Autor: Michał (---.range109-148.btcentralplus.com)
Data: 2012-04-23 19:42
Temat cierpienia wymaga jednak szerszego rozwinięcia, jak myślę. Wprawdzie wielu o nim pisało (np. C. S. Lewis), ale jak widać, dzisiaj ludzie już nie czytają.
Wyobraź sobie, że jesteś jedyną jednostką na świecie i cały otaczający Cię świat, cała natura, spełnia natychmiast Twoje życzenia, by Cię bez przerwy uszczęśliwiać. Powiedzmy, chcesz jabłko, spada Ci prosto do ręki. Kokos? To samo. Jajko? Proszę bardzo, właśnie nadlatuje ptak. Na twardo? Słońce już swoje robi. Itd, itp. Chcesz deszczu? Masz deszcz. Śnieg? Proszę bardzo. Dzień zamiast nocy? Cała natura natychmiast i niezwłocznie spełnia Twoje życzenia, jednostki całkowicie wolnej. (Coś takiego Pan Jezus proponował św. Faustynie) Gorzej, gdy w grę wchodziłoby 7 mld jednostek, którym natura natychmiast spełni każde życzenie. Taki świat byłby nieco nieprzewidywalny i w nieustannej kolizji w wyniku zderzania się sprzecznych oczekiwań. Więc wniosek stąd taki, że prawa natury muszą być stałe i niezmienne. A to oznacza, że od czasu do czasu na Ziemię spadnie kometa, wybuchnie jakiś wulkan, wyleje jakaś rzeka, a drzewa owocowe czasem przemarzną. I niekoniecznie wszystkie Twoje życzenia są natychmiast i bezproblemowo spełniane dokładnie tak jak chcesz, a już to czyni Cię nieszczęśliwą z założenia. Bo natura działa wg praw obiektywnych, a nie wg życzeń jednostkowych, nawet jeśli czasem są spełniane na zasadzie wyjątku. Czyli cierpienie jest związane z życiem, z istnieniem wolnych jednostek, a nie z Bogiem jako takim. Nie jest możliwe istnienie świata złożonego z wolnych jednostek, który dostosowywałby się do nich. A to musi wywoływać cierpienie. Z drugiej strony świat złożony z automatów o jednakowych pragnieniach i oczekiwaniach, byłby światem totalitarnym, byłby piekłem, jakie często ludzie sobie gotują. Wszyscy w waciakach, z miską ryżu na dzień, doskonale szczęśliwi. Takiego szczęścia chciałabyś? Czy życie automatu jest lepsze od życia jednostki wolnej? Ale na jakiej podstawie tak powiesz? Wolałabyś, by twoje dziecko kochało Cię z automatu, przymusowo, zamiast w sposób wolny, ponieważ wolność zakłada, że choć nawet ty dasz sobie rękę odciąć, to dziecko odwróci się do Ciebie tyłem?
Co do miłości Boga do stworzenia. To jest kompletnie błędne myślenie, że Bóg kocha tak jak człowiek, jak matka, żona mąż. Bóg JEST MIŁOŚCIĄ. On nie potrzebuje naszej miłości do czegokolwiek. Istota, która JEST MIŁOŚCIĄ nie może nie kochać. Ona nie kocha jak matka - bo to jej dziecko, jak mąż, bo to jego żona. Bóg nie ma żadnych oczekiwań w stosunku do stworzenia, tak jak gdyby stworzenie mogło zaspokoić jakąś Bożą potrzebę miłości, albo jakimś wysiłkiem nadludzkim zasłużyć na nią. Gdybyśmy my mogli cokolwiek Bogu dać, np. nasze cierpienie, albo naszą miłość, to by znaczyło, że Bóg nie jest Bogiem. Bóg ma wszystko. Dlatego wszystko daje. On z natury nie może nie dawać. Bóg nie może też niczego zabierać, bo to by znaczyło, że ma jakieś braki, które sobie musi np. na nas zaspokoić. Nasze wyobrażenia Boga w taki sposób są więc nie tylko absurdalne, ale i trochę bluźniercze. Bo czy to w co wierzymy, jest Bogiem? Człowiek może odpowiedzieć na Bożą Miłość, natomiast sam nie może niczego Bogu dać. Kobieta może być zazdrosna o mężczyznę i na odwrót, ale Bogu niczego nie ubędzie tylko z tego tytułu, że ktoś się odwróci tyłem do Bożej Miłości. Bóg także nie przestanie takiej istoty kochać, bo to by zaprzeczało Jego naturze.
