logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Oddałam życie Bogu, a ON mi rzuca kłody pod nogi.
Autor: mia (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2011-12-26 19:55

Przez długi czas modliłam się: Panie Boże, dziękuję Ci za..., proszę o..., ale czułam, że coś jest nie tak. Ciągle było źle. Pewnego dnia powiedziałam: "Panie Boże oddaję Ci moje życie. Ty wiesz najlepiej czego mi potrzeba. Ufam Ci. To było parę miesięcy temu. Od tamtego czasu zaczęło się walić wszystko. Córka choruje na anoreksję i nie da sobie pomóc. Zamieszkała z mężczyzną, którego kocha i on ją kocha. Ale on jest niewierzący. Najmłodszy syn zrezygnował z nauki po gimnazjum. Nie chce mi się pisać o innych codziennych problemach. Jestem już dosyć stara ;( i może nie rozumiem dzisiejszych czasów, ale do pewnego czasu uczestniczyłam we Mszy św. codziennie, a nawet dwa razy dziennie. Teraz niedzielna Msza św. jest dla mnie wyzwaniem. Jestem PUSTA w środku. Wiem, że Bóg JEST, ale w czasie Mszy jestem ciałem, ale na ile DUCHEM? PRAGNĘ GO, ale CHYBA JUŻ NIE WIERZĘ. Pomóżcie.

 Re: Oddałam życie Bogu, a ON mi rzuca kłody pod nogi.
Autor: Kinga (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2011-12-26 21:22

Zdaje mi się, że Bóg wystawia twoje życie na próby. Ponieważ Bóg wie najlepiej ile cierpienia i zła wytrzymasz. Nie przestawaj w Niego wierzyć i pojednaj się z Nim. Porozmawiaj z rodziną, chociaż niektórych problemów nie da się rozwiązać, albo jest strasznie trudno, a droga się dłuży niemiłosiernie.

 Re: Oddałam życie Bogu, a ON mi rzuca kłody pod nogi.
Autor: A-Mail (---.grudziadz.mm.pl)
Data:   2011-12-26 21:23

Jedynie co można doradzić, poczytaj Stary Testament, Księgę Hioba.

 Re: Oddałam życie Bogu, a ON mi rzuca kłody pod nogi.
Autor: Mariusz (---.marsoft.net)
Data:   2011-12-26 21:34

Zawierzenie się Bogu nie jest zaklęciem, które wszystko zrobi za Ciebie. W czasie tegorocznych rekolekcji był u mnie w parafii bardzo mądry ksiądz, który opowiadał o jednej rozmowie z pewnym mężczyzną, który po śmierci żony załamał się całkowicie. Mówił on, że największą ulgę przynosi mu krótka modlitwa wieczorna, bo wtedy czuje on jakby obecność swej żony przy nim. To ona go nauczyła tej modlitwy. Ksiądz powiedział, że powinien dziękować za dar modlitwy, bo gdyby nie ona, pewnie dawno już zawisnąłby na jakiejś gałęzi. Morał: Modlitwa jest sposobem, jak przetrwać czas próby - ucieczką od kłopotów. Co robi młodziutka Maryja, do której przychodzi Anioł i mówi, że porodzi Syna Boga, wprawdzie mogą Ją zabić za domniemane cudzołóstwo, ale zgadza się. A potem się modli. Idzie do św. Elżbiety ofiarując jej swoją pomoc - modli się. Jezus Chrystus - wie, że za kilkadziesiąt minut stanie przed Sanhedrynem, jutro już nie będzie żył - modli się. Apostołowie uwięzieni w celi - modlą się. Bardzo dużo dały mi te słowa. Wiesz, Bóg faktycznie wie lepiej co dla nas dobre. Wiem, że podążanie za Bogiem, za Chrystusem to jest ciężki kawałek chleba. Iść z Chrystusem to dźwigać krzyż. Moja mama ma raka piersi i bardzo cierpi przez chemioterapię, babcia dopiero wyszła ze szpitala, do tej pory na każdym kroku płacę za błędy przeszłości, codziennie widzę oczy dziewczyny, którą zraniłem i choć staram się jak mogę, muszę znosić jej obojętność, odrzucenie i często traktowanie jak śmiecia, ale wiesz? Mam modlitwę. Modlitwę, dzięki której mam siłę działać wg łaski i woli Pana, dzięki której mogę robić coś pięknego - kochać. Kochać drugiego człowieka. I wiem, że modlitwa może zdziałać cuda. I wierzę Chrystusowi - powtarzam codziennie: "Jezu, ufam Tobie" i proszę w swych intencjach. Nie wolno zwątpić. Czasem potrzeba czasu, żeby wszystko się ułożyło - "poznacie ich po ich owocach" (Mt 7,20) - módl się więc i czekaj na owoce. i okazuj miłość bliskim, co by nie robili i jak bardzo by Cię odpychali, Ty masz zadanie ich kochać - to Twój obowiązek skoro zawierzyłaś się Bogu. Módl się, rozmawiaj z bliskimi. Z anoreksji się wychodzi, poszukaj pomocy u lekarza. Módl się i działaj. Bo łaska Pańska tylko w parze z Twoimi czynami może przynieść efekty. Uwierz Bogu, że to co przeżywasz ma sens. Jaki, tego się nie dowiesz od razu, ale wejdź w ten link: http://adonai.pl/modlitwy/?id=204 - Poczytaj, zrozum, działaj. Siedząc i zamartwiając się nie pomagasz sobie. Życzę Ci wszystkiego dobrego, niech dobry Bóg Ojciec będzie z Tobą i Twoją rodziną. Amen

 Re: Oddałam życie Bogu, a ON mi rzuca kłody pod nogi.
Autor: MaBi (---.ip.netia.com.pl)
Data:   2011-12-26 21:40

1. Oczekiwałaś, że autostradę zbuduje?
2. Może po to masz wiarę, by przetrwać te trudne sytuacje?
3. Nie ustawaj w modlitwie. Ofiaruj pustkę Bogu. Liczy się wierność, nie odczuwanie.
4. Też mi się nie chce pisać o problemach.

 Re: Oddałam życie Bogu, a ON mi rzuca kłody pod nogi.
Autor: Franciszka (---.warszawa.vectranet.pl)
Data:   2011-12-26 21:43

Dziś jest drugi dzień w Oktawie Narodzenia Pańskiego. Trwamy w adoracji Dzieciątka Jezus przy Żłóbku. Przytul do swojego serca Małego Jezusa i daj się Jemu przytulić. Więcej o przytulaniu:
http://www.modlitwazajaponie.xaa.pl/pl/echo-slowa/35-zwycieska-milosc-drugi-dzien-w-oktawie-narodzenia-panskiego-swieto-sw-szczepana-pierwszego-meczennika.html

 Re: Oddałam życie Bogu, a ON mi rzuca kłody pod nogi.
Autor: Michał (---.range86-148.btcentralplus.com)
Data:   2011-12-26 22:30

Spełniła się Twoja modlitwa, czy to powód do zmartwienia|?
Na pociechę - też nie rozumiem dzisiejszych czasów i ludzi. Zbyt jestem konserwatywny, by rozumieć ludzi z pokolenia, wśród którego przyszło mi żyć w kraju. Dlatego wyjechałem. Młodzi żyją w świecie korporacyjnym, który dla mnie jest kompletną fikcją. A wartości korporacyjne, które im wpojono dla mnie są śmieciowe, bez żadnej wartości. To co cenne, nie ma w kraju żadnego znaczenia, dla większości, która decyduje o przyszłości. Dlatego nie jestem w kraju, wybrałem dla moich najbliższych i siebie społeczeństwo, które kieruje się wartościami konserwatywnymi jako ogół. Pojedyncze jednostki mogą szaleć, jak cały ten świat, wielokulturowość może sprawiać wiele problemów, ale społeczeństwo generalnie opowiada się za tym co trwałe. A sceptycyzm religijny nie musi oznaczać wrogości religijnej. Bardziej w kraju katolicyzm jest rugowany z przestrzeni publicznej debaty niż tu. Nie wyobrażam sobie, by tu ktoś mógł zbijać kapitał na walce z Kościołem. To się nie mieści w politycznej poprawności, to po prostu nie uchodzi. Przestrzeń publiczna ma być neutralna, to nie znaczy wroga religii. Polska doczekała się zmiany warty, pokolenia wychowanego w lojalności mafijnej, czyli korporacyjnej. To nie jest wierność wartościom jako takim, bo takich nie ma. To wierność stadna. I moralność stadna. Trudna do zniesienia dla ludzi, którzy chcą żyć i myśleć normalnie, według tego co w poprzednich pokoleniach stanowiło wartość obiektywną. Można się nie zgadzać z zastanym światem wartości, ale trzeba mieć co zanegować. Gdy nie ma żadnych wartości - nie ma czego negować. Do takiego świata zmierza prostą drogą kraj nad Wisłą. Prosząc Boga o więcej, o to by Twoje życie oparło się na Jego świecie wartości prosisz Boga by zesłał na Twoją głowę same kłopoty. Nie Ty pierwsza, nie ostatnia. Mnie ta przygoda zaprowadziła tu gdzie jestem, po latach trudnych doświadczeń w kraju. Nie myślałem, że tak się stanie, ale skoro ogromnej większości odpowiada to co mają, to dla mnie i moich bliskich nie ma tam miejsca. Na czymś się trzeba oprzeć w świecie, który wali się w gruzy. Kłopoty, to inne Imię Własne Pana Boga. Odwagi, bardzo jej potrzebujesz. Wszystko będzie dobrze. Tym lepiej im więcej odwagi Bóg Cię nauczy. Czytasz czasem Pismo Święte?

 Re: Oddałam życie Bogu, a ON mi rzuca kłody pod nogi.
Autor: Iwona (82.132.248.---)
Data:   2011-12-26 22:53

Jesteś na najlepszej drodze do dołączenia do jakiejś wspólnoty w twoim lokalnym kościele. To co piszesz jest prawidłowe, a nawet dobre. Nie da się przeżywać swojego chrześcijaństwa bez włączenia we wspólnotę. Eucharystia jako taka jest wydarzeniem wspólnotowym. To łamanie chleba we wspólnocie. Poszukaj jakiejś wspólnoty i dołącz do niej.

 Re: Oddałam życie Bogu, a ON mi rzuca kłody pod nogi.
Autor: weronika (---.play-internet.pl)
Data:   2011-12-27 01:15

Już sam fakt, że córka jest chora na anoreksję, bardzo dużo mówi, że w domu były problemy - to jest poważna choroba psychiczna i nie pojawia się ot tak sobie znikąd. Bo dziewczyna chce być chuda? To nie tak. Coś o anoreksji wiem. W tej chwili tylko psycholog/psychiatra będzie w stanie wyłapać błędy, które mogłaś popełnić: brak akceptacji, miłości, wieczne krytykowanie córki, za mało wsparcia, brak szacunku, wyśmiewanie córki. (Nie wiem, czy są to powody rzeczywiste, ale takie mogą być podstawy tej choroby.) Powody mogą być różne, a walka z tą chorobą to droga przez mękę. Nie ma wyjścia, bo nie leczona na 100% skończy się śmiercią. Terapia jest absolutnie wskazana. Nie oskarżam cię, ale próbuję zwrócić uwagę, że to się nie wzięło samo z siebie, z niczego. Okaż córce miłość, wsparcie i pomoc w leczeniu. Wyprowadzka to zapewne kontynuacja jej reakcji na sytuację w domu, przemyśl to. Syn być może widzi, że wykształcenie w dzisiejszych czasach nic nie daje i dlatego nie chce się uczyć? Porozmawiaj z nim. Powoli rozwiązuj wszystkie problemy, żeby nie rosły już więcej. Działaj ile możesz i módl się, módl się, módl się. Dzięki modlitwie możesz właśnie poczuć, że nie zostałaś z problemami sama.

 Re: Oddałam życie Bogu, a ON mi rzuca kłody pod nogi.
Autor: maria (---.tktelekom.pl)
Data:   2011-12-27 09:48

A może dzieci za dużo widziały cie w kościele, a za mało w domu, może twoje zachowanie w ich ocenie kłóciło się z wiarą. Nikt nie lubi być do niczego przymuszany. Pan Bóg nie chce, abyśmy niejako przez Niego zaniedbywali nasze obowiązki wobec rodziny, którą nam przecież powierzył. Bo w ten sposób wykrzywiamy Jego obraz w oczach naszych dzieci.

 Re: Oddałam życie Bogu, a ON mi rzuca kłody pod nogi.
Autor: Mateusz (---.skytech.pl)
Data:   2011-12-27 10:40

Michał: gdzie znalazłeś ową ostoję normalności? Pytam jako człowiek z korporacyjnego pokolenia, który też czasem ma dość.

 Re: Oddałam życie Bogu, a ON mi rzuca kłody pod nogi.
Autor: 38 na karku (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2011-12-27 12:33

Niejeden święty mógłby napisać tak, jak Mia, tylko trzeba udoskonalić końcówkę. Mimo wszystko ufać i Boga prosić o pomoc, a ludzi o modlitwę.
Trzeba z Bogiem znosić przeciwności. Czasem się wydaje, że zło zwycięża, ale przecież ostatecznie zwycięża Bóg. To też znaczy ufać Bogu.
Bo daje siły, bo nie własną siłą zwyciężyli św. Szczepan, św. Andrzej Bobola, św. Maksymilian Maria Kolbe i inni. I w życiu codziennym doświadczamy naszego małego męczeństwa, borykając się z różnymi problemami. A Bóg na nas patrzy z miłością, tak jak patrzył z miłością na Syna, niosącego Krzyż. My jesteśmy Jego synami w Synu. Trzeba wytrwać. Po bólu będzie zmartwychwstanie. Trzymaj się i wracaj do Pana. Wiem, zawiodłaś się na swoim obrazie Boga, ale wróć, bo warto doświadczyć Prawdy o Nim i Jego Miłości.

