logo
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Jak pomóc ludziom, a nie zniszczyć siebie?
Autor: krucha (---.eaw.com.pl)
Data:   2019-07-22 15:32

Proszę o pomoc; radę. Odwiedzając znajomych, czy szukając wolontariatu, byłam już w domu opieki społecznej, na oddziale udarowym, w ośrodku alzheimerowskim oraz w ośrodku dla niepełnosprawnych intelektualnie. We wszystkich tych miejscach ludzie zachowywali się jak we śnie, snuli się po korytarzach, czasem płakali. Zachowywali się jak żywi umarli. Serce mnie bolało, próbowałam być blisko nich, wspierać. Brałam ich za ręce, śpiewałam im. Ale równocześnie to samo serce zamierało mi ze strachu na widok tych ludzi. Ten strach na chwilę Pan Bóg mi opancerzał, abym mogła im śpiewać i być blisko. Ale za to, gdy wychodziłam z takiego ośrodka, to ja sama byłam jak snujący się cień. Z tych miejsc wychodziłam pusta: bez wiary i nadziei. Gdy wracałam tam ponownie, strach już przed bramą wysuszał mi usta; i serce waliło mi młotem. Ale trzeba było np. odwiedzać starszą znajomą – ona miała gorzej, niż ja. Ona była po udarze i miała kontakt z taką atmosferą 24h na dobę, a ja tylko godzinkę - dwie; co jakiś czas. Za każdym razem będąc w takich miejscach miałam poczucie, że tak właśnie wygląda piekło – ludzie się snują i co jakiś czas rozdzierają ciszę krzykiem.....

I tu moje błagalne pytanie: jak pomóc tym ludziom, a jednocześnie nie ulegać przerażeniu na ich widok - i nie zniszczyć siebie? Jak pogodzić się z tym, że ci ludzie już do śmierci będą się tak snuć i będą bez kontaktu?

I jeszcze gorący apel: módlmy się za rodziny takich chorych i za pracowników takich ośrodków. Oni wszyscy tak bardzo potrzebują wsparcia, a często go nie mają wcale.....

 Re: Jak pomóc ludziom, a nie zniszczyć siebie?
Autor: Jan (194.80.255.---)
Data:   2019-07-22 18:12

Myślę że powinnaś poszukać innego miejsca, gdzie mogłabyś pomagać ludziom. Praca z takimi ludźmi jest naprawdę bardzo trudna i nie każdy się do tego nadaje, nie każdy ma odpowiednią wytrzymałość psychiczną (nie chcę żeby brzmiało to jako zarzut, po prostu różni ludzie mają różną wrażliwość). Zresztą, skoro wyniszcza Cię to psychicznie, to tym bardziej powinnaś przestać, jak to mówi pewna rada "Martwy ratownik nikomu już nie pomoże". Nie ma nic złego w tym że jesteś przerażona ich widokiem, wydaje mi się że jest to bardzo zdrowa reakcja, i świadczy o tym że jesteś wrażliwa i czuła na krzywdę ludzką. Oczywistym jest że tym ludziom trzeba pomagać, ale najprawdopodobniej nie jesteś akurat do tego stworzona. Radziłbym więc znaleźć inny sposób służenia ludziom, w końcu nie chodzi o to, że wszyscy na Ziemi mają być wolontariuszami w takich ośrodkach.

 Re: Jak pomóc ludziom, a nie zniszczyć siebie?
Autor: Mateusz (84.38.84.---)
Data:   2019-07-22 23:27

"Proszę o pomoc; radę. Odwiedzając znajomych, czy szukając wolontariatu, byłam już w domu opieki społecznej, na oddziale udarowym, w ośrodku alzheimerowskim oraz w ośrodku dla niepełnosprawnych intelektualnie".
Szukając wolontariatu? Moja droga, zdefiniujmy najpierw pojęcie wolontariatu. Jest to świadczona dobrowolnie i nieodpłatnie pomoc w tych dziedzinach, do których jesteśmy predysponowani. Masz opory przed pracą z osobami chorymi, niepełnosprawnymi intelektualnie? Przepraszam bardzo, ale w takim razie dlaczego sama weszłaś w takie środowisko, nie będąc do tego predysponowaną właśnie? Żeby zrobić krzywdę sobie? Zaszkodzić osobom, którym w domyśle powinnaś pomagać? Nikt przecież nie zaciągnął Cię tam zakutej w kajdany. Skoro jednak już tam trafiłaś, to niech przebywanie tam będzie dla Ciebie lekcją o podwójnym temacie. Po pierwsze, życie doczesne nie jest tak cudowne jak uważają niektórzy, jego częścią są niekiedy ogromne problemy, w konfrontacji z którymi nawet osoba posiadająca pewną wiedzę i przygotowanie może jedynie usiąść i płakać, bo w takim wypadku to nie wstyd. Po drugie, jeśli znajdziesz jakąś poradę w Internecie, nawet na tutejszym forum pomocy, zastanów się, czy można ją zastosować w Twoim przypadku.

