Autor: Mateusz (84.38.84.---)
Data: 2018-09-02 14:05
"Zawsze w życiu byłem zdystansowany do wszelkich radosnych "eventów" w lokalnym Kościele. Czy to jakiś śpiew uwielbieniowy czy taniec, nigdy nie mogłem się przemóc".
Nie wiem, ile masz lat, ale byłbym gotów się założyć, że jesteś gdzieś w środku okresu dojrzewania. To właśnie wtedy człowiek nabiera przekonania o tym, jaki rzekomo jest "poważny", podczas gdy wszyscy dookoła zajmują się jakimiś "dziecinnymi głupotami". Tymczasem pewna doza dystansu do siebie jest niezbędna w każdym wieku. Kiedy następnym razem zorganizują w Twoim mieście śpiew uwielbienia, idź i włącz się w niego. Śpiewaj tak głośno i wytrwale, aż zostanie to docenione, albo Cię wyproszą. Analogicznie jest z tańcem-tańcz, choćbyś miał potknąć się o własne nogi, jednak jestem pewien, że tak by się nie stało. Niekiedy biorą w tym udział nawet osoby starsze - i dają radę, dlaczego więc Ty miałbyś nie dać.
"Do głowy dawniej by mi nie przyszło, że katolik może być aż tak radosny. Ja jestem smutas".
Może być o wiele bardziej radosny, jeśli oczywiście ma ku temu powody. Ty sam też nie jesteś "smutasem", tylko wymyśliłeś sobie, że prezentowanie takiej postawy, nawet w pewnym stopniu wymuszonej, procentuje w przypadku chrześcijan. A tak nie jest. Nie idź tą drogą.
"Mam wrażenie, że niektóre wspólnoty działają silnie emocjonalnie, a przecież wiara to racjonalny akt woli".
Wiara to racjonalny akt woli? Czy w takim razie podczas bierzmowania (zakładam, że je przyjąłeś) podpisałeś z Panem Bogiem umowę stanowiącą, że będziesz w Niego wierzył pod warunkiem spełnienia..... tutaj lista punktów - wymagań? Bo właśnie umowa jest jak to określasz "racjonalnym aktem woli" dwóch stron. W relacji z Bogiem nic takiego nie istnieje. Tam jest tylko wiara, ufność i miłość.
W dalszej części posta sam wytłumaczyłeś sobie, na czym polega Twój problem, tylko najwyraźniej tego nie przeczytałeś. Zrób to więc teraz i zastosuj się do nowozdobytej wiedzy.
|
|