To jest taki paradoks modlitwy, adoracji, bycia i trwania przy Jezusie i dla Niego. Po pierwsze dając wtedy siebie, jeszcze więcej otrzymujemy. Bóg oczyszcza nasze serca, umacnia je, by bardziej być dla innych. A więc adorując, i słuchając Jezusa zmienia się nasze patrzenie na świat, na rzeczywistość. Zaczynamy patrzeć tak jak On. Tak klarownie i przejrzyście, a jednocześnie z miłością i miłosierdziem wobec drugiego człowieka.
Dzisiaj w liturgii przechodzimy od okresu Bożego Narodzenia do okresu zwykłego, do codzienności, przez bramę Chrztu Chrystusa. Dlaczego Jezus przyjmuje chrzest? Przecież nad Jordan przychodzili grzesznicy. A Jezus był bezgrzeszny. Ojcowie Kościoła zwracają uwagę, że to wydarzenie jest dalszym ciągiem objawienia tego, kim jest Bóg, ale także kim jest prawdziwy człowiek. Właśnie tutaj Jezus uniża samego siebie, okazuje pokorę, wchodzi do tej samej wody, w której zanurzali się grzesznicy, aby ukazać, że „przyjmuje postać sługi” i solidaryzuje się z grzeszną ludzkością.