Postać Hagar występuje w historii Abrahama. Przypomnijmy, że ten patriarcha Izraela żył 18 wieków przed Chrystusem. Zatem mówimy o postaciach sprzed prawie czterech tysięcy lat! Jednak dzięki Biblii wciąż żyją one w naszej tradycji religijnej. Prawowitą żoną Abrahama była Sara, natomiast Hagar była zaledwie jedną z niewolnic. Co takiego się zdarzyło, że wpisała się w historię najstarszego patriarchy Izraela?
Niesnaski między panią a niewolnicą
Wszystko zaczęło się od tego, że Sara była niepłodna i Abraham pozostawał bezpotomny – mimo upływu lat i obietnicy Bożej, że stanie się ojcem mnóstwa narodów. Aby ratować swój honor i dać potomstwo Abrahamowi, Sara uciekła się do niezrozumiałego dziś dla nas sposobu, mianowicie pozwoliła, aby to niewolnica urodziła dziecko Abrahamowi, które równocześnie stałoby się dzieckiem Sary. Moglibyśmy powiedzieć, że w pewnym sensie Hagar była traktowana jak współczesna surogatka: miała urodzić Abrahamowi dziecko zamiast Sary, jego żony. Z jednej strony, była to nobilitacja dla niewolnicy, że mogła legalnie – jak na tamte czasy – zajść w ciążę ze swoim panem, ale z drugiej strony, wciąż pozostawała tylko niewolnicą.
Faktycznie, Hagar poczęła dziecko. Jednak zbyt łatwo uwierzyła, że jest z tego powodu ważniejsza od Sary, i zaczęła okazywać pogardę swojej pani. Skończyło się to tym, że Sara upokorzyła Hagar, aby poskromić jej zapędy, a obrażona niewolnica w emocjach uciekła na pustynię. Nie wiadomo, w jaki sposób potoczyłyby się losy Hagar, gdyby nie zaopiekował się nią Anioł Boży. On polecił jej wrócić do domu Abrahama i pogodzić się ze swoją panią. Obiecał jej również, że będzie miała liczne potomstwo.
Hagar posłuchała, poddała się Sarze, urodziła Abrahamowi syna i wydawało się, że już wszystko będzie dobrze. Tymczasem Bóg okazał miłosierdzie żonie Abrahama i ta w swej starości urodziła sssyna Abrahamowi. Jej pozycja radykalnie się umocniła. Gdy później syn Hagar – Izmael kpił sobie z Izaaka, syna Sary, miarka się przebrała. Sara zmusiła Abrahama, by ten pozbył się Hagar i jej syna. W efekcie Hagar po raz drugi znalazła się na pustyni, pozbawiona zupełnie środków do życia.
Światełko w tunelu
Sara, a za nią Abraham postąpili bez miłosierdzia wobec Hagar. Przecież byli świadomi, że wypędzając kobietę i jej syna na pustynię, tak naprawdę skazują ich na powolną śmierć. Jak czuła się wtedy Hagar?
Być może podobnie jak wdowa z Sarepty Sydońskiej, do której został skierowany prorok Eliasz. Kiedy ją spotkał, zbierała właśnie drewno, by rozpalić ogień i z resztek mąki, które jej pozostały, oraz odrobiny oliwy upiec ostatnie placki dla siebie i syna. Nie mogąc liczyć na żadną pomoc, bo był to czas wielkiej suszy w kraju, była świadoma, że potem czeka ich niechybna śmierć.
W podobnej sytuacji była Hagar. Na pustyni zionącej śmiercią, pozbawiona wsparcia rodziny, która zwłaszcza w tamtych czasach dawała gwarancję przetrwania, niechybnie była skazana razem ze swoim synem na rychłą śmierć. Gdy skończył się chleb i opróżnił bukłak wody, który na drogę dał jej Abraham, wówczas zdesperowana Hagar pozostawiła swojego syna Izmaela pod krzewem, aby miał choć odrobinę cienia, i odeszła. Nie miała serca, aby patrzeć, jak jej dziecko umiera z głodu. Księga Rodzaju nie podaje, jak długo Hagar przeżywała swoją traumę. Dowiadujemy się jednak, że i tym razem zainterweniował Anioł Boży, który wskazał Hagar miejsce, gdzie znajdowała się studnia z wodą. Dzięki temu odzyskała nadzieję i ostatecznie uratowała życie swoje i chłopca. Według tradycji, z rodu Izmaela wywodzą się liczne plemiona arabskie. Bóg dotrzymał zatem obietnicy danej Hagar, że stanie się (podobnie jak Abraham) matką licznego potomstwa.
Na pustyni, pozbawiona wsparcia rodziny, która zwłaszcza w tamtych czasach dawała gwarancję przetrwania, Hagar była skazana razem ze swoim synem na rychłą śmierć.
W Sercu ukojenie
Jeśli nawiązujemy w naszym aktualnym numerze „Wstań” do postaci Hagar i jej matczynego cierpienia z powodu śmiertelnego zagrożenia dla jej syna, to czynimy to, by uwrażliwić nas na sytuację niejednej matki, która zmaga się z poważną, czasem nieuleczalną chorobą swojego dziecka, z całym lękiem, że może je utracić, a w tych najtrudniejszych przypadkach – z doświadczeniem śmierci swojego potomstwa. Są to z pewnością doświadczenia zupełnie nieprzekazywalne dla innych, którzy ich nie doświadczyli. Nie są jednak obojętne samemu Bogu, który oddał swojego niewinnego Syna na śmierć, czy Maryi, Matce Bożej, stojącej pod krzyżem, na którym umierał Jej ukochany Syn. Oczywiście, nie chodzi tu o łatwe pocieszanie matek i rodzin dotkniętych tak bolesnym doświadczeniem. Chodzi bardziej o wskazanie na tego Boga, który ma najczulsze Serce i rozumie nasz ból oraz z całą pewnością jest blisko nas w tych naszych traumach, naszym cierpieniu i bezradności, tak jak był blisko Hagar przez swego Anioła. I choć nie rozumiemy, dlaczego tak trudne doświadczenia spotykają rodziców, to jednak ufamy, że nasze dzieci, choć odeszły, mają swoje miejsce przy kochającym Sercu Boga, a nam samym Bóg da siłę, by poradzić sobie z traumą rozłąki z nimi.
Dariusz Salamon SCJ
Wstań 210
Małomówny, wręcz milczący, a przez to dość tajemniczy mężczyzna. Taki wizerunek św. Józefa zdaje się wyłaniać z kart Biblii. Tak naprawdę dopiero dziś Cieśla z Nazaretu jakby wychodzi z cienia… Znajdujemy w nim jedynie słowa że, kiedy Maryja porodziła Syna, nadał Mu imię Jezus. Szczególną dziś rolę św. Józefa dobrze ukazał św. Jan Paweł II, nazywając go wprost „Patronem Kościoła naszych czasów”.
Wystarczy być dobrym człowiekiem, żeby szczęśliwie zrealizować swoje życie i zasłużyć na pamięć potomnych. Co jednak oznacza być dobrym? Czy można być dobrym wobec siebie? Czy raczej powinno się być dobrym wobec innych? A może jedno nie wyklucza drugiego? Jako ludzie ciągle rozglądamy się dookoła, by odkryć na ziemi własne miejsce, by poczuć, że to, co robimy, ma jakiś sens. By odnaleźć to, co najważniejsze. Mamy bardzo wiele odpowiedzi na pytania, które stawiamy. Uzyskujemy je każdego dnia. A jednak pozostajemy nimi nienasyceni. Wśród wszystkich naszych dylematów pytanie o bycie dobrym jest jednak wyjątkowe. Dotyczy bowiem głębokiej prawdy o nas samych.