logo
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Lęk i smutek w mieście - jak sobie radzicie?
Autor: z Maryją (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2020-07-23 03:08

Post usunięty na prośbę autorki.

 Re: Lęk i smutek w mieście - jak sobie radzicie?
Autor: Justyna (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2020-07-31 22:03

Pozwolę sobie zapytać - czy byłaś zamknięta na czas pandemii i bałaś się wychodzić z domu?
Czy zawsze byłaś taka wrażliwa i chłonęłaś cudze nastroje? Świat to nie tylko szarość, ale wszystkie kolory - trzeba pewnej dojrzałości/wieku/doświadczenia/zmiany myślenia żeby je dostrzec. Inaczej ten lęk może zamienić się w nerwicę lub depresję. Lecz się Bogiem, dobrymi świadectwami, staraj się pomagać ale i znaleźć odskocznię od smutnej prozy świata. Może więcej natury? Ja mając dość miasta (żyję tu przez całe życie ale jakoś ciągnie do natury :-) )wsiadam na rower i jadę do podmiejskiego lasu się zresetować. Albo na Mszę o 18, porozmyślać przed obrazem Jezusa Miłosiernego.

 Re: Lęk i smutek w mieście - jak sobie radzicie?
Autor: z Maryją (---.eaw.com.pl)
Data:   2020-07-31 22:53

Post usunięty na prośbę autorki.

 Re: Lęk i smutek w mieście - jak sobie radzicie?
Autor: Hanna (---.wtvk.pl)
Data:   2020-08-01 00:30

Może to jakaś indywidualna cecha związana z lękami społecznymi. Zamykanie się w przestrzeni osiedla nie jest lekarstwem. Rozpacz, o której piszesz (mocne słowo), jest destrukcyjna. Na pewno źle Ci z tym. To - wydaje się - rzecz do przepracowania pod okiem przygotowanej osoby.

Ty szukasz wystarczająco silnych ludzi, czyli nie masz siły w sobie. To jest do poprawienia. Nauczyć się własnej wartości i szukania siły nie w innych ludziach (wystarczająco silnych, by Cię nie zgnietli swoją biedą), ale w wartościach duchowych. Jeśli nie jesteś napełniona, nie możesz rozdawać, ale i nie możesz spokojnie istnieć (np. w realiach miasta). Boisz się więc, że spotkanie ze słabym coś z Ciebie ostatecznie wyssie...

Samotność na ulicach miasta nie jest standardem. Lęk też nie. Ludzi jest mnóstwo, nie znamy ich i nie da się zresztą znać ich wszystkich, ale to, czy jesteśmy - czy czujemy się wśród nich samotni, nie zależy od miasta, ale i od naszych relacji z pewną grupą ważnych dla nas osób. Od przyjaźni i miłości. Te osoby nie muszą być na wyciągnięcie ręki, może nas dzielić kilkaset kilometrów. Więzi nosimy w sobie, miłość niesiemy w sobie - ale i ona nas niesie.

Całe życie mieszkam w ponadpółmilionowym mieście, choć nie w samym centrum, ale niecałe 15 minut od niego. Miasto to moja codzienność, i nie, nie zmagam się z miastem. Jest moim domem, choć kocham las.

To oczywiste, że spotykamy ludzi cierpiących. Wszędzie, nie tylko w mieście, ale i w dziurze zabitej dechami. Ubogich zawsze będziemy mieć... (por. Mk 14,7).
Pamiętajmy, kto jest Zbawicielem świata.

 Re: Lęk i smutek w mieście - jak sobie radzicie?
Autor: z Maryją (---.eaw.com.pl)
Data:   2020-08-01 13:32

Post usunięty na prośbę autorki.

 Re: Lęk i smutek w mieście - jak sobie radzicie?
Autor: Hanna (---.wtvk.pl)
Data:   2020-08-01 23:27

Myślę, że nie istnieje "sprawiedliwy podział nieszczęścia". I nie o to chodzi, by gdy komuś bardzo doskwiera bieda, wszyscy równali w dół. By gdy ktoś jest nieszczęśliwy, wszyscy czuli powinność bycia nieszczęśliwymi. Bycie z kimś, empatia, jakieś współdzielenie losu na pewną miarę - tak. Ale nie zabiegamy o to, by wszyscy niszczyli siebie. By naprawdę wszyscy mieszkali pod mostami.
Niektórym możemy pomóc. Nie, nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim. I nie musimy się za to obwiniać. Możemy próbować coś zrobić na naszą miarę.

"jedni mają szczęście i cechuje ich często niechlubna "cwaność"; inni, słabsi, mniej zaradni są skazani tylko na biedę i chorobę..." - owszem, racja, tak było i tak będzie do końca świata. Wiesz jednak sama, że nie jest tak, jakoby wszyscy żyjący w szczęśliwszej sytuacji byli cwaniakami.

My nie wiemy, dlaczego urodziliśmy się w takich a nie innych warunkach (mam przyjaciół, dom, chleb, prąd, pracę, internet, dostęp do kościoła, względne zdrowie, do domu przyjdzie pielęgniarka z zastrzykami, za którą to pomoc nie płacę, a gdybym musiała, to mnie teraz stać itd. - a są miliony osób, które tego nie mają, tego wszystkiego albo prawie wszystkiego, albo niczego z tych rzeczy.) To nie zależy od nastroju miasta ani nie wszystko to zależy ode mnie. Dostałam szanse, nie wiem, czemu inni nie.

Nie wiem, czy jest dobrze oceniać innych, oskarżać ich "o pusty dufny śmiech bogatych". A raczej: wiem, nie jest dobrze to czynić.
Nie o to chodzi. Nie buduje nas oskarżanie grzeszników. Nie pomaga. Nikomu. Zresztą jakie mamy prawo sądzić?... czy ja wiem, co się za tym domniemanym pustym dufnym śmiechem kryje? Może ból i pustka.
Czyli nie warto się na tym skupiać ani się tym obciążać. Przeciążać.

Jeśli szarość rozumiesz dosłownie - posadź kwiaty na parapecie. Tyle możesz. Są też w miastach budżety obywatelskie, plebiscyty na dofinansowane ogródki, skwery,troska ład graficzny, do tego możesz przyłożyć ręki. Tyle może przeciętny obywatel. Nie każdy jest architektem miejskim. Ja nie :) i nie obwiniam się za to. Ale mogę nie śmiecić.

Nie, nie zbawisz całego świata (powtarzam) i to nie jest Twoja wina. Możesz pomóc na swoją małą skalę. Żeby móc pomagać, trzeba przepracować z kimś odpowiednio przygotowanym całą tę destrukcję psychiczną, bo ona Cię pęta.

"Wiem. I napełniam się. W Komunii Świętej. Czuję wtedy jak Bóg mnie napełnia. Czasem bardzo mocno czuję. Często właśnie po Komunii mam siły, by np. odwiedzić kogoś chorego, albo po prostu załatwić coś na mieście. Ale wieczorem po powrocie z miasta do domu (szare ulice i gwar tylko potęgują doświadczenie obcości i nierówności społecznych) nie mam już sił na nic i jestem zupełnie pusta.
I na następny dzień nie mogę już kompletnie nic zrobić."
A nie możesz kolejny raz, następnego dnia, pojść na mszę świętą? Dlaczego nie?

I jeszcze jedno - nie chodzi wcale o to, abyśmy CZULI, że Bóg nas napełnia. To jest cukiereczek na pewien czas, takie pocieszenie. Raz dane, tysiąc razy nie. Czasem do końca życia nie. Niekoniecznie z naszej winy. Z Bożej woli.

 Re: Lęk i smutek w mieście - jak sobie radzicie?
Autor: danusia (178.219.104.---)
Data:   2020-08-02 00:55

Trzeba zachować hierarchię ważności. Najpierw Bóg, potem Ty i dopiero bliźni.
Pan Jezus też wszystkich nie uzdrowił.
Tak praktycznie, to takie stany wyczerpania, mogą mieć źródło w nękaniu przez Złego. To nie jest normalne co opisujesz.
Ks. Jan Reczek, "To Jezus leczy złamanych na duchu" - w tej książce jest mowa o środowiskach, które wymagają wspomożenia modlitwą wstawienniczą o bezpieczeństwo wobec wpływów zła.

Źródło takiego postrzegania rzeczywistości to co opisujesz, leży w tym, że nie ma się dobrego kontaktu z Bogiem.
Boga, gdyby każdy człowiek uwielbiał, kochał, to mimo cierpienia własnego nie byłby tak przygnębiony jak mówisz. Jezus Chrystus uzdrawia dziś. Czy prosisz o uzdrowienie? Czy ludzkimi siłami chcesz zmieniać świat?
I jeszcze więcej powiem, pokora to przyjęcie życia takim jakie jest, bo w tej codzienności jesteś najbliżej Boga. Wiele zła sprowadzamy sami na siebie. Zawsze, kiedy wołałam do Boga o pomoc, otrzymywałam ją i nie opowiadaj, że jedni mają a inni nie mają. A przypowieść o talentach coś Ci mówi?
W chwilach takiego zapętlenia mów słowa modlitwy "Jezu uwolnij mnie od..... " szczerze z serca tak módl się nieustannie i w końcu uwierz, że jak Edyta Stein też zrozumiała, że cierpienie każdy dostaje dla swojego wzrostu a my często chcemy wybiec i odebrać to, co jest nie nasze.

 Re: Lęk i smutek w mieście - jak sobie radzicie?
Autor: Margaret (---.wieszowanet.pl)
Data:   2020-08-03 14:55

Może jesteś osobą o wysokiej wrażliwości i empatii? Poczytaj coś na ten temat, może zobaczysz w opisach siebie.