 Re: Oddałam życie Bogu, a ON mi rzuca kłody pod nogi.
Autor: magda (---.play-internet.pl)
Data:   2011-12-27 12:40

"Jezu, ufam Ci"? Ufam jak jest dobrze, ale jak jest gorzej, może raczej tę ufność sobie odłożę na lepsze czasy?
Powiedz, kto przerwał naukę po gimnazjum, Twój syn, czy Pan Bóg? My tak lubimy Panu Bogu wyliczać w tej naszej całej "przyjaźni" (z naszej strony i dlatego w cudzysłowie) z Panem Bogiem, jakie to fajne rzeczy zrobiliśmy, i ile tego było. Lubimy wyliczać szczególnie gdy jest ciężko, gdy wydaje się nam, że Pan Bóg chyba zapomniał o tym, a przecież powinien pamiętać i "zapłacić" za to całe dobro, które w swej łaskawości Panu Bogu wyświadczyliśmy. Chodziłam do kościoła nie tylko w niedzielę, modliłam się, a nawet kilkanaście razy była to modlitwa dziękczynna, przed posiłkami też się modliłam. Na Różaniec uczęszczałam też, w tygodniu odmawiałam Litanię do Ducha Świętego. A tu nagle ktoś mnie oszukał, ktoś okradł, inny poniżył, wątroba mnie boli i korzonki, syn dzikus, mąż jeszcze większy, że o teściowej nie wspomnę. I co wtedy? Panie Boże, nie wstyd Ci?
Tak sobie myślę, że skupiamy się na tym "biednym" Panu Bogu nie z tej strony, z której powinniśmy. A tak z trochę innej strony, podchodząc do tematu, wydaje mi się, że przeżywasz kryzys wiary, kryzys relacji z Bogiem, z sobą samą. Kryzysy, o ile ktoś mądrze do nich podejdzie, mogą być taką drabiną, trampoliną, z której skoczyć możemy wyżej, tam gdzie jest lepiej i dużo jaśniej. Kwestia tylko czy z tego w jakimś sensie dobrodziejstwa skorzystamy czy też nie. To wielka łaska, że pragniesz Boga i tego się trzymaj. Pragnienie to nie jest z Ciebie ale z Boga, który daje Ci je po coś. Masz szansę próbować swojej miłości do Boga teraz, gdy wydaje Ci się, że jest daleko. Masz szansę zobaczyć ile ta Twoja miłość jest warta. Mówi się, że "wierność pieczęcią miłości". To Ty decydujesz, czy chcesz być wierna, czy nie. Myślisz, że Bóg jest tylko wtedy, kiedy Go czujesz? A jeśli coś trudnego spada na Twoją głowę i nie czujesz obecności Boga, to już znak, że Bóg był tylko twoim wymysłem, czy tak? Jeśli tak myślisz, Bogu dzięki, że masz tak jak masz. Ufać Bogu, to ufać ZAWSZE. Najwyraźniej jeszcze długa droga tej lekcji ufności przed Tobą. Zresztą mówiąc szczerze, całe życie człowiek się tego uczy i oby zdążył. Moja rada. Nie uciekaj przed modlitwą, przed spotkaniem z Najważniejszym, który chce być kochany bez względu na to czy jest Ci miło w życiu czy ciężko. Bóg jest Osobą, pamiętaj o tym. Bóg jest Miłością i ta Miłość chce być kochana najbardziej na świecie. Pomyśl o Bogu w takich kategoriach, a nie kategoriach roszczeniowych. Ta Miłość - Bóg, oprócz tego, że pragnie być przez Ciebie kochana, kocha Cię najbardziej na świecie, jest wierna i cierpliwa, i łaskawa, mimo tego, że Ty nie jesteś w stanie, nie możesz, nie potrafisz, albo nie chcesz tego Jej dać. Bóg jest Miłością, jest Osobą, choć jej nie widać, bo jest Duchem, ale JEST bez względu na to, czy czujesz, czy jest Ci dobrze, czy nie. On JEST i działa. Doświadczenia, że Bóg Cię kocha. Tego Ci z serca życzę. Ale musisz otworzyć oczy.

 Re: Oddałam życie Bogu, a ON mi rzuca kłody pod nogi.
Autor: Aiks (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2011-12-27 12:51

mia. Twoje słowa są wołaniem człowieka, który nie godzi się z zaistniałą sytuacją życiową. I to świadczy dobrze o tobie.
Takie jest ludzkie życie, że nikogo nie omijają jego trudy, trzeba je znieść i stawiać czoła przeciwnościom. Nie zawsze jesteśmy czemuś winni, i nie zawsze byliśmy przyczyną trudnych zdarzeń. Ważne, aby zmieniać to, co można na lepsze,
dawać swoim życiem, czynami i słowami dobre świadectwo w rodzinie. Ważne, by wytrwać do końca. Być może to niełatwe trwanie przy Bogu, walka o normalność w rodzinie, to zadanie dla ciebie do spełnienia na obecną chwilę? Choć czujesz opuszczenie, jednak nie jesteś sama, Pan jest z tobą.

 Re: Oddałam życie Bogu, a ON mi rzuca kłody pod nogi.
Autor: lola (---.cable.net-inotel.pl)
Data:   2011-12-27 14:05

To szatan rzuca kłody, żeby z powodu tych trudności dodatkowo oddalić Cię od Boga. Zbliż się jeszcze bardziej do Boga, to ujrzysz światło.

 Re: Oddałam życie Bogu, a ON mi rzuca kłody pod nogi.
Autor: Michał (---.range86-150.btcentralplus.com)
Data:   2011-12-27 14:31

W konserwatyzmie angielskiego społeczeństwa. Ale zaznaczam - to nie jest dla każdego. Przy wszystkich trudnościach, czuję się tutaj bardziej niż w domu. A w Polsce, za każdym powrotem czuję się gorzej i obco. To jednak wynika ze specyfiki mojej psychiki jak sądzę. Po pierwsze, pierwszy raz w życiu wylądowałem w Anglii dopiero w zeszłym roku, pełen uprzedzeń. I od razu mi spasowało. Inna rzecz, że zawsze uwielbiałem angielski humor, rozumiem myślenie Anglików - ono wynika z ich sposobu konstruowania zdań - budują je odwrotnie, niż my i tak też myślą, mnie to absolutnie nie przeszkadza. Są od urodzenia wdrażani do uprzejmości, stąd, jak popchniesz Anglika, to pierwszy Cię przeprosi, bo nie wchodzi w zakres jego myślenia pomysł, że to Ty. W Polsce ktoś cię popchnie, potem pokaże obraźliwy gest, a na koniec zwyzywa: "Jak chodzisz baranie!" Przede wszystkim pilnują własnego interesu i nie chcą mieć kłopotów, stąd, jeśli stanowisz jakikolwiek, to się Ciebie pozbędą, ale bardzo uprzejmie i przepraszając. Zdecydowanie wolę tak. Odpowiada mi też ich sceptycyzm religijny. Jest to sceptycyzm Ateńczyków. Sam taki byłem, wiec go rozumiem. Nie jest to sceptycyzm wrogi chrześcijaństwu. Są do przesady tolerancyjni i poprawni politycznie oraz otwarci na innych. Sami z siebie raczej nie pomogą, ale jak poprosisz, zrobią co w swojej mocy by Ci pomóc (przepisy są dla ludzi, stąd np. udało mi się kiedyś zmienić bieg pustego pociągu, a jest normą stawanie w nocy autobusu między przystankami, choć kierowca zastrzega, że za to może wylecieć z roboty - przestrzegają prawa, bo ktoś je ustanowił, by był porządek). A jednocześnie szalenie konserwatywni, jeśli o stosunek do wartości, tradycji, historii i patriotyzmu chodzi. Przykład, który najlepiej to oddaje - angielski farmer kultywujący pamięć o czeskich pilotach w drugiej wojnie światowej (było ich nie więcej niż 80). Sytuacja, jaka wydarzyła się w Warszawie 11-go listopada, tu byłaby nie do pomyślenia. Zadymiarze, z p. Biedroniem musieliby odpracować wszystkie szkody, które porobili. I musieliby przejść obowiązkowe lekcje patriotyzmu (bo widocznie nie zrozumieli dobrze wartości na których opiera się brytyjskie społeczeństwo). Tu się jeździ szybko, ale przepuszcza i ustępuje miejsca. Stąd nie ma korków. Jest znaczne spowolnienie jazdy w godzinach szczytu. (Wszyscy wloką się noga za nogą). Jak jest wypadek, to jest korek. Wszyscy stoją, póki się nie zorganizuje objazdów, a droga jest zamknięta 4 godziny po usunięciu skutków wypadku, bo służby muszą dokładnie sprawdzić jej przejezdność. To może denerwować, ale nie da się ukryć, że czyni życie wygodnym. Skoro mamy tylko to, tutaj, to nie utrudniajmy go sobie i starają się je ulepszyć. (Stąd te eksperymenty genetyczne, zrozumiałe, choć nie do zaakceptowania dla chrześcijanina) No i tu nie wyobrażam sobie sytuacji, by po wymordowaniu najważniejszych osób w państwie można by było błyskawicznie ukręcić łeb sprawie. Oni o głupie Falklandy wywołali wojnę. Do królowej mają specjalne nabożeństwo i są z niej po prostu dumni. Ale trzeba posłuchać rodowitego Anglika na ten temat. Z pietyzmem kultywują i odtwarzają wszystkie ważniejsze wydarzenia z historii. Jak jest mecz międzynarodowy, to wszystkie domy są owinięte w brytyjskie sztandary. Wprawdzie to nie moja bajka (jestem Polakiem), ale bardzo mi ona odpowiada. Jest to państwo opiekuńcze, dlatego Polki rodzą tu najwięcej dzieci w całej Europie. Sam widziałem pijane młode Angielki rozebrane do rosołu i tarzające się po podłodze autobusu, którym nikt uwagi nie zwracał, ale są też porządne dziewczyny, które nigdy się tak nie zachowają. Tolerancja jest rzeczywiście duża.

 Re: Oddałam życie Bogu, a ON mi rzuca kłody pod nogi.
Autor: Michał (---.range86-150.btcentralplus.com)
Data:   2011-12-27 14:41

Mateusz, w Anglii. Duże miasta wyglądają podobnie do naszych, ale w mniejszych czymś normalnym są sklepy ze wszystkim, z tzw. badziewiem, które oni kupują, bo ich stać. Szewc, zegarmistrz, krawcowa, naprawa rowerów, itd. itp. świat, który na naszych ulicach zastąpiły biedronki, żabki, jubilerzy, punkty udzielania kredytów i banki. Idę ulicą i widzę sklep z angielskimi zabawkami - nie Chiny, tylko metalowy traktor sprzed 50 lat. Cała wystawa takich traktorów do wyboru i koloru po jednej stronie, po drugiej np. samoloty, albo samochody, albo zabawki sprzed wojny. I choć kosztuje to majątek, kupię, bo to nie chińszczyzna. A w miasteczku jest raptem 10 sklepów na krzyż. W sobotę pracują 3 godziny. W niedzielę nikt, oprócz dyżurnego supermarkeciku. I ludzie mają czas. Czas wolny, to nie jest czas, w którym jak myślę o robocie, tylko MÓJ czas wolny. I są tysiące sposobów by go spędzić. Na meczu rugby, na imprezie lotniczej, w pubie, albo podróżując pociągiem parowym cały dzień po okolicy, lub zwiedzając przeróżne muzea.

 Re: Oddałam życie Bogu, a ON mi rzuca kłody pod nogi.
Autor: Mateusz (---.hybryda.net)
Data:   2011-12-27 15:14

Dziękuję Michale. Tak podejrzewałem, że chodzi o Anglię. Sam darzę ten kraj, jego kulturę (i humor), ;) niemałym sentymentem odkąd pamiętam, choć równocześnie kocham Polskę. Szkoda tylko, że na razie terytorium, na którym żyję trudno nazwać Polską (może dożyję takich czasów?). Aczkolwiek raczej nie dane mi będzie wyemigrować. Pozdrawiam, zarówno Ciebie jak i Anglię. ;)
PS. Przepraszam za zejście z tematu.

 Re: Oddałam życie Bogu, a ON mi rzuca kłody pod nogi.
Autor: Iness (---.dip.t-dialin.net)
Data:   2011-12-27 16:27

Mia, uważam, że masz złe podejście do wydarzeń. Spójrz na to oczami Boga:
Problemy twoich dzieci pojawiłyby się tak czy siak.
Ale odkąd powierzyłaś się Bogu, masz Go po swojej stronie, tzn. masz od Niego dar siły i masz Jego pomoc w rozwiązaniu problemów. Masz dar modlitwy o dzieci. Masz dar nadziei. Masz dary Ducha Świętego: mądrości, dobrej rady, rozumu i męstwa.
Czyż nie zostałaś wspaniale obdarowana na trudne czasy? Nic tylko sięgać z wdzięcznością. Precz z narzekaniem i marudzeniem. Nie bądź Piotrem malej wiary. Tak jak Bóg jest Tobie wierny, tak i Ty okaż Mu swoją wierność niezależnie od okoliczności. Dalej, otrząśnij się z tego kryzysu zaufania, powiedz sobie: "Niezależnie od tego jak wielkie są te problemy, ale Bóg jest większy od nich i mocniejszy, a jest ze mną i nigdy mnie nie opuści. Jestem Jego córką, a On moim dobrym Ojcem, który pomoże mi w trudnościach, dlatego wyrzekam się smutku i będę żyć w nadziei. Bóg kocha Cie i nigdy nie dopuści do pokuszeń ponad Twoje siły. Ufaj w to i ufaj Jemu.

 Re: Oddałam życie Bogu, a ON mi rzuca kłody pod nogi.
Autor: Myszka (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data:   2011-12-27 19:56

To, co przeżywasz jest w pewnym sensie normalne. Bóg chce oczyścić twoją miłość. Poza tym, jeśli życie Mu oddałaś, dlaczego się martwisz tym, co dzieje się z tym życiem? Ile jeszcze trzeba się nauczyć, aby naprawdę wierzyć i ufać. Ty nadal chcesz mieć wszystko pod kontrolą, normalne. Zwłaszcza gdy cierpią ci, ktorych kochamy. Masz odwagę oddać Mu też życie swojej córki? Nieraz zawierzenie bliskich nam osób bywa jeszcze trudniejsze.
Niektórzy mawiali, że jeżeli czymś się martwisz, to oznaka, że jeszcze tego obszaru swego życia nie zawierzyłaś Bogu. Trudne to. Ale myślę, jest w tym sporo prawdy. Wiem, że burza szaleje, a tobie się wydaje ze zaraz zatoniesz. Ale co innego można robić jak tylko patrzeć na Jezusa? Dopóki św Piotr patrzył na Niego, szedł po wodzie. Jak tylko wzrok spuścił, zaczął tonąć. Wiary mu nie brakło, bo inaczej wcale by z łodzi nie wyszedł. Wiem, że to trudne. Ale skoro tych trudności aż tyle, to tylko znak, że Bóg od ciebie oczekuje większego zaufania i wiary. Chce cię mieć bliżej siebie. Jakaś wspólnota może ci rzeczywiście pomóc. Oschłość. Bóg się schował przed tobą, abyś nie polegała na uczuciach i pocieszeniach tak bardzo, ale na wierze (2 Kor 5,7). Po to, abyś stała się dojrzałą chrześcijanką. To także jest normalne. Jedno jest pewne, Bóg jest wierny w swej miłości, nie opuszcza nas. Będzie z tobą. Pomodlę się za ciebie i twoją córkę. Odwagi. Poczytaj też: J 14,1; Flp 4, 6-7; Hbr 12; Iz 43.

 Re: Oddałam życie Bogu, a ON mi rzuca kłody pod nogi.
Autor: maja (---.dip.t-dialin.net)
Data:   2011-12-27 21:42

Powierzyłaś Panu Bogu cale Twoje życie, chciałaś, by On w nim odgrywał najważniejszą rolę. I robi to, tylko Pan Bóg robi "dobrą robotę" i dlatego najpierw musi runąć wszystko, co w tym życiu jest złe, nieprawidłowe, zmurszałe, spleśniałe. Na złych fundamentach Pan Bóg nie będzie budował, bo to byłaby fuszerka. Dlatego często Bóg doprowadza do zawalenia się całych złych fundamentów, by - budować od nowa. Trzeba tylko trochę poczekać, modlić eis, ufać. Z Bogiem.

 Re: Oddałam życie Bogu, a ON mi rzuca kłody pod nogi.
Autor: Krystyna K. (---.ostnet.pl)
Data:   2011-12-27 21:45

Na początku każdego problemu stoi zawsze do rozwiązania pytanie: DLACZEGO? Jeżeli na nie "odpowiemy", możemy zacząć myśleć jak i co z tym problemem robić?
Pan Bóg nas kocha więc na pewno żadnych kłód pod nogi nam nie rzuca.
Bardzo Cie proszę nie rezygnuj z modlitwy, bo Pan Jezus powiedział: "Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam" (Mt 7,7); "Otrzymacie wszystko, o co na modlitwie z wiarą prosić będziecie" (Mt 21,22); "Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie" (Mt 26,41).
Pisze to osoba, która jest świadoma, że jest Opatrzność Boża, że Pan Bóg nad każdym człowiekiem czuwa. Może moje słowa odbierzesz jako górnolotne, nie wiem. ale najzwyczajniej "dojrzewam" i z pokorą się modlę o siłę, żeby odważnie przyjąć plany Boże. Wiem, że na pewno da mi nie to czego chcę, ale to co mi posłuży do zbawienia. Może i głupie te słowa, może trudna ta mowa, ale cóż dojrzewam. Życzę dużo sił. :) Szczęść Boże.

 Re: Oddałam życie Bogu, a ON mi rzuca kłody pod nogi.
Autor: orelka (---.merinet.pl)
Data:   2011-12-28 00:49

Też kiedyś myślałam, że jak się powierzy życie Bogu, to wszystko zacznie się układać pomyślnie i w ogóle. Wiele osób mnie w tym myśleniu utwierdzało.

Od pewnego czasu mam jednak wrażenie, że jest DOKŁADNIE odwrotnie. Tak, jakby Pan wciąż pytał: "Ale czy na pewno Mnie kochasz? Na pewno? Nawet jeśli każę ci oddać to, co wydaje ci się takie ważne i cenne? Nawet wtedy? Bez względu na wszystko?"
"Bądź wola Twoja" - bardzo trudne zdanie.

 Re: Oddałam życie Bogu, a ON mi rzuca kłody pod nogi.
Autor: Michał (---.range86-150.btcentralplus.com)
Data:   2011-12-28 12:30

Zanim zaczniecie na nowo Amerykę odkrywać (nie nie wybieram się - dla ciekawskich, chociaż, któż to może wiedzieć, ale to już chyba w innym życiu), przywołam św. Jana od Krzyża, który pisze, że Bóg narzuca nam rozłąkę, aby nauczyć nas samodzielnego kroczenia w kierunku twardej rzeczywistości. Ideałem byłoby, gdybyśmy sami podjęli ten trud, skoro jednak przekracza to nasze możliwości, sam Bóg wkracza i burzy wszystkie nasze ludzkie zabezpieczenia. Na modlitwie trzeba chcieć Boga dla Niego samego, a nie ze względu na pocieszenia jakie powoduje jego obecność. (Nie oznacza to, że jestem taki mądry, ani, że to osiągnąłem, przywołuję tylko słowa, które, co ze smutkiem stwierdzam, są prawdziwe, choć np. protestanccy zielonoświątkowcy [i nie tylko oni], uważają, że to bzdura).

