Autor: Michał (---.zabrze.net.pl)
Data: 2009-04-01 13:24
To znaczy tak: katolicyzm jest pojęciem dosyć szerokim. Jak wiesz Saro, gdy jakiś reformator, czy odnowiciel protestancki, usiłuje zrealizować jakąś ideę reformującą, odnawiającą życie duchowe swojej denominacji, najczęściej kończy się to tak, że zakłada nową. W katolicyzmie, jest to po prostu kolejny ruch "przebudzeniowy", z którego być może powstanie kolejny zakon, być może jakieś stowarzyszenie świeckie, czy inny ruch kościelny, a może nic. Stąd np. Sodalicje Mariańskie, czy oazy i pełno zakonów, które z założenia są organizmami zrzeszającymi świeckich, choć konsekrowanych (w sposób szczególny, specjalnymi ślubami, poświęconych Bogu i realizujących w swoim życiu ideę zjednoczenia z Bogiem). Na ten temat istnieje wiele świadectw, najbardziej znanym jest "Dzienniczek" siostry Faustyny. Faustyna, jak każda siostra zakonna, była osobą świecką, która żyła w szczególnej zażyłości z Jezusem. Szczególnym świadectwem tej zażyłości jest właśnie "Dzienniczek", dostępny w każdej katolickiej księgarni. Oczywiście trzeba pamiętać, że jest także świadectwem epoki, stąd Faustyna wiele uwagi poświęca kwestiom dla dzisiejszych kobiet zupełnie egzotycznym. Ponieważ chorowała na nieuleczalną wtedy, a u niej bardzo późno wykryta gruźlicę, można by jej przeżycia tłumaczyć egzaltacją wywołaną przez chorobę. Innym tego rodzaju świadectwem są dzieła Edyty Stein, czyli siostry Benedykty od Krzyża, znanej Żydówki, która była bardzo wybitnym filozofem i pod wpływem studiów filozoficznych, których celem było poszukiwanie prawdy, nie tylko przeszła na katolicyzm, ale i została benedyktynką. Jej świadectwo w żaden sposób nie da się określić, jako egzaltowane. Jest osobą nieprawdopodobnie, wręcz do bólu trzeźwą. Jednocześnie, co mi bardzo przeszkadza, jest wielką niemiecką patriotką. Jest tak bardzo niemiecka, że nie ukrywa swojej dumy z tego, iż pomimo tego, że Hitler nakazał spalenie wszystkich dzieł autorów żydowskich, to sztuki jej brata oszczędzono, gdyż uznano, że są za bardzo niemieckie, by można je było spalić. Tak, więc jak widzisz, katolicy są dziećmi swojej epoki i mają swoje wady. Jedną z cech Kościoła katolickiego jest to, że skoro wyznacznikiem katolickości jest de facto wierność kilku podstawowym prawdom doktrynalnym, oraz uznanie tego, że, centrala strzegąca katolickiego depozytu, podlega papieżowi, który dzięki asystencji Ducha Świętego, ma ten specjalny przywilej nieomylności w sprawach wiary i moralności, choć sam, ze swej natury może być człowiekiem niegodnym i hańbiącym swój urząd, co bywało w historii, a jednak żadnemu nie udowodniono teologicznego błędu, to katolikiem, może właściwie być każdy. To znaczy, ktoś, kto raz do roku, albo rzadziej pojawi się w kościele "na święconkę", oraz człowiek, który żyje w nieustannym zjednoczeniu z Bogiem. Spektrum jest szerokie, ponieważ Kościół katolicki nie zajmuje się i nigdy się nie zajmował wyrzucaniem kogokolwiek z Kościoła. Owszem, bywało, że stwierdzano, że jakaś osoba stoi w sprzeczności z przekazanym Kościołowi depozytem wiary i jeśli taka osoba nie chciała zmienić swoich poglądów, to samoczynnie wyłączała się ze wspólnoty Kościoła, co ten potwierdzał, dla ostrzeżenia innych, że te poglądy nie są katolickie. Oczywiście z racji powiązań wiary z władzą świecką problem jest znacznie szerszy, ale to osobna historia. Stąd w Kościele jest miejsce dla bardzo wielu, bardzo różnych katolików. Ogromna większość świeckich katolików w Polsce nie ma pojęcia, co to takiego bliska relacja z Bogiem, z Jezusem. Ale to się bierze stąd, że nikt im tego nie pokazał, nie wytłumaczył, nie zachęcił do pielęgnowania takiej relacji. Trzeba pamiętać, że przez 45 lat komunizmu, wiara w Polsce była spychana na margines, w sferę prywatną, stąd do dzisiaj taka publiczna manifestacja wiary jest dla katolików kulturowym szokiem. Co nie oznacza, że, nie są oni w takiej relacji z Bogiem. Moja Babcia, która urodziła się w 1903 r. w zaborze rosyjskim i skończyła tylko 3 klasy podstawówki, swoją Biblię w tłumaczeniu ks. Jakuba Wujka, miała zaczytaną doszczętnie. Karola Wojtyłę ukształtowała religijność jego ojca, oraz księgowego (buchaltera), Jana Tyranowskiego, z tego samego pokolenia, któremu w bliskiej relacji z Bogiem przeszkadzała praca zawodowa, więc trochę jak św. Paweł został krawcem, by nic mu nie przeszkadzało w relacji z Bogiem i by mieć więcej czasu, we wprowadzanie młodych w tajniki wiary. On wprowadził Wojtyłę w duchowość karmelitańską, a więc w teologię św. Jana od Krzyża, (który z kolei łączył stany mistyczne, czego efektem jest przepiękna poezja mistyczna, z praktycyzmem życia zakonnego posuniętym do bólu). Teraz do poczytania jest korespondencja pomiędzy lekarką Wandą Połtawską (przyjaciółką i uczennicą Papieża) a Karolem Wojtyłą, która stanowi świetne rekolekcje duchowe, dla kogoś, kto chce być bliżej Boga. Bardzo dobrze ma się także Polska współczesna świecka, jak i zakonna poezja religijna, która jest dobrym odzwierciedleniem przeżyć wynikających z bezpośredniej relacji z Bogiem. Dwaj ostatni papieże Jan Paweł II i Benedykt XVI, podkreślają bez przerwy, że nie jest możliwe bycie chrześcijaninem bez osobistej relacji z Jezusem, bez spotkania dwóch osób, przemieniającego życie człowieka. Wy protestanci, żyjecie we wspólnotach kościelnych, które de facto są odpowiednikami katolickiego życia zakonnego, my katolicy, z racji pluralizmu życia katolickiego musimy ten ideał życia z Bogiem realizować różnie.
|
|