logo
Środa, 24 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bony, Horacji, Jerzego, Fidelisa, Grzegorza – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
John Townsend, Henry Cloud
Granice w relacjach małżeńskich
Wydawnictwo Vocatio
 


John Townsend, Henry Cloud
Granice w relacjach małżeńskich 
Podtytuł:   Jak mówić NIE, które umacnia małżeństwo
Tytuł oryginału: Boundaries in Marriage
Przekład: Zbigniew Kościuk
Wydawca: Oficyna Wydawnicza Vocatio
Data i miejsce wydania:  Warszawa 2007
Format:   125 x 195 mm
Oprawa:   miękka, lakierowana
Liczba stron: 352
ISBN: 978-83-7492-005-6
 

 
Opowieść o dwóch małżeństwach
 
Niedawno byłem na dwóch obiadach z zaprzyjaźnionymi małżeństwami (wspomina doktor Townsend). Moi znajomi byli ludźmi w starszym wieku, z ponad czterdziestoletnim stażem małżeńskim. Wkroczyli w tzw. „złote lata” – okres, w którym cała miłość i trud nagromadzone w minionym czasie powinny umożliwić małżonkom stworzenie głębokiego, satysfakcjonującego związku. Z tym większym zdumieniem odkryłem, że małżonków dzielą ogromne różnice.
 
Wspólnie z Haroldem i Sarah poszliśmy na obiad do restauracji, w której goście sami nakładali sobie potrawy z bufetu, oddając kupon uprawniający do otrzymania określonego dania wchodzącego w skład posiłku. Po spożyciu głównego dania nadeszła pora na deser. Harold sięgnął do kieszeni po kupon deserowy, a następnie pokazał go Sarah, mówiąc od niechcenia: „Sarah, deser”. Nie powiedział: „Sarah, czy byłabyś uprzejma przynieść mi deser?” lub: „Kochana, czy mogłabyś wybrać mi coś na deser?” Najzwyczajniej uznał, że jego małżonka posłusznie wykona polecenie złożone z dwóch wyrazów. Oniemiali ze zdumienia siedzieliśmy w milczeniu, obserwując, co się wydarzy. Sarah była wyraźnie zakłopotana ostentacyjnie władczym zachowaniem Harolda. Zamarła na kilka sekund, zastanawiając się, jak powinna zareagować, a następnie zebrała się na odwagę i cichym, lecz stanowczym głosem oznajmiła: „Czemu sam nie pójdziesz po deser?”.
 
Harold spojrzał na nią ze zdumieniem, najwyraźniej nieprzyzwyczajony do odmowy wykonania jego poleceń. Po chwili odzyskał pewność siebie, wygłosił kiepski dowcip o kobietach, które zadzierają nosa, i ruszył w stronę bufetu z deserami. Kiedy się oddalił, Sarah powiedziała: „Przepraszam. Nie mogłam pozwolić na takie traktowanie w obecności przyjaciół”. Zrobiło mi się jej żal, bowiem zrozumiałem, że taka odpowiedź na apodyktyczne żądania męża była w jej przypadku raczej wyjątkiem niż regułą. Zdałem sobie również sprawę, że chociaż Harold i Sarah w sensie prawnym stanowili małżeństwo, nie łączyła ich głębsza więź emocjonalna. Ich serca nie były ze sobą splecione.
 
Frank i Julia stanowili całkiem odmienną parę. Gościli mnie podczas podróży. Po obiedzie pojechaliśmy do ich domu. Nadeszła pora, gdy miałem wrócić do hotelu. Ponieważ Julia, która podobnie jak ja wykonywała zawód terapeuty małżeńskiego, zorganizowała moją wizytę oraz zawoziła na wszystkie odczyty i spotkania, uznałem, że to właśnie jej przypadnie w udziale odstawienie mnie do hotelu. Frank spojrzał na żonę i powiedział: „Wyglądasz na zmęczoną, kochanie. Pozwól, że odwiozę Johna do hotelu”. Z wyglądu jej twarzy odczytałem wewnętrzne wahanie pomiędzy poczuciem obowiązku i potrzebą odpoczynku. Po chwili odpowiedziała: „Dobrze. Dziękuję ci”. Frank pomógł mi dotrzeć do hotelu. Następnego dnia wspomniałem Julii o uprzejmości jej męża i o wewnętrznym zmaganiu, które zauważyłem na jej twarzy. „Nie zawsze był taki – odpowiedziała. – Gdy mieliśmy po dwadzieścia kilka lat, Frank nie zaproponowałby czegoś takiego, a ja nie przyjęłabym jego propozycji. Na szczęście poświęciliśmy wiele pracy naszemu związkowi. W pewnych kwestiach przyjęłam bardzo zdecydowane stanowisko, co niemal doprowadziło do rozwodu. Był to dla nas bardzo trudny okres, lecz poniesiony trud się opłacił. Nie wyobrażamy sobie, aby nie łączyła nas głęboka duchowa więź”. W czasie, który wspólnie spędziliśmy, przekonałem się, że ich serca są ze sobą silnie splecione. Nie miałem wątpliwości, że Franka i Julię łączył bliski związek emocjonalny.
 
Chociaż obydwa małżeństwa miały za sobą wiele lat wspólnego życia, a ich wzajemna miłość przeszła różne koleje, przyjęli zdecydowanie odmienny sposób podejścia do siebie nawzajem. Harold i Sarah nie potrafili darzyć się głębszą miłością i czule się do siebie odnosić, ponieważ Harold zachowywał się władczo wobec żony, a ona mu na to pozwalała. W ich małżeństwie występowało zjawisko, które określamy mianem poważnego konfliktu granic – sytuacja, w której jeden z partnerów przekracza linię wyznaczającą granicę odpowiedzialności i poszanowania drugiego. Kiedy jeden z małżonków dominuje nad drugim, miłość nie może się rozwijać, bowiem w ich związku nie ma wolności. Frank i Julia mogli skończyć podobnie jak Harold i Sarah. Na początku ich małżeństwo wyglądało bardzo podobnie. Frank przyjmował władczą postawę, a Julia mu ulegała. Na szczęście doprowadziła do konfrontacji, wytyczyła granice i określiła konsekwencje ich złamania, dzięki czemu ich związek mógł się rozwijać. Jedni i drudzy zbierali owoce własnych zachowań we wcześniejszym okresie swojego małżeństwa. Harold i Sarah zbierali gorzkie żniwa, Frank i Julia radosne.

Zobacz także
ks. Dariusz Larus
Matka czy ojciec, którzy nie wiążą syna lub córki ze sobą, którzy nie wypełniają sobą całej psychicznej przestrzeni dziecka – to ogromny skarb. Ale nie wszyscy rodzice to potrafią. Wielu dorosłych doświadcza długotrwałego kryzysu wskutek nierozwiązanej separacji. Przeżywają zarówno miłość, jak i nienawiść do rodziców. Miłość, bo jawią się oni jako jedyni i niezastąpieni – w świecie, który wskutek przekazu rodziców ciągle jest zbyt zagrażający i nieprzyjazny... 
 
Ks. Rafał Masarczyk SDS
Bywa czasami tak, że musimy zmienić swoje poglądy na jakiś temat. Ostatnio musiałem zmienić poglądy na temat Iranu. Wydawało mi się, że kiedy rządził szach w tym państwie, obywatelom żyło się dobrze, gospodarka się rozwijała i wszyscy byli zadowoleni z wyjątkiem duchowieństwa islamskiego, które pragnęło przejąć władzę. Prawda okazała się trochę inne od moich poglądów...
 
Krzysztof Osuch SJ
Zatrzymajmy się nieco przy tym zdaniu, tyle razy słyszanym: Weźcie Moje jarzmo na siebie. Czy nie jest zastanawiające, że Pan Jezus, przynajmniej tym razem, wcale nie mówi: «Niech każdy człowiek bierze na siebie swoje jarzmo»? Sądzę, że wcale by nas to nie zaskoczyło, gdyby tak powiedział... 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS