Autor: Za moich czasów (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2020-01-24 01:47
No to kolejny temat:
"zaczynam podejrzewać, że Bóg stanął po stronie tych, co mnie oskarżyli, a mnie odrzucił, i pytam, jak to mogę zmienić, jeśli mogę"
Bóg cię na pewno nie odrzucił. Czy to właśnie chcesz zmienić? Bóg cię na pewno nie opuścił, bo nawet największych grzeszników nie opuszcza, a ty przecież mocno czujesz, że w tym względzie nie zgrzeszyłaś.
Popatrz: żądasz od innych samych konkretów. A ty sama w tej chwili nie jesteś konkretna. Zdajesz sobie sprawę z tego, że to co napisałaś (że Bóg cię odrzucił) to nie konkret tylko "widzimisię"? Jestem pewna, że gdyby to ktoś inny napisał, to byś mu zaraz niezłośliwie "złośliwie" odpowiedziała, żeby się wziął za jaką robotę a nie gadał głupot.
"a mnie odrzucił" - to nie jest żaden konkret. To są UCZUCIA. Normalne ludzkie uczucia. My często czujemy to, co obiektywnie nie jest prawdą. Mamy prawo do takich uczuć. Nam się bardzo często wydaje (choć nie zawsze się do tego przyznajemy), że Bóg ma obowiązek nam w ziemskim życiu pomagać i jak nie pomaga, to znaczy, że nas skrzywdził. Czyli odrzucił. Ma obowiązek nas wysłuchać (spełnić życzenie). A nie wysłuchał. Czyli skrzywdził (odrzucił). Kiedy jesteśmy blisko Boga (wypełniamy obowiązki religijne, żyjemy według przykazań), to chcemy żeby Bóg nas chronił przed ziemskim bólem (fizycznym, psychicznym i duchowym). To nie jest nic złego, bo to też wynika z wiary. I czasem Bóg nas wysłuchuje (w sensie: spełnia życzenia), czasem chroni przed ziemską krzywdą. A czasem nie. I nie wiemy dlaczego. Szukamy jakichś odpowiedzi, ale to jest nasze gdybanie. Nie wiemy dlaczego Bóg pozwala nam cierpieć, dlaczego pozwala, by ktoś nas krzywdził. Na pewno wiemy tylko jedno: że sprawiedliwy Bóg wynagrodzi nam krzywdy, jak nie w tym ziemskim życiu, to w przyszłym. Tylko tyle wiemy na pewno. Wynika to z Bożej sprawiedliwości, cechy która jest w Bogu i jest wieczna.
Bóg cię nie odrzucił, to tylko uczucia. Przypomnij sobie Jezusa na krzyżu. Pamiętasz co mówił? Skarżył się: "Boże mój, czemuś mnie opuścił?" Czuł tak samo jak ty. Wołał tak samo jak ty. Nawet Jezus, Syn Boży, poczuł się, jakby Bóg Go odrzucił. Bo spotkała Go ogromna krzywda. Ludzie do których przyszedł, którym przyniósł miłość - właśnie powiesili Go na krzyżu i czekali aż umrze w męczarniach. Myślisz, że Bóg naprawdę odrzucił swojego Syna i to w najgorszej chwili, w największym cierpieniu? Nie. Jezus dobrze wiedział, że Ojciec Go kocha, ale ODCZUWAŁ inaczej. Bo człowiek tak czasem czuje, a On był także człowiekiem.
To, że czujesz się w tej chwili skrzywdzona, i przez jakieś konkretne osoby (np. ksiądz), i przez świadków twojego cierpienia (policja, siostry zakonne, plotkarskie kręgi), nie jest konkretem, nie jest dowodem na to, że Bóg cię już nie kocha, że Bóg cię odrzucił.
Popatrz też na św. Jana od Krzyża. Został przez własnych braci karmelitów uprowadzony i uwięziony. W karcerze (wtedy tak zamykano, bez okna, 9 m-cy), 3 razy w tygodniu biczowany przez współbraci. A w tym więzieniu stworzył poezję: tam, gdzie warunki mogłyby go złamać. W nieludzkich okolicznościach, przy znęcaniu psychicznym pisał o Bożej miłości.
To była jego ciemna noc. Tak czasem wygląda nasze życie duchowe. Przechodzimy przez pustynię, przez cierpienie, przez duchową pustkę. Wydaje nam się, że Bóg nas zostawił.
Ja oczywiście nie wiem, czy ty właśnie teraz przeżywasz prawdziwą Noc Ciemną, ale masz prawo myśleć, że to coś w tym rodzaju. Jeśli nie rzucasz się w grzech, jeśli pomimo poczucia odrzucenia przez Boga dalej trwasz przy Bogu, to możesz to rozumieć jako ciemną noc. A przy Bogu trwasz, bo: "Tak, słucham. Tak, modlę się. Tak, chodzę do spowiedzi. Tak, codziennie jestem na mszy. Tak, codziennie czytam Biblię." - to są konkrety. Świadczą, że trwasz przy Bogu. I to mocno.
"większość uważa, że nie powinnam się bronić, tylko należy pokornie przyjąć los i trwać ze spuszczoną głową, znosząc wszelkie zło".
Zły wniosek. Jeśli masz możliwość obrony, to masz się bronić. Masz prawo wykorzystać każdą drogę obrony. Jezus nie spuścił głowy tylko pytał: «Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?» (J 18,23). Ale wydawało mi się, że ty już zrobiłaś wszystko co mogłaś. Więc teraz niestety, pozostało czekanie. Tak jak Jan od Krzyża, zamknięty, przez jakiś czas musiał czekać. Niby się poddał, skoro nie walczył tylko pisał o Bogu. Ale pewnego dnia udało mu się uciec i schować i sióstr karmelitanek. Może i dla ciebie pewnego dnia się coś wyjaśni. Może znajdziesz nową drogę. Ale nikt ci tego nie może obiecać, droga krzyżowa czasem trwa długo. Jeśli nie znajdujemy wyjścia, to po prostu musimy czekać. "Czekać" - w sensie dalej trwać w Bogu, dalej Bogu wierzyć. Dalej wierzyć że Bóg cię kocha, choć w sercu czujesz, że Bóg cię opuścił. Myślę, że wszyscy to właśnie chcieli ci powiedzieć. Żebyś trwała, to znaczy nie odchodziła od Boga, nic nie zmieniała w życiu duchowym. Żebyś dalej wierzyła, że Bóg jest z tobą, choć cierpisz. Żebyś to cierpienie potraktowała tak samo, jak byś traktowała ciężką chorobę fizyczną. Gdybyś się dowiedziała, że masz raka, to jak możesz to go leczysz. Ale jak leczenie nic nie daje, to co zrobisz? Po prostu w tym stanie trwasz. Płaczesz: Boże, czemuś mnie opuścił, ale dalej się modlisz, dalej czytasz Biblię, chodzisz na mszę, póki możesz.
Rozumiesz? To co cię spotkało, to jest taki rak. Twoja droga krzyżowa. Trzeba wierzyć, że da się tego raka wyleczyć. Albo ty nauczysz się z nim żyć aż do śmierci. Ludzie będą nas krzywdzić do końca życia. Nawet ci bliscy.
|
|