---
Z sekcji 'zanim zapytasz':

Korzystającym z pomocy przypominamy, że każdy z odpowiadających radzi, jak potrafi - z własnego punktu widzenia, według własnych doświadczeń i osobistego rozumienia naszej wiary. Dlatego pytający proszeni są o pokorę w czytaniu odpowiedzi. Nikt nie jest zobowiązany do stosowania rad uzyskanych na Forum.

z-ca moderatora

 Re: Jak pomóc ludziom, a nie zniszczyć siebie?
Autor: Marek (---.global.tygrys.net)
Data:   2019-07-23 12:43

Pomóż innym ludziom, w miejscu, które nie bedzie niszczyć Ciebie. Masz przykazane kochac innych tak jak siebie.

 Re: Jak pomóc ludziom, a nie zniszczyć siebie?
Autor: krucha (---.centertel.pl)
Data:   2019-07-23 18:26

Już tam nie jestem. To przeszłość. Ale ta przeszłość czasem wraca w formie pytań: "jak pomóc tej części społeczeństwa, o której nikt nie pamięta, bo każdy się boi? Jak się nie bać?" Wtedy odwiedzałam na zolu tylko znajomą, ktora teraz już nie żyje. Potem, po jej śmierci, juz dłuższy czas tam nie chodziłam, ale w pewnym momencie miałam przymus wewnętrzny, by tam pójść ponownie, bo została tam taka inna pani, która była świadoma i mnie pamiętała, ale nie umiała wiele wyrazić (problemy z mówieniem). Calymi dniami trzymali ją przywiązaną do krzesła pasami. Przy okazji odwiedzin znajomej chodziłam też do niej i mnie wtedy polubiła. Wołała całymi dniami pielęgniarki, ale zadna nie chciała przyjść, więc ja ją odwiedzałam. Wbrew sobie, ale czułam, że nie mogłam inaczej. Wlaśnie w myśl miłości bliźniego, jak i siebie, bo pytałam siebie: "jak ja bym sie czuła, będąc cały dzień przywiązana pasami i cały dzień wołając, a nikt nie przychodzi...? Czego bym chciała?" Na pewno, zeby ktos przyszedł... Zeby posłuchał mojego bezładnego gaworzenia i wyłapał z tego jakieś pojedyncze słowa. Ja wyłapałam. Pani powiedziala mi, gdzie kiedyś pracowała, powiedziała też, ze mnie bardzo lubi i dala mi do zrozumienia, że się ogromnie boi pewnej pielęgniarki. Ale wtedy, kiedy przyszłam tam wbrew sobie po śmierci znajomej, tej pani też już nie było. Odczułam ulgę, bo - oprócz pragnienia pomocy i współczucia - trawił mnie równolegle ogromny lęk. Teraz juz nie chodze w takie miejsca. Ale pytania zostały. Głównie pytania, jak się nie bać. I jak pomóc, zeby to było skuteczne. Dzis, gdybym znow odwiedzała znajomą i trafiła na takie środowisko, pewnie zrobiłabym to samo - byłabym z tymi ludźmi, ale kosztem ogromnego lęku. Musiałabym to zrobić, bo ci ludzie są tam 24h na dobę, a ja mogę sprawić, ze 2 z tych 24 godzin beda bardziej znosne. Straszne jest to, jak nieszczęśliwa jest ta część społeczeństwa. Cierpią również rodzina i opiekunowie. Ostatnio w tramwaju spotkałam starszą, drobną kobiete po udarze (opadnięty jeden kącik ust), ubogo ubraną, jak pchała wózek z dość potężną niepełnosprawną intelektualnie córką ok. 45 lat. Jaka ona musi się czuć sama... Zaniedbana = nikt o nią nie dba. Nikt jej nie przytuli, nie pomoze jej zadbać o siebie, nie tylko o córkę. Nie ma mojej zgody na takie cierpienia. Dlatego modlę sie za te nieznajome kobiety o zakończenie jakimś cudem ich cierpień.

 Re: Jak pomóc ludziom, a nie zniszczyć siebie?
Autor: . (---.play-internet.pl)
Data:   2019-07-23 19:13

Chcę Ci bardzo, bardzo podziękować. Za wielkie serce. Dziękuję.

 Re: Jak pomóc ludziom, a nie zniszczyć siebie?
Autor: psx (82.177.5.---)
Data:   2019-07-24 10:40

Raz usłyszałam od księdza, jak miałam w planach wielki ratunek gatunku ludzkiego: "a to pani jest Zbawicielem świata?" Nie jestem, Ty też nie jesteś i sądzę, że nie powinnaś mieć wyrzutów sumienia w związku z przeszłością. Zrobiłaś o wiele więcej niż wielu ludzi, chociaż tu i tak nie chodzi o licytację.
Chodziłam do szkoły katolickiej, tam musieliśmy pomagać biednym i bezdomnym po lekcjach. Powiem Ci, że nienawidziłam tego, wolontariaty nigdy nie były dla mnie. Jednak zawsze wydawało mi się, że to jedyna opcja pomocy innym, więc czułam się źle. Chodziłam "bo trzeba" i wydawało mi się, że Bóg wymaga ode mnie takiej aktywności, ratowania świata itp. Wiązało się to jednak tylko z frustracją.
Wiele zmieniło się, gdy dane mi było poznać osobę zniewoloną (nałogiem i duchowo). Poprzez gorliwą modlitwę za nią i próby pomocy mocno zbliżyłam się do Pana. Nauczyłam się poświęcenia i podjęłam się zadań, na jakie nigdy wcześniej bym się nie odważyła.
Pomoc innym to nie tylko wolontariat w instytucjach.

PS: Chcę szczerze podziękować moderatorom za opiekę na tym forum, w niektórych katolickich miejscach w sieci bywa z tym bardzo różnie.

 Re: Jak pomóc ludziom, a nie zniszczyć siebie?
Autor: krucha (---.centertel.pl)
Data:   2019-07-24 18:23

To nie tylko kwestia wolontariatu. Wybrałam też zawód związany z pracą z ludzkim cierpieniem. Skończyłam psychologię. Ale bez odpowiedzi na pytanie, jak się nie bać (wbrew pozorom psychologia nie daje odpowiedzi na to pytanie), nigdy nie będę mogla wykonywać tej pracy owocnie dla innych i bez zgubnych konsekwencji dla siebie. Pytanie o cierpiących jest wiążące także dla nadziei, która powinna być cechą chrześcijanina. Mi widok cierpienia, jakie tu opisałam, odbiera nadzieję, pogrąza w rozpaczy. Owszem, jednocześnie mobilizuje do walki, by ludzie ci nie cierpieli, ale ta walka z mojej strony jest nierówna, mordercza, wyniszczająca. Bo bez nadziei właśnie. Lubiłam moje studia. Ale zycie pokazało, ze psychologia praktyczna, to zupełnie coś innego. Zostałam z zawodem, którego nie mam sily wykonywać.

 Re: Jak pomóc ludziom, a nie zniszczyć siebie?
Autor: Ј (---.austin.res.rr.com)
Data:   2019-07-24 18:46

"Ale równocześnie to samo serce zamierało mi ze strachu na widok tych ludzi".

Ze strachu przed czym? Na czym polegało niebezpieczeństwo? Umiesz nazwać to, czego się bałaś? Tak konkretnie.

 Re: Jak pomóc ludziom, a nie zniszczyć siebie?
Autor: krucha (---.eaw.com.pl)
Data:   2019-07-24 19:22

Tak konkretnie - cytat ze mnie:

"Za każdym razem będąc w takich miejscach miałam poczucie, że tak właśnie wygląda piekło – ludzie się snują i co jakiś czas rozdzierają ciszę krzykiem....."

To o lęku.

A do lęku dochodzi jeszcze zdołowanie - nie można im pomóc. W żaden sposób.

 Re: Jak pomóc ludziom, a nie zniszczyć siebie?
Autor: Ј (---.austin.res.rr.com)
Data:   2019-07-24 20:06

Dlaczego boisz się piekła? Chyba się tam nie wybierasz, prawda?

 Re: Jak pomóc ludziom, a nie zniszczyć siebie?
Autor: Ј (---.austin.res.rr.com)
Data:   2019-07-24 20:30

To, że obcowanie z takimi ludźmi może powodować u wielu dyskomfort, jest dla mnie zrozumiałe. Twój lęk - nie.

 Re: Jak pomóc ludziom, a nie zniszczyć siebie?
Autor: Mateusz (31.42.18.---)
Data:   2019-07-24 21:58

"A do lęku dochodzi jeszcze zdołowanie - nie można im pomóc. W żaden sposób".
Dlatego ponownie zapytam: dlaczego zdecydowałaś się na taki zawód i pracę wśród takich ludzi? To po pierwsze. Po drugie, pracując z osobami po wylewach i z innymi problemami często bardziej somatycznymi, niż psychologicznymi, powinnaś mieć wsparcie lekarzy odpowiednich specjalizacji. Chcesz powiedzieć, że jesteś z tym wszystkim zostawiona sama sobie? No i po trzecie: nigdy nie pisz, ani nie mów, że nie da się tym ludziom pomóc nawet odrobinę. Wystawiasz sobie w ten sposób najgorszą z możliwych opinię. Spójrz na pracowników hospicjów: oni też wiedzą, że ich podopiecznym najczęściej nie da się już pomóc wrócić do zdrowia, w związku z czym możliwe jest tylko zapewnienie im godnego życia w ostatnich latach, miesiącach czy dniach. Nic więcej. A mimo to nie siadają oni w kącie płacząc, że nic nie da się zrobić. Coś zawsze da się zrobić. I oni od tego są. Ty również-może nie zdziałasz cudu, ale zrobisz wszystko, co w Twojej mocy. Tylko tego chciej, proszę.

 Re: Jak pomóc ludziom, a nie zniszczyć siebie?
Autor: krucha (---.centertel.pl)
Data:   2019-07-24 22:23

Nie pracuję. Szukam dopiero pracy. Kocham Boga. Dziękuję, że On mnie kocha. Dziękuję Mu za coniedzielną Komunię, za lata wierności Jemu, mimo przeciwności. Ufam, że ma dla mnie jakieś miejsce w tym świecie. Niekoniecznie jako psycholog.

Pytania o tę ciepiącą część społeczeństwa będą mi jednak towarzyszyły już zawsze. Niezależnie, jaki zawód będę wykonywać.

 Re: Jak pomóc ludziom, a nie zniszczyć siebie?
Autor: Ј (---.austin.res.rr.com)
Data:   2019-07-24 22:56

"No i po trzecie: nigdy nie pisz, ani nie mów, że nie da się tym ludziom pomóc nawet odrobinę. Wystawiasz sobie w ten sposób najgorszą z możliwych opinię".

Mateuszu, kurcha nie napisała, że tym ludziom nie da się pomóc NAWET ODROBINĘ. Przecież sama pomagała. I widziała pozytywne rezultaty. Tyle że zdawała sobie sprawę, że jej pomoc - okupiona osobistym cierpieniem - była kroplą w morzu potrzeb. To bardzo niesprawiedliwe podsumowywać jej wysiłek takimi słowami.

 Re: Jak pomóc ludziom, a nie zniszczyć siebie?
Autor: urszula (---.bas512.cwt.btireland.net)
Data:   2019-07-25 00:14

Witam. Pracuje w domu starcow. Z mojego doswiadczenia doradze Ci zebys sie nie poddawala. Daj sobie czasu aby sie przyzwyczaic do cierpienia innych osob, do poznania ich co lubia a czego nie. Nie wszyscy beda pozytywnie reagowac na twoje spiewanie. Na niektorych podziala Twoja milczaca obecznosc, trzymanie za reke, rozmowa, czytanie ksiazki, moze jakas gra zespolowa w pilke, albo inna aktywnosc. Zebys mogla sluzyc chorym, ciepiacym osobom musisz byc pewna siebie i radosna. Ludzie w takich osrodkach wyczuja Twoj lek i niepewnosc i wtedy w zaden sposob im nie pomozesz. Musisz czuc sie na tyle pewna siebie, ze bedziesz traktowac ich jak zdrowych, sobie rownych ludzi. Ostatnia rzecza jakie potzrebuja to zdolowanych i lekliwych wolontariuszy albo pracownikow. Badz usmiechnieta, pewna siebie i daj im radosc i nadzieje :) Wierz mi ze sie da. Z Bogiem.

 Re: Jak pomóc ludziom, a nie zniszczyć siebie?
Autor: Kalina (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2019-07-25 00:53

Krucha, poruszyłaś temat niezmiernie trudny. Temat, na którym poległo wiele osób oddalając się od Boga przez niezrozumienie cierpienia, ale też wiele przez cierpienie nawróciło się.
Może spróbuj swoje przemyślenia na temat cierpienia i swojej w nim roli przepracować przez medytację Księgi Rodzaju. Jak dobry i prawy świat stworzył Bóg. Czego dokonał człowiek żeby to dobro i prawość nie miała Boskiej doskonałości. Od tego czasu cierpienie jest wpisane w ludzki byt.
Jakiej dziedziny życia byśmy nie dotknęli to wszędzie znajdziemy cierpienie. Chora, niedołężna starość, niepełnosprawność, nieuleczalne choroby od dzieci przez dorosłych, utraty upragnionych poczętych dzieci i okrutne zabójstwa dzieci poczętych. Afrykański głód, ofiary wojen, prześladowania chrześcijan. Można tak mnożyć, ale trzeba się w tym odnaleźć, ziemski świat jest niedoskonały i gro tych niedoskonałości pochodzi od ludzi.
Krucha, nawiązując do Twoich przykładów. Gdyby w rodzinach panowała miłość a rodziny wielopokoleniowe byłyby wartością a nie uciążliwością, gdyby ta część osób starszych, która z różnych względów (samotność, brak możliwości opieki przez najbliższych) ]która trafia do placówek trafiała do placówek dobrze finansowanych, z empatycznym personelem, dobrym programem terapeutycznym to obraz, który w sobie nosisz nie byłby tak niszczący dla Ciebie. I to dotyczy każdego nieszczęścia, może jedynie poza żywiołami, choć i tu w pewnych przypadkach, gdyby osoby odpowiedzialne za zabezpieczenia uczciwie podchodziły do swojej pracy części nieszczęść można by uniknąć.
Często pojawiają się apele o datki finansowe na leczenie. To dramatyczne apele, gdzie rolę gra czas. Zdarzało mi się wchodzić na portale z takimi prośbami z chęcią pomocy, kiedy widziałam gdzieś taką zalinkowaną prośbę. I wpadałam w pułapkę emocjonalną podobnie do Ciebie. Bo na stronie poza apelem o pomoc dla Basi jest Marcin, Ania, Krzyś i dziesiątki innych najczęściej dzieci a każde to historia tragedii ich i ich rodzin. Rodziło się pytanie, dlaczego dla Basi a nie dla Marcina i innych równie potrzebujących, a możliwości finansowe ograniczone. Musiałam to w sobie uporządkować. Przeszłam z systemu indywidualnego wspierania na datki dla sprawdzonych fundacji np. hospicjum dla dzieci. Podjęłam inicjatywę towarzyszenia starszej osobie, w takim zakresie na jaki pozwala mi stan zdrowie. I to co mogę ofiarować w obfitości - modlitwa, w tych najtrudniejszych przypadkach, o wypełnienie woli Bożej i siły do udźwignięcia trudów.
Krucha, to moje przykłady. Jeżeli masz otwarte na pomoc serce to życie nie poskąpi Ci możliwości. To nie muszą być formy, które Cię przerastają i rozwalają emocjonalnie. To może być wolontariat np.w jadłodajni dla ubogich czy to w zakresie pomocy fizycznej w kuchni czy też wsparcia psychologicznego dla osób korzystających. Może jakaś świetlica środowiskowa i pomoc w nauce, wyprzytulanie dzieci, które w domu przytulania nie doświadczają. A może ktoś we własnym środowisku, kto ma marny wzrok a lubi książki i zamiast audiobooka żywy głos i wypitą przy okazji wspólną herbatę.
I noś w sobie nadzieję, że Pan Bóg wynagrodzi cierpiącym, osamotnionym ich ból życia tu, na ziemi.
Wszak jesteśmy tu tylko przechodniami.
W modlitwie proś za osoby cierpiące aby doświadczyły:
"lecz właśnie głosimy, jak zostało napisane, to, czego
ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało,
ani serce człowieka nie zdołało pojąć,
jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują"
1 Kor 2, 9

 Re: Jak pomóc ludziom, a nie zniszczyć siebie?
Autor: psx (82.177.5.---)
Data:   2019-07-25 11:11

Urszula daje bardzo cenne wskazówki.
Mimo wszystko można było domyślić się specyfiki tego zawodu. Miałaś też pewnie praktyki na studiach, niby nie to samo, jednak można się zorientować, o co chodzi.
To ja po wielu latach w innej branży tak się wciągnęłam w pomoc uzależnionej osobie, że żałowałam, że nie poszłam właśnie na tego rodzaju studia, żeby fachowo pomagać ludziom. Już na to za późno, a Ty masz jeszcze szansę zrobić wiele wspaniałego. Krucha, życzę Ci dużo sił i opieki Matki Bożej.

 Re: Jak pomóc ludziom, a nie zniszczyć siebie?
Autor: Margaret (---.wieszowanet.pl)
Data:   2019-07-25 11:15

Psycholog ma wiele możliwości pracy. Widać, że jesteś bardzo wrażliwa. W mniej obciążających Cię emocjonalnie miejscach także możesz służyć ludziom.

Urszulo, to że Ty potrafisz, to świetnie. Ale nie znaczy, że każdy da radę.

 Re: Jak pomóc ludziom, a nie zniszczyć siebie?
Autor: Magdalena (---.244.209.147.tvkhajnowka.pl)
Data:   2019-07-25 19:15

U mnie w ośrodku (trochę osób ze schizofrenią i depresją, trochę osób z Alzhaimerem i po udarach, trochę z upośledzeniem umysłowym) też była taka pani (doświadczona, bo już po 60-tce), która chciała być wolontariuszką. A ona również lubiła śpiewać piosenki (grała nawet na gitarze). Kiedy w kwietniu gruchnęła wiadomość, że odchodzi z ośrodka nie mogłam tego znieść. Zawsze prosiłam jej wszystkie patronki, żeby nigdy, przenigdy nie odeszła z ośrodka, bo wnosiła do niego naprawdę wiele radości i uśmiechu (zwłaszcza, że reszta personelu nie była boska). Pan Bóg jednak miał inne plany. Co zrobiłam? Kupiłam gitarę i zapraszam ją do domu, raz w tygodniu gramy i śpiewamy. Szybko się okazało, że ta pani nie musi chodzić do ośrodka, lecz musi się opiekować własnymi schorowanymi rodzicami, których odwiedza codziennie, a ostatnio bardzo podupadli na zdrowiu. Jak mówi, zawsze to lepiej poprawiać relacje za życia, niż po śmierci. "Jeżeli chcesz rozśmieszyć Boga, powiedz Mu o swoich planach". Pozdrawiam.

 Re: Jak pomóc ludziom, a nie zniszczyć siebie?
Autor: urszula (---.bas512.cwt.btireland.net)
Data:   2019-07-25 22:43

Margaret, ja tylko dodaje odwagi. Nie warto sie zniechecac i poddawac jak stawiamy pierwsze kroki. Na samym poczatku mojej kariery zawodowej tez mialam takie odczucia jak Krucha. Nie potrafilam zaakceptowac cierpienia, przezywalam, rozmyslalam o tych ludziach po godzinach pracy. A moj strach i lęk paralizowal mnie do normalnej rozmowy i kontaktu z pacjentami. Potrzeba czasu i cierpliwosci. Musimy przyzwyczaic sie i zaakceptowac innych ulomnosc i chorobe zeby im sluzyc. Pozdrawiam

 Re: Jak pomóc ludziom, a nie zniszczyć siebie?
Autor: krucha (---.centertel.pl)
Data:   2019-07-26 18:18

"musimy przyzwyczaić się i zaakceptować innych ułomność i chorobę"

Domyślam się. Tylko jak...? Jak zaakceptować/przyzwyczaić się? Przyzwyczajenie się do rzeczy, które przerażają, dołują, wysuszają serce - nie wiem, czy takie przyzwyczajenie u mnie jest akurat możliwe. Bo przecież wysuszone serce nie może już kochać. W moim doświadczeniu - zanim zdążę się przyzwyczaić - moje serce jest już wysuszone na wiór. Empatia i wszelka kreatywność w takim sercu obumiera.

Nie jestem już bardzo młoda, choć czuję się mała i słaba. Jestem dobrze po trzydziestce i nie mogę znaleźć/utrzymać pracy - bo właśnie nie mogę się przyzwyczaić. Bo usycham, zanim sie zdążę przyzwyczaić.

Myślę, że mogę powiedzieć to, co "psx". Także u mnie jest już za późno (i brak pieniędzy) na kolejne, bardziej trafione, studia. Zaufanie Bogu oznacza, że ufam, że On uzdrowi tych ludzi. Zamiast sie przyzwyczajać - chce wierzyć w moc Boga. Niestety... ludzie starsi ode mnie, ludzie nauki, zgodnie twierdzą, że w przypadku tego typu schorzeń nie ma cudów. A przecież Bóg okazuje mi swoją bliskość. Nie mam wątpliwości, że On jest i działa. Stąd nie rozumiem, dlaczego powstrzymuje swoje działanie akurat na tym polu - i cudów w obszarze niepełnosprawności intelektualnej wciąż brak.

Przyzwyczaić się. Trudno się przyzwyczaić do bólu i ogromnego przerażenia. Trudno dotykać wrzątku i akceptować ten ból. Dopiero jak dochodzi do oparzenia IV stopnia, to nie czuje się juz bólu. Ale nie czuje się także innych rzeczy - tych dobrych i radosnych. Martwica kontra ból. Wiem, że istnieje przyzwyczajenie konstruktywne, w którym nie dochodzi do martwicy. O takim przyzwyczajeniu pisze Urszula. Tylko tego rodzaju konstruktywnego przyzwyczajenia, mimo podejmowanych prób, mi akurat sie nie udało osiągnąć.

 Re: Jak pomóc ludziom, a nie zniszczyć siebie?
Autor: urszula (---.bas512.cwt.btireland.net)
Data:   2019-07-26 23:29

Krucha, moze powinnas spojrzec na chorobe i moc Boga z innej strony. Jestesmy przeznaczeni do zycia wiecznego i czasem Bog dopuszcza choroby zeby uzdrowic nas duchowo. Zebysmy sie nawrocili albo uswiecili juz tu na ziemi. Moj ojciec zmarl na raka kilka lat temu. Bog go niestety nie uzdrowil fizycznie ale go zmienil. Stal sie pokorniejszym i lepszym czlowiekiem. Wierze ze ta choroba byla blogoslawienstwem dla niego i ze Bog wie lepiej co dla nas jest lepsze. Polecam abys zglebila swoja wiedze na temat cierpienia z perspektywy Kosciola katolickiego. Moze rozmowa z ksiedzem albo psychologiem by pomogla?

 Re: Jak pomóc ludziom, a nie zniszczyć siebie?
Autor: krucha (---.centertel.pl)
Data:   2019-07-27 23:40

Studiowanie teologii cierpienia mi akurat nie pomaga. Czasem bywałam na różnych rekolekcjach. Nie pomaga mi to.

W przypadku chorób nowotworowych Bóg jeszcze daje sobie wybór - jednych uzdrawia, innych nie. W przypadku niepełnosprawnosci intelektualnych nie daje sobie takiego wyboru. Nie uzdrawia tych strasznych stanow.

Zapytać chcę Ciebie i tych, którzy mają już jakieś dłuższe doświadczenia z osobami po udarach bądź z demencją lub poważnie niepełnosprawnymi od urodzenia (chodzi mi głównie o osoby w poważnym stanie: gaworzące, przygnębione, snujące się po korytarzach i krzyczące). Czy ktoś z doświadczenia zdązył poznać, co takim osobom sprawia radość? Napiszcie. Co takiego ich przywraca - choć na chwilkę - naszej rzeczywistosci? Praktyka, doświadczenie, moze tchnąć więcej zycia do teoretycznej psychologii... Dlatego piszcie. To się ogromnie przyda...niekoniecznie mi.

W ogole mam nadzieje, ze może mój wątek zainspiruje kogoś, kto będzie miał pomysł, jak ukrócić zlo jakie sie dzieje w roznych placowkach - ze np. przywiazują czlowieka pasami na cały dzień i nie przychodzą, kiedy woła. Może ktoś jeszcze inny, kto to przeczyta, pomyśli o opiece i wsparciu psychologicznym (grupy samopomocowe i terapeutyczne) dla personelu, czy dla dorosłych dzieci osób z udarem. Moze też zainspiruje ten wątek jakiegos polityka lub kogoś przedsiębiorczego z prawniczą wiedzą, aby zmieniać system pomocy ludziom starszym i ludziom po uszkodzeniu układu nerwowego - by zbliżyć się chociazby do tego ideału, o którym pisze Kalina: "...gdyby ta część osób starszych, trafiała do placówek dobrze finansowanych, z empatycznym personelem, dobrym programem terapeutycznym...".

Te placówki, ktore teraz są (nawet te prowadzone przez siostry) nie funkcjonują dobrze. Podam przyklad pewnego DPS-u. Siostry zakonne stają tam na głowie, zeby bylo jak najlepiej, ale nie mają wsparcia: złe jedzenie (można tłumaczyc osobom odpowiedzialnym za katering, ze chce sie cos innego - oni przytakują - a potem i tak znowu są śledzie), niedobor personelu (brak pieniędzy na nowe etaty), starsze umęczone pielęgniarki, brak programow terapeutycznych, nuda (brak rozrywek: nawet ci całkiem dobrze funkcjonujacy podopieczni - bo i tacy tam są - nie moga wyjść sami, ani nawet ze mną, na zwykly spacer, bo muszą w takich okolicznościach podpisywać oficjalne pismo, ze robią to na własną odpowiedzialnosc. A tego sie boją.). Tamtejsze siostry zakonne, uwierzcie mi, tez sa w psychicznym dolku i nie dają juz rady. Są też fizycznie wyczerpane pracą. Wszystko rozbija sie o brak pieniędzy.

Na tym zolu, o ktorym wspominalam na poczatku, myto pacjentow (rowniez w miejscach intymnych) lodowata woda, bo nie bylo ciepłej w kranach (oszczędności). Pacjent po udarze jest przestraszony, więc bedzie potulnie przyjmowal zastaną rzeczywistosc. A jak jeszcze udar czy alzheimer uszkodził mu ośrodek mowy, to nawet nie zaprotestuje. Bo albo w ogole nie mówi, albo mówi na przemian z gaworzeniem, albo mówi wprawdzie nie gaworząc, ale nie potrafi zbyt jasno formuować mysli, szuka słów, gubi sie - wiec kto tam (np. w sądzie) bedzie go sluchał i brał powaznie, jak on nawet nie potrafi jasno wyrazic o co mu chodzi........ Sytuacja tych ludzi jest straszna.

 Re: Jak pomóc ludziom, a nie zniszczyć siebie?
Autor: krucha (---.centertel.pl)
Data:   2019-08-05 12:16

Chciałam przypomnieć swoje zapytanie do Urszuli i innych osób z doświadczeniem w pracy z chorymi - bo to pytanie gdzieś chyba zagubiło się w potoku mojej wypowiedzi - bo wciąż wypatruję Waszej odpowiedzi i nie ma:

"Zapytać chcę Ciebie i tych, którzy mają już jakieś dłuższe doświadczenia z osobami po udarach bądź z demencją lub poważnie niepełnosprawnymi od urodzenia (chodzi mi głównie o osoby w poważnym stanie: gaworzące, przygnębione, snujące się po korytarzach i krzyczące). Czy ktoś z doświadczenia zdązył poznać, co takim osobom sprawia radość? Napiszcie. Co takiego ich przywraca - choć na chwilkę - naszej rzeczywistosci? Praktyka, doświadczenie, moze tchnąć więcej zycia do teoretycznej psychologii... Dlatego piszcie. To się ogromnie przyda...niekoniecznie mi..."

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: