Autor: Bogna (---.chello.pl)
Data: 2010-08-07 09:47
"wierzę, ze Bóg mi wybaczył w sakramencie pokuty, jednak miewam różne lęki i nie potrafię wybaczyć sama sobie błędów jakie popełniłam." -
Zdanie to zawiera w sobie nieprawdę i zaprzeczenie. A co jeszcze gorsze, także to, że stawiasz siebie wyżej Boga. Bo gdyby rzeczywiście było tak jak piszesz, przestałabyś się lękać (lęk świadczy o braku zaufania) i wybaczyła sama sobie, skoro masz świadomość, że Bóg Ci wybaczył. Bo ponad Miłosierdzie Boże stawiasz swoje emocje. Nie jest moim zamiarem dołowanie Cię w tym momencie, ale próba skierowania Twojego myślenia na inne, bardziej realne, tory.
"w duchu jednak wiem, ze nie było to celowe, nie chciałam różnić sie od znajomych, nie byłam na tyle silna, żeby sie przeciwstawić i teraz cierpię z tego powodu, iż te grzechy wracają w mojej głowie i nie umiem sobie ich wybaczyć, mimo, że korzystam z sakramentu pokuty." -
I znowu zaprzeczasz sama sobie i jeszcze nieudolnie próbujesz uwolnić się od winy za swoje upadki. Bo przecież to Ty dokonywałaś wyborów, a nie koledzy ze studiów. Słusznie więc cierpisz, kiedy te grzechy do Ciebie wracają. Ale kiedy już całkowicie zaufasz Bogu i oddasz Mu to wszystko, co Cię boli - uspokoi się wszystko w Twojej duszy. Bo nie jest takie istotne to co robiłaś w czasie studiów (Pan Bóg wie, że człowiek ma naturę skłonną do upadków, skażoną skutkami grzechu pierwszych rodziców. Nikt nie jest Aniołem), ważna jest obecna Twoja postawa. To, ze zrozumiałaś na czy polegały i czym były Twoje błędy. Żałujesz za to, że je popełniłaś. Pragniesz poprawy. Pan Bóg Ci wybaczył w sakramencie pokuty i pojednania i tego się trzymaj. A że grzechy (pamięć o nich) wracają? Cóż takie jest życie - jednym bardziej, drugim mniej. Myśli mają to do siebie (m.in. także te o popełnianych grzechach), że przychodzą do głowy i będą przychodzić znienacka, albo na zasadzie skojarzeń, przypomnień. Trzeba im na to pozwolić, ale wyrzucić, nie zatrzymywać, nie roztrząsać. Trzymaj się wiary w to, że Pan Bóg wybaczył, nie pamięta już Twoich grzechów, oczywiście jeśli spowiedzi były szczere, nie świętokradzkie - nie zataiłaś żadnych grzechów.
"czy osoba, która popełniła błędy ma szanse na milosc prawdziwa i czysta mimo tego, iż w życiu nie do końca wszystko było przemyślane? mam dylemat czy wtedy kierował mną Bóg i tak właśnie miało być mimo wszystko?" -
Oczywiście, że tak. Każdy człowiek ma szanse i prawo do miłości. Bo właśnie Miłość jest prawdziwa. Bo Bóg stworzył nas z Miłości i do miłości powołał. Bo ona jest najważniejsza w życiu człowieka. Poczytaj sobie w chwilach smutku i niewiary Hymn o Miłości św. Pawła, Apostoła (1 Kor 13, 1-13). Nie przyjdzie Ci więcej do głowy taki absurd, że to Bóg kierował, czy kieruje Twoją grzesznością, że prowadził Cię do grzechu. Za nasze grzechy "odpowiedzialny" (napisałam specjalnie w cudzysłowie, bo nie tylko on, ale przede wszystkim to my sami - nie musimy przecież ulegać pokusie, wręcz przeciwnie, mamy ją zwalczać w sobie) jest szatan - wróg Boga i ludzi, wróg harmonii pomiędzy Bogiem a człowiekiem. Nie ma tak i nie miało być, że popełniasz grzechy. Takie myślenie zahacza o predestynację, która jest błędna, fałszywa. Bóg, chociaż ranią Go nasze grzechy, nasze wybory, w swojej wielkiej miłości pozwala nam dokonywać wyborów (nawet tych złych), bo szanuje naszą wolną wolę, czyli swój własny dar, którego udzielił człowiekowi w akcie stwórczym. I nie jest tak, że zostawił nas z tym darem samym sobie. Nie. Ustami Proroka mówi: "Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa i wypiszę na ich sercu. Będę im Bogiem, oni zaś będą Mi narodem. I nie będą się musieli wzajemnie pouczać jeden mówiąc do drugiego: Poznajcie Pana! Wszyscy bowiem od najmniejszego do największego poznają Mnie - wyrocznia Pana, ponieważ odpuszczę im występki, a o grzechach ich nie będę już wspominał" (Jr 31, 33b-34). Boże Prawo w naszych sercach to sumienie, które, jeśli dobrze przez nas kształtowane, pomoże nam żyć tak, abyśmy doszli do domu Ojca po wypełnieniu swego ziemskiego powołania. Czego Ci z całego serca życzę.
|
|