Autor: zuzka (Bogumiła) (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data: 2010-12-06 13:26
Modlić się można bezpośrednio do Boga, albo za wstawiennictwem jednego czy wielu świętych. Nie tu widzę problem. Widzę jakieś Twoje/wasze szamotanie się, by uzyskać to, czego pragniecie. Może tu się uda, a może tu? A może tak? A może jeszcze inaczej? Dopóki będziesz w stanie takiego nerwowego poszukiwania, będzie Ci trudno o wiarę i nadzieję. Nie ma modlitwy gorszej, nie ma gorszego świętego. Trzeba zaufać Bogu, a prawdziwe zaufanie wprowadza spokój, ciche oczekiwanie. Szamotanie się oznacza brak zaufania. Oznacza albo niewiarę w to, że Bóg Ciebie też kocha, albo żądanie zamiast prośby (MUSISZ dać), albo brak w modlitwie Maryjnego FIAT, które jest podstawą naszej modlitwy.
Nie ma znaczenia to, jak się modlisz. A gdyby każdy z nas "podrzucił" inny rodzaj modlitwy, to próbowałabyś wszystkie po kolei czy naraz? Pięć godzin dziennie na modlitwie, żeby "odrobić" zadanie? Każdy z nas ma znaleźć SWOJĄ drogę do Boga. Dla jednego będzie to różaniec, dla innego psalmy, albo kompletnie coś innego. Dowodem, że modlitwa jest dobra, jest właśnie Twoja postawa wobec Boga, a nie imię świętego czy rodzaj formułki. Klękając przed Bogiem, poczuj się bezpieczna, poczuj, że jesteś w dobrych rękach, że On Cię nie skrzywdzi. A jeśli nawet czegoś nie dostaniesz, to dostaniesz coś innego, jeszcze bardziej wartościowego. Taka postawa wobec Boga, ufna miłość, może być nawet bez słów. TO właśnie w modlitwie jest najważniejsze.
Natomiast widzę jeszcze niebezpieczeństwo w czym innym. Jesteście małżeństwem dopiero od sierpnia. Pierwsze miesiące. Czy naprawdę już musisz być w ciąży? Rozumiem, coś tam nie gra i się boisz. Ale gdybym była Twoim mężem, to bym się załamała. Gdzie dla Ciebie jest mąż? Pierwsze miesiące małżeństwa, a Ty widzisz tylko BRAK w tym małżeństwie? Brak dziecka? Gdzie jest radość, że masz męża, że Cię kocha, gdzie czas na okazanie tej miłości? Jeśli teraz cała drżysz ze strachu, że nie urodzisz, to co będzie potem? Pocznie się dzieciątko, a Ty będziesz tylko tym żyła? I dalszym strachem, że poronisz? A jak się urodzi - strachem, że coś mu się stanie, a może być jedyne?
Naprawdę wiem, jak ważne dla kobiety jest macierzyństwo. Ale całe to nerwowe oczekiwanie na dziecko usuwa na drugi plan męża jako osobę. To on ma być teraz najważniejszy. Wycisz trochę swoje pragnienie dziecka, nie rób od razu z tego tragedii. Po trzech miesiącach małżeństwa naprawdę nie jest jeszcze czas na desperację. Piszesz: "dlatego modlitwa w intencji potomstwa jest dla nas szczególnie ważna". - Czy jesteś pewna, że dla WAS? Że i on, biorąc ślub, marzył, żeby natychmiast po ślubie urodziło się dziecko? Nie wiemy, czy Bóg obdarzy Was dzieckiem, ale Ty musisz wiedzieć, czy przypadkiem nie panikujesz za bardzo, za wcześnie, nie kierując się pragnieniami męża. Czy on nie robi tego jedynie dla Ciebie, na pewno z miłości, ale czy nie robi tego jeszcze wbrew sobie? I czy zbyt szybko nie poczuje się zagrożony narodzonym, albo nawet nienarodzonym dzieckiem? Pomyśl, czy on czuje się w waszym małżeństwem kimś naprawdę dla Ciebie ważnym?
Ten spokój przed Bogiem wszystkim Wam jest potrzebny. Tobie, mężowi i ewentualnemu dziecku, jeśli się pocznie. Ta nerwowość wcale nie jest dobrą atmosferą dla przyszłego dziecka. Może Bóg czeka, aż się uspokoisz? Może ten czas jest potrzebny na szczególne okazanie miłości mężowi?
|
|