 Re: Oddałam życie Bogu, a ON mi rzuca kłody pod nogi.
Autor: dorota (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2011-12-28 18:30

też oddałam życie Panu Bogu. gdyby nie to, pewnie byłabym na granicy wytrzymałości, albo kto wie? może gorzej? dzięki temu, że oddałam Mu swoje życie, zrozumiałam, że Jego plan jest lepszy niż mój, chociaż na poczatku zawsze trudno jest zaakceptować zmiany, które Pan Bóg wprowadza w życie. Mam 24 lata, wspaniałego męża i dwójkę dzieci. Córka (ma 2 lata) zachorowała na nowotwór. Zdiagnozowali potworniaka. Miał 10 cm średnicy. Prawie umarła nam na rekach. To co przeżyliśmy - nie da się tego opisać. Bóg postanowił dać nam jeszcze trochę czasu, za co Mu bardzo dziękuję. gdyby nie wiara w Boga i to, że Jego plan jest lepszy niż nasz, że wie lepiej niż ja, co jest dla nas dobre, nie wiem co by z nami było. przez zaufanie Bogu, przez te doświadczenie kochamy się jeszcze bardziej i dojrzalej.

 Re: Oddałam życie Bogu, a ON mi rzuca kłody pod nogi.
Autor: Iwcia (---.sattom.pl)
Data:   2011-12-28 21:49

Też zawierzyłam całe swoje życie Chrystusowi. Bardzo bliski jest mi św. Franciszek z Asyżu i św. Ojciec Pio z Pietrelciny. Modliłam się o to, abym mogła ich naśladować. Pan Bóg spełnił i dalej spełnia moją prośbę z modlitwy. On mnie wybrał, abym szła drogą zakonną i oddała Mu wszystko, co do tej pory osiągnęłam, a co jest dla mnie ważne. Pracuję, mieszkam samodzielnie, w swojej wspólnocie posługuję muzycznie - gram na gitarze i prowadzę muzyczną część modlitwy, śpiewam też w kościele, prowadzę dalej pieśni, które wcześniej zaintonuje kapłan na Eucharystii. Za każdą służbę dziękuję Bogu, bo to dzięki Niemu mogę służyć Kościołowi. Ale Chrystus wyznacza mi inną służbę, służbę, która będzie trwać do końca moich dni na ziemi we wspólnocie zakonnej. I tak jak św. Franciszek oddam wszystko, aby zyskać coś o wiele cenniejszego, prawdziwe szczęście, które może dać tylko Bóg.

Jeśli chodzi o św. Ojca Pio, Chrystus kładzie na mnie cierpienie, a zło za wszelką cenę chce wyrwać ze mnie to, co mi daje Bóg, czyli miłość, szczęście, łaski, każe zwątpić w miłosierdzie Boże, chce odejścia z tej drogi, którą obrałam i na którą wprowadza mnie Bóg, zło podsuwa przeróżne pokusy, które mają mnie oderwać od tego, co najważniejsze, czyli od miłości, pokoju, nadziei, itd., a przede wszystkim od Boga. Ojciec Pio wskazuje mi, jak mam walczyć i jak. Swoim życiem pokazuje mi, jak mam walczyć. Walka jest zażarta, ale Chrystus dał każdemu z nas obietnicę w swoim Słowie: "Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony" (Mt 24,13). Jest więc o co walczyć - o zbawienie, o nasze życie wieczne w łączności z Bogiem. Nasza walka z przeciwnościami, ze złem będzie trwała do końca naszego życia i nikt nie jest z niej zwolniony. Każdy musi walczyć, aby osiągnąć niebo.

Ojciec Pio powiedział: "gdybyście mnie nie prześladowali, nie uratowałbym żadnej duszy". Pewnie powiedziałby to nam dzisiaj. Ale pamiętajmy, że Bóg czasem wystawia nas na próby po to, aby nas ćwiczyć w wierze. To służy wzrostowi naszej wiary. Chrystus mówi o tych, którzy mają mocną, silną wiarę, że to są ci, którzy, "budują dom na skale" (por. Mt 7,25). Żadne przeciwności nie są w stanie tego domu zburzyć, jeśli będziemy go budować na Chrystusie. On jest tą Skałą, na której należy budować swoje życie. Ponadto Chrystus zachęca nas, abyśmy oddawali Mu to wszystko, co jest dla nas trudne, a On będzie to oczyszczał i uzdrawiał. (por. Mt 11, 28-30), będzie to przemieniał. On będzie dotykał bolesnych momentów twojego życia swoją miłością. Te rany mogą jeszcze boleć, a może i krwawić, mogą być łzy, ale to wszystko jest potrzebne po to, aby w tobie mogło się dokonać prawdziwe oczyszczenie i uzdrowienie.

 Re: Oddałam życie Bogu, a ON mi rzuca kłody pod nogi.
Autor: Patryk (---.cable-modem.tkk.net.pl)
Data:   2011-12-29 11:03

Witaj, Pomóc może Ci jedynie Bóg żywy, żywy w Twoim sercu. Co mogę Ci poradzić - znajdź w Biblii Psalm 25 "Ufność wśród niebezpieczeństw" i czytaj tak 2 do 3 razy dziennie. Poprzez psalmy modlimy się z wyobraźnią, wersety psalmów mają ogromną moc - to jest Słowo Boże.

Miałem pewnego razu spore problemy i to właśnie wiara w Boga, i to, że mnie ocali, wybawiło mnie, modliłem się poprzez Psalmy. Ludzie nie doceniają potęgi Słowa Bożego. A problemy są zazwyczaj po to, abyśmy rozwinęli się w sobie bo gdy przezwyciężamy słabości, rozwiązujemy problemy, stajemy się silniejsi. Pełniejsi wiary w nasze możliwości. Bóg z Tobą przyjaciółko.

 Re: Oddałam życie Bogu, a ON mi rzuca kłody pod nogi.
Autor: Natalii (---.centertel.pl)
Data:   2011-12-29 18:06

Moim zdaniem nie można patrzyć na życie jak na jakąś grę planszową, w której zawodnikami są: Pan Bóg i szatan, i raz jeden wygrywa, a raz drugi, a my to tylko takie sobie pionki. W taki sposób wpadamy w pułapkę myślenia, często sprzecznego ze sobą, np.: Auschwitz: to szatan - a gdzie był Bóg?; wygrana w totka: o, Pan Bóg mi pomógł; śmierć osoby bliskiej: Bóg tak chciał.
Takie tłumaczenia są mylące i każde zależne od wiary danej osoby. Ci co mniej wierzą, zawsze będą szukać winnego w Bogu, a ci co bardziej wierzą zawsze wszystko będą zwalać na szatana, pytanie gdzie jest miejsce na ICH własne, przecież w zamierzeniu wolne decyzje?

A przecież ŻYCIE to DAR OD BOGA DLA NAS. Co to oznacza? To znaczy, że jesteśmy za to swoje życie ODPOWIEDZIALNI. Bóg nie jest obserwatorem, ale też nie traktuje nas jak marionetki, które mogą tylko przyjąć to co się dzieje. Nie, Bóg chce naszej WSPÓŁPRACY. On wspomaga nas łaską, czasem tę łaskę zobaczymy z perspektywy czasu, a czasem odpowiemy na nią od razu.

Jest jeszcze w życiu szatan, który robi wszystko byś uwierzyła, że nie jesteś odpowiedzialna za swoje życie, że nic z nim nie musisz robić, że za wszystko można obwinić Pana Boga.

Być może jestem w błędzie, ale popatrz sama co stało się u Ciebie. Jestem pewna, że wcześniej, przed, jak to określiłaś "oddaniem siebie Bogu", również miałaś różne kłopoty, problemy, dylematy, nie byłaś od tego wolna. Ale jednak nie piszesz o nich jak o tych dzisiejszych problemach, tamte być może nawet nazywasz błahymi. Co więc się zmieniło? Zmieniło się Twoje spojrzenie. Nie działanie Pana Boga, On Cię kocha i tyle, nie ma dyskusji. U Niego nic się nie zmieniło, On nadal pragnie Twojego szczęścia. Piszesz, że modliłaś się codziennie: Msza św., prośby, dziękczynienie - czy to nie było jasnym świadectwem, że już wtedy byłaś oddana Bogu? Czy oddanie naprawdę nastąpiło dopiero kiedy ułożyłaś sobie takie zdanie "oddaje Ci się Panie Boże", a wcześniej to co było?

Jest takie mądre zdanie: modlitwa nie zmienia woli Pana Boga, ale nasze spojrzenie na Jego wolę.
Zawsze przyglądaj się swojej modlitwie, jakie intencje i ukryte pragnienia kryją się za jej słowami. Czy za słowem "oddaję Ci moje życie" - nie kryła się chęć rezygnacji z odpowiedzialności za to życie i wiarę, a potem zrzucaniem odpowiedzialności za wszystko na Pana Boga? No bo skoro "oddajesz to życie Bogu", niech On się martwi?
Owoce tej modlitwy/twojej decyzji są jakie są: odczuwasz pustkę, twoje praktyki religijne przygasły, nie patrzysz już na pojawiające się problemy z zaufaniem i zawierzeniem - jak wcześniej, ale jak na złośliwe działanie Boga, który "rzuca ci kłody pod nogi" - zupełnie odwrotny do zamierzonego skutek.

Pan Bóg na szczęście nie traktuje nas jak inwalidów, więc niczego za nas nie załatwi, ale chętnie razem z nami.
Weź znowu życie w swoje ręce i współpracuj z Bogiem. Nie czuj się odpowiedzialna za życie wszystkich wokół, np. życie twoich dzieci. Jako matka bądź przy nich, wspieraj ich w ich trudach, tłumacz swój punkt widzenia, mów swoje zdanie, ale nie osądzając ich wyborów, doradzaj jeśli o tę radę poproszą, ale nie próbuj chronić ich przed każdym błędem. Powodzenia.

 Re: Oddałam życie Bogu, a ON mi rzuca kłody pod nogi.
Autor: Michał (---.range86-150.btcentralplus.com)
Data:   2011-12-30 00:16

Odpowiedź Natalii zawiera szereg słusznych, wręcz świetnych spostrzeżeń i jest wartościowa. Ale są w niej rzeczy, z którymi nie sposób się zgodzić. Np.
"Moim zdaniem nie można patrzyć na życie jak na jakąś grę planszową, w której zawodnikami są: Pan Bóg i szatan, i raz jeden wygrywa, a raz drugi, a my to tylko takie sobie pionki." - Oczywiście, jest to nie tylko zdanie Natalii, ale i prawda obiektywna. Owszem, toczymy w tym życiu walkę i bierzemy udział w wyścigu, ale NIE JEST TO POJEDYNEK POMIĘDZY BOGIEM A SZATANEM. W świecie toczy się walka dobra, że złem i szatan walczy z Bogiem, a my mamy w tym swój udział, czy tego chcemy, czy nie, jest to jednak walka z góry, z założenia, przegrana przez szatana. To, że mamy zwycięstwo, nie oznacza, że ono jest W TEJ CHWILI. To jest w ogóle bardziej skomplikowane. My jesteśmy w czasie. Bóg jest poza czasem. Jego zwycięstwo już się dokonało. Z punktu widzenia Boga, JUŻ jest po wszystkim. A z punktu widzenia czystych duchów, jakimi są Aniołowie, wszystko jedno, upadli, czy nie? Aniołowie pomagają nam żyjącym w czasie, ale oni sami w zasadzie są poza czasem. Chyba jednak nie do końca. A więc odniesienie się do tego stwierdzenia Natalii i jego rozwinięcia w zdaniach późniejszych, przekracza aktualne możliwości teologii i fizyki kwantowej, jak myślę. Jednak nie tu leży sedno problemu, a w jego rozwinięciu. Odpowiedź o Auschwitz jest stosunkowo prosta - jest nią ukrzyżowany Bóg. On był w środku, w komorach gazowych. Gdzie był szatan? Też jest to proste. Wśród tych, którzy dokonywali zagłady. Nie ogranicza to wszechmocy Boga, ponieważ ona z definicji nas nie zniewala. Istotniejsze jest coś innego. WSZYSTKO, CO SIĘ DZIEJE, DZIEJE SIĘ Z BOŻEGO PRZYZWOLENIA. NAWET KIEDY NP. MATKA MORDUJE DZIECKO W SWOIM ŁONIE, A NAUKOWIEC KLONUJE CZŁOWIEKA, TO CHOĆ SPRZECIWIA SIĘ TO BOŻEJ WOLI, BÓG NA TO PRZYZWALA, PONIEWAŻ JEGO WSZECHMOC JEST W STANIE NAWET ZE ZŁA WYPROWADZIĆ WIĘKSZE DOBRO. Jednak Bóg stworzył także szatana jako anioła, wiedząc, że ten się zbuntuje przeciw Niemu i stworzył człowieka, wiedząc, że ten upadnie. Człowiek nie musiał upaść, a szatan się zbuntować, jednak wszystko to co było MOŻLIWOŚCIĄ, stało się z dopustu Bożego. To nie oznacza obarczania Boga odpowiedzialnością za nasze/szatana czyny, ale konstatację, że jest to za przyczyną Boga. BÓG JEST PRAPRZYCZYNĄ WSZYSTKIEGO. Po prostu wolność jest większą (>) wartością od możliwości zaistnienia zła - Bóg nie jest wobec zła bezradny, zło jest mniejsze (<) od Boga.
"Bóg tak chciał. Takie tłumaczenia są mylące i każde zależne od wiary danej osoby." - No jest problem z tym stwierdzeniem jak widać. Nie, Bóg tego nie chciał, ale do tego dopuścił. A ponieważ dopuścił, to w jakiejś mierze i chciał. Chciał wolności swojego stworzenia i pragnie jego miłości. Miłość nie zniewala do dobrego, tylko pociąga do niego, a dopuszcza zło, jako konsekwencję wolności. To nie są mylące tłumaczenia: Bóg tak chciał. I bynajmniej nie zależą od wiary danej osoby.
Podział na tych co mniej wierzą i bardziej wierzą jest niejasny, nieostry i dyskusyjny. Niczego też nie wyjaśnia. Nie ma w nim miejsca dla nie wierzących (wierzących, że Boga nie ma, z czym np. ja mam do czynienia na co dzień). Jest i nieprawdziwy i absurdalny. Każdy z nas ma problemy w wierze. Problemy w wierze, to nie jest nic złego, to wyzwanie z którym musimy się zmierzyć. Bóg nas wychowuje i kształtuje. Stąd kolejne stwierdzenia Natalii zawierają wiele słuszności, ale jednocześnie jeszcze więcej sprzeczności. Bo nie do końca jest tak z Bożym działaniem w nas i naszą współpracą z Łaską, jak o tym pisze Natalia. Jedno zdanie: "Pan Bóg na szczęście nie traktuje nas jak inwalidów, więc niczego za nas nie załatwi, ale chętnie razem z nami." - zawiera prawdę - nie jesteśmy w oczach Boga, przy całej Jego wyrozumiałości, inwalidami, duchowymi i fizycznymi, ale też nie jesteśmy duchowymi mocarzami. Bałbym się takiej postawy. Nie jest też prawdą, że Bóg niczego za nas nie załatwi. Jest to sprzeczne ze znaną tezą św. Ignacego. Nasze wysiłki nie dadzą nam zwycięstwa, niezależnie od wielkości naszego wysiłku. Bóg zresztą nie za zwycięstwa nas "nagradza", jak mówi św. Faustyna. Właśnie o to chodzi, że istotą postawy dziecka Bożego, jest oczekiwanie wszystkiego od Boga, a nie wiara w nasz wysiłek. Nasz wysiłek sprowadza się raczej do tego, byśmy Bogu nie przeszkadzali. Mamy być Jego narzędziami (w pełni wolnymi), a nie własnymi (samoistnymi). I też nie do końca jest prawdą, że Bóg z nami chętnie współpracuje. To zależy w czym i kiedy. Czasem chętnie, czasem wcale, nawet jeśli nasze działanie jest bardzo pobożne w naszym mniemaniu. (Najbardziej skrajnym nadużyciem z mojej strony, przywołanym z innej religii, byłoby stwierdzenie, że terroryści Alkaidy dlatego odnieśli taki sukces 11 września, działając w imię Boga, ponieważ Bóg z nimi chętnie współpracował. - Przepraszam za ten przykład, ale i Niemcy mieli na klamrach napis "Bóg z nami" i na dolarze jest stosowny napis. W ten sposób Natalia w zasadzie zaprzeczyła samej sobie. Bo jeśli Bóg chętnie z nami współpracuje, to jak to pogodzić ze wcześniejszym stwierdzeniem, że nie możemy zrzucać na Niego wygranej w totka (kupiłem kupon i Bóg współpracował), ani śmierci bliskiej osoby (no jak to, my ufamy Bogu - tak pisze na dolarze, a tu kryzys ekonomiczny?). To przykłady problemów, jakie mam z odpowiedzią Natalii. Nie była moim celem całościowa totalna krytyka tego co napisała, bo nie wszystko co napisała, było złe, i wyczerpanie tematu, bo nie jestem w stanie odnieść się do wszystkich myśli, które tego wymagają, a występuje w tej odpowiedzi takie pomieszanie materii, że proponowałbym, by na jej odpowiedzi nie podpierać swojego życia z Bogiem. Może to prowadzić do wielu niespodziewanych problemów, znacznie większych od tych, które ktoś miał do tej pory. Zdaję sobie sprawę, że nie było jej celem całościowe wyjaśnienie świata, tylko konkretna pomoc, ale tej pomocy jest właśnie mało, natomiast całościowa wizja, ujawniona niejako przy okazji, jest chybiona, bo pełna wewnętrznych sprzeczności. Nie do końca też myśl Natalii jest zawsze w pełni zrozumiała i adekwatna do udzielanej przez nią rady. W moim odczuciu, punkt zwrotny w jakim znajduje się mia, w żaden sposób nie znajduje odniesienia w radach Natalii. To jak gdyby nie ten temat, a zupełnie inna bajka. Może jednak się mylę. Mia jest wg mnie na etapie dźwigni wzrostu (skorzysta z niej, lub nie, ale wszystko jest w porządku, to TA droga), a nie błądzenia po omacku po manowcach wiary, jak zdaje się sugerować Natalii.
P.S.
Jeszcze jedno - taka podejrzliwość na modlitwie - jakie są moje intencje - zabija jej ducha, zabija samą modlitwę. Mój Boże jak jestem głodny, albo bezdomny, to nie zastanawiam się nad swoimi intencjami, tylko wołam o to, czego mi brakuje. I Bóg nie oczekuje czegokolwiek innego. On wie, co mi jest potrzebne i jest w stanie zaspokoić moje potrzeby. Po cóż więcej? Co niby to "więcej" ma nam pomóc osiągnąć? Nie tak modlą się ludzie modlitwy w Piśmie Świętym. Ta metoda podana przez Natalii, jest dobra dla ludzi, którzy nie mają prawdziwych potrzeb, a modlą się tak bardziej z przyzwyczajenia, bo tak trzeba. Oni więc powinni szczegółowo badać swoje intencje i potrzeby, by nie miotać się jak korek od butelki na falach miotani swoimi powierzchownymi pragnieniami, tak długo, aż znajdą się w prawdziwej potrzebie.

 Re: Oddałam życie Bogu, a ON mi rzuca kłody pod nogi.
Autor: LO (---.ghnet.pl)
Data:   2011-12-30 09:30

Można by próbować mądrzyć się, ale jak się samemu znajdzie w takiej sytuacji, czasem naprawdę z żadnym słowem nie jest łatwo się przebić przez pancerz zwątpienia i bezsiły. Pamiętaj jednak, że Bóg nie daje złych rzeczy. W Jego naturze jest dawać włącznie dobo. Skąd pochodzą Twoje problemy nie wiem. Ale na koniec spróbuję skondensować homilię na Boże Narodzenie, którą usłyszałem w tym roku u Misjonarzy Św Rodziny w Rzeszowie. Może Ci nieco pomoże:
Jezus nie przyszedł na ziemię, aby nam zabrać cierpienia, aby uleczyć nasze choroby, aby nam coś dawać. On przyszedł nam dać samego Siebie i zabrać nas stąd.

 Re: Oddałam życie Bogu, a ON mi rzuca kłody pod nogi.
Autor: Basia (---.pools.arcor-ip.net)
Data:   2011-12-30 14:01

To dlaczego istnieją różne modlitwy, dane od Matki Bożej, itd., aby zwracać się o uzdrowienie i pomoc?

 Re: Oddałam życie Bogu, a ON mi rzuca kłody pod nogi.
Autor: 38 na karku (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2011-12-30 20:21

Modlitw jest tyle, ile westchnień ludzkich. Każde inne. :)
Matka Boża, kiedy rozmawia z ludźmi, też nie używa jednej formułki. :)

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: