Autor: Mateusz (84.38.84.---)
Data: 2019-04-04 17:18
„Odkąd pamiętam byłam bardzo ambitną, ale również wrażliwą, trochę neurotyczną osobą. Gdy dorastałam moje chrześcijaństwo stawało się coraz bardziej dojrzałe, zafascynowało mnie, miałam chęć by zgłębiać tą wiarę. W swoim normalnym życiu we wszystkich działaniach starałam się wcielać Słowo Boże”.
Chyba wiem, dlaczego tak się stało, ale nie napiszę tego wprost. Taki „wybuch religijności” pojawia się u wielu osób w pewnym punkcie okresu dorastania. Kiedy? Już chyba się domyśliłaś. W Twoim przypadku najwyraźniej też tak było.
„Mając na uwadze słowa „Wchodźcie przez ciasną bramę! Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą” oznaczają dla mnie, że nieliczni będą zbawieni, przerażają mnie te słowa, boję się o swoje zbawienie. Zdarzały mi się myśli, że czasem lepiej się nie narodzić by nie narażać się na potępienie”.
Ot i praktyka, którą często stosują osoby zwracające się po pomoc na tym forum. „Przecedzanie” Pisma Świętego. Ktoś łapie się za Słowo Boże, wybiera sobie jakiś fragment, który być może utkwił mu kiedyś w pamięci, może gdzieś go przypadkiem odnalazł i teraz nie daje mu spokoju. Ten konkretny fragment, kilka zdań. Czytającego, czy też czytającą Biblię w ten sposób jakby zupełnie przestaje obchodzić, że „coś” jest w spisanym słowie Bożym przed tym passusem, jak również „coś” znajduje się za nim. I czasem do tego „czegoś” również należy zajrzeć, aby odczytać prawdziwy kontekst rzekomo „strasznych” informacji. Ty twierdzisz, że zbawiona zostanie garstka ludzi? „Potem ujrzałem: a oto wielki tłum, którego nie mógł nikt policzyć, z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków, stojący przed tronem i przed Barankiem. Odziani są w białe szaty, a w ręku ich palmy” (Ap 7,9). Skoro ludzi tych nie sposób policzyć, to musi ich być jednak trochę więcej, niż wspomniana garstka, nieprawdaż?
„W przypowieści o talentach jest mowa o tym by dobrze wykorzystać swoje talenty, a sama przypowieść kończy się przerażającymi dla mnie słowami: "A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz - w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów". Wykonywałam uczciwie różne prace, jednak często miałam poczucie, że nie wnoszą faktycznie czegoś naprawdę pożytecznego dla świata (np pracując w urzędzie czułam, że jestem trybikiem machiny, która niewiele wnosi w stosunku do tego ile Państwo inwestuje w nie środków) Do tej pory miałam problem by znaleźć taką, w której w pełni wykorzystam swoje talenty i aspiracje by robić coś naprawdę sensownego.
Nasza wiara mówi o tym, że jesteśmy usprawiedliwieni dzięki wierze i uczynkom, a ja boję się, że moje uczynki nie wystarczą. Żyję normalnie, staram się być dobra dla innych, a mam takie poczucie że powinnam robić więcej”.
Ach, znowu „coś, gdzieś” było napisane w Biblii, Ty od razu to wyszukałaś i teraz odczuwasz przerażenie. Piszesz, że wykonywałaś już jakieś prace, starając się podchodzić do nich uczciwie. I o TO właśnie w tym chodzi! Masz robić to, do czego się nadajesz, a co jednocześnie jest realne do osiągnięcia. Czyli wykonywać odpowiednią dla Ciebie pracę, jeśli czas i siły pozwolą, oddając się również w rozsądnym zakresie wolontariatowi. Jeśli jednak uważasz, że to wciąż za mało, to NASA podobno szukała kiedyś ochotników do usuwania plam słonecznych. Ręcznie, ściereczką. Chyba zależało im właśnie na osobach twierdzących, że dokonały w życiu zbyt mało. To oczywiście żart, jeśli odrobinę zbyt ironiczny to przepraszam, ale miał on uświadomić Ci dwie sprawy. Po pierwsze, należy znać swoje ograniczenia i mieć je na uwadze, planując jakiekolwiek działania, tym bardziej te na dużą skalę. Po drugie, na świecie jest naprawdę sporo osób chcących wykorzystywać właśnie takich idealistów jak Ty, proponując im „misje” niemające szans powodzenia-takie, jak ta w przykładzie. Przystając na propozycje takich ludzi zniszczysz w końcu samą siebie. A to nie brzmi dobrze.
„Od niedawna mam narzeczonego, którego kocham, jednak obawiam się czy troska o byt materialny mojego przyszłego małżeństwa i rodziny nie spowoduje, że będę podążać drogami na skróty zamiast wybierać ciasną bramę prowadzącą do zbawienia”.
Oj, aj. To nie jest tak, że Ty masz celowo męczyć się w życiu, bo inaczej nie dostaniesz się do Nieba. Zresztą małżeństwo to też nie same rozkosze, taki kawałek Królestwa Niebieskiego na ziemi przed faktycznym wejściem do niego. Małżonkowie też mają różne problemy, wcale nie mniej, niż osoby, które nie żyją w małżeństwie. Są one po prostu inne. Stworzyłaś mylne założenie i na nim bazujesz, ale to-znowuż-niedobrze.
„Co z moim strachem, ktoś też tak czasem myśli? Jak z tym sobie poradzić”?
Wyrzucić z siebie. Na dobre, tak jak wynosi się worek ze śmieciami na śmietnik i nie przynosi go już z powrotem.
|
|