Autor: Hanna (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2012-12-01 23:58
Być z nim, z tym chorym. I nie udawać niczego.
Wiem, że strach pozostaje.
Zapomina się o nim po dłuższym czasie (ja zapomniałam po półtora roku, bez wyraźnego bodźca - czyjegoś pytania, tekstu w mediach itp. - zapominam, bo po dwóch operacjach nie dzieje się nic złego. I Bogu dzięki).
Widzisz, żeby komuś pomóc, trzeba się ze sobą samą uporać. Rozumiem, że się boisz - ale nie może być tak, że magicznie będziesz unikać nazwy i wmawiać sobie cokolwiek: nowotwór (rak). czy nazwiesz, czy nie nazwiesz - choroba jest, a oszukiwanie siebie samej nie pomoże. Trzeba spojrzeć realistycznie.
Dla tych, którzy panikują - gdy dojdziesz do siebie, warto być spokojem. Siłą.
Dla tych, którzy z d a j ą się bagatelizować (nie wiemy, czy bagatelizują) - też.
Siłą ani spokojem nie jesteśmy w stanie być sami z siebie.
Poproś wiele osób, żeby się modliły za chorego i za Ciebie. Właśnie za Ciebie. I za osoby blisko chorego. Żeby miały siłę mądrze przy nim być.
Ja nie jestem pewna, czy trzeba wierzyć, że to nie jest nic groźnego.
Wolę inaczej - uznać, że to jest poważna choroba (nie bagatelizować jej, przyjąć, nie wypierać), ale złożyć to w Boże ręce.
Nie da się stawić czoła czemuś, czego "nie ma", co odtrącamy w niebyt - bo udajemy, że nie ma, bo nie nazywamy, bo "wszystko będzie dobrze". Zebrać siły i stawić czoła można czemuś, co jest.
Będzie dobrze, ale niekoniecznie tak, jak chcemy. Bóg ma swoje drogi.
Napiszę jeszcze o czymś, co dla mnie okazało się zbawienne:
kuzyn (lekarz, nie onkolog) zabronił mi (a mam swoje lata) tuż po diagnozie szukania informacji w Internecie. Żadnego surfowania, szukania podpowiedzi, przeglądania forów itp. "Nie zaglądaj, nie znasz się, zwariujesz".
Nie zaglądać, żeby się nie nakręcać, nie dać ponieść emocjom.
Posłuchałam.
Mam brata, jedynego brata, u którego ponad dwa lata temu zdiagnozowano złośliwy nowotwór, nie z tych najłagodniejszych - czerniaka. Więc nie piszę teoretycznie.
Z modlitwą, H.
|
|