Czy radość jest dla Księdza znakiem obecności Pana Boga?
Coś w tym jest, chociaż nie chciałbym przez to powiedzieć, że jeśli ktoś jest poważny, nie zna się na żartach, nie ma poczucia humoru, to nie ma przy nim Pana Boga. Czym innym jest radość, czym innym poczucie humoru, a czym innym pogoda ducha, choć są to pokrewne stany.
Są ludzie, którzy jeszcze zanim rano wstaną, już czują się źle. Są tacy, którzy uparli się, że ten świat jest zły, i cokolwiek by z nimi robić, to kąciki ust im nie drgną. Ale też są i tacy pogodni, spokojni, którzy nie mają talentu do opowiadania żartów, ale są ich wdzięcznymi słuchaczami. Wystarczy, że są optymistycznie, pozytywnie nastawieni do świata, bo to też jest jakieś oblicze radości.
Myślę jednak, że chodzi tu też o powiązanie radości z wdzięcznością. Ważne jest, aby mieć świadomość, że wszystko, co mam, otrzymałem z ręki Bożej. Mówi o tym pieśń: „A człowiek, który bez miary obsypany Twymi dary, coś go stworzył i ocalił, więc czemu by Cię nie chwalił”. Gdy ktoś nie umie dziękować, tzn. nie umie docenić otrzymanych darów, wtedy nikczemnieje – tak zwykł mawiać bp Józef Pazur. No i taki człowiek jest biedny, nie ma zakotwiczenia w Dawcy Wszelkiego Dobra i może się z Panem Bogiem minąć.
Czy Pan Bóg ma poczucie humoru?
Tak, bo stworzył żyrafę i ojca Leona Knabita. (śmiech) Zdaje się, tak to było ujęte. Ojciec Knabit to mistrz radości, który umie takie fraszki układać. Dzięki ojcu Leonowi poznaliśmy też humor Jana Pawła II, który stworzył taką oto definicję mnicha: to kupa kości owinięta czarnym materiałem. (śmiech)
Pan Bóg ma poczucie humoru, co widać w świecie ożywionej i nieożywionej przyrody. O Jego uśmiechu świadczy uroda tej ziemi, uroda zwierząt dużych i małych. Trzeba się uprzeć, żeby tego nie widzieć.
Jest też takie powiedzenie, że przy obiedzie radość stanowi najlepsze danie.
To jest jak zaprawa murarska między cegłami. Cegły są ważne, ale bez tej zaprawy się rozsypią. Zdarzyło mi się być w takim miejscu, gdzie nic nie zjadłem, choć wszystko stało na stole. Tak byłem zestresowany…
Inna rzecz, że jest też radość, gdy się nie zje. Kiedyś podczas pielgrzymki z Wrocławia na Jasną Górę, jako dar ołtarza przyniesiono kilkaset gorących gołąbków. Msza trwała długo, jak to na pielgrzymce, a stojące pod ołtarzem jedzenie pachniało, kusiło oczy, odwracało uwagę od spraw najświętszych… A po Mszy Świętej, zanim zdjąłem albę, wygłodniali pielgrzymi zjedli wszystko. To jest radość doskonała! (śmiech) Nawet św. Franciszek uśmiałby się serdecznie.
To jest ofiara.
Tak jest! Kto wie, czy tak nie będzie wyglądał czyściec. (śmiech)
Jak zatem Ksiądz wyobraża sobie niebo?
Przekracza to nasze ludzkie pojęcie. Oczywiście, możemy puszczać wodze wyobraźni, ale chyba nie umiemy sobie wyobrazić szczęścia wpatrywania się w Boga ani też naszego człowieczeństwa nieskażonego grzechem pierworodnym.
Spodziewam się, że największą radością w niebie będzie śmiech z naszych o nim wyobrażeń.
Od czego ma zacząć smutny i poważny człowiek, który chce się rozradować?
Pierwszym wrogiem radości jest grzech. Ponurak najpierw musi się porządnie wyspowiadać, żeby zrzucić z siebie ten brud, który go zgnębił. Ufność w Boże miłosierdzie pozwala także przebaczyć sobie samemu. Po drugie, trzeba zmienić swoje spojrzenie na świat, by umieć dziękować nawet za najdrobniejsze rzeczy: ktoś się uśmiechnął, ktoś przytrzymał drzwi, napisał, zadzwonił, usłużył. I jeszcze jedno: o ludziach należy mówić dobrze, widzieć w nich dobro, skupić się na tym, co dobrego wydarzyło się w rodzinie, parafii, w państwie, na świecie, a następnie dzielić się tym z innymi. Zło jest na tyle hałaśliwe, że można je zostawić w spokoju.
Matka Teresa z Kalkuty powiedziała, że nigdy w pełni nie zrozumiemy, ile dobra może uczynić zwykły uśmiech.
Podejrzewam, że wielu świętych podpisałoby się pod tą opinią. Dla mnie taką świętą od uśmiechu jest Urszula Ledóchowska, czuję się z nią w jakiś sposób spokrewniony. Święta Urszula mówiła, że każdego stać na uśmiech. Życie jest poważne, trudne, pełne bólu, ale uśmiech niesie nadzieję, że wszystko może się jednak dobrze skończyć.
Rozmawiał Robert Krawiec OFMCap.
"Głos Ojca Pio" (nr 36/2005)
fot. Josealbafotos, Suitcase
Pixabay (cc)