 Re: Lęk i smutek w mieście - jak sobie radzicie?
Autor: Estera (---.147.32.165.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2020-08-03 18:12

Może zacznij robić coś, co Cię nie będzie aż tak bardzo obciążać. Nie każdy jest powołany do pracy z bezdomnymi. Być może Ty nie, ale koniecznie upierasz się, że będziesz to robić. Pytanie: dlaczego? Co zapełniasz w sobie w ten sposób? Dlaczego upierasz się przy tym?

 Re: Lęk i smutek w mieście - jak sobie radzicie?
Autor: z Maryją (---.eaw.com.pl)
Data:   2020-08-05 13:41

Post usunięty na prośbę autorki.

 Re: Lęk i smutek w mieście - jak sobie radzicie?
Autor: Margaret (---.wieszowanet.pl)
Data:   2020-08-05 17:50

Trafiłam dziś na fragmenty książki ks. Grzywocza. Może w tym coś dla Ciebie?
Np.
"Inną iluzją zaburzającą życie duchowe, osłabiającą wymiar dojrzałości człowieka, jest takie myślenie o Bogu, że skoro jest moim Ojcem, to wszystko za mnie zrobi. Zwalnia mnie z mojego wkładu, z mojego trudu. Z obserwacji wielu kierowników duchowych wynika, że taka wiedza – nawet nieświadomie, nie wprost wyrażona – czasem kieruje rozwojem życia duchowego. „Jeśli wierzę w Boga, to On za mnie dużo zrobi, i to bez mojej współpracy”."

https://deon.pl/wiara/duchowosc/ks-grzywocz-te-mity-o-bogu-sa-bardzo-popularne-niektorzy-odchodza-przez-nie-z-kosciola,935410

 Re: Lęk i smutek w mieście - jak sobie radzicie?
Autor: Hanna (---.wtvk.pl)
Data:   2020-08-05 22:34

Urealnijmy. Rozumiem, że to nieprzyjemne, ale jednak to normalne, oczywiste w wielu procedurach - nie dostarczyłaś kompletu dokumentów, więc nie można Cię gdzieś zarejestrować, wydać jakiegoś zaświadczenia itd. Nie dostarczysz zdjęcia, nie wyrobią Ci paszportu. Normalna sprawa. Bez względu na temperaturę otoczenia, Twoje emocje i potrzeby - nie da się. I dobrze. Bez reguł zginiemy.

Zapomniałam kilka dni temu kartki z kodem dotyczącym recepty - nie wydano mi oczywiście leków, choć znałam ich nazwy. Tym razem kod nie przyszedł na komórkę, był na karteczce, przeoczyłam. Fatalnie, bo aptekę zamykano za 10 minut, nie mogłam wrócić po ten numer, nikogo nie mogłam poprosić, by podał telefonicznie... Za późno. Zostałam bez środka, który powinnam wziąć na noc, za to z niemiłymi objawami. Przestraszyłam się wtedy, zdenerwowałam, trudno. Mój błąd, farmaceuta jest bezsilny.

Ale to nie jest żadne wrogie miasto ani miasto - generator lęków, to jest organizujący nam życie porządek społeczny, który może Ci się nie podobać, może Cię męczyć - zdaje się, że Twoim zadaniem jest nauczyć się w nim mądrze żyć.
I tak, tramwaje powinny normalnie jeździć obok szpitali. Także obok cmentarzy, więzień i porodówek. Oczekuję, że będą punktualnie. Po co, pytasz? o to, aby ileś osób mogło spokojnie i terminowo się przemieszczać... Żyć, wywiązywać się ze swoich powinności. Mimo że ktoś równocześnie choruje, rodzi się, umiera. Taki jest rytm świata.

 Re: Lęk i smutek w mieście - jak sobie radzicie?
Autor: z Maryją (---.eaw.com.pl)
Data:   2020-08-06 13:30

Post usunięty na prośbę autorki.

 Re: Lęk i smutek w mieście - jak sobie radzicie?
Autor: Asia (---.dynamic.gprs.plus.pl)
Data:   2020-08-07 12:27

"Tam świat się zatrzymał."

Nie zatrzymał się. Tylko bije Innym rytmem. Gra inną melodię. Jego melodia jest inna, ale jest częścią całości. Świat nie jest pęknięty, tylko płyną w nim różne melodie. Różne linie melodyczne. Jakby różne części danego utworu czy koncertu. Trochę jak w orkiestrze. Każdy gra swoją partię. Na swoim instrumencie. Czasem będąc na pierwszym planie. Grając solową partię. A czasem tylko akompaniując. Tworząc tło. Będąc w tle. Jakby przyglądając się innej melodii. Która płynie obok. I która w tym czasie wybija się, wychodzi do przodu. Staje się głośniejsza. Bardziej "widzialna". Linie melodyczne płynące jednocześnie, ale każda trochę inaczej. Nieoderwane od siebie - tworzące całość.

"jak mieć dobry humor i siły"

Zaufać "Dyrygentowi". Zdać się na Niego. Poddać się Jego prowadzeniu. "Grać" patrząc na Niego. Zaufać, że On cały "utwór" ma pod kontrolą. I że on "brzmi" w taki sposób, jak On chce. Chociaż czasem trudno w to uwierzyć.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: