Autor: Bogumiła (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data: 2007-09-28 15:54
Arturze, nikt nie jest w stanie dać ci tego, co zabrało ci życie. Twój list brzmi dramatycznie, choć nie wiem co dokładnie mówi. Może to być na przykład sytuacja, gdzie w wypadku samochodowym straciłeś rodzinę, zdrowie, narzędzie pracy, jeśli uważasz, że i szacunek - to mogło to być z twojej winy. Ale nie piszesz tego, więc mogło być zupełnie inaczej, może nawet chodzić o sprawy drobne, które wyolbrzymiasz. Być może są to straty, których już nigdy nie odzyskasz, dlatego czujesz, że zawaliło się wszystko. Nie wiem też co to znaczy, że jesteś ciężarem dla innych: finansowym ciężarem, czy nie możesz się poruszać. Nie wiem więc czy to może się z czasem zmienić.
Za dużo niewiadomych, nie będę się więc odnosić do tych ziemskich strat. Jakkolwiek by było, teraz nie to jest najważniejsze. Skoro czujesz, że straciłeś tak wiele, najważniejsze teraz - to nie stracić Boga. Bóg jest tak wielkim Bogactwem, że każde cierpienie i strata staje się przy Nim mniejsze. Nie mówię, że obecność Boga (raczej świadomość obecności Boga, bo On przecież zawsze jest obok), że obecność Boga sprawi, że nagle staniesz się szczęśliwy i radosny. Tak nie jest. A raczej: tak może być, ale w drobniejszych problemach albo dopiero za jakiś czas. Nie wtedy, gdy przeżywamy swoje dramaty na świeżo. Ale Bóg nadaje sens życiu, każdemu życiu, także takiemu życiu, które po ludzku biorąc nie za bardzo ma sens.
Dlatego postaw teraz wszystko na Boga. Wiem, jak to trudne w takiej chwili, ale zrób wszystko, żeby zatrzymać w sobie Boga. Pamiętaj: NIGDY nie będziesz dla Boga intruzem. To On przecież chciał cię Mieć. I zawsze cię będzie kochał. Ta straszna pustka wcale nie musi pochodzić od Boga, nie musi też być prawdziwa. Sam piszesz: tak to CZUJESZ. Uczucia nas często zwodzą. Uczucia często są chwilowe. Ileż to razy człowiek zakochuje się (uczucie) a chwilę potem to mija. Ile też razy nie lubimy kogoś (uczucie), a wystarczy, że przeżyjemy wspólnie miłe chwile, albo ktoś nam się zwierzy i nagle zaczynamy go lubieć. Uczucia są bardzo ważne, niekiedy bardzo mocne, zazwyczaj pomagają albo przeszkadzają - ale nie można zawierzyć uczuciu. Bo są zmienne. Poza tym do naszych uczuć ma dostęp szatan. Podsuwa obrazy, które manipulują naszymi uczuciami.
Nie do końca widzę, czy w twoim przypadku tych uczuć jest za wiele czy za mało. Człowiek w cierpieniu dużo czuje i dużo rozmyśla, dlatego wydaje mu się, że za chwilę zwariuje. Dobrze jest trochę to myślenie ograniczyć, czymś się zająć, właśnie po to żeby nie zwariować. Inna rzecz, że organizm sam siebie ratuje. Gdy przekraczamy pewien próg własnych możliwości dźwigania cierpienia, przestajemy płakać, rozmyślać, pragnąć. To jest o wiele gorsze. Blokada cierpienia (otępienie)oznacza, że cierpienie jest ponad siły i najczęściej tu już pomoże tylko lekarz. Ale z tego co piszesz wygląda na to, że ta pustka dotyczy raczej nie twojej psychiki tylko relacji z Bogiem. To wcale nie jest tak źle.
Szatan wie, kiedy uderzyć. Nie przychodzi, kiedy jesteś wypoczęty i radosny. Ale tam, gdzie jest ból, smutek, nieszczęście, tam zawsze diabeł cię odwiedzi. Przyjdzie i powie: no widzisz? i gdzie ten twój Bóg? Dalej myślisz, że cię kocha? Teraz już chyba nie uwierzysz w te bajki? - Kiedy stanie się nieszczęście, małe czy duże, bądź pewien, że szatan zadzwoni do drzwi.
Arturze, Jezusa też szatan kusił nie wtedy, kiedy strugał z Józefem deski, ani gdy ludzie Mu śpiewali hosanna. Szatan kusił, gdy Jezus był głodny, spragniony, zmęczony 40-dniowym postem.
A czasem jest tak, że te trudne chwile Bóg "wykorzystuje" by oczyścić naszą wiarę. Nam się to często wydaje okrutne. Właśnie to co nazywamy "Bóg nas nie słucha, Bóg nas opuścił, Bóg nas nie kocha". To są nasze małe ciemne noce. Wiem, słowo "małe" wydaje się być nie na miejscu, odczuwamy to jako coś ogromnego. Ale mówię "małe", bo najczęściej Bóg nam jednak coś ludzkiego zostawia. Wielkim świętym zabierał dużo więcej, noc była czarniejsza, oni po takim ogołoceniu byli już święci. Nam Bóg te ciemne noce dozuje często po kawałku, bo nie umielibyśmy ich znieść. Kiedy tracimy w życiu to, co dla nas najcenniejsze, kiedy wali się wszystko, na czym opieraliśmy swoje życie, swoje szczęście, sens istnienia - wtedy się okazuje, że kochaliśmy Boga za cukierki. Wierząc oczywiście, że jest inaczej. Zbyt wierzymy własnym uczuciom. Mamy dobrą wolę i trudno nam uwierzyć, że często kochamy Boga tylko dlatego, że nam z Nim jest dobrze. Każdy to "dobrze" inaczej czuje, rozumie. Czasem to są wysłuchiwane modlitwy, czasem to są uczucia na modlitwie (choćby "niewysłuchanej"), czasem to jest własna duma (jaka to nie jestem święta), czasem zachwyt i pochwały innych, czasem odnalezienie swojego miejsca na ziemi (praca w parafii, wspólnota bliskich). Kiedy tych rzeczy zabraknie, albo z powodu tragedii przestają one być ważne - może się okazać, że sam Bóg, bez tych cukierków, jest dla nas nikim. Trzeba pomyśleć, czy wujek, który już nie przynosi prezentów, nadal jest kochanym wujkiem czy tylko nudnym facetem. Dopiero teraz okazuje się ile jest warta nasza wiara. Czy dalej uklęknę do modlitwy.
To dlatego szatan tak nas męczy. Bo potem będziesz silniejszy. Szatan pociesza szybciej niż Bóg. Atakuje zmysły. Jest tyle przyjemnych rzeczy, pomagających zapomnieć. Bóg cię nie kocha, a ja moge ci tyle dać. Nie potępiajmy tych, którzy dali się skusić. Nigdy nie wiemy czy w ich sytuacji mielibyśmy więcej siły. Może przy nas szatan nie był aż tak agresywny.
Szatan pociesza szybciej niż Bóg, ale tylko na chwilę. Tylko Bóg pociesza naprawdę. Trzeba jednak na nowo w Niego uwierzyć. Na nowo uwierzyć w Jego miłość. Trudno uwierzyć, gdy się widzi pustkę. Przychodzi wiara połowiczna, tak jak piszesz. Wiara w Boga tak, ale w Boga, który mnie nie kocha. Jeśli się nie próbuje tego zmienić - kolejnym etapem jest utrata wiary. No bo doskonale wiemy, że nie ma Boga, który nie kocha. Jeśli nie kocha to Go nie ma.
Arturze, walcz o Boga. Piszesz: im gorliwiej się modlę, tym więcej spotyka mnie nieszczęść, jeżeli przestanę się modlić, to dzień minie jakoś lepiej. To może się czasem zdarzyć (tak samo jak i odwrotnie), ale może też być inaczej. Gdy się modlisz - podświadomie liczysz na poprawę, na coś dobrego, lepszego. Gdy nie przychodzi - czujesz się gorzej niż wtedy gdy się nie modlisz. Gdy się nie modlisz - nie czekasz na zmiany, poddajesz się życiu, a wtedy mniej czujesz, rezygnujesz z oczekiwania na coś. Nie sugeruj się takimi odczuciami. To tak jak wierzyć w czarnego kota. Przecież czasem możesz złamać nogę. Zapominasz jednak, że tysiące razy nogi nie złamałeś. Pomimo czarnego kota, trzynastego, piątku, przejścia między dwiema kobietami itp.
Arturze, czujesz się jak na pustyni, bo jesteś na pustyni. To bolesne, ale nie musi być złe. Choć w tej pustce nie widzisz Boga, ani nie czujesz - mów do Niego. On sam o to prosił. On mówił, że cię kocha. Nie słuchaj głupot szatana. Uwierz Bogu. Ja wiem, jakie to strasznie trudne - modlić się "w pustkę". Ale to ty Go nie słyszysz, a On słyszy.
Wiesz, wyobraź sobie, że masz przed sobą dużo rozbitego szkła, albo gwoździe. Możesz iść po tym pomaleńku, stopkami, i rozważać każdy odcień bólu. A można przeskoczyć. Wielkie cierpienie nie jest dobrym czasem na roztrząsanie wszystkiego. W to wchodzi szatan z pokusami. O wszystkim pogadacie z Bogiem, jak będzie lepiej. Teraz spróbuj uwierzyć omijając przeszkody. Przeskoczyć wątpliwości. Zawiesić wątpliwości. Zostawić je na później. Uwierzyć, że po drugiej stronie przepaści jest Bóg i cię złapie. Nie wiem jak to powiedzieć. Jeśli modlisz się choć nie wierzysz, to znaczy, że wierzysz. I odwrotnie.
Musisz podjąć decyzję. Czy chcesz Boga zostawić, czy chcesz nadal wierzyć. Jeśli chcesz wierzyć, to zachowuj sie dokładnie tak, jak wtedy, kiedy wierzyłeś, że cię kocha. Przekrocz własną niewiarę. Ja nie umiem tego opowiedzieć, jak to się robi, ale ja wiem że się da. Ja to kiedyś zrobiłam. Bo bałam się, że Go stracę. Tylko nie myśl, że to jeden krok. To może trwać długo. Ale żyj tak, jakbyś wierzył w Jego miłość, a On pokaże ci drogę.
Wielu rzeczy da się nauczyć. Chodziłeś kiedyś po ściernisku? Ja jestem z dużego miasta, ale do 15 r.ż. całe wakacje spędzałam na wsi, ciężko pracując w polu z innymi. W polu pracowało się w butach, ale w wolne wieczory biegaliśmy na bosaka, to wielka przyjemność. Czasem na drodze było ściernisko. Chłopcy ze wsi przebiegali po nim bez mrugnięcia okiem. A ja? Po czterech krokach chciało mi się płakać z bólu. Stopy bolały coraz bardziej, nim zrobiłam następny krok, już wcześniej czułam jak ten krok boli, stawianie nogi trwało całe wieki. Chłopcy mieli radochę. Skręcali się ze śmiechu widząc, jak ja wykręcam stopę próbując stanąć pomiędzy jedną słomką a drugą. A potem się tego nauczyłam. Nauczyłam się, że nie trzeba stawać z góry tylko z boku, jeździć jak na łyżwach, iść szybko i stanowczo, że nie trzeba myśleć o bólu, że łatwiej biegać niż iść i że jest wtedy krótszy ból.
Czasem człowiekowi wydaje się, że czegoś się nie da. Ale to dlatego, że nie widzi celu. Wtedy droga może się wydawać ponad siły. Jeśli jednak jest coś, czego chcesz, to drogę znajdziesz i będzie ona do przebycia. Jeśli na razie straciłeś ziemskie cele, uratuj w sobie Boga.
Uwierz, że cię kocha. Co to znaczy? Nie rozmyślaj o tym, że Go nie ma, ale że jest, nie że nie kocha, tylko na czym teraz może polegać Jego miłość, nie że nie słucha, tylko czego może teraz ode mnie chcieć. Jeśli nie słyszy, to widać trzeba podejść dwa kroki dalej, to usłyszy. Jeśli nie widzi, to pewnie trzeba się wdrapać schodek wyżej, to zobaczy. Dopóki wierzysz, że Bóg jest, - naprawdę jest dużo łatwiej. Bądź z Nim, bo potem możesz przestać wierzyć, że jest. Jeśli trudno ci uwierzyć, że Bóg cię kocha, przykucnij pod Jezusowym krzyżem i wsłuchuj się, jak On mówi do Ojca: "Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił..." (Mk 15,34). Czy nie czujesz się właśnie dokładnie tak samo? To są uczucia. To jest jęk człowieczego serca. A potem było zawierzenie: "W ręce twoje oddaję..." (Łk 23,26).
Bo tak naprawdę, to wierzę, że Ty mnie kochasz, Boże.
|
|