Bóg stwarzając jakąś istotę, ma dla niej doskonały plan. Wypełnienie tego planu, oznacza osiągnięcie pełni szczęścia możliwego dla tej istoty właśnie. A jego niewypełnienie, sprawia, że istota, nawet nie uświadamiając sobie dlaczego, jest nieszczęśliwa.
Wyobrażenie sobie, że Bóg oczekuje od nas cierpienia, jako, nie wiem, dowodu miłości, jest kompletnym niezrozumieniem istoty miłości. To tyle, jeśli chodzi o to jak ta sprawa wygląda z zewnątrz.
A jak to wygląda z punktu widzenia takiej istoty? Wyobraźmy sobie (dla mnie to trudne, bo nigdy nie miałem psa, przykład podał Lewis) małego szczeniaka. Jest on kochany przez właściciela i sam kocha właściciela, tak jak pies potrafi. Ale czy to oznacza, że można pozwolić, by np. ściągał bez przerwy jedzenie ze stołu w kuchni, właził do łóżka, sikał do niego i robił kupy? Niewątpliwie nauczenie psa zachowań, które są oczekiwane przez właściciela może sprawiać, że pies czuje się nieszczęśliwy. Zwłaszcza, jeśli nie zawsze rozumie oczekiwania swojego Pana przecież jedzenie na stole, to świetna sprawa, a terytorium zaznaczone obsikaniem łóżka dowodzi najwyższej atencji. Nie może ściągać żarcia ze stołu, nie wolno mu sikać do łóżka, to subiektywnie sprawia mu cierpienie. Więc co, mamy nie unieszczęśliwiać psa i pozwolić mu na wszystko? Chciałabyś tego? A jeśli dobrze ułożony pies okaże się jednak szczęśliwszy od dzikiego szczeniaka? Wychowywanie (socjalizacja), które zawsze występuje, gdy dochodzi do spotkania dwóch jednostek, jest procesem koniecznym, choć niekoniecznie bezbolesnym i bezstresowym. Dostosowanie się, niekoniecznie do oczekiwań Boga, które zasadniczo różnią się od naszych ludzkich wyobrażeń o dobru, czy miłości, ale do oczekiwań jakiejkolwiek innej istoty może z natury rzeczy sprawiać cierpienie, gdyż wymaga rezygnacji z jakieś części naszych oczekiwań czy wyobrażeń i otwarcia się na potrzeby innej istoty. To zawsze boli, gdy świat przestaje się kręcić wokół nas. A co dopiero, gdy okazuje się, że świat kręci się wyłącznie wokół Boga? Bóg nie może nam dać tego, czego nie ma, bo to nie istnieje. Nie ma nieistniejącego szczęścia. Istnieją trzy możliwości: być Bogiem, być podobnym do Boga i dzielić z Nim Jego dobroć w odpowiedzi stworzenia, być nieszczęśliwym.
Pewien filozof, panteista twierdzi, że gdy Absolut spada do morza, staje się rybą. Chrześcijanie twierdzą, że gdy Bóg poprzez Wcielenie wyzuwa się swojej chwały, to w tym świecie, jaki jest - zawieszonym pomiędzy egoizmem, a altruizmem, może Go to zaprowadzić wyłącznie na Kalwarię. Problem, który postawiłaś, postawiłaś fałszywie. Oczywiście możesz powiedzieć: w takim razie lepiej bym się nigdy nie urodziła, nigdy nie istniała. Ale na podstawie możesz twierdzić, że lepiej? Niebyt jest nicością, więc jest to twierdzenie wewnętrznie sprzeczne, bo bez punktu odniesienia. Jak coś, czego nie ma, może być lepsze od czegoś co jest? Tego nie da się w żaden sposób ani stwierdzić, ani udowodnić. Tak więc, czy chcesz, czy nie chcesz, na "cierpienie" jesteś skazana. Możesz co najwyżej nie odczuwać tego jako cierpienia. Rozumując w ten sposób, Bóg jest cierpieniem absolutnym, (czyli istotą najbardziej niedoskonałą) a przecież to nie jest prawda. Warto przynajmniej spróbować wyjść poza ludzkie rozumienie cierpienia i zła.
|
|