 1P 1,7.
Najlepszą pomocą dla Ciebie byłby doświadczony spowiednik, umiejący trafnie rozeznać Twój stan i odpowiednio pokierować, znalezienia którego z serca Ci życzę.

 Re: Wiem, że Bóg istnieje, ale nie jest On miłosierny.
Autor: Michał (---.zabrze.net.pl)
Data:   2007-10-02 13:26

W nawiązaniu do głosu poprzedniczki (Małgorzaty). Otóż to właśnie jest piękne - my błogosławieństwo, którym nas Pan Bóg obdarza, traktujemy jako ciężar nie do udźwignięcia, klątwę, którą koniecznie chcemy z siebie zrzucić! Zupełnie jak Izraelici, których Bóg usiłował wyprowadzić z niewoli egipskiej. Najpierw Możesz, miał zdecydowanie najlepszy pomysł jak to zrobić, a gdy się nie udało, to z uczestnictwa w Bożym, wykręcał się rękami i nogami. Później Izraelici, doświadczając co dzień cudów na swojej drodze, co dzień wołali: "Po coś nas wyprowadził! Nam było tak dobrze w niewoli, my chcemy z powrotem!"
Maryja też miała nieco inne plany na życie, ale nie ograniczała Bożej mocy, nie mówiła: "To nie możliwe!", tylko spytała: "W jaki sposób to uczynisz Boże?", skoro ofiarowała Bogu swoje dziewictwo, a Anioł oznajmił Jej, że ofiara została przyjęta. Pozostawiała Bogu przestrzeń wolności i wyzwolona z siebie, swoich dążeń, pragnień, pomysłów na życie, pozwoliła Bogu uczynić siebie Matką Boga, Matką wszystkich wierzących. Absurd? Bóg jest Bogiem rzeczy niemożliwych, a nie Bogiem do realizacji naszych pomysłów na nasze życie. Owszem, czasem na nie pozwala, by nas doświadczyć, byśmy mogli przekonać się jakie te nasze pomysły są żałosne i ograniczone, wobec Bożych planów. (Jaki znak dostanę? Przecież ja już jestem stary i moja żona też! Plemię wiarołomne domaga się znaku..., Przez Belzebuba wypędza złe duchy...) Nie jest Bożym celem trzymanie nas w niewoli. To może być nasz cel, ale nie Boga. Dopóki, nie wyzwolimy się z naszych pomysłów, będziemy uporczywie zdejmowali z siebie klątwę Bożych. Izraelitom poszło to tak dobrze, że skończyło się zagładą całego narodu (Jeruzalem, Jeruzalem ileż to razy chciałem was zgromadzić jak kwoka pod swoje skrzydła…) Wiara oznacza zaufanie, takie jak w tej opowieści o linoskoczku, który nad Niagarą jeździł na linie taczką wypełnioną workami z cementem i choć wszyscy wierzyli, że to zrobi, to nikt nie chciał wsiąść do taczki zamiast worków.

 Re: Wiem, że Bóg istnieje, ale nie jest On miłosierny.
Autor: 38 na karku (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2007-10-02 14:51

Arturze, jeszcze chcialam Ci napisac, ze warto sie odniesc do doswiadczenia innych. Ja np. bylabym gotowa obalic teorie Kopernika, bo na wlasne oczy nie udalo mi sie w sposob satysfakcjonujacy stwierdzic, ze mial racje, ze to Ziemia krazy wokol Slonca, ale jednak wierze doswiadczeniu innych :-) Warto szukac prawdy obiektywnej, a nie pozostawac przy swoim subiektywnym zdaniu. Warto tez rozmawiac z Bogiem - szukac odpowiedzi na swoje trudne pytania. Te pytania pozwalaja nam dojrzec w wierze.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: