Autor: Bogumiła (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data: 2009-04-15 14:06
Jedni mogą powiedzieć, że ich bawią i smucą takie pytanie, inni, że ich bawią i smucą takie odpowiedzi. A problem w tym co rozumiemy pod pojęciem "potrzeba serca". Jeśli jest to uczucie pragnienia, tęsknoty, radości ze spotkania z Bogiem - to jest oczywiście piękne. Przy takich uczuciach wszystko się chce :))) Gdy takie uczucia są, człowiek w ogóle nie dopuszcza myśli, że kiedyś ich braknie. Pomijam już fakt, że uważamy się wtedy za ich twórcę i właściciela, że one istnieją dlatego, bo ja jestem taka wspaniała i święta ;)) No i nie rozumiemy, że ktoś tego nie czuje, i że wcale nie jest przez samo to gorszy.
A potem, kiedy przychodzi kryzys (nie wiary, tylko najpierw uczuć), kiedy o każdą modlitwę trzeba z sobą walczyć, dopiero się wtedy zaczyna rozumieć innych. To nie musi być nic złego, brak uczuć nie oznacza że już nie kocham, brak odczuwalnej wiary nie oznacza, że nie wierzę. A potrzeba serca to nie tylko wzruszenia, ale także potrzeba bycia wiernym, choć się nic nie czuje. To jest dowód mojej miłości, tej dojrzałej. Za uczuciami do Boga można potem bardzo tęsknić, ale ich się samemu na zawołanie nie "zrobi". Nawet więcej: to sam Bóg często zabiera te uczucia, żeby nas oczyścić z egoizmu, żebyśmy nie byli z Bogiem tylko dla własnej przyjemności, dla wzruszeń. Bo jeśli wiara nie będzie oparta na czymś mocniejszym, to nie wytrwamy. No ale bez uczuć wszystko jest trudniejsze.
Te wszystkie "obowiązki" wobec Boga są bardzo ważne. One są sprawdzianem dobrej woli. Odpowiedzi na te pytania szuka się najpierw wtedy, kiedy się jeszcze tych pięknych uczuć nie poznało, i potem gdy się je chwilowo utraciło. Nie "czuje" się potrzeby, ale chce się być w porządku. Co w tym złego?
Owszem, może to być zwykłe lenistwo. Ale może też być inaczej: złe samopoczucie, niepewność czy się zdąży z pociągu, nagły nalot gości gdy się planowało wieczorną mszę. W podobnych sytuacjach, jeśli okazałoby się że MUSI SIĘ, to ktoś stanie na głowie i pójdzie. Jeśli się nie musi, to na tej głowie stawać nie będzie. Jak nie ma obowiązku, no to nie ma obowiązku. Nie możemy oskarżać, że ktoś wybrał wtedy szatana. Za to na pewno chce żyć w zgodzie z przykazaniami. I dobrze.
A pomijając wszystko inne: pytająca Małgorzata BYŁA w niedzielę wielkanocną w kościele, choć była już na mszy świętej (niedzielnej, rezurekcyjnej) w sobotę wieczorem czy w nocy. Nie ma więc powodu ani się tym bawić, ani smucić. Chodzi tu o wiedzę, do której mamy zawsze prawo.
|
|