Autor: Anna (---.lodz.mm.pl)
Data: 2013-10-30 19:38
Kiedyś też miałam taką sytuację. Zaczęło się od tego, że któregoś dnia było mi tak źle, że było mi już obojętne co będzie dalej i tak na "odwal się" oddałam siebie i swoje życie Bogu.
Bóg mi pomógł natychmiastowo. Z totalnie beznadziejnej sytuacji w 2 tygodnie Bóg odmienił moje życie. Potem spełniał wszystkie moje prośby. 99% moich próśb. Niektóre takie, że jak bym komuś powiedziała, to by miał mnie za wariatkę. Podobało mi się to i myślałam, że zawsze już tak będzie. Że mogę wszystko. Że odkryłam prosty sposób na spełnienie wszystkich swoich marzeń.
Bóg pozwolił mi kierować otaczającą mnie rzeczywistością i jednocześnie nie dopuszczał do tego, bym miała prośby, które byłyby dla mnie i dla otoczenia jakieś tragiczne i prawdziwie złe, tzn. nie dopuszczał do mnie nawet myśli bym prosiła o takie rzeczy (widzę to dopiero dziś, bo wtedy tego nie widziałam).
I wiesz...
Bóg poprzez różne wydarzenia zmienił mnie później nie do poznania. Pokazał mi, że ja tak naprawdę nawet gdy mogę wszystko, to nie potrafię kierować swoim życiem. Ponieważ nie jestem wszechwiedząca.
Zrozumiałam, że tylko Bóg wie jak powinnam żyć w każdej sekundzie mojego życia, że tylko Bóg wie jaką drogą powinnam iść.
Że nie ma na świecie przypadków, ze nie istnieje coś takiego jak przypadek. Zrozumiałam że wszystko co robimy jest ważne, że każda sekunda mojego życia jest ważna.
Pokazał, że tak naprawdę dla mnie ma być najważniejsza tylko i wyłącznie Jego wola a nie moja.
Dziś już nie modlę się w sposób: Boże proszę Cię o: to, to, to, to, to i jeszcze to.
Tylko modle się: Boże Oddaje Ci swoje życie, siebie i moją wolną wolę. Proszę Cię bym zawsze wiedziała jaka jest Twoja wola, bym wypełniała ją i Ty o Panie byś mi w tym pomagał.
I dopiero wtedy wypowiadam prośby z nadzieją, że są zgodne z Bożą Wolą. (Proszę Boga by je wypełnił, jeśli są zgodne z Jego wolą.)
Bóg Cię kocha i chce Cię zbawić a do Twojego zbawienia jest potrzebne to, byś pokochała Jego. Czyli również wypełniała misję którą Ci powierzył i cieszyła się że możesz to robić z miłości do Boga i ku Jego chwale.
Po pewnym czasie gdy już zaczniesz to robić, zrozumiesz, że Bóg pragnie Twojej świętości. Najpierw Cię to zszokuje, a potem zrozumiesz, że to normalne, bo Bóg pragnie, żeby wszyscy byli święci, a czy to się uda zależy od Boga ale najpierw sami musimy się na to zgodzić (bo mamy wolną wolę którą dał nam Bóg) i się starać. Oczywiście nie staniesz się Świętą od razu. (Ja np. Święta nie jestem.) Ale zrozumiesz, ze taki naprawdę jest cel naszego życia.
Więc jest to pewien etap wtajemniczenia/rozwoju i bardzo fajnie, że Bóg Ci pozwala na nim być... pnij się dalej do prawdy i miłości.
Ja akurat po tym okresie miałam znowu część okresu buntowniczego i następnie już bardziej świadomie i pokornie (tak mi się wydaje heh) oddałam się Bogu. Ale każdy jest trochę inny i droga każdego jest trochę inna. :)
Z tego pięknego okresu wysnułam, pamiętam, 2 najważniejsze wnioski.
Jeden, to to, że Bóg jest wszechwiedzący i wszechmogący i sam wszystko stworzył i wie jak wszystko dokładnie funkcjonuje. Że warto robić to czego Bóg od nas oczekuje, bo to jest prawdziwie dobre nawet jak nam wydaje się że jest inaczej.
No i kolejny wniosek był taki, że nawet jak wszystkie moje prośby się spełniały to i tak nie byłam do końca szczęśliwa, ciągle chciałam czegoś więcej. Moje życie składało się z samych cudów (dziś wiem, że każde życie blisko Boga składa się z samych cudów). I gdy wydarzał się cud pragnęłam znowu następnego i następnego.
Dopiero po długim czasie zrozumiałam, że tak naprawdę każde pragnienie jest tak naprawdę pragnieniem Boga, pragniemy Boga i tęsknimy za nim i tylko On jest w stanie nas "zaspokoić duchowo i emocjonalnie". No i wszystko co dobre i każda prawdziwa miłość pochodzi od Boga bo Bóg jest miłością.
Co do częstości rozmów z Bogiem. Bóg chce byś z Tobą w każdej sekundzie twojego życia. Jeśli naprawdę będziesz też tego chciała i powiesz to Bogu, to Bóg Ci w tym pomoże. Tak więc (jak sama zauważyłaś) ważna jest jakość modlitwy. Bo im częściej tym lepiej (ale od serca). Jest chyba tka metafora, że świętym jest się wtedy, gdy całe nasze życie jest jedną piękną szczerą i oddaną Bogu modlitwą. Chodzi o to, by poprzez każdą sekundę naszego życia robić, mówić, myśleć i żyć ku chwale Bożej. Dla Boga.
Popatrz np. ile czasu marnujemy, czekając w kolejce w sklepie, lub gdy jedziemy autobusem, a np. można w tym czasie się za kogoś pomodlić w myślach.
A więc później...
Na tyle na ile otworzysz swoje serce na tyle Bóg będzie Cię zmieniał, wtajemniczał i czynił jeszcze większe cuda. Ale wszystko zależy od Boga i Ciebie i wszystko jest indywidualne. :)
U mnie cała zmiana i doświadczanie tego wszystkiego - a wiele tego było ( opisałam tu tylko to co ważniejsze tak ogólnie) zajęło około 3 lata.
Ale tobie może to zająć nawet np. 1 dzień.
Naprawdę z Bogiem wszystko jest możliwe, ale przecież to juz wiesz. ;)
Sorki, że taksie rozpisałam, ale chciałam Ci to przekazać.
Pozdrawiam serdecznie
Trzymaj się Boga i powodzenia :)
Ania
|
|