Autor: Hanna (---.wtvk.pl)
Data: 2018-12-30 23:04
Widzisz, nie warto pytać: dlaczego, dlaczego ktoś zapadł na nowotwór. Pytanie takie miałoby najwyżej jakiś ponadjednostkowy sens medyczny (jakie są czynniki powodujące jakąś chorobę i czy umiemy je minimalizowac itd.), ale teraz w indywidualnej sytuacji nie pomoże. Jak sobie poradzić? Pewnie także zrezygnować z pytania: dlaczego. Jest zbyt eksploatujące, męczy.
Jak sobie radzić z chorobą? Starać się zadbać o tatę na tyle, na ile się da. Zorganizować opiekę, a jeśli się uda, jakoś dzielić obowiązki. Powiem Ci coś banalnego: kiedy przychodzi potrzeba, to "nie wiadomo skąd" bierze się siły. Od Pana Boga, to jasne, ale na bieżąco niekoniecznie się to dostrzega. Przychodzi mobilizacja i tyle.
Nie znam sytuacji, ale zapewne można mieć trzeźwą nadzieję na wyleczenie, prawda?
Wiara w Pana Boga nie jest polisą na zdrowie i brak cierpienia. Chorują i wierzący, i niewierzący. W życiu każdego z nas jedno jest pewne: jego doczesny koniec. Chcemy czy nie. Sztuką, ale i łaską jest to powoli przyjąć, zaufać, że tak musi być, że mimo wszystko jesteśmy w Bożym ręku. Świat został stworzony idealnie, ale ktoś zły go niestety uszkodził, no i pojawiły się sprawy spoza Bożego planu: cierpienie, choroba, śmierć. To jest niewątpliwie trudne, ale cała nadzieja w tym, co większe niż doczesność, w życiu w wieczności, w tym, że Pan Jezus mocniejszy od każdego zła, i właśnie całe zło pokonał ceną swojej krwi i cudem zmartwychwstania.
Piszesz, że nie rozumiesz. Właśnie. Niekoniecznie wszystko polega na rozumieniu. Raczej na przyjęciu. Uznaniu, że mój umysł jest za mały.
Pewnie nie umiem tego dobrze napisać. Niemniej to nie są abstrakcyjne pobożne morały ani zreprodukowana skądś katecheza.
To doświadczenie.
Przerabiałam to przez dobry rok. W pewnym sensie przerabiam nadal, choć akurat mój tato od ponad dwóch miesięcy jest po tamtej stronie życia.
No to odwagi, Karolino.
|
|