logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Agata Rusak
Jak się nie rozpaść na kawałki, czyli kilka rad dla człowieka w kryzysie
Pastores
 


Takie załamanie dotychczasowego kierunku lub tempa życia jest znakiem, że pewna jego formuła się wyczerpała. Nie da się funkcjonować dalej tak samo, za pomocą tych samych środków. Często się szarpiemy, jakbyśmy jeszcze jednym zrywem próbowali poderwać się do lotu.
 
Potrzebujemy poczucia, że mamy własne życie pod kontrolą — choćby po to, by swoje zasoby i siły adekwatnie wykorzystywać w trudnej sytuacji. Tymczasem w kryzysie stajemy się bezbronni i nie umiemy obiektywnie ocenić problemu. Często szamoczemy się i podejmujemy nieodpowiednie decyzje.
 
Co robi człowiek, który stracił kontrolę nad płynnością pływania? Robi gwałtowne ruchy, napinając mięśnie, przez co pogarsza swoją sytuację. Najlepiej byłoby, gdyby się rozluźnił, nie robił nic, po prostu położył się na wodzie. Ale strach, a czasem już nawet panika, nie pozwala mu na to. Wyobraźnia podsuwa czarne scenariusze. Człowiek macha rękami niejako automatycznie. Traci mnóstwo sił, słabnie, a jego sytuacja wcale się nie poprawia. Może jeszcze skutek przynosi donośny krzyk, wołanie o pomoc. Jeśli w pobliżu ktokolwiek jest, to usłyszy i pospieszy na ratunek.
 
W pewnym momencie przychodzi kryzys nadziei prowadzący do zwątpienia, do uświadomienia sobie bezsensu podejmowanych działań, trudów, zmagań. Bo po co? W końcu można usiąść i zatopić się w tym, do czego nie udało się dojść albo co nas ominęło — również w porównaniach z innymi ludźmi, którzy umieją lepiej sobie radzić albo otrzymali więcej talentów. W ten sposób dochodzi się do zamknięcia serca przed ludźmi. Zastyga się w smutku, żalu, lęku o siebie. Główna aktywność psychiczna może wówczas polegać na czuwaniu, żeby ktoś nas nie skrzywdził. Jest tu miejsce na wyobraźnię rodem z Hitchcocka, pełną mrocznej i tajemniczej atmosfery zagrożenia.
 
Rośnie też obawa przed negatywną oceną, ośmieszeniem i kompromitacją ze strony bliskich i dalszych ludzi, a także ze strony przełożonych. Człowiek izoluje się więc coraz bardziej, najpierw przez maskowanie swoich uczuć, a w miarę narastania trudności — przez dystans zewnętrzny. Samotność stanowi bardzo dobrą pożywkę dla kryzysu, szczególnie wtedy, gdy warunki zewnętrzne dają szansę na zaistnienie jakichś więzów. Gdy żyjesz w domu sam, to wiesz, że aby z kimś porozmawiać, musisz zadzwonić lub wyjść, postarać się o kontakt. Ale gdy mieszkasz we wspólnocie i czujesz obcość mijanych na korytarzu braci czy sióstr, gdy w czasie posiłku każdy siedzi, milcząc nad swoim talerzem (lub tocząc rozmowę „o pogodzie”), to narasta poczucie dystansu, obcości, chłodu. Wystarczy myśl, że nikogo tu nie obchodzę, że nikt nie widzi mojego kiepskiego stanu, a nawet jeśli widzi, to wcale go to nie wzrusza — żeby zamknąć się w sobie albo poszukać wsparcia na zewnątrz.
 
Izolację od innych ludzi pogłębiają też liczne zbuntowane myśli i wyobrażenia na temat ich egoizmu. Może to dotyczyć również tych osób, którym ufaliśmy, autorytetów, naszych dotychczasowych przewodników duchowych. Rodzi się czujność, upatrująca wszędzie zagrożenia dla siebie. Nie pozwala ona już nawet na przyjęcie najmniejszej uwagi czy komentarza, także w czasie głębokiej rozmowy czy własnej spowiedzi.
 
Oczywiście, najlepiej byłoby zawalczyć o te relacje, wyjść ze skorupki właśnie w tej wspólnocie, ale przecież czasem jest to niemożliwe z powodu braku sił, raniących doświadczeń. W niektórych przypadkach rzeczywiście rozsądniej jest nie ujawniać swojej słabości w danym środowisku. Czasem się odchodzi...
 
Zdarzają się sytuacje, gdy ludzie odchodzą, porzucają miejsca i funkcje z nadzieją, że całkowita zmiana uwarunkowań zewnętrznych zmieni ich stan wewnętrzny. Czasem to pomaga, choć wewnętrzne nieuporządkowanie i dylematy zwykle wracają i domagają się rozstrzygnięć na poziomie duchowym.
 
W takim momencie można zhardzieć, zrobić sobie silny pancerz, urządzić się tak, by poczuć się bezpiecznie. Człowiek będący w takim stanie siada w kącie własnego zamkniętego pokoju i bez żadnego pomysłu czeka na koniec każdego kolejnego dnia. Jest to faktycznie pułapka zakleszczająca go w coraz większej bezradności i bezsilności. Jakże łatwo w ten sposób można zabić nadzieję, uciec w siebie. Choć na chwilę zapomnieć — to myśl przyświecająca wszelkim „ucieczkowym” zajęciom, których celem jest ulga. Ponieważ jednak wiele rzeczy szybko się człowiekowi nudzi, konieczne jest zwiększanie bodźców albo poszukiwanie satysfakcji gdzie indziej.
 
Kryzysu można nie wytrzymać. Może on okazać się ponad siły. Może przybić depresją. Nie zawsze z winy człowieka. Nie tylko dlatego, że brakuje mu wiary albo męstwa czy wytrwałości. Nie zawsze z powodu zaniedbania przyjaźni lub braku wewnętrznej dyscypliny. Czasem po prostu kryzys się niebotycznie przedłuża, wykradając człowiekowi resztkę sił i motywacji.
 
Jeśli brakuje nadziei czy wizji przyszłości, to rodzi się lęk — czasem apokaliptyczny. Człowiek wpada wówczas w pułapkę. Do przeszłości nie wróci, przyszłość jawi się katastrofalnie, a dziś... po prostu boli.
 
Zobacz także
Jan P. Malicki OCD

Boża misja nie odbywa się automatycznie na zasadach jednego ogólnego posłania. Praktycznie powinna ona być nieustannie rozeznawana w świetle Bożego Słowa i weryfikowana pod natchnieniem Ducha Świętego. Misja domaga się otaczania modlitwą i odnawiania wierności, aby nie zboczyć z jej szlaków i nie realizować jedynie swoich potrzeb pod jej płaszczykiem. Może się wszak okazać, że podjęło się głoszenia Dobrej Nowiny dla własnych interesów.

 
Andrzej Sarnacki SJ
„Globalizacja” jest słowem-kluczem, otwierającym rozumienie współczesnego świata, w którym zachodzą kompleksowe i dynamiczne procesy zmian. Z powodu swego odniesienia do rozlicznych i ogólnoświatowych zjawisk jest określeniem niezwykle pojemnym, a przez to używanym w różnych kontekstach i znaczeniach...
 
Dariusz Kowalczyk SJ
Druga z sześciu prawd wiary brzmi: „Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze". Jak to pogodzić z prawdą o Bogu-Ojcu, który jest Miłością? Nie umiem myśleć o Bogu jako miłującym mnie Tatusiu, skoro gdzieś w tle majaczy srogi sędzia ważący moje złe uczynki...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS