logo
Czwartek, 28 marca 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Chcialbym zalegalizowac zycie w czystosci.
Autor: Krzysztof (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2009-03-01 13:59

Witam
Mam 31 lat. Chciałbym się dowiedzieć czy mogę jakoś zalegalizować w Kosciele życie w czystości (celibatariusz) ?

 Re: Chcialbym zalegalizowac zycie w czystosci.
Autor: maksiu (---.csk.pl)
Data:   2009-03-01 14:55

Zalegalizowwać? Czyżby czystość była nielegalna? :)

 Re: Chcialbym zalegalizowac zycie w czystosci.
Autor: wiśnia (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2009-03-01 15:57

A życie w czystości (celibacie) jest nielegalne?

 Re: Chcialbym zalegalizowac zycie w czystosci.
Autor: Krzysztof (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2009-03-01 17:19

Oczywiście czystość (celibat) nie jest nielegalny, to przecież byłby absurd. Słowo "zalegalizować" należy łączyć z Kościołem. Jak wiadomo w Kościele istnieją obrzędy konsekracji dziewic. Moje pytanie dotyczy oferty Kościoła w stosunku do mężczyzn.

 Re: Chcialbym zalegalizowac zycie w czystosci.
Autor: susane (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2009-03-01 17:25

Np. męski instytut świecki życia konsekrowanego
www.cristore.of.pl

 Re: Chcialbym zalegalizowac zycie w czystosci.
Autor: ag (---.centertel.pl)
Data:   2009-03-01 17:51

Krzychu, najprosciej jesli jestes przy jakims instytucie świeckim lub ruchu lub wspolnocie zycia apostolskiego, w ktorych przewiduje sie taki styl zycia (jest takich wiele). nalezy jednak rozroznic sluby, przyzeczenia zycia radami ewangelicznymi a podjecie jedynie slubu zycia w czystosci, wiec poszukaj pod tym katem.
musialbys jednak wpierw wejsc w dana duchowosc i przejsc etapy formacji zapewne.
podjac taki slub mozesz tez prywatnie na rece Twojego spowiednika, on jest rownie wazny, ale jezeli zalezy Ci na oficjalnej uroczystosci temu towarzyszacej to poszukaj jednak grupy, zawsze bedzie tez wsparciem w tym zyciu i pomoca w formacji i nie musi to byc wspolnota zycia.

 Re: Chcialbym zalegalizowac zycie w czystosci.
Autor: ktosia (---.pl)
Data:   2009-03-01 17:58

Myślę ze najlepiej pytac u źródła, czyli w diecezji. A bliżej to u swojego proboszcza

 Re: Chcialbym zalegalizowac zycie w czystosci.
Autor: sceptyk (---.sds.uw.edu.pl)
Data:   2009-03-02 10:05

To bardzo wygodna koncepcja. Zdejmująca odpowiedzialność. Nie chcę się całkowicie poświęcić Bogu, jak księża i zakonnicy, bo nie chcę rezygnować z dotychczasowego świeckiego życia. Ale jednocześnie mam opory przed zakładaniem rodziny i wzięciem w ten sposób odpowiedzialności za drugiego człowieka.
A więc, miast prawdziwej miłości (tej do drugiego człowieka) będę pielęgnował w sobie egoizm, dorabiając do tego ideologię poświęcenia, dosyć abstrakcyjnej (bo mierzonej subiektywnym odczuciem, a nie konkretami) miłości do Boga i powołania do samotności.

 Re: Chcialbym zalegalizowac zycie w czystosci.
Autor: Bogumiła (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2009-03-02 12:51

Hola hola, sceptyku. A jakie to masz prawo osądzania drugiego człowieka? I to aż tyle niedobrych słów. Skąd wiesz o czym Pan Bóg z Krzysztofem sobie pogadali? Skąd wiesz, ile Krzysztofa ta decyzja kosztowała? Do indywidualnego powołania nikt nie ma prawa się wtrącać. Po drugie - a sam spróbuj przeżyć całe życie w samotności z wyboru, czyli nie oczekując na zmianę, i zobaczysz jakie to bardzo wygodne i miłe. :))

Krzysztof, ponieważ jest to bardzo poważna sprawa i chcesz się związać postanowieniem na całe życie (rozumiem, że chodzi o celibat, bo czystość obowiązuje każdego, i kapłana, i osobę samotną, i małżonka), to koniecznie rozmawiaj o tym w konfesjonale. Nim podejmiesz ostateczną decyzję, postaraj się o stałego spowiednika, czy kierownika duchowego, żeby z nim ten temat "przerobić". On cię lepiej pozna i może sam zaproponuje jakąś drogę, albo lepiej oceni czy ty dobrze wybrałeś. Droga samotności, bez rodziny i równocześnie bez wspólnoty, która ciągnie w górę i podtrzymuje w pokusach i bólu, jest bardzo trudna. Jest jeszcze inny problem. Rezygnacja z miłości, do której jest powołany każdy, ma sens, jeśli rezygnuje się z niej dla innej miłości. Czy masz już na widoku "coś" czemu chcesz się poświęcić? Czyli jak chcesz w tej samotności realizować miłość i płodność, do której jesteśmy powołani wszyscy. Czyli jeszcze inaczej: czemu/komu chcesz poświęcić tzw. "wolny czas". Musisz mieć jakąś wizję swojego przyszłego życia, przynajmniej na najbliższe lata po podjęciu decyzji (bo wiadomo, w przyszłości życie czasem stawia wszystko do góry nogami). O tym wszystkim musisz porozmawiać z kierownikiem duchowym, który w takim życiu będzie dla ciebie kimś bardzo ważnym, skoro nie będzie obok kogoś bliskiego, wspólnoty, przełożonych. Musisz mu pokazać swój sposób na życie :))) Myślę, że odkrycie tego przyszłego swojego życia pomoże ci także w podjęciu właściwej decyzji tej "legalizacji" celibatu, czyli już to wskaże twoje miejsce w Kościele.

 Re: Chcialbym zalegalizowac zycie w czystosci.
Autor: Piotr (---.netia.com.pl)
Data:   2009-03-02 12:52

Ale zycie w czystosci JEST legalne. Ba, nawet od swoich uczniow Bog tego wymaga. Nic nie musisz legalizowac - tak, jak jest - jest OK. Zyj w czystosci, zadnych papierkow Bogu podpisywac nie musisz (bo i po co?).
Chyba, ze chodzi Ci o jakas forme poslugi instytucjonalnej w Kosciele: wtedy zostan np. stalym diakonem (www.diakonat.pl) bedac jednoczesnie kawalerem. I masz co chcesz - obowiazuje Cie slub kawalerstwa do konca zycia.
Bo czystosc, to kazdy z nas ma zachowywac niezaleznie od stanu, w jakim jest.
Swoja droga pojecie "czystosc" ma chyba wiele znaczen. Jesli ktos nie grzeszy przeciw 6-temu i 9-temu przykazaniu - zyje w czystosci. Takze uczciwy malzonek/nka co wieczor starajacy sie razem we wlasnej, malzenskiej alkowie o powiekszenie rodziny.

/.../

Wykasowałem akapit nt. celibatu. Celibat to nie czystość, jak Pan sugeruje. Celibat to życie w stanie wolnym, bez małżeństwa. Ergo: złamanie celibatu nie dokonuje się przez seks. Celibat łamie w momencie zawierania małżeństwa. I tyle.
moderator

 Re: Chcialbym zalegalizowac zycie w czystosci.
Autor: Piotr (---.netia.com.pl)
Data:   2009-03-02 13:09

Eeeee... Chyba jedziesz za daleko. Co zlego jest w zachowaniu czystosci i w celibacie? Czytales Ewangelie sw. Mateusza, rozdz. 19-ty?
Ja na ten przyklad nie czuje sie na silach zalozyc rodziny. Nie chce ciagnac tego wozka na sile i pod przymusem, wylewajac stres po godzinach na rodzine. Jestem wystarczajaco szczesliwy bedac kawalerem i zyjac w czystosci, choc materialnie prawdopodobnie stac byloby mnie na rodzine: baze mam: dom, samochod, jakies tam skromne oszczednosci i rece do pracy. Ale nie mam odpornosci psychicznej i na widok dzieci nie czuje przyplywu chemii w mozgu. Wrecz odwrotnie: dzieci mnie denerwuja - trzeba sie nimi zajmowac, chodzic kolo nich, wstawac w nocy, pieluchy przewijac... Ja po prostu czuje, ze to nie dla mnie. Uczciwie i szczerze - nie mam ochoty nikogo unieszczesliwiac powolujac go na ten swiat pod moim ojcostwem. Nie chce miec dziecka i robic tego dla niego tylko z poczucia obowiazku (bo tak bym robil), bo zdaje sobie sprawe, ze bylbym je w ten sposob skrzywdzil. Nie bede na sile i na rozkaz sie zenil z kims, kto mi w glowie nie zawroci (a trudno mi teraz w glowie zawrocic, oj, trudno, dostalem taka szczepionke na tzw. "milosc", ze chyba mnie uodpornila na cale zycie), tylko dlatego, ze "tak trzeba". Dlatego, ze "tak trzeba" - to zyje wciaz i nie popelniam samobojstwa. Wystarczy tego "tak trzeba". I nie znioslbym chodzenia codziennie do pracy na 9-ta i przychodzenia o 19-tej. I tak cale zycie, jak niewolnik, odkladajac zainteresowania, hobby i przyjemnosci do emerytury. To nie dla mnie. Nie wsiadam do tego pociagu.
Nie zamierzam sie poswiecac dla ewolucji, spoleczenstwa i innych abstrakcyjnych pojec. Moge zrobic cos dobrego dla konkretnego czlowieka i w konkretnej sprawie, ale dla pojec abstrakcyjnych nie mam ochoty zniesc chocby najmniejszej niewygody.

 Re: Chcialbym zalegalizowac zycie w czystosci.
Autor: sceptyk (---.sds.uw.edu.pl)
Data:   2009-03-02 13:34

No właśnie... zainteresowania, hobby, przyjemności... O tym właśnie pisałem. Rozumiem Cię Piotrze, bo też nie czuję się na siłach. Nie lubię jednak dorabiania do tego ideologii. Nie czuję się na siłach, nie chcę ograniczać swojej wolności (egoizm się kłania, mój także - żeby nie było niedomówień), więc ubieram to w kostium poświęcenia dla Pana Boga. Chcesz się poświęcić? Idź do zakonu albo seminarium. Jeśli święcenia porównamy do małżeństwa (gdzie oblubieńcem jest Chrystus), to świecki celibatariusz, jako zatrzymanie się wpół drogi, przypomina mi konkubinat. Niby to samo, a jednak jest zasadnicza różnica.

 Re: Chcialbym zalegalizowac zycie w czystosci.
Autor: I. (---.10.11.vie.surfer.at)
Data:   2009-03-02 14:25

To ciekawe pytanie zadał Krzysztof, ale pomocy potrzebuje raczej Piotr.
Czy nie trzeba raczej patrzeć w ten sposób: "Dla kogo i jak chciałbym tracić swoje życie? Komu chcę świadczyć uczynki miłości?"
Powołanie zaczyna się od spotkania z Jezusem, który wzywa do konkretnych działań, a nie od "zapoznania się z ofertą Kościoła".
Celibat pojmowany jako sposób na uniknięcie problemów raczej nie ma nic wspólnego z Chrześcijaństwem.
Mam kilka samotnych nie z własnego wyboru koleżanek, którym trochę współczuję i denerwuję się czytając niektóre listy. Piotr nie prosi o pomoc, ale ja go proszę Piotra - znajdź sobie Piotrze jakąś wspólnotę chrześcijańską, np. Neokatechumenat, pochodź ze trzy lata, nie dal jakiś abstrakcyjnych idei, ale dla miłości Jezusa Chrystusa i zobaczysz, ze każdy następny dzień będzie dla Ciebie nową wspaniałą przygodą, niezależnie od tego czy w małżeństwie, zakonie czy celibacie. On nie chce, żebyśmy żyli tylko z obowiązku, chce, żebyśmy byli szczęśliwi. Jeśli jesteś z większego miasta, to katechezy właśnie się zaczynają, poszukaj proszę. Teraz jest właśnie Twoja wielka szansa, Wielki Post, czas łaski.

 Re: Chcialbym zalegalizowac zycie w czystosci.
Autor: Krzysztof (---.adsl.inetia.pl)
Data:   2009-03-02 19:39

Na wstępie chciałbym serdecznie podziękować Wszystkim, którzy znależli odrobine czasu odpowiadając na moje pytanie dzieląc się swoimi odczuciami, radami i wskazówkami. Pisząc swoje pytanie miałem oczywiście świadomośc, że w dzisiejszym świecie życie w czystości działa na wielu jak przysłowiowa płachta na byka. Jak inaczej można przyjąć bezprzykładny atak na moją osobę wykonany "ustami" Sceptyka. Osoba ta dość szybko osądziła mnie przypinając łatke egoizmu na dodatek opartego na ideologii (domyślam się że chrześcijanskiej) Z niecierpliwością wyczekuje już tylko oskarżenia osób żyjących w czystości o koklusz, gradobicie i trzęsienie ziemi. Nie wiem co w tym złego że będąc członkiem Kościoła szukam swojego miejsca w jego ramach i zgodnie ze swoim powołaniem. To jest moja wolność i taka jest moja Wiara.
Pozdrawiam Wszystkich

 Re: Chcialbym zalegalizowac zycie w czystosci.
Autor: ag (---.centertel.pl)
Data:   2009-03-02 20:31

Piotrze, moge tylko ostrzec - nie podejmuje sie wyboru danej drogi zycia przez zanegowanie innej, ktorej najzwyczajniej w swiecie nie chcesz wybrac z lenistwa lub innych urojonych "niemozliwosci" (Pana drogi zawsze przekraczaja niemozliwe), bo sie zdziwisz kiedys jak przeczytasz o zapieraniu sie siebie i braniu Krzyza.

Co do szczepionki - Pan Ci znajdzie taka co zawroci Ci w glowie, o to jestem spokojna, nawet jak sie obwarujesz tysiacami slubow czystosci - a raczej wtedy najszybciej, zeby nie bylo - byc moze juz na drugi dzien serio serio!
jesli jestes teraz uodporniony to sorry, ale to tylko swiadczy o tym, ze nie powinienes skladac teraz slubow, bo z jakiegos powodu masz blokade na uczucie, a ten kres moze potrwac jeszcze - widac jakies zranienie, ale nie cale zycie. celibatariusz to nie czlowiek zamkniety na uczucia, inaczej bylby bezwzglednym robotem, ktory doprowadzilby sie do frustracji z wlasnej woli.

Z ta praca to nie kumam. Czy sadzisz, ze celibatariusz nie musi chodzic do pracy?
Co do przyjemnosci tym bardziej nie kumam, bo nie sa one celem zycia celibatariusza, ale male przyjemnosci to umiejetnosc zycia wdziecznoscia.

Bog jest Osoba, a nie abstrakcja i idea. I nie musisz sie poswiecac - masz isc droga zbawienia dla siebie najlepsza, droga prowadzaca do szczescia.
sluzac konkretnemu czlowiekowi jakiego spotkasz na swej drodze.
co do niewygody. zatkalo mnie. powodzenia, skoro nie zamierzasz, ale nie musisz zamierzac - dosc ma dzien swojej biedy, wiec niewygody same Cie spotkaja.

 Re: Chcialbym zalegalizowac zycie w czystosci.
Autor: Piotr (---.netia.com.pl)
Data:   2009-03-03 00:48

Sceptyku - bardzo dobrze. Najlepiej nazywac rzeczy po imieniu i nie dorabiac ideologii do niczego.
W egoizmie nie ma nic zlego. Bo nawet przykazanie nakazujace szanowac swoje zycie i zdrowie byloby nawolywaniem do grzechu. Zeby moc sluzyc innym, trzeba najpierw zadbac o siebie. Tak wiec egoizm - jak najbardziej, ale nie na cudzy koszt, tylko na wlasny. Dawac komus z siebie - jak najbardziej, pomagac komus - jak najbardziej. Ale tylko do momentu, kiedy to jest dla mnie korzystne (rowniez korzysc duchowa trzeba w rachunek wlaczyc, oczywiscie). Ale jesli, zeby komus sytemu i pojedzonemu pomoc zerwac jablko z drzewa, swiadomie zaryzykuje zlamanie nogi to juz przesada. Nawet zasady ratownictwa sa jasne: ratownik ma przede wszystkim uwazac na siebie, nawet ryzykujac pogorszenie stanu ratowanego. Bo ratownik poszkodowany nie pomoze ani ratowanemu, ani sobie.
Czy ojciec rodziny nie dajacy jalmuzny na Caritas, bo musi dzieciom buty kupic jest grzesznikiem? Moim zdaniem nie. Jest czlowiekiem madrym. Bo jak ma wybierac miedzy dziecmi wlasnymi a cudzymi - wybiera wlasne. Gdyby wszyscy sie poswiecali zaniedbujac siebie samych, to bardzo szybko nie byloby sie komu poswiecac.

 Re: Chcialbym zalegalizowac zycie w czystosci.
Autor: Piotr (---.netia.com.pl)
Data:   2009-03-03 01:04

Dzieki za dobre slowo, ale jesli mam byc szczesliwy, to jednak wole nie robic nic na sile. Bo uszczesliwienie sie na sile to gwarancja nieszczesliwosci. A takie integrowanie sie w ramach wspolnoty - byloby dla mnie "na sile". mam nature samotnika - nie szukam kontaktow z ludzmi, nie doskwiera mi, jak przez pare dni nie mam do kogo ust otworzyc. Mam sie czym zajac - jak nie praca, to projekty prywatne - nie ma szans, zebym sie nudzil. Nie pamietam, zebym kiedykolwiek sie nudzil. Zawsze mam cos do zrobienia i dnia za malo, zeby sie wyrobic. Poza tym kiedys probowalem byc we wspolnocie, to byla Odnowa w Duchu Sw. i "wysiadlem". Jestem mocno niezalezny i BARDZO nie lubie, kiedy ktos mowi mi, co mam kiedy robic. A w tej wspolnocie tak bylo. Jak ktos nie jechal spedzac swojego urlopu na rekolekcjach ze wszystkimi - byl od razu "pod kreska". Taka wspolnota to troche jak zakon. Gdybym byl inny, to chyba bylbym juz benedyktynem. Ale jestem jak kot. Chadzam wlasnymi sciezkami i nie cierpie, jak ktos mysli za mnie. Dlatego jestem odporny na politpoprawnosc.
No i czas. Musialbym poswiecic spokojnie z jedno popoludnie w tygodniu - a tymczasem zarobiony jestem dosc permanentnie...

 Re: Chcialbym zalegalizowac zycie w czystosci.
Autor: Piotr (---.netia.com.pl)
Data:   2009-03-03 01:59

Ag, spokojnie. Nie ma szans, zebym spotkal taka, co mi w glowie zawroci. Znaczy: szansa jest, ale zmierzajaca do zera. Idzie mi juz 36-ty rok zycia i jakos dotychczas sobie dawalem rady. No i moj gust. Musi to byc Japonka, i to ladna. Japonia daleko, a ladnych Japonek w srodku - jak na lekarstwo (chociaz jak sie juz taka trafi, to scina z nog). Nie mowiac o tym, ze powinna byc madra, rozgarnieta, tolerancyjna, mila, etc, etc. Spokojnie, nie jestem idiota i twardo stapam po ziemi. Wiem, co jest mozliwe, a co nie. Poza tym - po co mialbym teraz wchodzic w malzenstwo, skoro na dzieci juz troche za pozno? No, spokojnie, 36 lat to wiek akurat na 3-cie, czwarte dziecko, nie na pierwsze. Poza tym moje geny - coz, moze to wada, ale nie zamierzam nikogo w nie wrobic. Da sie wytrzymac, ale po co sie meczyc, skoro mozna sie nie meczyc a osiagnac to samo - czyli szczescie nieswiadomosci istnienia, jakie maja obecnie moje potencjalne dzieci? Szczerze powiedziawszy, to gdybym mogl wybierac te 36 lat temu, to wybralbym opcje zero: znikam i nie bawie sie w zycie, probe, smierc i ew. szczescie wieczne. I zebym jeszcze urodzil sie z grzechem pierworodnym i jego konsekwencjami (jak podatnosc na zlo, cierpienie, choroby, sklonnosc do grzechu - czyli zatracania siebie) na karku?
Grzech pierworodny moge zrozumiec jako wade przekazywana mi przez rodzicow. Tak, jak rodze sie z 2-ma rekami, 2-ma nogami i glowa, bo moi rodzice tacy byli i takie geny mi przekazali, tak moja dusza dostaje w spadku grzech pierworodny. Czy ktos bedac przy zdrowych zmyslach i wiedzac, ze ma ciezka chorobe genetyczna, ktora jego dzieci na pewno odziedzicza, bedzie usilowal miec dziecko? Chyba musialby byc w naprawde ciezkim stanie moralnym.
Wolalbym zniknac. Bo czego oko nie widzi, tego sercu nie zal - jesli w dodatku tego serca ani oka nie ma, no i zwlaszcza, ze ani oko nie widzialo, ani ucho nie slyszalo. No, ale stalo sie. Wpadlem i za plecami sie pali. Ogien pod kotlem ze smola a wokol tylko sie diably oblizuja. Nolens volens musze isc ku zbawieniu, bo jaki mam wybor? Kociolek? Tertium non datur. Podobnie jak zolniez z poboru, wyrwany z ukochanego miejsca wsrod rodziny, przyjaciol i wrzucony w delte Mekongu, czy innego Tygrysu. Wokol kule swistaja a on co ma robic? Poddac sie? I do tego wrogowie maja bron maszynowa a on dostal zepsuty grzechem pierworodnym jednostrzalowy pistolet. Jasne, wszechmogacy dowodca mu pomoze, ale nie naprawi to jego wlasnego pistoletu - dalej bedzie musial na kazdy strzal ciezko pracowac przy otwieraniu i przeladowywaniu zacinajacej sie broni siedzac po piersi w jakims cuchnacym bagnie z pijawkami i komarami. No, ale jak wytrzyma, to dostanie order, ze ani oko nie widzialo, ani ucho nie slyszalo! A moze on nie ma ochoty ani wytrzymywac, ani dostawac orderu, ani kulki od wroga? Moze po prostu ma ochote spokojnie dalej z kumplami i rodzina popijac piwko przy grillu i cieszyc sie sw. spokojem polewajac cieplym moczem z odleglosci nie jego wojne? I co ma robic? Olac temat i po prostu sobie pojsc? Daleko by nie uszedl. Wiec MUSI walczyc, Musi wytrzymywac, bo nie ma innego wyboru. Takiej sytuacji NIENAWIDZE. Tak, jestem mizantropem.
Zadnych slubow nie skladam i nie chce skladac - uwazam to za absurd. Po co mam slubowac np. celibat, skoro i tak zamierzam w nim zyc? Czy to nie jest dorabianie ideologii do faktow? Oddawanie Bogu tego, co mi zbywa?
No i kolejne - ja nic nie neguje, ja tylko stwierdzam fakt: nie widze sie w roli ojca, to sie nie zenie. Nie widze sie w roli ksiedza - to nie ide do seminarium (wylewu by mnie trafil, gdybym musial na kazde wyjscie do miasta prosic o zgode i jeszcze dostawal przyzwoitke w postaci kumpla z lawki). Ja po prostu jestem czlowiekiem bez powolania. Serioserio. Tyle sie mowi o powolaniu jako o glosie Boga w sercu. Ilebym nie sluchal, ile rozancow nie odmowil - nie slysze nic. Zadnego wewnetrznego ani zewnetrznego glosu, zadnego pragnienia - NIC. Zawsze mozna powiedziec, ze zle sie modle, ze niewlasciwie slucham, takie tam. Zawsze mozna tak powiedziec, bo tego sie nie da udowodnic, podobnie, jak istnienia Boga.
Kiedys powiedzialem Bogu w modlitwie, ze jesli chce, abym zycie przezyl samotnie i chce mojego daru czystosci i dziewictwa - zgoda. Wiec nie mam do Niego pretensji, ze jest, jak jest. Wrecz przeciwnie. Ale zadnych slubow nie skladalem, nic nie przyrzekalem, jedyne, co mnie obowiazuje, to Dekalog. Po kiego slubowac np. czystosc, skoro i tak mnie ona obowiazuje? I tego sie trzymam jak pijany plota.

 Re: Chcialbym zalegalizowac zycie w czystosci.
Autor: sceptyk (---.sds.uw.edu.pl)
Data:   2009-03-03 10:37

"Po co mam slubowac np. celibat, skoro i tak zamierzam w nim zyc? Czy to nie jest dorabianie ideologii do faktow? Oddawanie Bogu tego, co mi zbywa?"

Lepiej bym tego nie ujął. Każdy "powołany do samotności" powinien sobie sam odpowiedzieć na pytanie, jak to jest w jego przypadku. Bo jeśli celibat chce ślubować dusza towarzystwa, kochająca dzieci, od zawsze pragnąca założyć rodzinę i w gruncie rzeczy czująca się na siłach, by to zrobić; człowiek, który nie ma problemów w kontaktach z płcią przeciwną - to ok. Piękne poświęcenie (choć dla mnie nieco niezrozumiałe). W przeciwnym razie jest to typowe dorabianie ideologii do faktów, jak to określił Piotr.

 Re: Chcialbym zalegalizowac zycie w czystosci.
Autor: I. (---.10.11.vie.surfer.at)
Data:   2009-03-03 13:45

Drogi Piotrze, zraniła Cię dziewczyna, a Ty wyciągnąłeś z tego wniosek, ze nie warto angażować się w małżeństwo. Poznałeś jedną wspólnotę, która Ci nie odpowiadała i już wiesz, że do żadnej się nie nadajesz. A jak tam było z przyjaciółmi? Może Cię któryś zawiódł i teraz już wolisz do nikogo się nie odzywać?
Tak odczytujesz Jego wolę? Nazwałabym to raczej głębokim lękiem przed podejmowaniem ryzyka. Twoje niezrozumienie idei ślubów też o tym świadczy.
Tymczasem Bogu spodobało się zbawiać ludzi we wspólnotach - rodzinach, wspólnotach zakonnych, parafialnych, apostołowie żyli razem, lud wybrany we wspólnocie został wyprowadzony z Egiptu itd itp. Pustynia w życiu człowieka jest tylko etapem, nie celem. Całe Pismo św. o tym mówi - głos Boga, którego nie musisz słyszeć w duszy, ale możesz zwyczajnie przeczytać.
Pan Bóg łaskaw, pewnie w samotności też kiedyś będziesz szczęśliwy. Ale może chce Ci dać znacznie więcej?
Bo ja w gruncie rzeczy rozumiem powołanie do celibatu, ale nie do samotności. Bardzo lubię przebywać sama i też mi nie przeszkadza, ze całymi przedpołudniami nie mam do kogo ust otworzyć, nie oglądam telewizji, słucham radia Józef, jest bardzo wygodnie i miło. Robię co chcę. Ale prawdy o sobie mogę dowiedzieć się dopiero w konfrontacji z innymi, wtedy już nie jest tak wspaniale, jest trudno, ale i pięknie, Ps 133 mówi o tym najlepiej. Ale jak mogłabym się nawracać nie starając się poznać prawdy o sobie? Czas Wielkiego Postu wzywa mnie tez do spojrzeniana na siebie w prawdzie.

 Re: Chcialbym zalegalizowac zycie w czystosci.
Autor: wiśnia (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2009-03-03 16:48

Naprawdę nie jest to ocena, tylko moje odczucie. Przeraża mnie takie myślenie, jak Twoje, Piotrze. Może strachliwa jestem :), choć starsza od Ciebie i planująca pierwsze dziecko.
Pamiętaj, że Bóg niekoniecznie zbawia w samotności, a niebo to relacje. Na pewno masz powołanie do miłości bliźniego.
Jak w końcu jest z pracą:
1. "I nie znioslbym chodzenia codziennie do pracy na 9-ta i przychodzenia o 19-tej."
czy 2. "a tymczasem zarobiony jestem dosc permanentnie..."?

 Re: Chcialbym zalegalizowac zycie w czystosci.
Autor: J (---.lightspeed.austtx.sbcglobal.net)
Data:   2009-03-03 19:56

Piotrze, po co to całe zgrywanie się. Na Forum i przed samym sobą. Przestań już wciskać ten kit. Gdyby ci wyszło wtedy, kiedy nie wyszło, nie powtarzałbyś w kółko tych samych bzdur.

 Re: Chcialbym zalegalizowac zycie w czystosci.
Autor: ag (---.centertel.pl)
Data:   2009-03-03 22:29

masz racje Piotrze "z tego co zbywa" nie sklada sie slubow. zycze powodzenia.
ale jak pijany trzyma sie plotu to po jakims czasie plot sie przechyla i w koncu zawala. bo plot to nie skala. to kiedys samo przyjdzie nie martw sie na zapas.
do niczego Cie nikt nie zmusza. zyj dalej swoim zyciem. pozwol tylko innym zyc ich zyciem, a nie dorabiac swoja ideologie do oceny ich wyboru stylu zycia, bo Twoja droga nie jest droga kazdego, tylko Twoja i tyle.
jestesmy powolani do swietosci. masz takie powolanie. amen.
jesli zyjesz Slowem na co dzien nic innego nie trzeba - masz wskazowki i mozesz odczytywac Boża wole w stosunku do siebie - nie trzeba Glosu "rob to i to" - zreszta Pan swietnie wie, zes kot i chadzasz swoimi... i nie dasz sobie wmowic ani wskazac, ktoredy masz isc i tyle - przeciez jakby powiedzial idz do seminarium to bys sie postukal w glowe i obrazil, ze nie chcesz, jakby powiedzial ze malzenstwo to bylo by podobnie, zatem co ma z Toba zrobic? hehe skruszyc Cie cierpliwoscia, az zmiekniesz, az bedziesz ulegly w Jego reku i bedziesz chcial pelnic Jego wole, a nie swoja i tyle. to moze trwac latami, moze przed smiercia sie wyrobisz, by sie Mu PODDAC. by siedziec z piwem przy grillu z kumplami, a wieczorem odmawiac brewiarz chwalac Pana i dziekujac za zycie.

 Re: Chcialbym zalegalizowac zycie w czystosci.
Autor: Bogumiła (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2009-03-04 12:00

Piotrze, rozumiem, że te wszystkie twoje słowa, które są dla większości czytających szorstkie i zimne, a przez to odpychające, wynikają z tego, że masz zespół Aspergera i patrzysz na świat bez uczuć, a tylko przez kalkulację: to warto, to się opłaca, tak muszę. Nie znam się na tym, czy jest to traktowane jak choroba. czy tylko jako opis stanu psychicznego, ale w praktyce jest to chore. Musi być ci z tym bardzo ciężko, bo to właśnie uczucia najlepiej określają jacy jesteśmy, czego chcemy, to uczucia pomagają nam w kontaktach z ludźmi, to pragnienia powodują, że decydujemy się na coś, co przynosi także cierpienie, ale oprócz czy przed cierpieniem wiele radości. Uczucia przynoszą oczywiście także ból, ale on z czasem mija, a pamięć dobrych uczuć pomaga na nowo uwierzyć. Uczucia nigdy nie są najważniejsze, bo są zmienne, ale pomagają żyć. Rozpoczynają wiele relacji międzyludzkich albo ostrzgają. Jeśli natomiast widzisz tylko oczami i rozumem, trudno ci zrozumieć mowę ciała, aluzje, nie umiesz patrzeć sercem - życie staje się zimne i nijakie.

Piszesz: "Jestem wystarczajaco szczesliwy bedac kawalerem". Ale z każdego twojego zdania wynika, że nie jesteś szczęśliwy. W każdym razie nie uczuciowo. Szczęściem nazywasz stan, w którym nie musisz się zbytnio wysilać, czyli który nie przynosi dodatkowej pracy uznanej przez ciebie za niekonieczną. To nie jest szczęście. Ty jesteś nieszczęśliwy, choć nie wiem na ile to potrafisz poczuć. Skoro wielokrotnie już pisałeś, że sam wolałbyś nie żyć, i dlatego nie powołasz do życia nowego istnienia, żeby go nie skazywać na to nieszczęście - to musisz być bardzo nieszczęśliwy. Podziwiam cię, że żyjąc w uczuciowej pustce potrafisz wierzyć, wypełniać Boże przykazania, być wiernym i starać się być dobrym dla innych. Czasem po przeżytej tragedii czuje się właśnie uczuciową pustkę i wszystko wtedy wydaje się kompletnie bez sensu. Nic nie ma prawdziwej wartości. Myśli się tylko o tym, żeby to się skończyło. Jeśli ty podobnie czujesz się przez większość swojego prawie 40-letniego życia, to musi ci być bardzo ciężko. Brak pragnień, pustka, brak odczuwania celu życia jest gorsze od odczuwania psychicznego bólu. Jeśli nie poczułeś prawdziwego bólu, nie poczujesz też prawdziwego szczęścia. Nie zrozumiesz, że można być równocześnie nieszczęśliwym i szczęśliwym i nie żałować wyboru. A tak często jest. Myślisz że dla innych jest szczytem marzeń i szczęścia wstawać w nocy do dziecka, słuchać jak się drze gdy mu zęby wychodzą i wąchać jego kupki na pieluchach? Szczęściem jest mieć żonę i dziecko, a z tym wiążą się te inne sprawy. Trudy życia trzeba po prostu przyjąć. Życie w pojedynkę przynosi z kolei ból samotności. Poczucie, że dobrze wybrałam, wiara, że to właśnie jest moje miejsce, że Bóg chciał bym tu była, pomaga tę samotność dźwigać. Szczęście które daje Bóg jest większe niż ból samotności. Każde życie natomiast, każde powołanie, przynosi jakiś psychiczny ból i niejeden raz człowiek zastanawia się co by było gdyby.

Ja ci Piotrze absolutnie nie doradzam zmian, nie każę ci żenić się "na siłę i pod przymusem" (ale nie pisz, że na dzieci jesteś za stary, bo jak ja się urodziłam to mój ojciec miał ponad 50 lat, a po mnie był jeszcze brat). Choć uważasz, że ty "nie masz żadnego powołania", to może jednak faktycznie stan w jakim jesteś jest najlepszy. Może dla innych tak jest lepiej. Możesz zapominać, że ludzie trochę inaczej patrzą na życie, niż ty. Jako mąż i ojciec, nie patrząc sercem, można łatwo skrzywdzić rodzinę, bo ani żona ani dzieci ideałami nie będą. Jako kapłan - możesz w konfesjonale wykrzywić komuś drogę.

Nie potrafię wejść w twój sposób myślenia, ale to musi być bardzo smutne życie. Tylko że i ono ma wartość. Są ludzie, którzy całe życie chorują - to jest ich krzyż i równocześnie on określa jakieś powołanie. To co przeżywasz - dla mnie jest chorobą. Myślę, że przyjęcie życia, choć się go tak bardzo nie chce - to jest bardzo dużo. Ważne jednak też, by je jak najbardziej uświęcić przez łączenie się z cierpieniem Jezusa. Możesz ten trud życia ofiarowywać za innych, którzy bardzo cierpią z różnych powodów. Możesz się też o to "spojrzenie sercem" gorąco modlić. Bóg potrafi wszystko zmienić, ale nawet jeśli nie zmieni, to samo takie pragnienie zbliży cię do ludzi. Jeśli nie samym sercem, to wolą.

 Re: Chcialbym zalegalizowac zycie w czystosci.
Autor: J (---.lightspeed.austtx.sbcglobal.net)
Data:   2009-03-04 19:25

"gdybym poszedl za glosem serca..."
"Sfere uczcuc Bog mi juz jakis czas temu amputowal na zywca. Bolalo, ale On wiedzial, ze dam rade. I zastosowal najskuteczniejsza terapie. Co z tego, ze szokowa, skoro burza trwala tylko kilka lat a potem pojawilo spokojne, plaskie jak stol morze po horyzont."
"Ja go w kategoriach ludzkich - nienawidze (ale razem z tym nadal kocham go jak siebie samego - bo jestem mizantropem i nienawidze rowniez samego siebie)"

To też twoje słowa Piotrze, prawda? Czyli doświadczyłeś i zakochania, i bólu rozstania. Teraz wiesz już tylko co to nienawiść. Masz lekki zespół Aspergera, a co za tym idzie, problemy z niewerbalną komunikacją. Nie jesteś pozbawiony uczuć, skazany na zimną kalkulację. Ty zamknąłeś się na nie. Mnie nie przekonałeś, że nie jesteś zdolny do miłości i do ponownego otwarcia się na uczucia (te "dobre" i "złe"), które jej towarzyszą. Jest ci może trudniej niż innym "odczytywać" drugiego człowieka. Ale czy istnieje łatwa miłość?

 Re: Chcialbym zalegalizowac zycie w czystosci.
Autor: salamanka (---.acn.waw.pl)
Data:   2009-03-04 23:08

Abstrahując od innych wątków wypowiedzi - dziwi mnie, z jaką łatwością diagnozujecie przez internet, u nieznanej osoby, zespół Aspergera. A czy chłopak nie może byc po prostu zupełnie zdrową osobą z bagażem bolesnych doświadczeń? Dlaczego, żeby myślec tak jak Piotr, trzeba od razu być na cos chorym?

 Re: Chcialbym zalegalizowac zycie w czystosci.
Autor: Bogumiła (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2009-03-05 14:00

Salamanko, to jest diagnoza Piotra lub jego lekarza, nie moja. Dlaczego mam nie wierzyć, że ktoś jest chory, jeśli tak pisze?
Czytając tylko jeden post, nie widać czasem człowieka. Jeśli się pamięta o czym pisał wcześniej, można go trochę lepiej zrozumieć, jest szersze spojrzenie. Oczywiście interpretacja może być błędna, nawet lekarze w realu się mylą. Powyżej widać właśnie różnicę między moim spojrzeniem a Jotki. Żadna z nas nie jest psychologiem. Ale tak czy inaczej, jest to przypomnienie Piotrowi, że to on może widzieć życie trochę innym niż jest, lub że nie powinien usprawiedliwiać się chorobą tylko zauważyć, że się coś złego w nim dzieje. Jedno i drugie spojrzenie jest dla Piotra dobre do przemyślenia.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: