logo
Sobota, 20 kwietnia 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Czy można ofiarować cierpienie z przeszłości?
Autor: dylemat (109.206.193.---)
Data:   2015-01-27 13:16

Czy można ofiarować cierpienie w jakiejś intencji, ale już po fakcie cierpienia? Często o tym zapominam w trakcie i dopiero potem do mnie dociera, że mogłam to "wykorzystać".
A jeśli wcale nie znoszę cierpienia w pokorze tylko się buntuję, to czy takie cierpienie też można ofiarować?

 Re: Czy można ofiarować cierpienie z przeszłości?
Autor: Beata (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2015-01-27 15:20

Co do pierwszego pytanie - myślę, że można, ponieważ dla Boga czas nie ma znaczenia, tzn. Bóg jest Stwórcą czasu i przestrzeni, i każdego innego wymiaru, więc one Go nie ograniczają. Kiedyś ktoś tu nawet napisał, że Św. Ojciec Pio modlił siew intencjach rzeczy już dokonanych, dlatego myślę, że ta sytuacja jest analogiczna.

Co do drugiego pytania - nie jestem pewna. To chyba bardziej złożona kwestia, by na nią jednoznacznie odpowiedzieć, ponieważ wchodzi w grę wola odmowna, tzn. brak akceptacji cierpienia. Ale może ktoś mądry tutaj będzie umiał to rozstrzygnąć :)

 Re: Czy można ofiarować cierpienie z przeszłości?
Autor: Iza (ta wredna) (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-01-27 17:16

A ja mysle, ze można. Hiob - starotestamentowy wzor cierpienia - w rozdziale 3 ksiegi pękł, a w rozdziale 16 stwierdzil, ze ma z Bogiem spor. Bog lubi szczerosc, nie wazeline, chce, bysmy przychodzili o pokazywali Mu swoje rany, a wbijali sie w za maly nie garniturek, bo inaczej nie wypada. Mozna wiec ofiarowac takze to, co nas w danej chwili przerasta, a Bog da sile, zeby to zniesc.

 Re: Czy można ofiarować cierpienie z przeszłości?
Autor: dylemat (109.206.193.---)
Data:   2015-01-27 18:50

Izo, moje pytanie dotyczy innej sytuacji. Rozumiem, że można ofiarować Bogu to, co W DANEJ CHWILI nas przerasta. Ale co zrobić kiedy np. wczoraj buntowałam się przeciwko cierpieniu? Czy dziś mogę to samo cierpienie ofiarować w jakiejś intencji? Chyba nie, ponieważ nie sam fakt cierpienia jest ważny, a zgoda na nie, reakcja. Rozumiem też, że mogę być szczera z Bogiem - tylko czy moje cierpienie wtedy nadal jest ofiarą? Może ktoś ma inne zdanie i umie podać argumenty?

 Re: Czy można ofiarować cierpienie z przeszłości?
Autor: pomi (---.7.ftth.classcom.pl)
Data:   2015-01-27 19:55

Jestem tchórzem i boję się cierpienia. Człowiek może dać to co posiada: lęk czy dodatkowe cierpienie wynikające z braku zgody. Dla mnie takie ofiarowywanie cierpienia brzmi trochę zbyt pretensjonalnie. Bóg pragnie przede wszystkim naszej miłości a nie cierpienia.

 Re: Czy można ofiarować cierpienie z przeszłości?
Autor: dylemat (109.206.193.---)
Data:   2015-01-27 21:25

W porządku, ale moim zdaniem miłość do Boga ma wyrażać się w ufności - również w przyjmowaniu cierpienia.
W takim razie jeszcze inaczej: czy jeśli jadę w ścisku autobusem i to mnie złości i później przypomnę sobie o tym, jak zareagowałam, jest mi wstyd i czuję się niewdzięczna - czy tę niewygodę można ofiarować Bogu czy jest ofiara "niegodna"?

 Re: Czy można ofiarować cierpienie z przeszłości?
Autor: pomi (---.7.ftth.classcom.pl)
Data:   2015-01-27 22:17

Najważniejsze to złożyć się w objęcia Boga ufnie jak dziecko. Nie zastanawiam się nad tym czy coś jest godne ofiary. Najważniejsze że Bóg nas chce takich jakimi jesteśmy. Bóg nas zna i kocha. Wydaje mi się że nikt mnie nie chciał a Bóg tak. On się cieszy mną i Tobą i innymi. Ja do tego co było już nie wracam - nastawiam się na przyszłość. Jestem tchórzem i nie umiem żyć na szczytach mistyki.

 Re: Czy można ofiarować cierpienie z przeszłości?
Autor: Alicja (---.nwrknj.fios.verizon.net)
Data:   2015-01-28 03:09

to nie jest bardzo odnosne do Twojego pytania ale czesto jak mialam trudnosci w calkowitym przebaczeniu, tzn przebaczylam tylko troche to prosilam Pana Boga by za mnie przebaczyl reszte, po jakims czasie widzialam ze mam pokoj w sercu i przebaczenie jest pelniejsze jezeli nie calkowite. wiec moze analogicznie moza poprosic by zaakceptowal Pan Jezus to cierpienie jak gdyby za Ciebie.

 Re: Czy można ofiarować cierpienie z przeszłości?
Autor: Bogumiła z Krakowa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2015-01-28 05:56

Myślę, że najważniejsze będzie tutaj rozgryzienie słowa "buntuję się", ewentualnie co to znaczy przyjąć cierpienie "w pokorze". One nie są takie jednoznaczne, można je różnie rozumieć. Czy "w pokorze" oznacza: z radością, bez lęku, chętnie? Czy może po prostu bez buntu. Ale czy "buntując się" oznacza przeklinanie Boga, rzucanie w Niego pretensjami, szantażowanie Boga, czy może po prostu pragnienie ucieczki przed bólem, błaganie o zabranie bólu, jakaś bezradność, jakiś żal? To prawda, że byli święci, którzy pragnęli cierpieć dla Chrystusa, choć nie wiem, czy zwijając się z bólu mieli ochotę się do Niego uśmiechać, czy "tylko" cieszyli się, że z każdą chwilą są bliżej Niego. Ale my zbyt często chcemy zaczynać od tego, na czym święci kończyli - po wielu latach świętego heroicznego życia. Droga do Boga jest długa i wystarczy, że dzisiaj robimy tylko tyle ile nas na dzisiaj stać. Jeśli dzisiaj zrobimy bardzo niewiele, ale wszystko co potrafimy, to jutro będzie nas stać na więcej. Tak to działa.

Chrystus przyszedł nie tylko do świętych z najwyższej półki, ale do każdego z nas, do słabych ludzi. Pamiętasz modlitwę w Ogrojcu? To ogromnie osobista, intymna sytuacja. Jezus nam ją upublicznił, żeby nam było łatwiej w chwili cierpienia. Nie mamy wątpliwości, że Jezus był najświętszy z najświętszych. Ale jaką modlitwę nam ukazał?
Może taką: "O jak dobrze mój Ojcze, że cierpienie już się zaczyna, mam Ci co ofiarować, bo przecież po to przyszedłem na świat, żeby cierpieć i umrzeć za ludzkie grzechy. A ludzie będą mogli brać ze mnie przykład i też z radością cierpieć, wznosząc w uwielbieniu ręce ku Tobie",
Czy może taką: "Ojcze, wolałbym nie cierpieć, po ludzku boję się cierpienia, gdyby to było możliwe to nie zsyłaj go na mnie. Ale nie moja lecz Twoja wola niech się stanie".

Nikt z nas nie chce cierpieć i to jest normalne, ludzkie. Bunt jest wtedy, kiedy cierpiąc, odrzuca się Boga z powodu cierpienia. Kiedy nie chcemy Bogu wybaczyć naszego cierpienia. Kiedy "grozimy" Bogu (odejściem? powrotem do złego życia?). Kiedy z nadzieją na zakończenie cierpienia rozpoczynamy handel z diabłem. Wszystko co jest wyraźnie wbrew Bogu nie jest godne, by potem Bogu ofiarować. To jest wewnętrznie sprzeczne.

Ale samo cierpienie? Czasem cierpienie jest tak ogromne, że w tym momencie nie jesteśmy w stanie przywołać myśli o Bogu, bo wszystko w nas skupia się tylko na pragnieniu, by choć na chwilę przestało boleć, choć na minutę. Mniej ważne jakie to jest cierpienie, bo każde cierpienie, i fizyczne, i psychiczne i duchowe może być ogromne, choć przy cierpieniu duchowym raczej nie da się zapomnieć o Bogu bo przecież naszej relacji z Nim to cierpienie dotyczy. Ale cierpienie ciała (fizyczne i psychiczne) może zająć całego nas tak bardzo, że w tym momencie nie pomyślimy o Bogu. No i co wtedy? Taki człowiek jest mniej pobożny od tego, którego tylko trochę boli noga i może przy takim bólu prowadzić medytacje, uwielbiać Boga i przez cały czas tylko o Nim myśleć? Taki człowiek kocha Boga mniej, bo za mocno zwijał się z bólu? Oczywiście może być i tak, że człowiek święty u końca swego życia, myśli o Bogu tak bardzo cały czas, że gdy przychodzi ogromny ból, on po prostu nie przestaje o Bogu myśleć. Jeśli coś się robi przez cały czas, to na pewno jest łatwiejsze, niż rozpocząć to w najgorszym dla mnie czasie. Ale pozwólmy sobie na powolne dochodzenie do świętości, której prawdopodobnie nigdy nie osiągniemy w takim stopniu jak znani nam święci. W każdym razie ogromna większość z nas.

Czy mogę to cierpienie wykorzystać później? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć, bo to tak, jakby mówić w imieniu Boga, że On je przyjmie i coś z tym albo "za to" coś zrobi - a jakie my mamy prawo mówić w imieniu Boga? Patrząc ewangelicznie, to na pewno lepsza jest modlitwa w Ogrojcu, czyli ofiarowywanie cierpienie "przed", a nie "po". Wtedy ból jeszcze nie przesłania nam rozumu, jeszcze możemy mówić całkiem świadomie. "Przyjmij Panie każde cierpienie, które przyjdzie dzisiaj, które mnie czeka w najbliższym czasie. Pomóż mi nie buntować się, nie uciekać przed Tobą, chociaż będę chciała uciec przed cierpieniem. I bądź wola Twoja". Oczywiście prawdziwa modlitwa Ogrojca jest wtedy, kiedy cierpienie już znamy, wtedy zgoda na nie jest tak samo bolesna jak samo przyszłe cierpienie. Ale ofiarowanie Bogu przyszłego, także nieznanego cierpienia świadczy o zaufaniu do Boga i jest równocześnie prośbą o wytrwanie, a w cierpieniu będzie nam ta Boża pomoc bardzo potrzebna.

A po cierpieniu? To sobie możemy teoretyzować. Na ludzkiej linii czasu wszystko co teraz się dzieje to już jest po śmierci Chrystusa. Każdy mój grzech jest już po śmierci Chrystusa. A przecież Jezus umierał także za mój grzech, bo dla Boga nie ma czasu. Podobnie moje cierpienie ofiarowane Bogu to gest św. Weroniki czy Szymona dźwigającego krzyż. Jezusowi było lżej. Osobiście wierzę, że to czy "po" czy "w czasie" ne ma dla Boga różnicy. Chociaż "po" to chyba najpierw trzeba podziękować Bogu za to, że potrafiłam Go nie przeklinać za cierpienie, że wytrwałam przy Nim.
Natomiast gdy chodzi o zasługi wymodlone cierpieniem, to nie wydaje mi się, żeby one były mierzone siłą (skalą) cierpienia, ani też ilością odmówionych w czasie cierpienia różańców. Każdy gest człowieka świętego więcej znaczy niż wielki krzyż w grzechu ciężkim, bo jest w jedności z Bogiem. I w jedności z Krzyżem Chrystusa nabiera innej wartości. Stąd wydaje mi się, że nie chodzi o żadne nowenny w czasie cierpienia, ale o czystość serca wobec Boga. Jeśli staram się zawsze być w stanie łaski uświęcającej, jeśli swoje życie ofiarowuję Bogu i chcę żyć tak jak On chce, wtedy każda rzecz, która się ze mną dzieje - jest uświęceniem mojego życia. Życia z Bogiem nie mierzymy ilością odmówionych koronek, chociaż one też są ważne. Jeśli my będziemy święci, to zaśpiewanie kołysanki dziecku będzie jakoś podobnie święte jak zaśpiewanie Magnificat, bo teraz właśnie był na to czas. Jeśli swoje życie ofiarujemy Bogu, to nasze cierpienie będzie jakoś święte bez względu na to ile razy i czy w ogóle powiedzieliśmy Bogu, że to dla Niego.

To jest najważniejsze. I w tym kontekście według mnie nie jest ważne czy po czy przed, czy w trakcie. Ważne jest, czy cierpienie oddaliło mnie od Boga, czy nie. To o nas świadczy, a nie to, czy w chwili cierpienia umieliśmy ująć w słowa myśl o Bogu. Lęk przed bólem nie ma tu żadnego znaczenia. Pragnienie by cierpienie się skończyło nie ma żadnego znaczenia. A jeśli ktoś tuż po cierpieniu potrafi pomyśleć, że zapomniał podczas bólu o Bogu, to chyba już jest wielka rzecz :)))) to znaczy, że o Bogu nie zapomniał naprawdę.

My w swojej pobożności i modlitwach mamy czasem przepiękne myśli o cierpieniu i doskonałe wyobrażenia o naszej doskonałej postawie w takiej chwili. Mamy też tysiące rad dla innych, tysiące propozycji ich modlitewnych intencji na ten czas. No a potem przychodzi ból (cierpienie) i wszystko wygląda zupełnie inaczej niż nam się to wydawało. I jakoś czasem nie przyjdzie nam z tych tysięcy ani jedna intencja do głowy, oprócz myśli, żeby to się skończyło. Ale oczywiście dopóki potrafimy odmawiać swoje różańce, to odmawiajmy. To przyniesie siłę na większe cierpienie.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: