Autor: zuzka (Bogumiła) (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data: 2011-01-13 17:08
A jednak jest pewna różnica między duszą a ciałem ;)) Dla dobra duszy można poświęcić ciało, odwrotnie nie można. Ciało nie jest nieśmiertelne. Umiera. Owszem, potem zmartwychwstaje, ale inne, przemienione, chwalebne. Nie będziemy wskrzeszeni jak Łazarz (z tym samym ciałem), ale z takim ciałem jak Jezus. Nasze ciało nie będzie zajmowało miejsca w niebie, nie będzie głodne, nie zrobi się za ciasno. No i sam fakt zmartwychwstania ciała "pozwala" nam na jego ofiarowanie. Bo ciało odzyskamy. Gdyby ciało było tak samo ważne jak dusza - Jezus nie pozwoliłby się ukrzyżować. Każde ofiarowanie życia za kogoś byłoby grzechem (zniszczeniem czegoś równego duszy, a więc najważniejszego). Dusza jest ważniejsza, ponieważ (choć jest nieśmiertelna) może "umrzeć", w sensie całkowitego oderwania się od Boga i dla Boga już nie zmartwychwstanie. Dusza z piekła nie zmartwychwstanie. Natomiast ciało może być spalone, zjedzone przez robaki, przegniłe - a Bóg i tak zrobi z niego to samo, co z ciał świętych, które wiele lat po śmierci pachną fiołkami. To co może się odrodzić (lub nie będzie w przyszłości potrzebne) jest zawsze mniej ważne.
Natomiast faktycznie, dawno odeszliśmy od obrazu ciała jako czegoś złego, grzesznego. Ciało jest darem (tak samo jak dusza i tylko w tym sensie jest podobne). O ciało mamy obowiązek dbać, po to mamy piąte przykazanie, które zawsze było aktualne, ale nie zawsze dobrze rozumiane. Ciało jest świątynią Ducha Świętego. Nauka pokazuje, jak bardzo ciało i duch tworzą jedność, jak bardzo na siebie wpływają i od siebie zależą. Nauka dochodziła do tego latami i jeszcze nie wszyscy to widzą. Tymczasem ta jedność była od początku, tak Bóg nas stworzył. Pełna harmonia. Przypomnijmy sobie raj: ludzie zaczęli mieć problemy z ciałem dopiero po grzechu. Nagle zaczęło przeszkadzać, nagle wstyd, ukrywanie się. A przecież to nie ciało zmieniło się w chwili grzechu. Dziś jest tak samo. Jeśli dla kogoś ciało jest niegodne, złe, nic nie warte, to ma problemy nie z ciałem. Ma problemy ze sobą. Ma problemy z Bogiem (czytaj: Bóg ma z nim problemy ;)) Bóg nie każe znęcać się nad ciałem. Jeśli ciało przestanie służyć, będziemy mieć problemy z okazywaniem miłości. Dlatego o ciało musimy dbać. Ciało trzeba leczyć, odżywiać, utrzymywać w dobrej kondycji. Mamy też prawo zwyczajnie cieszyć się, gdy ciało jest piękne i zdrowe. Byle tylko skupienie się na ciele nie przesłoniło reszty człowieka, byle nie było jedyne o co warto dbać.
No to co z tą pokutą? Nienaturalne rozdzielenie duszy od ciała doprowadziło przed wiekami do obiektywnie idiotycznych zachowań. Siedzenie na słupie, lizanie podłogi itd. Proszę zauważyć słowo "obiektywnie". Bo absolutnie nie wątpię, że jeśli ktoś uważał to poniżenie w sercu za słuszne i dobre, jeśli poświęcał się dla Boga, to Bóg w swoim miłosierdziu przyjął to jako wielki dar i hojnie wynagrodził. Zawsze tak było i jest, że na zewnątrz inaczej widać ofiarę, którą składamy Bogu. Choćby dzisiejsze problemy "niezakonnych singli". Jedni pozostają sami dla wygody, z lenistwa, ze strachu, a inni ofiarują to Bogu i naprawdę ofiarują wiele pięknych dobrych pragnień. Na zewnątrz ludzie widzą to samo. Oceniają, wyśmiewają, potępiają. Co czasem widać na naszym forum także. Sprawiają ból tym, którzy chcieli dać Bogu coś więcej, czy raczej inaczej niż wszyscy.
Proszę jednak nie rozumieć, że dzisiejszych singli porównuję do świętych, którzy lizali podłogę, czyli uważam, że jak zmienią się czasy, to życie singli też obiektywnie będzie idiotyczne. Chodzi mi o to, że to jest sprawa między konkretnym człowiekiem a Bogiem. My nie musimy rozumieć. Konkretnego człowieka nie wolno nam oceniać. Ale możemy oceniać czasy. Kiedyś biczowanie siebie, bolesne umartwianie wpisywało się w te wszystkie dyby, łamanie kołem i inne tortury. Taki był świat. Teraz więcej zwracamy uwagę na psychikę. Coraz częściej też i bardziej cierpimy psychicznie. Jesteśmy delikatniejsi, słabsi psychicznie.
Wróćmy do pokuty. "Rozdzielając" ciało od duszy kiedyś niszczyliśmy ciało. Teraz uważamy się za mądrych i bardzo mocno widzimy związek ducha z ciałem. Ale tak naprawdę, to zauważmy przegięcie w drugą stronę. Tak naprawdę przed Bogiem my znów na siłę rozdzielamy ciało od duszy. Bogu mamy dać duszę. A ciało? I wychodzi nam prawie "ewangelicznie" - Cezarowi co należy do Cezara. Nawet jeżeli nie oddajemy ciała diabłu, to wydaje nam się coraz częściej, że NIE WYPADA ofiarowywać Bogu tego, co ma wspólnego z ciałem. Uciekając przed tym lizaniem podłogi, zupełnie zapominamy, że jesteśmy jednością. To stąd modlimy się na przykład tylko duchem, zupełnie jakbyśmy nie mieli ciała. Na przykład tylko na leżąco. Siedząc wygodnie przed komputerem. Czasem zupełnie nie pamiętając, gdzie w tej chwili są nasze nogi czy ręce. Nie, ja nie mówię, że modlitwa na leżąco jest zła. Ale nasze ciało też się ma modlić. Choćby jakiś określony czas w ciągu dnia. A my znów uciekamy Bogu w drugą stronę. Teraz już prawie wstyd uklęknąć, złożyć ręce, pochylić głowę, przeżegnać się wyraźnym gestem. To jest druga odsłona tego co było kiedyś. Czy ciało jest zbyt ziemskie i zbyt brudne, złe, żeby czciło Boga? Ciało sobie, a ja sobie? Czy papieża też powitam na leżąco?
Dlaczego mówię o modlitwie ciała? Bo jeśli to zrozumiemy, to nie będzie też dziwne, że i w pokutę włączymy też ciało. Pokuty nie wymyślili dawni święci, bo to Biblia nas ciągle do pokuty nawołuje. Dawni święci pokutowali tylko po swojemu. To nie znaczy, że my nie możemy włączyć do pokuty także naszego ciała. Nie chodzi o biczowanie. W dzisiejszym "luzackim" świecie równie ciężka może być modlitwa, kiedy i naszemu ciału każemy się modlić. Pokuta nie zakłada, że nasze ciało, jak piszesz, to śmieć. Przeciwnie. Nasze ciało jest stworzone przez Boga, jest wielką wartością, dlatego i ono powinno brać udział w naszym oddaniu się Bogu. W modlitwie, pokucie. Tylko wtedy jesteśmy przed Bogiem jednością, całością, pełnym człowiekiem. Wstrzemięźliwość czy post, czy klęczenie przed Najśw. Sakramentem - to naprawdę nie jest udręczenie ciała. To znaczy tylko, że modlę się i pokutuję za grzechy cała, a nie "Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek". Kiedy w modlitwę czy pokutę włączymy także ciało, jest nam łatwiej się modlić. Jesteśmy bardziej dla Boga, cali dla Boga.
Zamiast uciekać w drugą skrajność, powinniśmy stworzyć jedność duszy i ciała. Bo dopiero to jest prawdziwy człowiek. Wtedy z jednej strony nie będzie problemów, dlaczego moje ciało ma brać udział w uświęcaniu, modlitwie i pokucie, a z drugiej strony nie będzie problemu z nadmiernym, nierozsądnym umartwieniem ciała. To jest jedno z wielu zadań w naszym życiu. W każdym temacie obijamy się o skrajności, żeby z czasem znaleźć coś najlepszego.
|
|