Stephanie
Stephenie, o której wspomniałem na początku rozdziału, nie miała tak poważnych problemów w relacji ze Stevem, jak inni małżonkowie, cierpiała jednak z powodu dystansu emocjonalnego, który powstaje, gdy w związku zaangażowana jest tylko jedna osoba. Jej historia dostarcza dobrego przykładu na to, jak konieczne jest wytyczenie granic w małżeństwie. Stephanie była nieszczęśliwa, chociaż nie borykała się z poważniejszymi trudnościami. Sytuacja taka jak jej bywa jednak czasami źródłem największej niedoli. Stephanie zastosowała wszystkie zasady przeanalizowane w tym rozdziale, dlatego opowieść o niej ma szczęśliwe zakończenie Po pierwsze, Stephanie ustaliła, gdzie kończy się jej „obszar” i zaczyna „obszar” Steve’a. Kiedy to uczyniła, doszła do wniosku, że w związku, który ich łączy, bardzo mało jest tego, co należy do niej. Kobieta przystosowywała się do pragnień męża i ulegała jego żądaniom, tak jakby sama w ogóle nie istniała. Nie potrafiła sobie nawet przypomnieć, jakie uczucia towarzyszą byciu sobą. Odłożyła na długo własne pragnienie zdobycia wykształcenia i wartościowej pracy, aby umożliwić mężowi zrobienie kariery.
Tak często rezygnowała z siebie, że niemal się zatraciła. Kiedy zaczęła się zastanawiać nad tym, co należy do niego i do niej, zdała sobie sprawę, że nie może obwiniać męża o to, iż o sobie zapomniała. To ona podporządkowała się jego życzeniom. To ona lękała się konfliktu i wolała dostosować do jego pragnień. Stephanie musiała się przyznać do własnej bierności. Właśnie wtedy podjęła dojrzałą decyzję – wzięła odpowiedzialność za własną niedolę i zaczęła pracować nad relacją łączącą ją z mężem. Zamiast uczynić to, co robi wiele uległych osób, gdy się przebudzi i stwierdzi, że się zagubiło, nie zrezygnowała z małżeństwa ze Stevem, aby „odnaleźć siebie”. Bardzo często dochodzi do rozpadu związku wówczas, gdy bierny małżonek stwierdza, że ma prawo do „własnego życia” i opuszcza partnera. Czasami nazywa to posunięcie „wytyczeniem granic”. Nie ma niczego, co byłoby równie dalekie od prawdy.
Granice mogą istnieć jedynie w ramach relacji. Traktowanie zerwania związku jako pierwszego kroku do określenia granic nie ma z nimi nic wspólnego – jest raczej ucieczką przed ich wytyczeniem w relacji z drugą osobą. Prawdziwe granice funkcjonują jedynie w kontekście związku łączącego dwoje ludzi. Stephanie nie opuściła męża, lecz przyznała się do wszystkich uczuć, postaw, pragnień i wyborów, a następnie powiedziała o nich Steve’owi. Początkowo toczyli ze sobą wiele sporów, w końcu jednak mąż przyjął bardziej dojrzałą postawę. Zrozumiał, że w małżeństwie nie chodzi wyłącznie o niego i że jeśli w dalszym ciągu będzie postępował tak jak dotąd, utraci rzeczy, które uważa za bardzo ważne, na przykład bliski związek ze Stephanie. Gdy żona wzięła odpowiedzialność za własne życie, on był zmuszony uczynić to samo i ich związek zmienił się na korzyść.
Każde było „właścicielem” swojej strony równania. Stephanie poczuła, że nie jest uzależniona od Steve’a oraz wewnętrznego zniewolenia, które zawsze jej towarzyszyło. Częściej wyrażała swoje uczucia i opinie. Nie ulegała natychmiast pragnieniom męża. Mówiła mu, kiedy miała wrażenie, że jej nie słucha. Steve nauczył się cenić jej wolność i cieszyć się nią. Jej niezależność zaczęła go pociągać, zamiast wywoływać poczucie zagrożenia. Postępowanie takie sprawiło, że ich wzajemna miłość zaczęła wzrastać, rozwijali się też jako osoby.
Początkiem zmian było podjęcie pracy nad granicami przez Stephanie – spojrzenie na samą siebie, przyznanie się i wzięcie odpowiedzialności za to, co do niej należało, oraz wykonanie ciężkiej pracy w celu zmiany charakteru łączącego ich związku – zamiast uwolnienia się od niego. Nauczyła się okazywać miłość, zamiast ulegać mężowi. Więź łącząca Steve’a i Stephanie stawała się coraz bliższa. Oboje nauczyli się, jak być odrębnymi osobami, które w wolny sposób obdarzają się miłością. Tym, czego im od dawna brakowało, było poczucie głębokiej jedności, które Biblia nazywa „poznaniem”. Bez wyraźnego określenia granic nie mogli poznać się wzajemnie, a zatem darzyć się prawdziwą miłością.
Kiedy każde z nich „zdefiniowało” siebie, stali się dwojgiem ludzi mogących kochać i przyjmować miłość. Zaczęli się wzajemnie poznawać i cieszyć sobą. W ich życiu nastąpił rozwój. Właśnie tego życzymy naszym Czytelnikom i ich współmałżonkom. Dzięki tej książce pragniemy pomóc wam zobaczyć siebie w prawdziwy sposób oraz stać się bardziej wolnymi i odpowiedzialnymi osobami, abyście mogli lepiej okazywać i przyjmować miłość. Taki jest wzniosły cel małżeństwa stworzonego przez Boga.