logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Marek Dziewiecki
Gdy trudno kochać...
Idziemy
 


Im bardziej błądzi ten, kogo kochamy, tym większe jest ryzyko, że pomylimy miłość z naiwnością lub że przestaniemy kochać. Jezus uczy nas kochać mądrze tych, których kochać najtrudniej.
 
W przypowieści o synu marnotrawnym Jezus ukazuje zasady miłości wobec ludzi, którzy przestają kochać i opuszczają nas (por. Łk 15, 11-32). Punkt wyjścia jest radosny: oto ojciec – symbol Boga – ma dwóch synów, których kocha, wychowuje, uczy pracować. Którego dnia młodszy syn odchodzi, bo uwierzył, że poza domem rodzicielskim będzie mu lepiej. Ma własny pomysł na bycie szczęśliwym. Chce być szczęśliwym lekko, łatwo i przyjemnie – bez wysiłku, bez pracy, bez miłości. Jego postawa nas smuci, ale nie zaskakuje. To kolejny „postępowy” i „nowoczesny” człowiek, czyli ktoś, kto powtarza archaiczne błędy, popełnione już przez Adama i Ewę. Zaskoczeniem może być natomiast to, że ojciec jakby nie próbował zatrzymać syna. W rzeczywistości uczynił wszystko, by syn nie odszedł, gdyż kochał syna. Gdy kogoś kochamy, to czynimy wszystko, by nasi bliscy nie zeszli na złą drogę. Syn wiedział, że jest kochany, bo nie miał ojcu niczego do zarzucenia.
 
Daleko od krainy miłości
 
Gdy – mimo doznawanej od nas miłości – ktoś z naszych bliskich wchodzi na drogę przekleństwa i śmierci, to nie możemy wtedy uczynić nic więcej, niż nadal kochać. W odniesieniu do osób nie istnieje przecież żadna większa siła niż miłość! Błaganie błądzącego o litość czy straszenie go to znacznie mniej niż miłość. Jeśli ktoś nie reaguje na naszą miłość, to tym bardziej nie zmienimy tej osoby błaganiami czy groźbami. Marnotrawny syn opuszcza rodzinny dom, w którym był kochany. Odtąd żyje na zasadzie: wino, kobiety i śpiew. Szybko jednak zaczyna cierpieć. Przekonuje się, że szuka szczęścia tam, gdzie go nie można znaleźć. W obliczu głodu i osamotnienia, godzi się na to, że będzie pastuchem świń. Walczy o przetrwanie. Odchodząc od kochającego ojca, łudził się, że idzie do ziemi obiecanej. W rzeczywistości zgotował sobie piekło na ziemi.
 
W obliczu bolesnej próby
 
Zwykle nie wiemy, jak postępować wobec tych, którzy drastycznie krzywdzą samych siebie, popadając w ciężkie grzechy, uzależnienia, niszczące więzi. Nie mamy pomysłu na to, jak pomóc błądzącemu i w jaki sposób okazywać mu miłość. Trudno jest kochać kogoś, kto nie kocha nawet samego siebie. Większość bliskich popada wtedy w skrajności. U jednych zwycięża rozżalenie, gniew, nienawiść wobec błądzącego. Wycofują oni miłość i przekreślają tego, kto odszedł. Nawet gdyby któregoś dnia błądzący nawrócił się, to nie ma do kogo wrócić. Inni usprawiedliwiają błądzącego za wszelką cenę i stają się wobec niego skrajnie naiwni. Wymyślają tysiące okoliczności „łagodzących”. Czynią wszystko, aby błądzący nie cierpiał. Budują mu komfort trwania w grzechu i dręczenia samego siebie. Ojciec z przypowieści nie wpada w żadną z tych skrajności. Nie przekreśla błądzącego. Wysyła mu znaki miłości. Wychodzi na drogę. Czeka. Daje znaki, że syn nadal jest środkiem jego serca. Jednak nie czyni niczego więcej. Nie kieruje się uczuciami. Nie idzie do syna. Nie posyła mu paczek ani pieniędzy.
 
Ponoszenie bolesnych konsekwencji własnych błędów 
stwarza błądzącemu szansę na refleksję i uznanie prawdy. 
Otwiera oczy. Mobilizuje do nawrócenia
 
Wrażliwi tylko na własne cierpienie
 
Ojciec nie tylko kocha, ale też rozumie swojego syna. Wie, że kto radykalnie błądzi, ten przestaje być wrażliwy na miłość i cierpienie Boga i ludzi. Pozostaje jednak wrażliwy na swoje własne cierpienie. Kto nie uczy się sztuki życia w oparciu o miłość, temu pozostaje ostatnia już deska ratunku, jaką jest ponoszenie bolesnych konsekwencji popełnianych przez siebie błędów. Ojciec z przypowieści Jezusa nie odbiera marnotrawnemu synowi tej ostatniej deski ratunku. Nie okrada go z cierpienia. Wie, że z własnego bólu nie kpi sobie nawet ten, kto kpi z Boga i bliźnich. Marnotrawny syn zachowa szansę na ocalenie wtedy, gdy osobiście zacznie cierpieć. Ponoszenie bolesnych konsekwencji własnych błędów stwarza błądzącemu szansę na refleksję i uznanie prawdy. Otwiera oczy. Uczy odróżniać dobro od zła. Mobilizuje do nawrócenia. Marnotrawny syn wykorzystuje cierpienie, które jest ostatnią deską ratunku dla tych, którzy nie reagują na miłość.
 
Syn powracający
 
Na skutek osobistego cierpienia i mądrej miłości ojca syn marnotrawny nawraca się w radykalny sposób. Wraca nie dlatego, że jest głodny (wtedy zdecydowałby się raczej kraść, niż wrócić), lecz dlatego, iż odtąd wie, że lepiej jest być choćby sługą u kochającego ojca niż pozostawać niewolnikiem tego świata i własnych słabości. Nie jest łatwo powrócić, gdy ktoś daleko odszedł od miłości, prawdy, dobra i piękna, od Boga i bliskich. Nie jest łatwo powiedzieć: „Ojcze, zgrzeszyłem przeciw tobie i przeciw Bogu”. Powracający syn zasługuje na wielki szacunek. Czy jednak ojciec nie powinien uprzedzić syna i wcześniej do niego pojechać, żeby w ten sposób ułatwić mu refleksję i powrót? Taka postawa ojca nie byłaby miłością, lecz naiwnością. Gdyby ojciec pojechał do błądzącego syna, gdyby go odnalazł i nakarmił, gdyby przywiózł mu nowe ubrania i dał mu pieniądze, to marnotrawny jeszcze wtedy syn najpierw by się szczerze ucieszył i wzruszył. Za chwilę jednak poszedłby grzeszyć – tym razem za pieniądze ojca, bo swoich już nie miał.
 
1 2  następna
Zobacz także
Elżbieta Wiater
Dawno, dawno temu, w pewnym dalekim kraju żył sobie król, który miał potężne wojsko, pełen skarbiec, i któremu dobrze się wiodło. Miał kilka żon i wiele dzieci, a jednak pewnego dnia zakochał się w żonie dowódcy swoich wojsk i pod nieobecność męża uwiódł ją. Kłopoty się zaczęły, gdy wyszło na jaw, że kobieta jest brzemienna...
 
kl. Szymon Szubarczyk SCJ

Czy upokorzenie, poniżenie, myślenie o sobie jako o kimś bezwartościowym czy nieużytecznym lub pozwalanie sobie na ciosanie kołków na głowie mogą być słusznie kojarzone z chrześcijańską pokorą?

 

O tym, jak należałoby ją właściwie rozumieć, kl. Szymonowi Szubarczykowi SCJ opowiedział ks. Józef Gaweł SCJ, wieloletni wychowawca, rekolekcjonista i specjalista w kwestiach kultu Najświętszego Serca Jezusowego.

 
Ks. Mieczysław Piotrowski TChr
Kochać grzesznika, winowajcę, kogoś, kto wyrządził mi wielką krzywdę, oznacza, że pomimo tego, iż na jego widok mogą się spontanicznie rodzić we mnie negatywne uczucia – to jednak decyzją i mocą mojej woli przebaczam mu z całego serca. Jakże wielką duchową mocą dysponuje człowiek, gdy kocha i przebacza...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS