logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Josh McDowell
Fundamenty wiary
Księgarnia Św. Jacka
 


redakcja: Katarzyna Solecka, Piotr Werwiński
opracowanie graficzne: Bożena Pietyra
tłumaczył: Daniel Kondzielewski
nr ISBN: 83-7030-493-1
Księgarnia Świętego Jacka, 2006
oprawa: miękka
format: 152 x 228
liczba stron 288
Kup tą książkę

 
ROZDZIAŁ 11
 
Świętowanie Objawienia (c.d.)
 
Po posiłku Dawid i Liza posprzątali szybko stół. W międzyczasie Megan, Alan i Laura wymknęli się z pokoju. Dawid zaprosił wszystkich do salonu, z którego zrobiono salę teatralną z dwoma krzesłami z przodu ustawionymi w kierunku publiczności. Dwa punktowe światła oświetlały je z przeciwnych rogów pokoju. Kiedy wszyscy usiedli, Dawid wystąpił do przodu.
– Biblia jest księgą żywą, wprowadzającą nas w bezpośrednią relację z żywym Bogiem – rozpoczął. – To sposób, w jaki Bóg mówi nam nie tylko, jak bardzo nas kocha i chce byśmy Go znali, ale pragnie też, abyśmy stawali się jak On. Zatem Biblia jest jakby listem miłosnym z serca Boga.
– Mając to na uwadze – kończył, cofając się z dużym, zamaszystym gestem w kierunku pustych krzeseł – mam zaszczyt przedstawić „Przypadek nieprzeczytanych listów miłosnych”.
 
Grupa młodzieżowa i ich rodzice zaczęli bić brawo, kiedy Megan i John szybko zasiedli na oświetlonych krzesłach i spojrzeli na grupę. John wysunął przed siebie ręce tak, jakby prowadził samochód. Megan trzymała tekst roli na swoich kolanach, więc oboje mogli go widzieć. Na znak dany przez Dawida światła w pokoju zostały wygaszone, pozostawiając Megan i Johna doskonale widocznych w świetle reflektorów.
– Cieszę się, że znowu wychodzimy razem, Mary Lou – zaczął John. – Bardzo cię lubię.
– Dziękuję, Bobby Lee – odpowiedziała Megan, powodując chichot wśród publiczności. – Ja też cię lubię.
– Tak, naprawdę lubię z tobą wychodzić – ciągnął John – z powodu tych wspaniałych restauracji, do których chodzimy z kartą kredytową twojego taty. To bardzo miłe z jego strony, że pozwala ci jej używać.
– Tak, wiem, Bobby Lee – odpowiedziała poważnie.
– I podoba mi się ten tłum wokół nas. To znaczy, jesteś taka popularna w szkole, że kiedy jestem z tobą, wszystkie chłopaki mi zazdroszczą.
– Tak, wiem, Bobby Lee – powiedziała Megan płaskim głosem.
– I cudownie – kontynuował niezrażony John – że jesteś taka ładna, bo kto chciałby umawiać się z jakąś idiotycznie wyglądającą dziewczyną? No wiesz, chłopaki naśmiewaliby się ze mnie.
– Tak, wiem, Bobby Lee.
– I fajnie, że… – zaczął John, lecz Megan mu przerwała:
– Tak, wiem, Bobby Lee, że bardzo ci się podoba samochód mojego taty.
– No właśnie, skąd wiedziałaś, że chcę to powiedzieć, Mary Lou?
– Bobby Lee? – zapytała Megan po chwili milczenia.
– Tak, Mary Lou?
– Nie wspomniałeś nic o wszystkich tych listach i notkach, które pisałam do ciebie. Lubisz dostawać ode mnie listy?
– No jasne, że tak, Mary Lou! Tak ładnie pachną!
– No więc – powiedziała Megan, – czy możemy porozmawiać o niektórych z nich? Wiesz, napisałam do ciebie siedemdziesiąt dwa listy. – Kilka osób na sali zaśmiało się, zaś Megan kontynuowała – A ty, Bobby Lee, nigdy nie powiedziałeś ani słowa o żadnym z nich.
– No, chciałbym porozmawiać o nich, Mary Lou, na pewno…, ale… ale… no widzisz, to jest… –plątał się. – Tak naprawdę to jeszcze ich nie przeczytałem.
– Słucham?! – zapytała Megan obracając się na krześle i zwracając się w stronę Johna. – Nie przeczytałeś ich?
– Musisz zrozumieć, Mary Lou – powiedział drapiąc się po szyi. – Dużo czasu schodzi mi na odrabianie pracy domowej i na treningi, i na gry komputerowe, i na e-maile do przyjaciół, i…
– Ależ, Bobby Lee, ja wylałam swoje serce do ciebie w tych listach. Opowiedziałam ci w nich o różnych osobistych rzeczach, o których chciałam, żebyś wiedział. Naspisałam ci o wszystkich moich ulubionych rzeczach i o tym, czego nie lubię i… i o moich obawach i marzeniach. – Przerwała, a jej głos zamarł. – Więc gdzie są moje listy?
– Och, nie musisz się martwić, Mary Lou – próbował ją uspokoić John. – Zachowałem je wszystkie, naprawdę. Trzymam je w szczególnym miejscu, nie martw się o to.
 
Nastąpiła długa cisza aż John znowu przemówił:
– Mary Lou… ja i tak naprawdę cię kocham – powiedział delikatnie.
– Ale, Bobby Lee – odpowiedziała, patrząc na niego z goryczą – ty… ty nawet mnie nie znasz. – Odwróciła głowę i spojrzała wprost przed siebie, a po chwili spuściła wzrok.
Wyłączyły się światła punktowe, a pokój pogrążył się w ciemności. Grupa przez chwilę się wahała, ale w końcu zaczęła niepewnie bić brawo, aż w końcu jedno światło zapaliło się, oświetlając tylko Megan, która siedziała sama w strumieniu światła. Spojrzała na tekst w swojej dłoni, podniosła wzrok i spojrzała ponad grupą, która siedziała przed nią.
– Ja jestem Alfa i Omega – zaintonowała – początek i koniec, który jest, który był i który przychodzi, Wszechmogący.
 
Grupa siedziała w milczeniu, słuchając uważnie. Megan przerwała i spojrzała na tekst.
– Ja jestem Bogiem, który nie zna granic. Moja moc, wiedza i wielkość są dla ciebie nie do pojęcia. Moja miłość, świętość i piękno są tak ogromne, że gdybyś zobaczył Mnie w całej mojej chwale, nie zdołałbyś mnie ogarnąć – bo jako śmiertelnik nie mógłbyś zobaczyć mnie i żyć. A jednak… stworzyłem cię, byś Mnie poznał, bo pragnę bliskości z tobą.
 
Nastolatka poprawiała się na krześle i przełożyła kartkę z jednej ręki do drugiej. Wzięła głęboki oddech i ciągnęła dalej:
– Jednak więź nie jest pełna, jeśli miłość nie jest odwzajemniona. Chcę żebyś wiedział, że cię kocham i pragnę, żebyś ty kochał Mnie…
– Wiem o tobie wszystko. Znam twój ulubiony kolor, ulubione jedzenie, wiem, jakiej muzyki słuchasz, jakie są twoje marzenia i jakiej przyszłości pragniesz. Znam twoje walki i słabości. Smucę się, kiedy dokonujesz złych wyborów. Znam ciebie lepiej niż ty sam i… kocham cię.
– Chcę ci zadać pytanie, nie jakbym nie znał odpowiedzi, ale ze względu na ciebie – Zatrzymała się. Cisza w pokoju była wręcz namacalna. – Czy kochasz mnie? Tak naprawdę? Nie śpiesz się z odpowiedzią; upewnij się, zanim przemówisz. A zanim to zrobisz, pozwól, że zdradzę ci sekret, co zrobić, by naprawdę mnie kochać – musisz Mnie poznać. Bo kochać Mnie to znać Mnie!
– Poznaj moją litość i wierność, a pokochasz Mnie. Poznaj moje dobro i moją świętość, a pokochasz Mnie. Poznaj moją sprawiedliwość złagodzoną cierpliwością, a pokochasz Mnie. Dowiedz się, co kocham i czego nienawidzę, a pokochasz Mnie. Dowiedz się, co Mnie zasmuca i co raduje, a pokochasz Mnie.
– To jest sposób na życie wieczne: znać Mnie, jedynego, prawdziwego Boga. Im bardziej Mnie poznasz, tym bardziej będziesz się stawał jak Ja. Im bardziej Mnie poznasz, tym bardziej będziesz Mnie chwalił, dziękował Mi i wysławiał Moje imię. Bo im bardziej Mnie znasz, tym bardziej możesz Mnie chwalić… i tym bardziej Ja będę znał twoją miłość.
– Poznać Mnie możesz przez spisane objawienie Mnie samego – Słowo Boże, zbiór Moich listów miłosnych do ciebie. Przeczytaj Moje słowa, zachowaj je w sercu i poznaj Mnie takiego, jakim jestem: jedynego, prawdziwego Boga, twojego Zbawiciela i przyjaciela.
 
Megan przerwała. Wszyscy – nie wyłączając Megan – byli świadomi, że coś ważnego właśnie się wydarzyło. Opuściła wzrok i ściszyła głos.
– Och, Boże – powiedziała spontanicznie – jesteś wspaniały, ale tak mało wiem o twojej wielkości. Wiem, że jesteś litościwy i wierny, święty i sprawiedliwy, ale tak naprawdę mało Cię znam.
Podniosła głowę i spojrzała w sufit; a ci, którzy siedzieli najbliżej, widzieli, że jej oczy napełniły się łzami.
– Chcę Ci podziękować – mówiła dalej, a obecni w pokoju zdawali sobie sprawę, że już nie recytuje swojej roli – za twoje święte Słowo i za to, że właśnie w tej chwili dajesz mi pragnienie, by Cię znać i głód, by czytać Twoje listy miłosne do mnie.
 
Przerwała, jakby chciała pozwolić słowom dotrzeć do świadomości.
– Pomóż mi. Pomóż mi widzieć Ciebie i poznawać na każdej stronie…, bym była taka jak Ty. O, Boże, pozwól mi wielbić cię moim życiem, proszę. Proszę – powtórzyła głosem pełnym głębokiego pragnienia. – Boże, wyczuwam, że uśmiechasz się teraz do mnie. Dziękuję. Dziękuję za to, że mnie kochasz. Ja też cię kocham. Amen.
Zupełna cisza panowała w pokoju. Wszyscy byli świadomi Bożej obecności. Przez kilka chwil nikt się nie poruszał. Jedyny dźwięk słyszalny w pokoju, to cichy płacz matki Alana. Liza podeszła do Megan i objęła ją. Cicho ze sobą rozmawiały.
 
Płacz pani Frankiln stał się głośniejszy. Zakryła usta, próbując powstrzymać emocje. Próbowała się uspokoić.
– Przepraszam – wykrztusiła w końcu. Wahała się przez chwilę, potem pośpiesznie wstała i wyszła z pokoju. Jej mąż, Tad, wstał, by pójść za nią, ale przedtem zwrócił się do grupy:
– Przepraszam – powiedział. – To… to było trudne dla Allison. Ona… ona łatwo podchwytuje emocje innych... – Przerwał. – A jeszcze do tego dzisiejsza wiadomość… no cóż… – Zamiast skończyć zdanie, odwrócił się i wyszedł z pokoju za swoją żoną.
Grupa ucichła. Alan opadł w swoim krześle, zażenowany całą sytuacją. Zrobił się czerwony, kiedy uświadomił sobie, że wszyscy skierowali wzrok na niego.
– Mam nadzieję, że nie zrobiłam niczego złego – powiedziała niepewnie Megan. – Było w tym za dużo uczuć, czy jak?
 
Dawid wstał, by ją uspokoić, ale Alan go wyręczył.
– Nie, to nie twoja wina, Megan – powiedział. – Tylko mieliśmy ostatnio trudny okres, szczególnie moja mama. Nawet zrezygnowaliśmy z przyjścia tu dzisiaj. Ale mój tata myślał, że może powinniśmy czymś się zająć, więc w końcu przyszliśmy…
Przerwał, a wszyscy czekali. Wydawało się, że powietrze zostało wyssane z pokoju przez reakcję Alana i jego rodziców na wieczorny spektakl. W końcu Liza powiedziała:
– Co się dzieje, Alan?
– Miałem wam to powiedzieć później, wspominałem Dawidowi – westchnął głęboko.
Dawid skinął głową i wszyscy skupili uwagę na Alanie.
– No cóż, w sumie chyba mogę powiedzieć to teraz. Wiecie wszyscy, że Angie zmarła na… na anemię Fanconiego. No, a dziś przyszły wyniki moich badań, jakieś tam szczegółowe testy krwi. I… i ja mam to samo… i to jest nieuleczalne.
 
Dawid dał krok w przód w kierunku Alana i zaczął coś mówić. Jednak Alan powstrzymał go gestem.
– To chyba nie jest najlepszy moment, żeby o tym mówić – powiedział, rozglądając się nerwowo po pokoju – Przepraszam, że zakłóciliśmy trochę ten dzisiejszy wieczór. Chyba… nie powinniśmy byli przychodzić.
Ruszył niepewnie w kierunku drzwi, tak jakby każdy krok wymagał ogromnego wysiłku. Przez kilka chwil po wyjściu Alana w pokoju panowała cisza, aż w końcu Dawid zaproponował modlitwę za rodzinę Franklinów, a szczególnie za chłopca.
Po modlitwie Megan podeszła do Dawida. – Ciągle czuję, jakbym zrobiła coś złego – powiedziała czekając na słowo otuchy.
– Nie – Dawid położył dłoń na jej ramieniu. – Nie zrobiłaś nic złego, Megan. Nikt z nas. Im jest po prostu teraz bardzo ciężko.
 
Później tego wieczoru, kiedy Dawid i Liza wrócili do domu i położyli do łóżka, mężczyzna nagle przechylił się i zapalił nocną lampkę.
– Co się stało? – spytała Liza.
– Nie mogę zasnąć – wyjaśnił. – Myślę cały czas o tym, co się wydarzyło.
– Nie zamartwiaj się tym, proszę – powiedziała. – Nie zrobiłeś nic złego.
– Wiem o tym. Nie martwię się tym, że zrobiliśmy coś źle. Chciałbym tylko jakoś pomóc Alanowi. Chciałbym coś powiedzieć albo coś zrobić, żeby pomóc mu stawić czoło tym trudnym dniom, które go czekają.
 
* * * * * *
 
Co można powiedzieć ludziom dotkniętym tragedią? To prawda, że mocne przekonania o Chrystusie i Jego Słowie prowadzą nas do wiary w Niego jako naszego Zbawiciela, Pocieszyciela i źródło mocy. Biblia pomaga nam cieszyć się bliżską relacją z naszym Bogiem Ojcem. Jednak jest coś więcej.
 
Musimy swoją wiarę mocno oprzeć na fundamencie zmartwychwstania i zrozumieć, co Jego zmartwychwstanie oznacza dla każdego z nas. Bez takiego przekonania bardzo łatwo jest stracić orientację, szczególnie kiedy pojawia się jakaś tragedia i życie wydaje się bezsensowne. Znaczenie zmartwychwstania Jezusa Chrystusa daje nam odpowiedź na trzecie zasadnicze pytanie: „Dokąd zmierzam?”. A to daje naszej tożsamości i życiowemu celowi jasną i właściwą perspektywę.
 
Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa i znaczenie tej prawdy dla nas uzupełnia obraz rzeczywistości. Pozwala nam widzieć życie z wszelkimi jego trudnościami z perspektywy Boga. Pogłębione przekonanie o zmartwychwstaniu Chrystusa może nas przygotować na wszystko, co przyniesie życie – dobre czy złe – i przyjąć to z wdzięcznością, odwagą i optymizmem. Tego potrzebują Franklinowie. Tego potrzebują nasze dzieci, szczególnie wobec wszystkich wyzwań współczesnego życia. Tego potrzebujemy my wszyscy.

Zobacz także
ks. Mieczysław Piotrowski TChr
Czy moment śmierci jest całkowitym unicestwieniem ludzkiej osoby czy też przejściem w nowy, nigdy niekończący się wymiar istnienia? Ucieczka od osobistej odpowiedzi na pytanie o sens mojej nieuniknionej śmierci sprawia, że życie traci swój autentyzm i okrywa się płaszczem hipokryzji. Trzeba otwierać się na tajemnicę człowieka i szukać ukrytej obecności Jezusa Chrystusa, który daje jedyną odpowiedź na pytanie o sens mojego cierpienia i śmierci...
 
Zbigniew Nosowski

Do istoty sumienia nie należy posiadanie prawdy, lecz, tak to nazywam, prawdoczułość. Sumienie jest wrażliwe na prawdę, podobnie jak mówimy, że coś jest światłoczułe, czyli wrażliwe na światło. Racjonalność sumienia polega na tym, że jest ono otwarte na horyzont prawdy. Myślę, że ukazując „prawdoczułość” jako rdzenną, konstytutywną strukturę sumienia, wręcz jako jego jądro, daje się uniknąć nieporozumień związanych z kulturowym zjawiskiem podejrzliwości wobec prawdy, a zwłaszcza wobec jej rzekomych posiadaczy.

 

Z ks. Alfredem Markiem Wierzbickim, filozofem, poetą i profesorem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, rozmawia Zbigniew Nosowski

 
Ksawery Knotz OFM Cap
W dziedzinie życia seksualnego trudno jest zachować wymagania moralności chrześcijańskiej i uniknąć grzechów. Moralizowanie, zachęcanie do zmiany seksualnych zachowań, stawianie surowych wymagań rozbija się często o niemożność ich zrealizowania. Bardzo dobra znajomość zasad Kościoła i szczera chęć przestrzegania przykazań Bożych nie rozwiązuje istniejących problemów seksualnych. 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS