logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Maciej Zinkiewicz OFMCap
Gdy brak ci czasu, wypłyń na głębię!
Głos Ojca Pio
 
fot. Głos Ojca Pio


Trzeba czasem zamknąć oczy i rzucić się w przepaść – to znaczy zaufać Panu Bogu. Praca nad biografią ks. Dolindo ruszyła dopiero, kiedy zwolniłam się z pracy w „Gościu Niedzielnym”. Choć po ludzku wyglądało to na szaleństwo, przyniosło nieoczekiwane skutki.
 
Z Joanną Bątkiewicz-Brożek, autorką książki „Jezu, Ty się tym zajmij! O. Dolindo Ruotolo. Życie i cuda”, rozmawia Maciej Zinkiewicz OFMCap
 
Ile czasu zajęła Pani praca nad książką o ks. Dolindo?
Praca nad książką trwała dwa lata. To były chyba dwa najtrudniejsze lata w moim życiu, bo wszystko ruszyło dopiero, kiedy zwolniłam się z pracy w „Gościu Niedzielnym”.
 
Pogodzenie pracy w tygodniku z pisaniem książki było niemożliwe?
 
Praca dziennikarska angażowała mnie od rana do wieczora, włącznie z sobotami i niedzielami. Pierwszy raz poleciałam do Neapolu w ramach urlopu. A ponieważ zlecenie na książkę przyszło po publikacji mojego tekstu w „Gościu Niedzielnym” pt. „Jezu, Ty się tym zajmij” w 2014 roku i lawinie telefonów od czytelników spragnionych informacji o życiu ks. Dolindo, zaczęłam się modlić: „Boże, jeżeli naprawdę chcesz tej książki, to zrób coś, bo tak się nie da”.
 
Gdy człowiek wejdzie w wir absolutnego szaleństwa i biega od sprawy do sprawy, trzeba się zatrzymać. Praca wypełniała całe moje życie. W biegu zabierałam dzieci ze szkoły, wpadałam do domu, szybko wrzucałam coś do garnka… To było wariactwo. Kompletnie brakowało mi czasu dla rodziny, na modlitwę, skupienie. Modliłam się tylko za kierownicą… i byłam strzępkiem nerwów.
 
Jak poradziłaś sobie z brakiem czasu? Znalazło się dobre rozwiązanie?
 
Bóg je znalazł. Tak się skomplikowały sprawy w pracy, że w porozumieniu z mężem musiałam podjąć niełatwą decyzję o odejściu z redakcji. Zawsze kierowałam się słowami Jana Pawła II: „Wypłyń na głębię!”. Trzeba czasem zamknąć oczy i rzucić się w przepaść – to znaczy zaufać Panu Bogu: ja robię krok do przodu, a Ty się wszystkim zajmij. Ale ponad rok żyliśmy w zawieszeniu, z jedną pensją przy trójce dzieci i kredytach. Mąż odchodził od zmysłów, bo ja siedziałam na strychu i pisałam, a on biegał od jednaj pracy do drugiej. Powoli już nie wytrzymywał. Mówił mi: „Dziewczyno, co Ty robisz? Idź do pracy. Piszesz książkę o księdzu, którego nikt nie zna. Powiedz mi, kto to będzie czytał i kto to kupi?!”. Mąż się teraz z tego śmieje. Gdy go zabrałam do Neapolu w osiemnastą rocznicę ślubu, sam zobaczył, ilu pielgrzymów z Polski przyjeżdża teraz do grobu ks. Dolindo i z jak wielką wiarą się tam modli: czasem po dwudziestu latach się spowiada, wraca do Kościoła, schodzą się małżeństwa, kapłani nabierają siły… Mam dwa świadectwa odstąpienia od prób samobójczych… A więc było warto! Mąż jest moim wielkim wsparciem na tej drodze z ks. Dolindo.
 
Dziś oboje widzimy, że totalne zaufanie Panu Bogu, rzucenie się w przepaść, choć po ludzku wyglądało na szaleństwo, przyniosło nieoczekiwane skutki. Błogosławieństwo Boga, także finansowe, jest niesamowite. Dziś możemy się dzielić z innymi i daje nam to wielką radość. Czasem mąż pyta jeszcze: a co z twoją emeryturą? Nikt cię nie zatrudnia… Odpowiadam: jak to? Bóg jest teraz moim szefem! Dlatego czuję się wolna. Codziennie spotykam się z Nim w kościele. Tam pytam Go, o wszystko. Oddaję mu siebie, moje słabe ręce… Nie jest łatwo rozpoznać wolę Bożą, dlatego trzeba znaleźć czas na bycie z Bogiem i wczytywanie się w Pismo Święte. Wolałabym, by Jezus stanął przede mną i powiedział, co robić, tym bardziej, że nie wszystko idzie gładko, jest krzyż, są trudności. Ale, jak mówi ks. Dolindo, oddaj stery wyłącznie Bogu, wtedy wszystko idzie inaczej.
 
Czy również Ojciec Pio i ks. Dolindo mieli problemy z czasem?
 
Ksiądz Dolindo miał mocno wypełniony dzień. Od rana do wieczora przyjmował penitentów, głosił kazania, chodził do szpitala, z komunią do chorych. Ponieważ nie miał samochodu, nieraz do chorego szedł pieszo przez całe miasto. Przeżywał pełne zaangażowanie: tysiąc procent dla ludzi, a jednak miał czas na modlitwę. Wstawał przed świtem i właściwie modlił się nieustannie.
 
Kiedy brakuje nam czasu, myślimy sobie: chciałbym być w dwóch miejscach jednocześnie albo zrobić trzy rzeczy w tym samym czasie…
 
Kiedy ks. Dolindo spotkał się z Ojcem Pio w San Giovanni Rotondo, przeprowadzili bardzo ciekawą rozmowę, na zakończenie której ks. Dolindo powiedział: „Do zobaczenia w Neapolu”. Choć Ojciec Pio nie ruszał się z San Giovanni Rotondo, odpowiedział, że spotkają się niebawem.
 
To pozwala wnioskować, że spotykali się w czasie bilokacji…

Jak najbardziej. Ksiądz Dolindo mówił mu: „Przychodź częściej, bo pomagasz ludziom”. Ojciec Pio był potrzeby tylu ludziom naraz, że nie mógł robić tego, siedząc na miejscu.
 
Pierwszą bilokację ks. Dolindo przeżył w 1910 roku. Pewnego dnia wrócił wyczerpany do domu i położył się na łóżku. Nagle poczuł, że jest nad jeziorem, w którym topi się człowiek. Próbował go ratować, a potem modlił się, pomagając mu przejść na drugą stronę. Tym człowiekiem okazał się jego dawny przyjaciel z seminarium, który przez akt apostazji odszedł z Kościoła. Ksiądz Dolindo całe lata modlił się o jego nawrócenie i o swoją obecność przy jego śmierci.
 
Co więcej, po wielu latach spotkał jeszcze innego swego przyjaciela, który usilnie go zapraszał: „Przyleć do nas znów do Ameryki”. Ksiądz Dolindo się zdziwił: „Przecież nie byłem nigdy w Ameryce”. A on: „No jak to? Przecież byłeś wtedy, kiedy umierał nasz przyjaciel”.
 
Spotkałam w Neapolu osoby, które opowiadały mi, że ks. Dolindo w tym samym czasie był widziany w różnych miejscach, np. w Neapolu i we Florencji u jednej ze swoich córek duchowych. Świadectwa te są zgromadzone w dokumentach przedprocesowych. Widocznie był potrzebny w tylu miejscach naraz. Bóg dał mu taki dar.

Ponieważ rozmawiamy o czasie, muszę zadać jeszcze jedno pytanie: dlaczego proces beatyfikacyjny ks. Dolindo przeciąga się i trwa dłużej niż w przypadku Ojca Pio?
 
Odpowiem wprost: bo o Ojca Pio zadbał Jan Paweł II i wszystkiego dopilnował. Papież-Polak był przekonany o świętości Ojca Pio, a księdzu Dolindo brakuje promotora, który mocno uderzy pięścią w stół. Ale jestem pełna nadziei, bo pewne furtki otwierają się w Watykanie. Kiedyś opowiadałam o problemach w procesie ks. Dolindo pewnemu kardynałowi, a on odpowiedział: „To bardzo dobrze, doskonale. Bo wszystkie te trudności świadczą o wielkości tego człowieka i jego świętości”.
 
rozmawia Maciej Zinkiewicz OFMCap
Głos Ojca Pio 6/114/2018
fot. Głos Ojca Pio 
 
Zobacz także
wywiad z bratem Luciano Manicardi
W wyjątkowości Jezusa z Nazaretu objawia się uniwersalna prawda: najbardziej godnym mieszkaniem Boga nie jest świątynia zbudowana z kamienia, lecz ciało ludzkie. Bóg rzekł: Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego nam. Obraz jest darem Bożym, podobieństwo natomiast jest zadaniem dla człowieka...
 
ks. Adam Dynak

Trzeba było być nie lada odważnym, żeby takie słowa wypowiedzieć pod adresem świątyni. Było to miejsce święte, które zawierało miejsce najświętsze gdzie, w przekonaniu Żydów, zamieszkiwał Bóg. Świątynia w Jerozolimie była jedyną ziemską przystanią Boga. A jednak Jezus zapowiedział upadek świątyni i historia przyznała Mu rację. O ile pierwsze słowa Jezusa są zrozumiałe, tak dalsza Jego nauka już taka nie jest...

 
o. Piotr Nyk OCD
Wydaje się, że nienawiści – jako silnego uczucia niechęci wobec innego człowieka – nie można zrozumieć bez jej przeciwieństwa, czyli miłości. Aby się o tym przekonać, wystarczy sięgnąć do słowników biblijnych, w których wskazane jest na przykładach, że nienawiść w Biblii często rozumiana jest jako brak miłości. Miłość i nienawiść są uczuciami lub postawami wyłącznie ludzkimi. 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS