logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
o. Piotr Jordan Śliwiński OFMCap
Grzechy w kratkę
Znak
 


Grzechy w kratkę 
ISBN 978-83-240-0917-6
Rok wydania 2008
format 124 x 195 mm, s. 184, miękka oprawa
Cena detaliczna 27.00 zł
Kup tą książkę

 
Konfesjonał i kozetka (cz.2)
 
Jedna z podstawowych różnic między spowiedzią a psychoterapią polega na tym, że w sakramencie pojednania mówi się o grzechu jako o czymś, za co człowiek jest odpowiedzialny i co podlega ocenie. Natomiast psychoterapeuta nie powinien tego robić.
 
Jeżeli psychoterapeuta nie jest w pełni profesjonalistą, to też ocenia. Na przykład, może traktować pewne przejawy religijności czy problemy z seksualnością jako objaw nerwicy. Może się zdarzyć, że nie będzie rozumiał, że ktoś w swoim życiu odnosi się do konkretnej skali wartości, która wynika z jego wiary w Ewangelię i w Chrystusa. I tu się pojawiają problemy. Zdarzają się sytuacje, kiedy psychoterapeuta chce pokazać klientowi, że ta skala jest niewłaściwa. W ten sposób ingeruje w sferę światopoglądu i systemu wartości.
Czasem psychoterapia może rodzić wątpliwości natury moralnej. Na przykład wówczas, gdy psychoterapeuta w swych metodach odwołuje się do jakiegoś światopoglądu, powiedzmy buddyjskiego lub hinduistycznego, a nie ujawnia tego wprost. Moim zdaniem takie postępowanie jest nieuczciwe. Dziś odwołania do form związanych choćby z technikami New Age nie należą do rzadkości, dlatego trzeba być na to wyczulonym.
 

Jakie są przyczyny tak dużej popularności różnych form pomocy psychologicznej, na przykład poradników?
 
Ta książka to też poradnik. Ktoś kiedyś żartował, że teraz trzeba napisać poradnik Jak korzystać z poradników? Mamy „kulturę poradnictwa”. Coraz więcej wiemy o człowieku. Psychologia też wie coraz więcej o człowieku. Zygmunt Bauman stwierdza, że epoka postmodernistyczna to czas doradców. Mamy wielość ofert, każdy ma sobie wybrać doradcę „jak najlepiej żyć”. Takie jest postrzeganie religijności w świecie ponowoczesnym. Tylko trzeba pamiętać, że to jest horyzontalna wizja religii. Nie ma tam odniesienia do eschatonu, do przyszłego życia, do ostatecznego celu, ale do tego, by w miarę bezboleśnie przeżyć to „dzisiaj”. To „dzisiaj” jest tak ciężkie.
 

Nieraz słychać głosy świadczące o tym, że w świecie zachodnim ludzie jednak zastępują spowiedź wizytą u psychoterapeuty. Dużo łatwiej wyrzuty sumienia potraktować jako problem psychologiczny, który dobry psychoterapeuta za odpowiednią opłatą pomoże rozwiązać, niż jako grzech, z którego się muszę spowiadać i za który muszę żałować.
 
W gruncie rzeczy problem jest dużo głębszy, mianowicie jest to kwestia mojej wiary lub niewiary. Jeżeli wierzę, to wiem, że w każdej chwili mojego życia staję wobec Chrystusa, w czym kapłan czy psychoterapeuta mogą mi pomóc, ale nigdy mnie nie wyręczą. Jeżeli jest we mnie doświadczenie wiary, jeżeli wiem, kim jestem przed Bogiem, to żaden psychoterapeuta nie będzie dla mnie zagrożeniem. Oczywiście są możliwe takie sytuacje, w których ktoś zwraca się do psychoterapeuty, by zagłuszyć wyrzuty sumienia, by ten pomógł się samousprawiedliwić, ale za to nie można winić psychoterapeutów.
 
Przy braku wiary może nastąpić tego typu przejście od sakramentu pokuty do psychoterapii, tym bardziej że jest to sytuacja o tyle wygodna, że bardzo dobrze pasuje do dzisiejszej mentalności klienteryjnej: idę do psychoterapeuty, płacę, otrzymuję usługę, odchodzę – wszystko jest jasne, żadnych wymagań. Psychoterapeuta mi coś proponuje, jak mi to pasuje, to przyjmuję, jak mi to nie pomaga, to nie.
 
Reasumując, sądzę że mniejsza liczba spowiadających się jest wynikiem laicyzacji, a nie popularności psychoterapii. Występuje też coraz mocniej tendencja do terapeutyzacji religii. Jest niemało osób, które taką wyłącznie rolę rezerwują w swym życiu dla religii. Oczekiwanie po życiu religijnym jedynie poprawy samopoczucia jest jakąś formą jego spłaszczania, odmianą tego, co nazwaliśmy w tej rozmowie horyzontalną wizją religii.
 

Spotkałam się z opiniami, że wspólnym elementem spowiedzi i psychoterapii jest obrona przed poczuciem winy. Czy Ojciec by się z tym zgodził?
 
Nie do końca. Co to jest poczucie winy? Rozumiem, że psychoterapeuta może kogoś bronić przed patologicznym poczuciem winy. Natomiast w życiu religijnym poczucie winy czy świadomość grzechu jest w pewnym sensie oczyszczająca.
 
„Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy. Jeżeli wyznajemy nasze grzechy [Bóg] jako wierny i sprawiedliwy odpuści je nam i oczyści nas z wszelkiej nieprawości. Jeśli mówimy, że nie zgrzeszyliśmy, czynimy Go kłamcą, i nie ma w nas Jego nauki” (1 J 1, 8–10).
 
Teologiczna świadomość grzechu prowadzi do wyzwolenia. Muszę sobie uświadomić, że popełniłem grzech i nie jestem sobie w stanie z nim dać rady. Potrzebuję więc Zbawiciela. I tu pojawia się wymiar soteriologiczny, którego nie ma w psychoterapii. Oczywiście, człowiek też musi odpowiadać na łaskę i musi z nią współpracować, punkt ciężkości jest jednak w Zbawicielu, który przychodzi i daje przebaczenie i ono jest darmo dane. A więc jest to doświadczenie obdarowania. Psychoterapia jest raczej doświadczeniem pracy: pracuj, działaj, jesteś w stanie coś przepracować – to typowe dla psychologów, którzy mówią: „Przepracuję to z panem” czy: „Przepracujemy to wspólnie”.
 

Psychoterapia daje nam nadzieję, że uda nam się pokonać jakiś problem raz na zawsze. Wstając od konfesjonału, mamy świadomość, że znów tam wrócimy, bo skłonność do grzechu jest w nas nieusuwalna. Czy znaczy to, że psychoterapia daje więcej nadziei?
 
To jest dylemat, o którym pisał święty Paweł: „Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, już nie ja to czynię to ja, ale grzech, który we mnie mieszka” (Rz 7, 20). Dostrzegał, że natura ludzka – w sensie ontologicznym – jest skażona przez grzech. I naturalnie uzyskuję przebaczenie przez doświadczenie pojednania w Chrystusie, ale muszę uznać, że to jest mój grzech. Nie mogę powiedzieć, że „popełnił się grzech” albo że zrobiłem coś na tej zasadzie, że wylałem mleko. Ja to zrobiłem i ja jestem za to odpowiedzialny. Ale to nie zmienia faktu, że mogę w Chrystusie i dzięki pojednaniu z Nim inaczej odczytać moją przeszłość. Że to nie jest ostatnie słowo: „Popełniłeś grzech, jesteś zły i koniec”. Ostatnim słowem jest Chrystus, który proponuje wyjście z grzechu.
 
W spowiedzi jest także element terapeutyczny. Doskonale to widać w ewangelicznym opowiadaniu o sytuacji świętego Piotra. Piotr po zmartwychwstaniu Chrystusa ma pełną świadomość, że zawinił, zapierając się Jezusa. Potrzebuje Jego przebaczenia. Ale ta świadomość, że zawinił, ma dla niego także wymiar terapeutyczny. On się dzięki temu doświadczeniu dowiedział, jaki jest.
 
Kiedy staję przed Bogiem i uzyskuję przebaczenie, uczę się, jaki jestem. Uświadamiam sobie, że nie jestem drugim Bogiem i nie mogę wszystkiego, że jak coś próbuję robić sam, to zwykle robię to źle. Ale jeżeli decyduję się oddać swoje życie Bogu, to mam szanse ten grzech przezwyciężać, a przynajmniej nie widzieć w nim ostatecznego wymiaru swojego życia. W Drugim Liście do Koryntian święty Paweł pisze o dwóch smutkach, o smutku świata i smutku Bożym, który prowadzi ku nawróceniu. Jeżeli reakcją na grzech jest opłakiwanie siebie, żalenie się, jaki jestem kiepski, to siłą rzeczy zamykam się wtedy w sobie i doprowadzam do sytuacji, w której nie jestem w stanie „odlepić się” od tego mojego grzechu. Jeżeli reakcją na grzech jest uznanie, że sam nie jestem w stanie sobie z tym poradzić i dlatego chcę stanąć z moim grzechem przed Bogiem, to mój smutek prowadzi ku nawróceniu. Smutek prowadzi mnie do Niego: „Ty mi pomóż. Ty jesteś dla mnie dobry”. I wtedy ten smutek uczy mnie, kim naprawdę jestem.
 
Siłą rzeczy rachunek sumienia czy wyznanie grzechów – rozmowa o stanie moralnym człowieka – pozwala lepiej poznać samego siebie. A z drugiej strony spowiedź daje wskazania, jak rozwiązać problem – oczywiście w sakramencie pokuty będzie to przede wszystkim problem religijny, ale może to także być problem psychologiczny. Na przykład, ktoś nie może sobie dać rady z jakimś nałogiem i odczytuje, że to jest grzech, mocuje się z tym, ale w pewnym momencie kapłan może powiedzieć: „Posłuchaj, to jest uzależnienie. Pomyśl, czy nie powinieneś też pogadać z psychoterapeutą, który pomoże ci – już od strony psychologicznej – odkryć źródło tego uzależnienia”. Podobnie może być z innymi sytuacjami dotyczącymi życia religijnego, które rozwiązane będą miały też efekt psychoterapeutyczny.
 
Aby skutecznie wypełniać tę posługę, spowiednik winien koniecznie posiadać ludzkie przymioty: roztropność, dyskrecję, umiejętność rozeznania, stanowczość miarkowaną łagodnością i dobrocią. Winien on posiadać także przygotowanie poważne i dokładne, nie fragmentaryczne, lecz integralne i harmonijne w różnych gałęziach teologii, pedagogii i psychologii, metodologii dialogu, a nade wszystko w żywej i komunikatywnej znajomości słowa Bożego. Jeszcze ważniejsze jest jednak, by sam prowadził głębokie i prawdziwe życie duchowe. Aby innych prowadzić drogą chrześcijańskiej doskonałości, szafarz pokuty musi ją sam przejść jako pierwszy i bardziej poprzez czyny niż długie nauki dać dowód rzeczywistego doświadczenia przeżytej modlitwy, praktyki cnót ewangelicznych, teologicznych i moralnych, wiernego posłuszeństwa woli Bożej, miłości do Kościoła i uległości jego Magisterium.
Całe to wyposażenie w ludzkie przymioty, w cnoty chrześcijańskie i umiejętności pasterskie nie może być improwizowane ani osiągnięte bez wysiłku
” (Jan Paweł II, Reconciliatio et paenitentia, 29).

Zobacz także
Fr. Justin

Świętość Kościoła zdaje się kłócić z konkretnym doświadczeniem jego rzeczywistości w świecie. Nikt nie zaprzeczy istnienia grzechu w Kościele. W jakim sensie mówimy o świętości Kościoła?

 
Małgorzata Tadrzak-Mazurek
Sposobów jest dziesiątki, można wąchać, połykać, wstrzykiwać... Amfetamina, ecstasy, grzyby, kleje, kokaina, LSD, marihuana, opiaty, sterydy, barbiturany, benzodiazepiny i co tam jeszcze… A wszystko, żeby poczuć euforię, błogostan, przypływ nadludzkiej energii, doświadczyć „czegoś niesamowitego”, a tak naprawdę uciec od tego, co tu i teraz, od życia...
 
Karol Meissner OSB
Już w IV wieku biskup Kartaginy Donat głosił, że świętość Kościoła jest równoznaczna z moralną świętością wszystkich członków Kościoła, w którym nie ma miejsca dla grzeszników. Uważał, że nawet ważność sakramentów zależy od moralnej świętości szafarzy. Św. Augustyn ostro się przeciwstawiał tym poglądom. Takie pojęcie świętości Kościoła ciągle w jakiś sposób trwa. Ślady tego pojęcia można stwierdzić w niejednym kazaniu, w niejednej katechezie. 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS